W niedzielę , tak jak to w końcu zostało ustalone, wrócili do Warszawy rodzice Marty wraz z ojcem Wojtka i Misią. Powitanie ze strony Misi było niezwykle spontaniczne, a twarze, szyje i ręce Marty i Wojtka bardzo dokładnie wylizane, zaś Misia już sama nie za bardzo wiedziała u kogo woli siedzieć na rękach i w końcu zmęczona własną radością wylądowała na rękach Wojtkowego taty i pogrążyła się w lekkiej drzemce. Jak stwierdził Wojtek to było zbyt wiele radości na raz dla jednej malutkiej piesuni.
Tata Marty był bardzo zdziwiony faktem, że "wyprawa dziadków z wnukami" nie dojdzie do skutku, zaraz też teść Marty rozmawiał z Dziadkami, obejrzał na planie Sopotu miejsce im proponowane i w pełni przytaknął ich decyzji- strona Sopotu w lewo od Mola Sopockiego miała co prawda szerszą plażę ale i tym samym ta plaża na pewno będzie bardziej zaludniona - wszak to będzie lipiec. No ale mielibyście bliżej do Grand Hotelu, do Mola, do centrum Sopotu - stwierdził tata Marty. No ale na tym to im wcale raczej nie zależy, poza tym tam ich kwatery byłyby od siebie dość oddalone i nie byłyby to samodzielne mieszkania jak tamte, które z jakiegoś względu są aktualnie niedostępne. A dzieciom to i tak jest obojętne czy będą się grzebały w piasku nad Wisłą czy w piasku nad Bałtykiem tłumaczyła Marta, która już rozmawiała na ten temat z Alą. A tu podróż krótka i w razie nieco gorszej pogody będą chodzić do lasu. No i w każdy weekend rodzice mogą do dzieciaków dojechać. To jest naprawdę blisko Warszawy. Tu za cały miesiąc zapłacą tyle co tam za dwa tygodnie i będą mieli wyżywienie na miejscu. I - jak mówiła Ala- rodzicom Andrzeja też się tam podoba. A rodzice to będą odwiedzali dzieciaki tylko w weekendy i ewentualnie coś mogą dowieźć dy dziadkowie dojdą, że coś im tam jeszcze jest potrzebne.
Tato, a jak pani Małgorzata zniosła fakt, że nie będziesz jej wyręczał w pilnowaniu instalacji owego pieca?- spytała Marta. Teść uśmiechnął się i powiedział - "jakoś zniosła" i chyba całkiem wypadłem z jej karnetu balowego, bo pochwaliłem się, że jestem pod stałą opieką kardiologa i nefrologa. Pominąłem też milczeniem urologa. I chyba jednak mnie wykreśliła ze swoich życiowych planów. Oczywiście nie powiedziałem, że kontrole u kardiologa to mam co 6 miesięcy i że do następnej mam jeszcze dużo czasu.
Ale najbardziej zmartwił ją fakt, że nikt z nas nie jest zainteresowany zakupem tego obiektu. Miała biedaczka nadzieję, że jak tam spędzimy trochę czasu to tak się nam to miejsce i chałupa spodoba, że będziemy ją błagać by nam dom sprzedała. A cenę jego zaśpiewała tak wysoką, że aż się zapytałem, czy aby dobrze słyszę. Zupełnie jakby sprzedawała jakiś zabytkowy pałac z ogrodem i oranżerią a nie drewniany dom w mało ciekawym w sumie miejscu. Byliście i widzieliście - kurort to nie jest a chałupa wymaga jednak przeróbki. Poza tym, jak na mój gust zbyt dużo gadała o swojej samotności, aż w końcu zacytowałem twoje zdanie Martusiu, że samotność to głównie stan umysłu. Popatrzyła na mnie jak na kogoś kto się rozminął gdzieś po drodze z rozumem, ale już dalej nie rozwijała tematu. Zapewne mam już u niej "tyły".
Ja naprawdę nie szukam kogoś by z nim dzielić stół i łoże i dlatego nadałem jasny komunikat. Ona chwilami zachowuje się jak "słodka idiotka", a na mnie takie kobiety działają jak czerwona płachta na byka. Podejrzewam, że nie będzie miała większego kłopotu ze zbyciem tego domu gdy będzie miał to ogrzewanie gazowe - jakby na to nie spojrzeć to znacznie fajniej jest mieć ciepłą wodę w kranie niż jej nie mieć oraz mieć ciepło w domu i moc tam bez problemu siedzieć jesienią. Lato u nas krótkie a do tego nie zawsze jest bardzo ciepłe. Z tej działki jest niedaleko do dużych lasów i ponoć sporo grzybiarzy jest jesienią. Robiliśmy wyliczenia za ile lat zakup tej chałupy może się zamortyzować i wyszło nam, że nawet waszego młodego życia by nie starczyło, co w przypływie dobrego humoru powiedziałem Małgorzacie. Jak obniży cenę to na pewno kupca znajdzie, bo cała okolica pretenduje do zagłębia wczasowego dla stolicy. I już nawet jakaś "marina" buduje się w pobliżu i ponoć będzie nawet plaża a nie tylko przystań dla żaglówek i łódek.
A Ziukowie - opowiadał Marcie teść -bardzo szczegółowo obejrzeli cały dom, w którym chcą spędzić wakacje. Ziuk nawet sprawdzał w sposób naukowy czy aby nie ma tam wilgoci i stwierdził, że to świetne miejsce i że jeśli się im tam spodoba, to i za rok można tam będzie spędzić część wakacji. Klimatycznie jest też to dobre miejsce bo to bliziutko jest do sosnowego lasu a dom jest na skraju lasu mieszanego. No i jeśli idzie o kulinaria, to będzie wszystko gotowane na naturalnych składnikach, bez sztucznych nawozów. Oni załapali się tam na rosół i pieczonego kurczaka - kurczak hodowany na mieszance ziaren a jego upieczone udka były wspaniałe- soczyste, chrupkie. Tak mi o nim opowiadał, że aż byłem gotowy wybrać się po wiejskiego kurczaka na Polną, ale nie złożyło mi się.
No a teraz opowiadajcie o swoim pobycie na Słowacji - zarządziła Pati. Opowieść "młodych" była wzbogacona zdjęciami, które na komputerze prezentowały się o wiele lepiej niż na smartfonie i zapadła decyzja, że w następnym roku to i "starszyzna" wybrałaby się na Słowację i to nawet z dziećmi - wszak będą przecież zmotoryzowani, więc dzieciaki będą mogły taplać się w termalnych basenach, jeździć zębatą kolejką a i sama jazda kolejką elektryczną i przejście górami pomiędzy jedną, lub nawet dwiema stacjami kolejki będzie dla nich niezłą atrakcją.
Luna już samym wyglądem podbiła serca wszystkich. Tata Marty stwierdził, że pomysł z wejściem na Rysy od strony słowackiej był bardzo dobrym pomysłem. On, gdy jeszcze był bardzo, bardzo młody szedł oczywiście od polskiej strony i nawet wtedy uznał tę wycieczkę za jedną z trudniejszych i bardzo męczących. Uśmieli się wszyscy, bo Wojtkowy tata oglądając zdjęcia Luny powiedział - noooo, ładna, ale już teraz z trudem by się zmieściła na kolanach i nie mógłbym jej nosić w wewnętrznej kieszeni bluzy. "Starszyzna" wydała opinię, że mieli dobry pomysł z kupieniem psa dla Milosza i przechytrzeniem właścicielki hodowli.
Potem była dyskusja na temat stosunków polsko- słowackich czyli górali słowackich i polskich, bo obie strony oskarżają się wzajemnie o wszystko co najgorsze, a gdy się obu stronom przypatrzeć z bliska to się naprawdę niemal nie różnią w kwestii mentalności. Marta rozśmieszyła wszystkich gdy opowiadała jak to piękną angielszczyzną rozmawiała z Ondrejem przez telefon a potem już na kwaterze doszli zgodnie do wniosku, że każde z nich może mówić we własnym języku, co chwilami oboje przyprawiało o chichotanie. Co do górali po obu stronach granicy to jedni i drudzy mają sporo takich samych wad. Po obu stronach niestety nie brak pijanych. No może różnica jest w ilości wypijanego piwa. No a teraz Słowacja się bardziej zeuropeizowała
Płeć męska stwierdziła, że żona Milosza to naprawdę piękna kobieta a Marta opowiadała o jej matce, że po kwadransie rozmowy czuła się tak, jakby ja znała "od zawsze". I że mama Hanki dba o Milosza tak samo jak o swą córkę i w pewnym sensie adoptowała Milosza. U nich to jest tak jak u nas w rodzinie - i u Ziuków - dopowiedział Wojtek - zięć i synowa natychmiast są naprawdę włączeni do rodziny a nie tylko w teorii. Ojciec Marty śmiał się - fakt - chwilami miałem wrażenie że mam was oboje od chwili waszych urodzin.
Wiesz tato - u nas to było niemal jak kiedyś na królewskich dworach- śmiała się Marta. Bo przecież kiedyś to królowie gdy zostawali ojcami zaraz zaczynali kombinować z kim ożenić syna lub za kogo wydać córkę, żeby małżeństwo przyniosło królestwu same korzyści. I bardzo często dziecko, któremu było jeszcze bardzo daleko do dorosłości, bo w wieku nawet poniżej 10 lat wychowywało się na dworze swych przyszłych teściów.
Obaj ojcowie aż się skręcali ze śmiechu, bo pracując w tamtych czasach w jednej instytucji znali tylko wzajemnie swe nazwiska , ale nie znali się osobiście i poznali się dopiero na pierwszym zebraniu rodziców w nowym roku szkolnym. A i to głównie dzięki temu, że nowa wychowawczyni klasy wpadła na pomysł by na blatach stolików rozłożyć kartki z nazwiskami dzieci tak jak one siedzą na lekcjach i tym sposobem obaj ojcowie znaleźli się w jednej ławce i drogą dedukcji doszli do wniosku, że pracują w tej samej instytucji.
Mniej więcej tydzień później Andrzej zatelefonował do Marty mówiąc jej, że powinni wpaść do jego kolegi od chirurgii ręki, bo kolega wyjeżdża na sześć miesięcy z Polski na jakieś stypendium i chce przed wyjazdem obejrzeć rękę Marty. No ale po co?- zdumiała się Marta- nic mi się z tą dłonią nie dzieje, nie boli, nie puchnie, ścięgno jak było pogrubione tak i jest. Ale nie wyczuwam na nim żadnych zgrubień czy też guzków. No ale on ma cię zapisaną w swoim kajecie spraw niewyjaśnionych i chce twą rękę zobaczyć, bo jeśli coś mu podpadnie to być może coś z nią zrobi. A co może z nią zrobić? - dopytywała się Marta. Nie wiem, nie jestem specem od chirurgii ręki a tym bardziej dłoni. Nie mam bladego pojęcia o co mu biega. Ale facet jest odpowiedzialny i nie chce cię zostawić w ciemno byś musiała kogoś szukać w razie czego.
No dobrze, to kiedy mamy tam jechać - spytała z westchnieniem. Możemy albo dziś około siódmej wieczorem albo jutro koło południa. No to ja wolę dziś wieczorem, bo Wojtek dziś z Michałem mają coś omawiać z szefem więc jak znam życie to wróci późno i zły jak szerszeń. No ale przecież chyba nie na ciebie będzie zły - zauważył Andrzej. On będzie zły na wszystko i na wszystkich - wyjaśniła Marta. Więc wolę być "niewiadomopoco" u chirurga niż wysłuchiwać bezproduktywnej gadki na temat stanu umysłu jego szefa jak i narzekania, że ma jeszcze przecież jeszcze tyle pracy przy swym doktoracie. Dla mnie to on może tego doktoratu nie mieć a i tak będę go kochać- to nie był mój pomysł.
Wiesz - ten doktorat to mu się jednak przyda- zawsze jest swego rodzaju kartą przetargową - facet z doktoratem jakoś bardziej się liczy niż magister inżynier - powiedział Andrzej. I tak jest w każdej branży i dużo łatwiej jest zaistnieć poza Polską z doktoratem niż bez niego. I wierz mi - nie każdemu u nas proponują robienie doktoratu zaraz po studiach. I dlatego mamy tak wielu starych profesorów a tak szalenie mało młodych. W innych krajach europejskich to normalne, że gdy ktoś zdolny a do tego chętny to idzie jak burza stopień za stopniem. Napisałem już do Wojtka info, że porywam cię na kontrolę do tego od chirurgii ręki i że to ja będę cię transportował, więc podjadę po ciebie o 18,30, bo nie wiem jak będzie z miejscami do parkowania w okolicy jego szpitala. Andrzej - ale ja mogę do niego pojechać sama- przecież mnie nie pokroi z marszu a w prowadzeniu samochodu to mi ta ręka nie przeszkadza. Ty powinieneś wrócić do Maryli i dzieci. Maryla dziś pracuje do 22,00 - pojadę po nią na 22,00. Obiecała mi, że popracuje tylko do końca tego roku na pełnym etacie i od nowego przejdzie na pół etat. Chwilami ona chyba nie wierzy wcale w trwałość naszego związku bo cały czas jakoś przewija się wątek, że ona nie może być na moim utrzymaniu, bo ja wszak mam dzieci.Ona ma całą furę kompleksów - może to dlatego, że jej były mąż ją zdradził. A był po prostu małym, wrednym skurwielem. Co jej kiedyś zresztą powiedziałem. Zawodowo to ona sama siebie docenia, zna dobrze swoje mocne strony, zawsze umie o siebie zawalczyć od strony zawodowej, ale jakoś wcale nie docenia samą siebie jako kobietę. Już nawet prosiłem mamę by ją jakoś podbudowywała by ona wreszcie doceniła swe walory jako kobieta. Na razie udało się moim rodzicom przekonać ją, że jest świetną mamą dla chłopców. Z tego co mi opowiadała wysnułem wniosek, że jej rodzice to też do wspaniałych nie należą- ja w każdym razie nie widziałem ich na oczy i zapewne nie zobaczę. Moi rodzice to ją doceniają i oboje są dla niej naprawdę mili, zresztą naprawdę lubią ją.
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz