Gdy już wjeżdżali do Warszawy Marta wysłała do przyjaciół podziękowania za naprawdę wspaniale, dzięki ich obecności, spędzony urlop i że ma nadzieję na kolejne wspólnie spędzone urlopy. Maryla i Andrzej, w ramach odpowiedzi napisali- nie ciesz się, nie ciesz, że będziesz tylko z Wojtkiem, bo jutro macie do nas przyjechać na obiad - tak sobie zażyczyli moi rodzice. A godzinę to wam podam jeszcze dziś wieczorem.
No ale my już umówiliśmy się na jutro z naszymi, że wpadniemy do nich nad Narew, bo w poniedziałek przyjeżdżają tam ci co będą pogłębiać piwnicę bo piec tam ma być i oni tam będą siedzieć pewnie cały tydzień. A poza tym musimy dowieźć Wojtkowemu tacie jego teczkę z jakimiś dokumentami, chyba dotyczącymi tego pieca, bo gapa ją zostawił na stole w kuchni i już chciał po to sam państwowym środkiem lokomocji tu przyjechać, ale mój tata mu przypomniał, że przecież my dziś wracamy to mu to przywieziemy, bo się umawialiśmy przed wyjazdem, że po powrocie do nich wpadniemy. Tyle tylko, że ja nie przypominam sobie, żebyśmy się tak, umawiali że zaraz po powrocie do nich wpadniemy. No ale zakładam, że już mnie skleroza dorywa.
W dwie godziny później Marta z Wojtkiem dostali wiadomość od Ali i Michała, że nagle wyjazd Dziadków obu rodzin z dziećmi do Sopotu spełznął na niczym, bo z powodu jakiejś awarii zaproponowano zmianę lokalizacji na inną. Rodzice Andrzeja i Ziukowie obejrzeli nową lokalizację i ta im nie przypadła do gustu z kilku powodów, głównie z powodu lokalizacji, bo to były okolice na lewo od Sopockiego Mola i kwatery dość od siebie oddalone, więc Ziuk "wziął sprawy w swoje ręce". Wpierw wydębił od tych z Sopotu zwrot zadatku i wynalazł w Świdrach Małych prywatny pensjonat, nieduży, ale ze wszystkimi wygodami, z własnym sporym terenem dookoła budynku. Dom jest na skraju lasu, do Wisły przysłowiowy rzut beretem i- jak orzekł Ziuk- same plusy bo jest to własny teren zamknięty, jest całodzienne wyżywienie a cena, razem z wyżywieniem jest dużo niższa niż w Sopocie bez wyżywienia. Klimatycznie też dobrze, bo całość jest prawie w lesie. No i jest to blisko Warszawy, więc podróż niemal zerowa. W sumie wynajęli 4 pokoje, więc dzieciaki będą spały w oddzielnych pokojach. Oprócz nich będą jeszcze dwa starsze małżeństwa. A właścicielami są rodzice jednego z byłych studentów Ziuka z czasów gdy przez dwa lata wykładał na SGGW. Ala stwierdziła, że Ziuk jest rewelacyjnym teściem i ona z Michałem uważają Ziuków właściwie za swoich rodziców. Tyle tylko, że nie możemy się z Michałem dogadać czy to są jego czy moi rodzice- śmiała się Ala.
Marta w kilka godzin po powrocie do Warszawy zatelefonowała do rodziców i teścia nad Narew, w skrócie opowiedziała o pobycie na Słowacji i zapytała się "o co biega" z tymi brakującymi dokumentami, bo jeżeli to kwestia dokumentu który ma góra trzy strony, to bardziej się opłaca go zeskanować i im przesłać jego skan. Bo oni oboje idą do pracy w poniedziałek, więc byłoby im wygodniej gdyby nie musieli jechać w niedzielę nad Narew, bo jednak trochę się "ujechali" z tej Słowacji. W pewnej chwili Wojtek "nie wyrobił", zabrał Marcie telefon i "uświadomił" ojcu, że dom nie jest własnością ojca, jego właścicielką jest osoba dorosła i to ona ma obowiązek zadbać o wszystko co jest związane z planowaną modernizacją budynku a nie ojciec i ojciec nie powinien się do tego wtrącać. Raz wyraził swą opinię i to w zupełności wystarczy. Reszta należy do właścicielki domu. A właścicielka domu niech nie szuka przysłowiowego "jelenia" na pilnowanie pracowników firmy montującej tam piec.
Potem Marta rozmawiała chwilę ze swoim tatą, powtórzyła mu to co Wojtek powiedział swemu ojcu i poprosiła by tata wytłumaczył swemu przyjacielowi, że póki co to właścicielką jest pani Małgorzata i to ona powinna się tym zająć a nie Wojtkowy ojciec. Tata powiedział Marcie, że on z Pati wracają w poniedziałek przed południem, bo od wtorku będzie w kwiaciarni remont, a on zaraz poprosi Pati, by jeszcze dziś nieco ostudziła entuzjazm Wojtkowego taty wobec osoby Małgorzaty, bo szkoda by Małgorzata go w ten sposób wykorzystywała. Po prostu Pati sporo wie o Małgorzacie- wszak pracuje z jej kuzynką. I ma nadzieję, że gdy Pati "ujawni to czego nie widać" to Wojtkowy tata wróci razem z nimi do Warszawy, tym bardziej, że wciąż powtarza, że się stęsknił za dziećmi. Córeńko - jeśli wam czegoś brak, to w naszej zamrażarce są zamrożone już ugotowane dania - powiedział na końcu. Tatuniu - w naszej też jest sporo gotowych do jedzenia dań, głodowanie nam nie grozi. A może byście wrócili jutro? To mielibyśmy u nas wspólny obiad i automatycznie zabralibyście Wojtkowego ojca ze sobą, bo przecież pojechaliście jednym samochodem. Masz rację córeczko, tak zrobimy. Ja do ciebie jeszcze dziś zadzwonię.
Wieczorem, już po dwudziestej zatelefonował tata Marty i powiedział - wracamy jutro, wyjedziemy pomiędzy dwunastą a trzynastą. Twój teść jest niepocieszony, ale jak znam życie to w czasie drogi Pati popracuje nad nim i przypomni mu, że jego wybory życiowe nie były jak dotąd najlepsze pod słońcem. A jeśli będą stali z jakimiś owocami po drodze to wziąć coś dla was? No jasne, wszystkie owoce lubimy. To ja tak na wszelki wypadek uzupełnię jutro stan lodów u Grycana - stwierdziła Marta. Rano do niego wyskoczymy. Jestem stęskniona lodów, bo bałam się tamtejszych - ja mam po prostu zbyt humorzasty żołądek i muszę uważać co do niego ładuję.
Następnego dnia Wojtek pojechał po lody, Marta za to wstawiła powakacyjne pranie. W międzyczasie rozmawiała z Hanką i Miloszem oraz z Ondrejem, w związku z czym dwa razy opowiadała o ich drodze powrotnej do Warszawy. Wysłuchała opowieści o nadzwyczajnej mądrości i grzeczności Luny. Ledwie skończyła rozmowę ze Słowacją to zadzwonił Andrzej by powiedzieć, że chyba powinni bliżej siebie mieszkać, najlepiej tak jak mieszkali na Słowacji i że on chyba zacznie się rozglądać za jakimś większym domem, żeby przynajmniej ona z Wojtkiem mogli z nimi mieszkać w jednym domu. Marta wysłuchała spokojnie i powiedziała, że mieszkali razem pod jednym dachem tylko dwa tygodnie, ale nie da się na tej podstawie powiedzieć że byłoby super gdyby tak mieszkali wszyscy, razem ze swoimi rodzicami w jednym budynku. Wakacje nie nie są dobrym probierzem, bo nie jest to sytuacja codzienna, a codzienność niesie jednak inne problemy niż pobyt wakacyjny. Fakt- nie da się tego ukryć- dobrze się nam tam mieszkało, no ale trzeba brać pod uwagę chociażby ten fakt, że mieszkając u Ondreja nie musieliśmy dbać o otoczenie domu, o jego stan techniczny, ani o stan kawałka ogrodu. Poczekaj, aż twoi rodzice będą w gorszej formie i wtedy zrozumiesz, że mieszkanie w jakimś osiedlowym bloku wcale nie jest złe, że jest to nawet wygodne rozwiązanie. Mnie tu nie obchodzi stan dachu na tym budynku - jeśli coś będzie nie tak to ci co mieszkają na ostatnim piętrze zawiadomią administrację budynku i ADM wezwie fachowców, a potem sprawdzą czy wszystko naprawione i lokatorów nie będzie wcale a wcale obchodziło ile to kosztowało, bo płacimy w czynszu jakiś procent na utrzymanie techniczne budynków. Gdy u was coś się złego wydarzy na dachu to ty będziesz musiał wzywać fachowców a na dodatek za to płacić. Zapewne część pieniędzy odzyskasz z ubezpieczenia, ale na pewno nie wszystko.
Z ciebie - powiedział Andrzej - to chodząca trzeźwość i rozsądek. I nie da się ukryć, że niestety ty masz rację. Kto cię tego nauczył? Tata? Pewnie tata, bo to przecież on mnie wychowywał. Ale jedyne co mi zawsze wkładał do głowy to był nakaz pomyślenia o tym, czy i jakie skutki może mieć to co zrobię. Ja wiem, że mój sposób myślenia nie jest typowy dla mojej płci, że nie jestem romantyczna, że staram się wszystko przeanalizować w sposób beznamiętny. I dlatego przez dwa lata wybierałam się na studia bo nie mogłam się zdecydować, a tata mnie nie poganiał. Poza tym zawsze czytałam mnóstwo książek i jak któraś z dziewczyn kiedyś zauważyła to były nudne książki. Widziałeś sześciolatkę by czytała encyklopedię? A ja czytałam, a gdy czegoś ani w ząb nie rozumiałam to pytałam tatę. Nie miał tata ze mną łatwego życia. Matka się na mnie wydzierała gdy przeglądałam encyklopedię, bo jej zdaniem byłam za głupia by ją czytać ale tata tak nie uważał i często mi różne hasła tłumaczył tak bym jakoś to pojęła. Podejrzewam, że to ona była za głupia by mi to choć trochę przybliżyć. Za to była ładna - to fakt. Tylko że ja jestem bardziej podobna do taty niż do niej. Tak zawsze mówiła matka Wojtka. Wiesz- gdyby matka teraz zadzwoniła do drzwi to ja bym jej nie rozpoznała - zupełnie nie pamiętam jak wyglądała. Tata twierdzi, że nie ma pojęcia gdzie ona jest, ale jestem dziwnie pewna, że któryś z naszych ojców wie dokąd się wyniosła po rozwodzie. Fakt faktem, że ostatni raz widziałam ją na sprawie rozwodowej, a miałam wtedy 12 lat. Nawet nie zauważyłam kiedy się wyprowadziła. Któregoś dnia gdy wróciłam ze szkoły to mieszkanie było przemeblowane, doszły nowe regały w pokoju taty, zniknęły z szafy i łazienki rzeczy matki, mieszkanie było czyściutko wysprzątane, podłogi wypastowane i wyfroterowane, okna umyte. Pachniało woskiem do podłóg. Bo tata nie lubił zapachu pasty do podłogi. Stanęłam na wysokości zadania i uznałam to wszystko za stan normalny. Skomentowałam tylko nowe regały, bo każdy miał część półek z oszklonymi drzwiczkami, co bardzo mi się podobało. W moim pokoju stanął nowy tapczanik i też były nowe regały i nowe biurko a tata powiedział,że dokupi jeszcze dla mnie miękki fotel, ale do fotela to muszę się wpierw przymierzyć. Wiesz- ja zawsze wracałam do pustego mieszkania, ale gdy matka zniknęła to ojciec wracał nieco wcześniej do domu a Wojtek najczęściej wtedy siedział u mnie i odrabialiśmy lekcje. Po prostu za naszymi plecami dogadali się nasi ojcowie i Wojtek był u mnie codziennie. I dopiero gdy byłam w połowie liceum a Wojtek w Austrii to mój tata co jakiś czas wyjeżdżał służbowo, ale zawsze na bardzo krótko. I myślę, że fakt mojej trzeźwości umysłu nie wziął się z powietrza ale z powodu okoliczności w jakich się wychowywałam.
Andrzej ciężko westchnął i powiedział - muszę ci coś powiedzieć - coś o czym już kilka osób wie, ale ty chyba jeszcze nie - kocham cię- jesteś dla mnie młodszą moją siostrą, o której zawsze marzyłem, a Wojtek jest dla mnie bratem. Kocham was oboje i zawsze możecie na mnie liczyć dopóki będę wśród żywych. To nie ważne, że prawdopodobnie nasze geny nie wskazują na pokrewieństwo, ale dla mnie jesteście oboje tak samo bliscy. I fajnie, że jesteś taką mądrą i trzeźwą dziewczyną. A o tym, że was oboje tak bardzo kocham to wie i Maryla i moi rodzice. A moi rodzice wcale się temu nie dziwią. Wojtek też o tym wie. I nie dostałeś w łeb od niego? - spytała. Nie, bo wiedział, że jeśli mnie uszkodzi to ktoś inny cię pokroi. Rozmawiałem z nim przed twoją operacją zanim się zdrzemnąłem w twoim pokoju. Henio go wyekspediował do domu by tam czekał na telefon a Krzyś dał mu coś nieszkodliwego na uspokojenie, żeby biedak spokojnie dotarł do domu. Po prostu Krzyś jest genialnym anestezjologiem - dla mnie to on jest najlepszy w całej Europie. Marta westchnęła cicho i powiedziała - czy nie uważasz, że to wszystko jest jakieś dziwaczne biorąc to na tak zwany "zdrowy rozum"? Chyba nieco dziwne by twoja siostra i twój brat byli małżeństwem. Andrzej spokojnie odpowiedział - po prostu życie jest dziwne albo, czego nie wykluczam -wszyscy się już kiedyś spotkaliśmy i istnieje wielopoziomowa kontynuacja poprzednich powiązań. Pamiętasz jak skierowałaś moją uwagę na Marylę? Ona zaraz na początku mi powiedziała, że jej zdaniem ty jesteś dla mnie kimś szalenie ważnym. A moi chłopcy od pierwszej chwili za tobą przepadali. Kochają Marylę, są do niej bardzo przywiązani ale o ciebie i Wojtka wciąż się pytają. Więc pomyśl, kiedy do nas przyjdziecie.
No chyba dopiero wtedy, gdy twoi rodzice i Ziukowie wyjadą z dziećmi do tego prywatnego pensjonatu- to ty wiesz kiedy oni tam jadą- ja tylko wiem, że Ziuk coś załatwił blisko Warszawy i że pobyt tam jest o niebo tańszy od tego Sopotu bo i podróż tańsza i pobyt z wyżywieniem tańszy niż w Sopocie bez wyżywienia. Tak mi powiedziała Ala i nawet się ucieszyła, że dzieciaki będą bliżej Warszawy. Jadą tam dopiero za tydzień- powiedział Andrzej. No to jak wyprawisz ich na to letnisko to wtedy się spotkamy, bo jutro przyjeżdżają moi rodzice i tata Wojtka, więc byłoby nietaktem pojechać do was a nie czekać na nich. Pasuje ci to? Jednego dnia możemy wpaść do was a wy następnego wpaść do rodziców i dzieciaków na to niedalekie letnisko. Ja tylko wiem, że jest niedaleko od Warszawy i że to się nazywa Świdry Małe. Podobno są i Świdry Wielkie, ale one są chyba nieco dalej od Warszawy. A ten pensjonat to prowadzą jacyś państwo, których Ziuk zna z okresu gdy był wykładowcą na SGGW. Jak dotąd to nie miałam pojęcia, że niedaleko od Warszawy jest taka miejscowość, wiem tylko o miejscowości o nazwie Świder, który się dzieli na Wschodni i Zachodni i o rzeczce o takiej nazwie. Ale chyba nigdy tam nie byłam, ale jedna ze studentek dojeżdżała do Warszawy z owego Świdra i zawsze straszliwie narzekała na tłok w kolejce. Ta biedula przyjeżdżała z pół godziny przed zajęciami żeby się mogła wcisnąć do pociągu. A do pociągu to ją ktoś dowoził samochodem bo miała do tego pociągu ze 3 kilometry do przejścia. Ja tak sobie czasami myślałam, że mam sporo szczęścia że od dziecka mieszkam w mieście, że w sumie pomimo dziwnej nieco matki miałam i mam normalnego ojca, który zapewnił mi wszystko co mógł najlepszego.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz