sobota, 7 września 2024

Córeczka tatusia - 158

 Gdy już wjeżdżali do Warszawy Marta wysłała do przyjaciół podziękowania za naprawdę wspaniale, dzięki ich obecności, spędzony urlop i że ma   nadzieję na kolejne  wspólnie  spędzone urlopy. Maryla i Andrzej, w ramach odpowiedzi  napisali- nie ciesz się, nie  ciesz, że będziesz  tylko z Wojtkiem, bo   jutro macie do nas przyjechać na obiad - tak  sobie  zażyczyli moi rodzice. A godzinę to wam podam jeszcze  dziś wieczorem.

No ale my już umówiliśmy się na jutro z naszymi, że wpadniemy do nich nad  Narew, bo w poniedziałek przyjeżdżają tam ci co będą pogłębiać piwnicę bo piec tam ma  być i oni tam będą siedzieć pewnie cały tydzień. A poza tym musimy dowieźć Wojtkowemu  tacie jego teczkę z jakimiś dokumentami, chyba  dotyczącymi tego  pieca, bo gapa ją zostawił na stole  w kuchni i już  chciał po to sam państwowym środkiem lokomocji tu przyjechać, ale mój tata mu przypomniał, że przecież my dziś  wracamy to mu to przywieziemy, bo się umawialiśmy przed wyjazdem, że po powrocie  do nich  wpadniemy. Tyle  tylko, że ja  nie przypominam  sobie, żebyśmy się tak, umawiali że zaraz po powrocie  do nich wpadniemy. No ale zakładam, że już mnie skleroza dorywa.

W dwie godziny później Marta  z Wojtkiem dostali wiadomość od Ali i Michała, że nagle wyjazd Dziadków obu rodzin z dziećmi do Sopotu spełznął  na niczym, bo z powodu jakiejś  awarii zaproponowano zmianę lokalizacji  na inną. Rodzice Andrzeja i Ziukowie obejrzeli nową lokalizację i ta im nie przypadła do gustu z kilku powodów, głównie z powodu lokalizacji, bo to były okolice na lewo od Sopockiego Mola i kwatery dość od  siebie oddalone,  więc Ziuk "wziął sprawy  w swoje  ręce". Wpierw  wydębił od tych z  Sopotu zwrot zadatku i wynalazł w Świdrach Małych prywatny pensjonat, nieduży, ale ze  wszystkimi wygodami, z własnym  sporym terenem dookoła budynku. Dom  jest na  skraju lasu, do Wisły przysłowiowy rzut beretem  i- jak orzekł Ziuk- same plusy bo jest to  własny teren  zamknięty, jest całodzienne  wyżywienie a cena, razem z  wyżywieniem jest dużo niższa niż w Sopocie bez  wyżywienia.  Klimatycznie też dobrze, bo całość jest prawie w lesie. No i jest  to blisko Warszawy, więc podróż niemal zerowa. W sumie wynajęli 4 pokoje, więc  dzieciaki będą spały w oddzielnych pokojach. Oprócz nich będą jeszcze  dwa starsze małżeństwa. A właścicielami są rodzice jednego z  byłych studentów  Ziuka z  czasów gdy przez  dwa lata wykładał na SGGW.  Ala stwierdziła, że Ziuk jest rewelacyjnym teściem i ona z Michałem uważają Ziuków  właściwie  za swoich rodziców. Tyle tylko, że nie  możemy  się z Michałem  dogadać  czy to są jego czy moi rodzice- śmiała  się Ala.

Marta w kilka  godzin po  powrocie  do Warszawy zatelefonowała do rodziców i teścia nad  Narew, w skrócie opowiedziała o pobycie  na Słowacji i zapytała się "o co biega" z tymi brakującymi dokumentami, bo jeżeli to kwestia dokumentu który ma góra trzy strony, to bardziej  się opłaca go zeskanować i im przesłać jego skan.   Bo oni oboje idą  do pracy w poniedziałek, więc byłoby im  wygodniej gdyby  nie  musieli jechać w niedzielę nad  Narew, bo jednak trochę się "ujechali" z tej Słowacji. W pewnej chwili Wojtek "nie  wyrobił", zabrał Marcie telefon i "uświadomił" ojcu, że dom nie jest własnością ojca, jego właścicielką  jest osoba dorosła i to ona ma obowiązek zadbać o wszystko co jest  związane  z planowaną modernizacją budynku a nie ojciec i ojciec  nie powinien  się do tego wtrącać.  Raz wyraził swą opinię i to w  zupełności  wystarczy. Reszta  należy do właścicielki domu. A właścicielka  domu niech  nie  szuka przysłowiowego "jelenia" na pilnowanie pracowników  firmy montującej tam piec. 

Potem Marta rozmawiała  chwilę ze  swoim tatą, powtórzyła mu to co Wojtek powiedział swemu ojcu i poprosiła  by tata wytłumaczył swemu przyjacielowi, że póki co to właścicielką jest pani Małgorzata i to ona powinna się tym  zająć a nie Wojtkowy ojciec. Tata powiedział Marcie, że on z Pati  wracają w poniedziałek przed południem, bo od  wtorku będzie  w kwiaciarni remont, a on zaraz poprosi Pati, by jeszcze   dziś nieco ostudziła  entuzjazm Wojtkowego taty wobec osoby Małgorzaty, bo szkoda  by Małgorzata  go w ten  sposób wykorzystywała. Po prostu Pati sporo  wie o  Małgorzacie- wszak pracuje  z jej kuzynką. I ma nadzieję, że gdy  Pati "ujawni to czego nie  widać" to Wojtkowy tata  wróci razem z nimi do Warszawy, tym bardziej, że  wciąż powtarza, że  się stęsknił za dziećmi.  Córeńko - jeśli wam czegoś  brak, to w naszej zamrażarce są zamrożone już ugotowane dania - powiedział na końcu. Tatuniu - w naszej też jest  sporo gotowych do jedzenia dań, głodowanie nam nie  grozi. A może byście wrócili jutro? To mielibyśmy  u nas wspólny obiad i automatycznie zabralibyście Wojtkowego ojca  ze  sobą, bo przecież pojechaliście jednym samochodem. Masz rację córeczko, tak zrobimy. Ja do ciebie jeszcze dziś zadzwonię.  

Wieczorem, już po dwudziestej zatelefonował tata Marty i powiedział - wracamy jutro, wyjedziemy pomiędzy dwunastą  a trzynastą.  Twój teść  jest niepocieszony, ale jak  znam życie to w  czasie  drogi Pati popracuje nad nim i przypomni mu, że jego  wybory życiowe nie były jak dotąd najlepsze pod   słońcem.   A jeśli będą  stali z jakimiś owocami po drodze to wziąć  coś  dla  was? No jasne, wszystkie owoce lubimy. To ja tak na  wszelki wypadek  uzupełnię  jutro stan lodów u Grycana - stwierdziła  Marta. Rano do niego wyskoczymy. Jestem stęskniona lodów, bo bałam  się tamtejszych - ja mam po prostu zbyt humorzasty żołądek i muszę uważać co do niego ładuję.

Następnego dnia Wojtek pojechał po lody, Marta  za to wstawiła powakacyjne pranie. W międzyczasie rozmawiała z Hanką i Miloszem oraz z Ondrejem, w  związku z  czym dwa razy opowiadała o ich drodze powrotnej do Warszawy. Wysłuchała opowieści o nadzwyczajnej  mądrości i grzeczności Luny. Ledwie skończyła  rozmowę  ze Słowacją to zadzwonił Andrzej by powiedzieć, że chyba powinni bliżej  siebie  mieszkać, najlepiej tak jak mieszkali na  Słowacji i że on chyba  zacznie się rozglądać  za jakimś większym  domem, żeby przynajmniej ona z Wojtkiem  mogli z nimi mieszkać  w  jednym domu. Marta wysłuchała spokojnie i powiedziała, że mieszkali razem pod jednym dachem tylko dwa  tygodnie, ale nie da  się na tej podstawie powiedzieć że byłoby super gdyby tak mieszkali wszyscy,  razem ze swoimi rodzicami w jednym budynku. Wakacje  nie nie  są dobrym probierzem, bo nie jest to sytuacja codzienna, a  codzienność  niesie jednak inne problemy niż pobyt wakacyjny. Fakt- nie da się  tego ukryć- dobrze się nam  tam  mieszkało, no ale trzeba  brać pod uwagę  chociażby ten fakt, że mieszkając u Ondreja  nie  musieliśmy  dbać o otoczenie  domu, o jego stan techniczny, ani o stan kawałka ogrodu. Poczekaj, aż twoi rodzice  będą w gorszej formie i wtedy zrozumiesz, że mieszkanie w jakimś osiedlowym bloku wcale nie jest złe, że jest to nawet wygodne rozwiązanie. Mnie tu nie obchodzi stan dachu na tym budynku - jeśli coś będzie nie tak to ci co mieszkają na ostatnim  piętrze zawiadomią administrację budynku i ADM wezwie fachowców, a potem sprawdzą czy wszystko naprawione i lokatorów  nie będzie  wcale a wcale obchodziło ile to kosztowało, bo płacimy w  czynszu jakiś procent na utrzymanie techniczne  budynków. Gdy u was coś się złego wydarzy na  dachu to ty będziesz  musiał wzywać fachowców a na dodatek za to płacić. Zapewne  część pieniędzy odzyskasz z ubezpieczenia, ale na pewno nie  wszystko.

Z ciebie - powiedział Andrzej - to chodząca trzeźwość i rozsądek. I nie da się ukryć, że niestety ty masz rację. Kto cię tego nauczył? Tata?  Pewnie tata, bo to przecież on mnie wychowywał. Ale jedyne co mi zawsze wkładał do głowy to był nakaz pomyślenia o tym,  czy i jakie skutki może mieć to co zrobię.  Ja wiem, że mój sposób myślenia  nie jest typowy dla mojej płci, że nie jestem romantyczna, że staram  się wszystko przeanalizować w  sposób  beznamiętny. I dlatego przez  dwa lata wybierałam  się na  studia bo nie  mogłam  się zdecydować, a tata  mnie nie poganiał. Poza tym zawsze czytałam mnóstwo książek i jak któraś z dziewczyn kiedyś  zauważyła to były nudne książki. Widziałeś sześciolatkę by czytała encyklopedię? A ja czytałam,  a gdy czegoś ani w  ząb nie  rozumiałam to pytałam tatę. Nie miał tata ze mną łatwego życia. Matka się na mnie  wydzierała gdy przeglądałam encyklopedię, bo jej  zdaniem byłam za głupia by ją  czytać ale tata tak nie uważał i często mi różne hasła  tłumaczył tak bym jakoś to pojęła. Podejrzewam, że to ona  była  za głupia  by mi to choć trochę przybliżyć. Za to była  ładna - to fakt. Tylko że ja jestem bardziej podobna do taty niż do niej. Tak zawsze mówiła matka Wojtka. Wiesz- gdyby matka teraz  zadzwoniła do drzwi to ja bym jej nie rozpoznała - zupełnie  nie pamiętam jak wyglądała. Tata twierdzi, że nie ma pojęcia gdzie ona jest, ale jestem dziwnie pewna, że któryś z naszych ojców wie dokąd się  wyniosła po rozwodzie.  Fakt faktem, że ostatni raz widziałam ją na  sprawie rozwodowej, a miałam wtedy 12 lat. Nawet nie zauważyłam kiedy się wyprowadziła. Któregoś dnia  gdy wróciłam  ze  szkoły to mieszkanie było przemeblowane, doszły  nowe regały w pokoju taty, zniknęły z szafy i łazienki rzeczy matki,  mieszkanie było czyściutko wysprzątane, podłogi  wypastowane i wyfroterowane, okna umyte. Pachniało woskiem do podłóg. Bo tata nie lubił zapachu pasty do podłogi. Stanęłam na  wysokości zadania i uznałam  to wszystko za stan normalny. Skomentowałam  tylko nowe  regały, bo każdy  miał część półek z oszklonymi drzwiczkami, co bardzo mi  się podobało. W moim pokoju stanął nowy tapczanik i też  były nowe  regały i nowe  biurko a tata powiedział,że dokupi jeszcze  dla  mnie miękki fotel,  ale do fotela to muszę  się wpierw przymierzyć. Wiesz- ja  zawsze wracałam do pustego mieszkania, ale gdy matka  zniknęła to ojciec  wracał nieco  wcześniej do  domu a Wojtek najczęściej wtedy siedział u mnie i odrabialiśmy lekcje. Po prostu za naszymi plecami dogadali się nasi ojcowie i Wojtek był u mnie  codziennie. I dopiero gdy byłam w połowie liceum a Wojtek w Austrii  to mój tata co jakiś  czas  wyjeżdżał służbowo, ale zawsze na bardzo krótko.  I myślę, że fakt mojej trzeźwości umysłu nie  wziął się  z powietrza  ale z powodu okoliczności w jakich  się wychowywałam.

Andrzej ciężko westchnął i powiedział - muszę ci coś powiedzieć - coś o czym już kilka osób wie, ale ty chyba jeszcze  nie - kocham cię- jesteś dla mnie młodszą moją siostrą, o której  zawsze marzyłem, a Wojtek jest dla mnie bratem. Kocham was oboje i zawsze możecie na  mnie liczyć dopóki będę wśród żywych. To nie ważne, że prawdopodobnie  nasze  geny nie  wskazują na pokrewieństwo, ale  dla mnie jesteście oboje tak samo bliscy. I fajnie, że jesteś taką mądrą i trzeźwą dziewczyną. A o tym, że was oboje tak bardzo kocham to wie i Maryla i moi rodzice. A moi rodzice wcale  się temu nie  dziwią. Wojtek też o tym wie. I nie dostałeś w łeb od niego? - spytała. Nie, bo wiedział, że jeśli mnie uszkodzi to ktoś inny cię pokroi. Rozmawiałem  z nim przed twoją operacją zanim  się zdrzemnąłem w twoim pokoju. Henio go wyekspediował do domu by tam czekał na telefon a Krzyś dał mu coś nieszkodliwego na uspokojenie, żeby biedak spokojnie dotarł do domu. Po prostu Krzyś jest genialnym anestezjologiem - dla mnie to on jest najlepszy w  całej  Europie.  Marta westchnęła cicho i powiedziała  - czy nie  uważasz, że to wszystko jest jakieś  dziwaczne biorąc to na tak zwany "zdrowy  rozum"? Chyba nieco dziwne by twoja  siostra i twój brat byli małżeństwem. Andrzej spokojnie odpowiedział - po prostu życie jest  dziwne albo, czego nie wykluczam -wszyscy się już kiedyś spotkaliśmy i istnieje wielopoziomowa kontynuacja poprzednich powiązań. Pamiętasz jak skierowałaś moją uwagę na  Marylę?  Ona zaraz  na początku mi powiedziała, że jej zdaniem ty jesteś  dla mnie kimś szalenie  ważnym. A moi chłopcy od pierwszej chwili za tobą przepadali. Kochają Marylę, są do niej bardzo przywiązani  ale o ciebie i Wojtka wciąż  się pytają. Więc pomyśl, kiedy do nas przyjdziecie. 

No chyba dopiero wtedy, gdy twoi rodzice i Ziukowie wyjadą z dziećmi do tego prywatnego pensjonatu- to ty wiesz kiedy oni tam jadą- ja tylko wiem, że Ziuk coś  załatwił blisko Warszawy i że pobyt tam jest o niebo tańszy od tego Sopotu bo i podróż tańsza i pobyt z wyżywieniem tańszy niż w Sopocie  bez  wyżywienia. Tak mi  powiedziała  Ala i nawet  się ucieszyła, że dzieciaki będą  bliżej Warszawy.  Jadą tam dopiero za tydzień- powiedział Andrzej. No  to jak wyprawisz ich na to letnisko to wtedy się  spotkamy, bo jutro przyjeżdżają moi rodzice i tata Wojtka, więc byłoby nietaktem pojechać  do was a nie czekać na  nich.  Pasuje ci to? Jednego  dnia możemy wpaść do was a wy  następnego wpaść do rodziców i dzieciaków na to niedalekie letnisko. Ja tylko wiem, że jest niedaleko od Warszawy i  że to się  nazywa Świdry Małe. Podobno są i Świdry Wielkie, ale one  są chyba nieco dalej od Warszawy.  A ten pensjonat to prowadzą jacyś państwo, których  Ziuk  zna z okresu gdy był wykładowcą na SGGW. Jak dotąd to nie  miałam pojęcia, że  niedaleko od  Warszawy jest taka miejscowość, wiem  tylko o miejscowości o nazwie Świder, który  się  dzieli na Wschodni i Zachodni  i o  rzeczce o takiej nazwie. Ale  chyba nigdy tam  nie byłam, ale jedna ze  studentek dojeżdżała do Warszawy z owego Świdra i zawsze  straszliwie narzekała na tłok w kolejce. Ta  biedula przyjeżdżała z pół godziny przed  zajęciami żeby się mogła  wcisnąć do pociągu. A do pociągu to ją ktoś dowoził samochodem bo miała do tego pociągu ze 3 kilometry do przejścia.  Ja tak  sobie  czasami myślałam, że mam sporo szczęścia że od dziecka mieszkam w mieście, że w sumie pomimo dziwnej nieco matki miałam i mam  normalnego ojca, który zapewnił mi  wszystko co mógł najlepszego. 

                                                                 c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz