poniedziałek, 11 grudnia 2023

Córeczka tatusia - 53

 Wojtek,  tym razem po krótkiej naradzie z  Martą, zarezerwował mieszkanie w innym bloku  na pierwszym piętrze, choć niewątpliwie z wyższego piętra byłby lepszy widok, ale uprzytomnił  sobie, że gdyby w budynku  nastąpiła jakaś niespodziewana  awaria  windy to byłby problem - a na pierwsze piętro to zawsze, nawet przystając na każdym  stopniu, jakoś ojciec  wejdzie nie nadwyrężając  serca. To mieszkanie też było z balkonem. W tym mieszkaniu była zdecydowanie większa łazienka niż w tym, w którym mieszkali poprzednio. "Zaowocowało"  to większą  kabiną prysznicową, w której był nawet składany taboret.  Była też  duża  umywalka z całkiem pojemną szafkę łazienkową, której drzwiczki  były jednocześnie lustrami.  W kuchni była  indukcyjna płyta grzewcza i oddzielny elektryczny piekarnik oraz  mikrofalówka.  Przy  stoliku mogły spokojnie siedzieć cztery osoby na składanych  drewnianych krzesłach - było to dobre rozwiązanie.  

Marta gdy tylko weszła  do tego mieszkania  stwierdziła, że na pewno urządzała je  kobieta - ergonomia "piszczała" z każdego kąta.  Każdy  szczegół wyposażenia był przemyślany, a wszystko doskonale dobrane  kolorystycznie. Po dwóch  dniach pobytu ojciec stwierdził, że on chętnie by na tym osiedlu kupił mieszkanie- właśnie takie jak to i w ciągu roku byłoby pod  wynajem zgłoszone do bazy hotelowej a w wakacje ich cała rodzina mogłaby tu mieszkać. No może lepsze byłoby czteropokojowe, czyli  trzy sypialnie  i living room.  Ale do bazy hotelowej  są  chyba bardziej przydatne  mieszkania z jedną lub dwiema sypialniami  - stwierdził Wojtek. Te  większe to są raczej do oferty wakacyjnej. No ale tego wszystkiego  to zapewne można dowiedzieć  się nawet w tej firmie - możemy się przy okazji zapytać.  Według mnie jest to lepsza inwestycja  niż działka z domkiem, bo tu można cały rok przyjeżdżać a nie tylko latem. A tak jak nasza  rodzina  to po prostu w living roomie byłoby jeszcze jedno dodatkowe miejsce do spania w postaci "sofy z funkcją spania".  I takie  mieszkanie by nam przecież  wystarczyło.

Ojcu podobało się i to osiedle i mieszkanie i następnego dnia "wyskoczyli" razem z Wojtkiem do biura by dowiedzieć się czy i jaka spółdzielnia mieszkaniowa ma zamiar jeszcze coś tu budować. Dostali namiary i zaraz pojechali do owej spółdzielni. A przy okazji dowiedzieli się, że w Sopocie jest prywatne sanatorium przyjmujące pacjentów....kardiologicznych. Położone ok. 200 m od plaży  w części Sopotu  zwanej  Kamienny Potok, tuż koło Aqua Parku. Wojtek proponował by może ojciec skorzystał przy okazji z jego usług, ale ojciec  stwierdził, że jak na razie balsamem na jego serce są oni i pobyt  z nimi naprawdę mu służy. 

Synku - codziennie mierzę  sobie  ciśnienie, biorę  regularnie przepisany lek i czuję się cały czas świetnie. Naprawdę nie widzę sensu bym miał przebywać w  sanatorium. Wszystko mi tu służy i jeśli tylko wam nie przeszkadzam to nie widzę powodu by przenieść  się do sanatorium. Świetny był ten pomysł by chodzić na  spacery z matą, bo można przysiąść w każdej chwili, nawet na kamiennym  murku. No i pogoda nam  sprzyja bo upałów nie ma a po obiedzie też się tu miło spaceruje. 

A może byśmy sobie w ramach rozrywki popłynęli na przykład na Hel albo do Jastarni?  - zaproponowała Marta.  Na Hel? A tam nie ma przypadkiem jakiejś bazy wojskowej?- powątpiewał ojciec.  Nie wiem, może jest, ale jest tam fokarium, tam są foki uratowane od  śmierci. Bo foki często się  zaplątują w te cholerne nylonowe sieci i mają od  nich poprzecinaną głęboko skórę.  Można  na Helu kupić świeżutko uwędzone rybki, mielibyśmy pyszną kolację.  Możemy też podjechać  samochodem do Gdańska i stateczkiem zwiedzić  gdański port. Możemy też pojechać do Gdyni,  zadekować  się na parkingu hotelu i pospacerować  niespiesznie po Skwerze Kościuszki. A potem  zjemy obiad  w hotelu. I możemy też sobie zamówić prywatną wycieczkę samochodem po całym Trójmieście- przyjadą po nas, dają przewodnika, gwarantują też koncert organowy w Katedrze Oliwskiej i zwiedzanie Gdańska. Możemy też pojechać na Westerplatte  - wybierz  coś tato.

Tylko jeśli mamy płynąć to trzeba wziąć kurtkę, bo przecież nie będziemy siedzieć pod pokładem, chyba  że popłyniemy na   Hel wodolotem.  Ale mnie się wydaje, że lepiej popłynąć jakimś małym stateczkiem. No i oczywiście weźmiemy coś na głowy, jakieś czapki z daszkiem i okulary p.słoneczne. I weźmiemy jeden plecak, ten mój cieniutki, bo on po złożeniu to mi do kieszeni kurtki wchodzi. To też produkt zza Odry.

A to nie trzeba przypadkiem wcześniej sobie zarezerwować takiej przejażdżki na  Hel?- dopytywał  się ojciec. Nie, po prostu po śniadaniu podjedziemy w okolice mola, gdzieś zaparkujemy i zobaczymy co i dokąd będzie  płynąć i wtedy sobie kupimy  bilety. Na Helu nie będziemy zbyt długo, w każdym razie  nie dłużej niż 2 lub cztery godziny. Wiesz - nie wykupuje  się dzień wcześniej biletów bo nie wiadomo jaka będzie pogoda - nad morzem  szybko się zmienia pogoda - zmieni  się kierunek wiatru i  zmieni  się pogoda. Ale jeśli nie masz ochoty płynąć to możemy pojechać  na Hel samochodem - to 85 km w jedną stronę a będzie  się jechało z półtorej godziny, czyli tyle  samo ile  się będzie płynęło stateczkiem. Samochodem to może o tyle lepiej, że możemy się na Półwyspie zatrzymać w każdej z miejscowości. Tyle tylko, że ostatnio straszliwie  się rozbudowała np. Jastarnia i właściwie nieomal łączy  się z Juratą. I tak zupełnie  szczerze to w sezonie wcale tam nie jest fajnie, bo jak mówią to na plaży "ludź na  ludziu leży". Koleżanka mi mówiła, że jeśli się chce mieć kawałek plaży dla siebie to najlepiej przed sezonem  pojechać ze sześć kilometrów od Jastrzębiej  Góry w stronę Karwi i tam jest cudowna puściutka plaża i to nawet w  sezonie. Ale parkuje  się na niestrzeżonym parkingu i można zostać bez samochodu jeżeli to jest coś bardziej atrakcyjnego niż fiat 126p. A na Helu to z fokarium możemy  sobie pojechać do portu rikszą rowerową - miejscowi są zachwyceni, bo zarabiają,  turyści też choć wydają pieniądze, ale mniej to ich  boli gdy jest upał.  Pojedziemy samochodem - zarządził Wojtek. Tak będzie najbezpieczniej. Jest sezon, to i stateczek i wodolot będą oblężone. Poza tym jak jedziemy samochodem to nie jesteśmy związani jakąś określoną  godziną. 

Następnego dnia pogoda nie  zachwycała, więc postanowili pojechać do Katedry Oliwskiej na koncert organowy, który  zaczynał się w południe. Poczytali co nieco w  sieci o Katedrze i Wojtek stwierdził, że na  szczęście koncert to raptem trwa dwadzieścia minut,  więc ma nadzieję, że wytrzyma to dzielnie.

A ty nie lubisz muzyki organowej? - zdziwił się ojciec. Lubię, ale tylko organy Hammonda-wyjaśnił Wojtek.  Laurens Hammond wykonał je w 1935 roku.To zespół dyskowych wirników ponacinanych żłobkowo obracający  się w polu magnetycznym. Ten  zespół wirników generuje prąd elektryczny o charakterystyce zawierającej szereg  harmonicznych składowych dając dźwięk wibrujący, intrygujący, miły dla ucha- wyrecytował Wojtek. Organy Hammonda królowały w muzyce rozrywkowej w latach 50 i 60-tych. Korzystały  z nich zespoły takie jak Procol Harum, Pink Floyd, Deep Purple. A w Polsce Czesław Niemen i Andrzej Zieliński.  A w Kielcach jest jedyne na świecie Muzeum Hammonda w Pałacu Tomasza Zielińskiego.  Stała ekspozycja  to 60 modeli organów Hammonda.  A kim był ten Tomasz  Zieliński?- spytał ojciec.  Nie pamiętam  dokładnie, ale w latach 1847 - 1858 dzierżawił od  rządu ten obiekt. Pewnie się tam kiedyś wybiorę. Kiedyś to był spory instrument, teraz jest zminiaturyzowany. 

Marta patrzyła  się na męża tak, jakby nagle zobaczyła ducha.  Ojej, tak bardzo lubiłam ich dźwięk a nic o nich nie wiedziałam.  Myszeńko, słodka  moja, co cię tak wystraszyło? - dopytywał  się Wojtek. Nic mnie nie wystraszyło, tylko mi głupio, że o tym nie wiedziałam - wyjaśniła  Marta. Ja też nie - pocieszył ją teść, a jestem starszy od  ciebie.  Ale nie jest mi głupio- nikt nie ma  możliwości by wiedzieć o wszystkim. Każdy ma różne wiadomości i części z nich nie zna wiele osób i nie jest to powód do zmartwienia.

Wojtek jakoś przetrzymał koncert w Katedrze. Gdy wyszli Marta powiedziała - ja naprawdę chyba nigdy nie zrozumiem po co z takim wielkim trudem, kosztem życia wielu  ludzi budowano te katedry. Przecież  na  samym początku budowa takich obiektów pochłaniała sporo ofiar.  I nie mogę pojąć na co jakiemuś bóstwu taka budowla, te tłumy ludzi, te rzesze przeróżnych sług boskich, których z kolei rzesze naiwnych karmią.  W ogóle w historii ludzkości jest dla mnie sporo zupełnie niezrozumiałych  rzeczy. I jak mówią niektórzy   "a brakującego ogniwa w teorii Darwina nadal brak a dowodu na to, że powstaliśmy z gliny też nadal nie ma".  

Teść spojrzał na Martę i powiedział - ja mam wrażenie, że wielu ludziom potrzebna jest jakaś wiara w moce nadprzyrodzone, że istnieje ktoś/coś  co może pokierować ich losem gdy sami nie  bardzo wiedzą co mają ze sobą  zrobić. I  o ile taka "niewiedza" dotyczy spraw naprawdę skomplikowanych to mnie to zbytnio nie  dziwi,  ale mam wrażenie,  że coraz częściej dotyczy spraw błahych.

Pewnie masz rację- zgodziła  się Marta. Ale krew mnie  zalewa gdy ktoś robi coś bez  zastanowienia a potem smutny efekt swego  działania tłumaczy "bóg tak chciał".   Dziecko choruje  ze  zwykłego braku higieny i marnej opieki a durna  mamuśka  pieprzy trzy po trzy , że bóg tak  chciał. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, latamy w Kosmos, tworzymy skomplikowane narzędzia, a taka mamuśka jest przekonana, że to bóg  chciał by jej dziecko ciężko chorowało lub wręcz umarło. Już się nauczyłam, że gdy coś takiego słyszę to po prostu zaraz powinnam znaleźć  jakiś ważny powód  by jak najprędzej oddalić się i nie wdawać się w jakąkolwiek dyskusję. Bo każda taka dyskusja to jak ze ślepym o kolorach. U mnie na uczelni sporo jest takich dziewczyn przekonanych że bóg kieruje   życiem każdego z nas. Tylko raz  się zapytałam czy naprawdę sądzi, że to bóg jej podpowiedział by brudnymi rękami rozdrapała sobie krostę na  czółku. I takie coś będzie potem kosmetyczką. Jakbym była dyrektorem tej uczelni  to bym ją wyrzuciła  natychmiast. Bo taki przypadek świadczy o tym, że to bezmyślna osoba. Teraz brudnymi  łapskami zaszkodziła tylko sobie bo nie pomyślała, ale kto mi zaręczy, że gdy będzie  robiła jakiś zabieg to będzie miała w 100% czyste  narzędzia?  Czyszczenie twarzy z zaskórników nie zawsze jest bez naruszenia powłoki skóry i czasem jakiś zaskórnik wyjdzie razem z krwią. 

Nie wiem jak było kiedyś,  ale teraz wyraźnie jest powiedziane, że kosmetyczka nie może naruszyć całości skóry, czyli nie może jej przeciąć by coś usunąć, ale pamiętam jak kiedyś gdy byłam u kosmetyczki i leżałam z maseczką na dziobie , na sąsiednim  fotelu leżała klientka, której kosmetyczka obiecała, że usunie z jej nóg tak zwane "pajączki" bez problemu po prostu  nakłuwając igłą każdą z tych drobniutkich żyłek i usuwając  z niej krew. Wtedy to nie miałam  bladego o tym co wolno a czego nie  wolno robić kosmetyczce, ale gdybym to usłyszała teraz to chyba bym tej pani  powiedziała, że takie rzeczy to musi robić lekarz a nie kosmetyczka.

                                                                   c.d.n.