piątek, 21 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 99

 "Nowa twarz" przy  stole spodobała  się wszystkim. Basia była komunikatywną osóbką. Gdy usiadła przy  stole i wjechały na stół dwa dzbanki barszczu  dziewczyna   jęknęła  z  zachwytem - "ojej barszcz czerwony i to taki do popitki a nie z fasolą  w środku - uwielbiam taki właśnie. A po pierwszym łyku stwierdziła  - a na dodatek to w domu robiony od  podstaw! Przyznaję  się bez bicia- mogłabym taki domowy barszcz  pić codziennie. Planujemy  z koleżanką wynająć na ostatni rok mieszkanie i opuścić akademik. Po prostu zrobiło się tam co najmniej nieciekawie.  A przecież będę miała na  głowie pisanie pracy magisterskiej. 

Mamy upatrzone dwa pokoje  z kuchnią  na Dolnym  Mokotowie. Rodzice mi obiecali, że pokryją  koszty umeblowania i przeprowadzki. Poza tym, jeśli będzie  się tam dobrze  mieszkało to może odkupią to mieszkanie  dla mnie. A gdzie mieszkają pani rodzice? - spytała  Teresa. Od czasu wybuchu II wojny światowej  w Rawie Mazowieckiej - dziadkowie uważali, że bezpieczniej będzie w jakimś małym mieście lub  wręcz na  wsi. Opuścili  Warszawę w samą porę, bo kamienica  w której  mieszkali została zbombardowana. Mieszkali przy Mazowieckiej. A w Rawie Mazowieckiej mieszkała wtedy siostra babci.

No i zaraz po wyzwoleniu Warszawy dziadek z kuzynem pojechali do Warszawy furmanką i dziadek omal nie umarł na serce gdy zobaczył zburzoną Warszawę. No i zostali w tej Rawie Mazowieckiej.  A potem się okazało, że już nie  można wrócić do Warszawy jeśli się tam  nie ma zagwarantowanej pracy- to raz,  a dwa- dziadek był "prywaciarzem", bo przed  wojną miał dobrze prosperującą pracownię krawiecką, więc automatycznie  stał  się wrogiem obowiązującego systemu politycznego. I po tej wyprawie  do Warszawy to dziadek strasznie  długo chorował, bali się że umrze. A wszystko z tego strasznego  stresu.

Basiu, uśmiechnij się  błagalnie  do pani  domu, żeby Ci dała przepis na to mięsko w torebce z  ciasta - powiedział  Paweł.  Przepis-odpowiedziała "pani  domu"- to potrzebny wam będzie  tylko na ten  chlebek "pita",  ale jest bez trudu osiągalny w necie- wrzucisz Pawle  w wyszukiwarkę hasło "domowy  chlebek pita" i sobie wydrukujesz. Zero problemu. Mięso to kurczak pospolity, biust kurczaka pokrojony, przyprawiony, upieczony na rumiano i na końcu włożony do  chlebka- całość podgrzałam w mikrofali, bo robiłam  wczoraj. A sałatka to z cyklu pokrój  wszystko co masz zielone i delikatnie  dopraw- wyjaśniła "pani  domu" Pawłowi.

Deser, który przygotowała Teresa wszystkim przypadł do gustu- były to domowe batoniki bounty. Część była oblana  czekoladą mleczną, a część czekoladą gorzką.   Stawiając paterę z  batonikami Teresa powiedziała - na owe batoniki też jest przepis w sieci, hasło "domowe  batony  bounty". Trzy składniki do zrobienia  wystarczą- wiórki kokosowe, puszka mleka skondensowanego i tabliczka czekolady. Wyrób  ręczny: wrzucasz do miseczki wiórki kokosowe, dolewasz mleko z puszki, cały czas  ugniatając te wiórki i formując taki  batonik. Gdy już ma pożądaną wielkość, kształt i  się nie rozlatuje- robisz następny. Gdy zrobisz  wszystkie rozpuszczasz nad parą wodną  czekoladę i oblewasz nią batoniki- ja to robiłam przy pomocy łyżeczki. Trochę to trwa, bo ostatnią powierzchnię  zrobisz gdy wszystkie już  zaschną. Ja robię takie krótkie batoniki, bo te kupne to jakieś  za długie  dla mnie.

A w którym  miejscu na tym Dolnym Mokotowie oglądały panie mieszkanie do wynajęcia? - zapytała Teresa. Na Gierymskiego. To małe mieszkanie i niestety z ciemną kuchnią,  ale   w  związku z tym tańsze. Nawet w dobrym  miejscu stoi ten  blok, dwa sklepy są blisko i blisko jest do przystanku autobusowego. Ono  ma jeden plus - łazienka malutka,  ale WC jest oddzielne. No i jest parkiet a nie PCV. A w akademiku mieszkałyście  w jednym pokoju? Tak, ale to był pokój  duży i były cztery osoby. To było nawet  do wytrzymania, ale ostatnio zaczęły ginąć rzeczy i dziwne historie  się często  dzieją  w nocy, czasem strach było wyjść  nocą  do łazienki. Teoretycznie cały czas są portierki przy wejściu, w holu budynku- ale tylko teoretycznie  były- praktycznie nie  zawsze. A czasem były nocne naloty i sprawdzano kto w danym pokoju przebywa. Teoretycznie to jest tak, że osoba przychodząca  w odwiedziny musi mówić  do kogo idzie i zostawić na portierni swój dowód lub inny dokument i odebrać  go do godziny 22,00

Chciałabym w tym ostatnim  roku  studiów  mieć trochę komfortu. Teresa popatrzyła na Jacka - widać  było na jego twarzy zdumienie pomieszane z lekkim przerażeniem. A jak było w Gdańsku?- spytał  się Pawła. Nie wiem,  nie mieszkałem przecież  w Gdańsku w akademiku tylko w naszym mieszkaniu. Też było małe, gomułkowskie, ale  nie mieszkałem ani jednego  dnia w akademiku. I nie  chodziłem do kolegów do akademika. Wiem, że też było przepełnienie, ale w oficjalnej ocenie to studenci  mieli bardzo  dobre warunki. Tylko wątpię  czy ktokolwiek wypytywał studentów jak im  się mieszka i  czy są zadowoleni. I byłem w tej szczęśliwej sytuacji, że mama nauczyła mnie gotować, więc gdy mama umarła to sam sobie gotowałem. Najczęściej w soboty od   razu na cały tydzień. Zawsze miałem zapchaną zamrażarkę jakimiś  gotowcami. 

W tym mieszkaniu na Gierymskiego są w przedpokoju szafy montowane na stałe do ścian i można się w  nim poruszać tylko "gęsiego", ale  szafy są pojemne, mają suwane  drzwi - powiedziała Basia. W kuchni też są meble robione specjalnie  do tego mieszkania, które gdzie indziej by nie pasowały. Właściciele przeprowadzili  się do  nowego, dużego mieszkania   na Ursynowie i to chcą  wynajmować - zawszeć to jakiś  stały dopływ gotówki. My będziemy musiały  sobie umeblować  swoje pokoje. Mój ojciec już  się umówił z kolegą, że pożyczy ojcu samochód  dostawczy wraz  z  kierowcą i tata mi tu przywiezie dla mnie mebelki. A Hela na razie  chodzi po sklepach  meblowych i mdleje na widok cen.  

A zaglądała  do komisów meblowych? - spytała Teresa.  Komisy meblowe  skupują meble tylko w bardzo  dobrym  stanie. Ich atutem jest fakt, że można kupić  pojedynczy  mebel z jakiegoś kompletu - czyli jest  to, co jest niemożliwe w sklepie sprzedającym nowe  meble, w którym sprzedają tylko cały komplet  mebli, a kupującemu połowa  z nich jest  zupełnie  zbyteczna. Co prawda jest trochę  biegania po tych komisach meblowych i wpierw  trzeba  sobie ich  adresy wyszukać  w necie. Znam kilka osób, które meblowały  się właśnie  w  komisach  meblowych i nie  wydały  z tej okazji majątku. I wiem, że jest jeden komis na  Służewcu Przemysłowym a drugi na Trojdena  na Rakowcu, ale w sumie to jest ich w Warszawie nawet  sporo, tylko trzeba  je wyszukać w necie. No i uzbroić się w cierpliwość i nieco zaprzyjaźnić  się z personelem komisu, by dali  znać, gdy pokaże  się  coś  co nas  interesuje.

Po obiedzie Alek dopilnował by Basia pobawiła  się z nim  samochodzikiem, a Paweł powiedział do Kazika - no to już  wiem komu przekażę swoją mini kolekcję samochodzików. Gdy skończyłem liceum mama wszystko elegancko spakowała, każdy  samochodzik jest w folii bąbelkowej i leżą  w drewnianym pudełku w mojej piwnicy. Teresa uśmiechnęła  się - zostaw je dla synka, którego zapewne kiedyś będziesz  miał. Mam podejrzenie, że  Alek niedługo pokocha samoloty, bo Kazik i Jacek o to zadbają. 

A masz coś przeciwko temu? -zapytał Kazik. Nie, bo wiem, że zadbasz i o  to, by było to bezpieczne hobby.  No to  chyba  zrozumiałe, nigdy nie  miałem natury ryzykanta i mam nadzieję, że to cecha przekazywana genetycznie.

"Posiad" u  Kazików przeciągnął  się właściwie aż do kolacji, na którą tandem  Jacek i Kazik razem wyszykowali całą górę placków kartoflanych. Co dziwniejsze, Paweł z Basią wcale  się nigdzie nie wybrali, Basia cały  czas bawiła  się z Alkiem i powiedziała, że ona  zawsze  marzyła o  rodzeństwie, ale niestety  pozostała jedynaczką. A Alek jest niesamowicie mądrym i zdolnym  dzieckiem a do tego bardzo grzecznym, więc  zabawa z nim to dla niej sama "radocha". A jeżeli Teresa i Kazik będą chcieli gdzieś  się w któryś  wieczór  wybrać, to ona chętnie  z  Alkiem zostanie by go zabawiać.  Pawłowi aż mowę odebrało z wrażenia, ale po chwili powiedział - Alek zostaje wtedy ze  swoim dziadkiem. Zresztą, z tego  co wiem, to jego rodzice  bardzo rzadko opuszczają wieczorami dziecko.

Po kolacji Alek bez protestu  pożegnał się ze  wszystkimi i "pożeglował" do swojego łóżeczka. Samochodzik wylądował w posłanku Duni - oczywiście  wpierw ukochana maskotka musiała wysłuchać przemowy Alka, która nie była zbyt zrozumiała dla ogółu, ale Teresa ją przełożyła z dziecięcego na polski. Wynikało z niej, że Dunia ma pilnować samochodziku by nigdzie z posłania nie  wyjechał. Mały nadal jeszcze  był stęskniony obecności dziadka, który tym samym awansował na etat "usypiacza". Na szczęście po całym dniu Alek usypiał szybko i od powrotu z Niemiec trzymając dziadka za rękę. A dziadek był z tego powodu  niezmiernie  szczęśliwy i  zapewniał Teresę, że to dla  niego  żaden kłopot a traktuje to jako wyróżnienie.

Około 21,30 Basia i Paweł pożegnali się - Basia chciała wrócić do akademika wcześniej  niż jej lokatorka. Gdy się za nimi zamknęły  drzwi Jacek powiedział - bardzo mi się ta panienka podoba. Spokojna, cicha, nie wymalowana jak ściana i wygląda na to, że ma dobrze poukładane  w głowie. A jak się świetnie dogadała z małym! Alkowi też  się spodobała. Taka miła  a wybrała takie raczej męskie studia. 

Teresa roześmiała  się - chyba  nie sądzisz, że my, kobiety mamy gorsze jakościowo mózgi i nie jesteśmy w  stanie pojąć pewnych  rzeczy. O ile się nie mylę to teraz też są kobiety, które potrafią pilotować myśliwce. I nie musiały operacyjnie powiększać  sobie mózgu by się tego nauczyć. Nie wykluczam, że nie jest to najzdrowsze dla kobiet  zajęcie  z uwagi na przeciążenia. Jesteśmy obecne we  wszystkich gałęziach nauki. Studiujemy i astronomię i  astrofizykę, jakoś nasze kobiece mózgi całkiem dobrze  to ogarniają.  Niewątpliwie jest nam  nieco trudniej niż facetom, bo my musimy często do obowiązków zawodowych dołączyć macierzyństwo. Jakoś żaden facet nie dysponuje we własnym wnętrzu  pokojem  dziecinnym stale gotowym na przyjęcie nowego lokatora i okresowo  męski organizm nie produkuje mleka, dzięki któremu dziecko rozwija się prawidłowo. Nawet nie  zdajesz  sobie  sprawy  z tego, że żyje na świecie , w krajach cywilizowanych, cała masa facetów, którzy mają problem z obsługą komputera, tabletu a nawet smartfona. Bo nie mam na myśli mężczyzn z jakiegoś wciąż na  wpół dzikiego plemienia z Amazonii czy odległego od cywilizacji  zakątka Afryki czy Oceanii lub Australii. W Polsce też takich nie brakuje. Przypomnij sobie  jaki był histeryczny wrzask gdy kobiety zaczęły prowadzić samochody. A jest tak  samo sporo kiepskich kierowców wśród obu płci.

I nie uważam wcale, że informatykę są  w stanie pojąć  tylko faceci. I wiesz - potrafię zmienić koło w  samochodzie a nawet potrafię rozłożyć i złożyć aparat zapłonowy, umiem zrobić awaryjny pasek klinowy i  założyć go a nie robię tego jeśli mnie do tego nie zmuszą okoliczności - po prostu nie lubię się brudzić jeśli nie muszę.

                                                                c.d.n.