czwartek, 25 czerwca 2015

Horyzont Zdarzeń - III

Weronika po raz drugi przejrzała wszystkie zdjęcia, uważnie przypatrując się twarzom.
Wszystkie zdjęcia były wykonywane w zakładach fotograficznych , a osoby na nich
wyraznie były przez fotografa ustawiane według z góry przyjętych reguł.
Na niektórych zdjęciach tłem były namalowane góry lub starożytne  ruiny, co bardzo
Weronikę rozśmieszyło. Na wszystkich zdjęciach wszyscy mieli wielce poważne
miny, a zwłaszcza mężczyzni.
Przynajmniej nikt im nie kazał się wyszczerzać w głupawym  uśmiechu- pomyślała.
Ona bardzo nie lubiła się fotografować-  zawsze starała się uciec sprzed obiektywu,
a u fotografa przeżywała prawdziwe męki. Jej zdaniem była bardzo niefotogeniczną
osobą a do tego niezbyt ładną, więc, jak mówiła, po co utrwalać na kliszy brzydotę?
Poukładała porządnie wszystkie zdjęcia w pudełku i odniosła tam, skąd je  wzięła.
Gdy wkładała pudełko do przepastnej szuflady, jej wzrok padł na jeszcze dwa pudełka.
Wiedziona ciekawością zajrzała do jednego z nich - na wierzchu leżała czarno-biała
fotografia jakiegoś herbu,  nad nim i pod nim były odręczne napisy.
Wiedziona ciekawością (niezdrową, jakby  to określiła babcia) wzięła fotokopię do
ręki i ze zdziwieniem odczytała na niej rodowe nazwisko swej  babci.  Wyjęła więc
pudełko z szuflady i przeniosła się z nim na biurko. Pod tą fotokopią leżała druga,
też ze zdjęciem herbu, bardzo podobnego do tego z pierwszego zdjęcia. Położyła
obie fotografie obok siebie - herby różniły się niewiele,  na każdym było nazwisko
babci, tylko imiona właścicieli były różne- jeden herb należał do Konrada, drugi do
Fryderyka.
Zaintrygowana Weronika czym prędzej wysypała  zawartość pudełka na blat biurka.
Było tu sporo różnych dokumentów - część była w języku niemieckim, niektóre były
dwujęzyczne, niemiecko- polskie, niektóre były tylko w języku polskim.
Wśród tych sporządzonych w języku polskim znalazła swoje świadectwo  chrztu,
fotokopię świadectwa ślubu swych rodziców, oba dokumenty z jednej parafii.
Było też sporo listów pisanych po niemiecku - ale tych Weronika nie starała się
odczytać - była nauczona, że cudzej korespondencji się nie czyta. A poza tym nie
znała niemieckiego.
Przekładając je zauważyła, że niektóre z listów były pisane "gotykiem", pięknym
równym pismem- z całą pewnością jego autor lub autorka uczyli się kaligrafii i
mieli z tego przedmiotu bardzo dobre oceny.
Papier tych listów był już mocno pożółkły, ale atrament był zapewne wtedy bardzo
dobrej  jakości, ponieważ litery nadal były dobrze widoczne.
Weronika wszystko starannie poukładała z  powrotem w pudełku, a pudełko wróciło
na swe miejsce w szufladzie.
Wzięła też do ręki kolejne pudełko - było pełne różnych kartek  zapisanych znanym
jej dobrze pismem dziadka. Wyglądało na to, że dziadek zbierał różne zapiski by
z czasem stworzyć drzewo genealogiczne. Pod kartkami znalazła też nieco zdjęć -
w większości były to zdjęcia  rodziny dziadka. Bez trudu rozpoznała na nich obie
siostry dziadka - to były bardzo urodziwe dziewczyny. Zresztą dziadek Weroniki był
uważany przez wszystkich za przystojnego mężczyznę.
Tuż przed swym odejściem siedemdziesięciopięcioletni dziadek  nie świecił łysiną,
a jego nadal bujna, choć teraz mocno siwa czupryna,  wzbudzała zazdrość jego już
niemal łysego  syna.
Jakie to dziwne - pomyślała Weronika - dziadek  miał takie piękne włosy, a tata tak
wcześnie zaczął łysieć. I ma takie cienkie i w marnym kolorze włosy - jak ja.
Weronika  zawsze narzekała na swe włosy- najbardziej dokuczała jej  ich niezwykła
cienkość i nijaki kolor. Ten drugi problem rozwiązała farbując je na czarny kolor.
Niestety nadal były cienkie i zawsze było ich za mało na wymodzenie jakiegoś
wymyślnego uczesania. Nawet uczesanie w tzw. "koński ogon"  wyglądało marnie.
Z tego wszystkiego Weronika zawsze miała włosy dość krótkie, a  codzienne
czesanie wprawiało ją z rana w marny nastrój. W ogóle każde spojrzenie w lustro
sprawiało jej przykrość. Kiepskie włosy, wąskie a  wysokie czoło, duża twarz przy
małej głowie nie prezentowały się najlepiej - naprawdę nie było się czym zachwycić.
Weronika pochowała wszystko na miejsce i zamyśliła się - jak bardzo dziwnie
rozkładają się geny w rodzinie. Tata jest podobny do babci, jego siostra zaś do  dziadka.
A ja? pod względem urody jestem idealną "mieszanką"- oczy po matce, nos po tacie,
cienkość i ilość włosów po tacie, ich oporność pod względem układania to po mamie,
kiepski kształt nóg też po mamie, lordoza to po tacie, kłopoty z kośćcem po  mamie,
a charakter - no jasne, po obojgu odziedziczyłam tylko ich złe cechy.
Przecież dobrych cech żadne z nich nie miało, a nawet jeśli takie mają to pilnie strzegą
by się aby nie ujawniły.
W ten sposób babcia  Marysia zawsze podsumowywała wady i zalety Weroniki.
                                                            c.d.n.