Wzmocnieni kawą i lodami pospacerowali po Monciaku. Dziwna ta nazwa "Monciak"- stwierdził Wojtek. No bo to skrót od nazwy ulicy, której nazwa jest poświęcona Bohaterom Monte Casino. Nie wiem kto pierwszy użył takiego żargonu, nie mniej nazwa ta natychmiast się przyjęła i dzielnie się trzyma już od wielu lat.
Obojgu podobało się wiele starych, ale starannie odnowionych kamienic. Nie wiem jak ty, ale jestem jakiś głodny, wstąpmy gdzieś na jakiś obiad -stwierdził Wojtek. Nie ma problemu, możemy pojechać do tej restauracji, która jest blisko naszej kwatery. Tłoku nie będzie, bo ludzie jeszcze sterczą na plaży, zwłaszcza, że na naszej plaży jest smażalnia ryb i na pewno wiele osób z niej korzysta. Wolę byśmy zjedli blisko nas, bo gdy trzy razy z rzędu tam zjemy, to już będziemy "ich stałymi klientami" a zawsze lepiej mieć status "stałego klienta" a nie "przechodniego". Gdy jechali na Karlikowo, bo tak się ta część Sopotu nazywała w której mieli kwaterę, Wojtek stwierdził, że po obiedzie to najchętniej przytuliłby się do Martuni i sprawdził czy aby nadal jest taka słodka jak przed ślubem. Marta zaczęła się śmiać - to może ty załóż jakiś dzienniczek i odnotowuj za każdym razem jaki miałam poziom słodyczy - może jakaś praca naukowa z tego by wyszła. A wczoraj to byłam mniej słodka niż w Warszawie? Nie, ty byłaś w porządku, tylko ja byłem jakiś podmęczony.
Wojteńku - przyjechaliśmy tu głównie po to byś odpoczął, odłączył się na trochę od pisania pracy,byś się wyspał i nabrał sił do pisania i obrony. Będziemy codziennie na plaży i będziemy głównie wygładzać sobie stópki o piasek. Z tego kawałka naszej plaży to możemy podreptać do Jelitkowa, będziemy mieli przy sobie tę matę bo lekka choć dwuosobowa i zawsze będziemy mogli gdzieś przysiąść i grzecznie posiedzieć. Mam takie fajne maciupkie pojemniczki ze smarowidłami, żebyśmy się nie spiekli, punktów gastronomicznych tu nie brak. Możemy też spokojnie posiedzieć stosunkowo blisko naszego wejścia na plażę, byle daleko od małych potworów, które się wydzierają i sypią piachem dookoła. Te wszystkie "atrakcje" jak ZOO, zwiedzanie Gdańska, Gdyni czy też wycieczka na Hel to możemy, ale nie musimy ich zaliczyć- to taka alternatywa na nieco gorszą pogodę. Jesteśmy w tej chwili wolni, możemy robić co nam do głowy wpadnie. Bo mamy tu po prostu odpocząć. A czy zauważyłeś, że z okna dziennego pokoju widać Ergo Arenę? Jeśli będzie w międzyczasie jakiś koncert to wystarczy że otworzymy okno i będziemy słyszeć co grają na koncercie. A tuż obok mamy teren Wyścigów Konnych. A na Hel to możemy pojechać samochodem, co jest o tyle dobre, że możemy w każdej mieścinie wysiąść i się po niej przespacerować. A jeżeli się wybierzemy na Hel dość wcześnie to pewnie nawet nie postoimy w korku. A w Jastarni to będziemy mogli kupić ryby prosto z wędzarni. Takie prosto z wędzarni są super.
W restauracji Marta namówiła Wojtka, by nie brał z niej przykładu i zjadł wpierw zupę. Ona po prostu jak zje zupę to nie zje drugiego dania. W domu to z reguły je "na raty" z przerwą godzinną albo robi zupę do popitki. Drugie danie wzięli takie samo - sznycel cielęcy z frytkami i surówkę. Obojgu obiad smakował. Wracając do mieszkania Marta zrobiła krótką przebieżkę przez tutejsze targowisko i kupiła nieco "zieleniny" do kolacji i śniadania, młody bób, truskawki i wiśnie a na straganie z nabiałem wiejski biały ser i w kiosku z pieczywem rogaliki z makiem.
Z Wojtka zaczęło pomału, ale wyraźnie wychodzić zmęczenie studiami i pracą. Przytulony do Marty wreszcie się wyluzował, wyszeptał kilka zdań jak bardzo ją kocha i wtulony w Martę zasnął. Marta patrzyła na niego i układała w myślach "gry plan" na najbliższą przyszłość. Po pierwsze będzie musiała dopilnować, żeby regularnie jadł codziennie obiady w domu a nie gdzieś na mieście. To powinno się udać, bo pisać będzie głównie w domu. Marta postanowiła szykować obiady od razu na cały tydzień- po prostu jeden dzień w tygodniu będzie na pichcenie. Kupią mikrofalówkę, by potem szybko odmrażać zamrożone dania i je odgrzać. Dobrze, że są pieniądze z tego sprzedanego mieszkania, dzięki temu Wojtek skupi się tylko i wyłącznie na pracy magisterskiej i nie będzie opracowywał jakichś projektów po nocach. Co do zakupu samochodu dla niej to ona ma spore zastrzeżenia. Musi wpierw jeszcze to omówić z tatą - wolałaby na razie nie kupować samochodu. W planie jest remont mieszkania, co prawda to tylko łazienka i kilka par drzwi, no ale to też kosztuje.Tata co prawda mówił, że ma pieniądze na remont odłożone, no ale teraz to pewnie tata będzie musiał się dokładać do Pati, skoro mają zamiar być razem. A w jakim stanie jest mieszkanie Pati to ona nie wie. Po powrocie będzie musiała porozmawiać z tatą na ten temat. Dobrze, że jej mieszkanie jest wynajęte, zawsze to jakiś dopływ gotówki. No i mieszkanie Wojtka powinno być lada moment oddane do użytku i Wojtek planuje by je jednak sprzedać a nie wynajmować. Zaczęła się też zastanawiać nad II stopniem studiów - do licencjatu ma rok, a potem jeszcze pełne dwa lata do magisterium. Opiekun studiów przyjął by ją do pracy już za rok i z tego co wie, to z mgr przy nazwisku wcale by dużo więcej nie zarabiała. Planują z Wojtkiem że będą mieli dziecko, a ona wtedy weźmie trzyletni urlop wychowawczy, żeby dziecko nie pałętało się po żłobkach. Więc może lepiej poprzestać na tym licencjacie, choć to brzmi mało ambitnie? Dobrze, że mam jeszcze rok do namysłu- skonstatowała.
Wpatrywała się w Wojtka i porównywała tego Wojtka sprzed lat i dzisiejszego. Włosy - takie same jak były - lekko układające się, ciemne, ale nie czarne. Rzęsy mu się wyprostowały, kiedyś miał takie jakby używał zalotki do ich podkręcania. Zmienił mu się owal twarzy, ma teraz lekko zapadnięte policzki. Usta pozostały bez zmian, nawet tak samo jak kiedyś całuje. Kolor oczu też mu się nie zmienił. Repertuar pieszczot pozostał ten sam, widać, że nie trenował w Austrii. Ciekawe jak teraz tańczy, bo nie była to jego mocna strona. Tańczył, bo to była jedna z okazji do przytulania się bezkarnie, ale nie była to jego pasja.
Jej rozmyślania przerwał Wojtek, który dość bezpardonowo przyciągnął ją do siebie mówiąc - a kto ci pozwolił przestać się do mnie tulić? Chciałam ci się po prostu dokładnie przyjrzeć co się w twoim wyglądzie zmieniło- cichutko powiedziała Marta. Przybyło mi nieco centymetrów w kilku miejscach - stwierdził- nawet w obwodzie szyi. A co ty wynalazłaś? Rzęsy ci się wyprostowały, miałeś je kiedyś takie podwinięte do góry. I już nie masz takiej fajnej chrypki z okazji mutacji. No i faktycznie zrobiłeś się wysokim facetem. I co jeszcze odnotowałaś? To, że nadal na mnie działasz szalenie podniecająco. Nawet wtedy gdy zamiast cię pieścić zasypiam jak niemowlę? Nawet wtedy, bo to oznacza, że masz do mnie pełne zaufanie i nie czujesz potrzeby zgrywania super faceta. Dobrze, że się obudziłeś, to teraz wstaniemy, zrobimy sobie kolację, a potem się zastanowimy co chcemy dalej robić. Wojtek uśmiechnął się - ja to taki monotematyczny się zrobiłem - chcę cię całować, pieścić, sprawdzać co lubisz. Kocham cię, jesteś dla mnie całym światem. Kiedyś ci powiedziałem, że na pewno będziemy razem a ty mi odpowiedziałaś, że nikt nie jest w stanie przewidzieć jak się nam życie ułoży. I co teraz powiesz? Nic poza tym, że kocham cię i jestem z tobą szczęśliwa. Nie znam nikogo kto by kontynuował w dorosłym życiu miłość, która zaczęła się w szczenięcym wieku. Owszem - były związki umawiane jeszcze w dzieciństwie partnerów, ale z reguły umawiali się rodzice tych dzieci a one same to rzadko kiedy się znały i kochały.
Kolację robili wspólnie, na deser po kolacji były truskawki potraktowane bitą śmietaną z cukrem brzozowym. Po kolacji rozegrali partyjkę szachów, wzięli prysznic i około północy stwierdzili, że trzeba sprawdzić czy małżeńskie łóżko nadal jest wygodne. Gdy zasypiali niemal dwie godziny później Marta stwierdziła, że na pewno żadna siła nie ściągnie jej z łóżka przed dziewiątą rano. Pospali spokojnie do 10 rano i bardzo zadowoleni wstali dopiero koło południa. Nic dziwnego, że im się tak miło spało, bo za oknem wiatr z małym powodzeniem przeganiał ciemne chmury i chwilami padał deszcz. Marta stwierdziła, że nie muszą nawet iść na obiad, bo ona zrobi jajka z szynką i ugotuje do nich ryż. I na pewno nie będą głodni. Wojtek bohatersko zaproponował, że podjedzie do Lidla po zaopatrzenie, ale Marta wybrała się razem z nim, dzięki czemu kupiła sobie całkiem wytworny czarny dres. Wojtek poczuł się "pominięty" bo w sprzedaży były tylko damskie dresy. Odstawili zakupy żywnościowe do domu, a że pogoda się poprawiła wybrali się na krótki spacer.
Wracając ze spaceru weszli jednak do restauracji, bo Wojtek uznał, że nie po to są na urlopie, żeby Marta pichciła. Pan kelner zaproponował, by tego dnia zjedli smażoną mirunę, bo to bardzo zdrowa ryba i smaczna. Gdy jedli Marta powiedziała - no widzisz -już jesteśmy "stałymi gośćmi", którym się poleca pewne dania. A ty jesteś nieźle "oblatana" w tych knajpianych sprawach - jak zauważyłem. Jestem, bo mąż mojej koleżanki pracuje w restauracji i jest tzw. kierownikiem sali. To ona mi doradziła byśmy tylko zamówili stolik a nie zamawiali z góry jedzenia. A co taki kierownik sali robi? - dociekał Wojtek. Z tego co mi mówiła to ustala grafiki personelu, wyznacza im zadania, egzekwuje je, prowadzi rekrutacją nowych pracowników, prowadzi ich szkolenia. Tyle tylko, że godziny pracy nie zawsze są fajne. On kiedyś był kelnerem - to dopiero było mało zabawne bo pracował często nocami. Ale taki kierownik sali to ma całkiem przyzwoitą pensję. Odszedł z kelnerowania gdy mu się kolega z jego zmiany zabił wracając samochodem z pracy o czwartej nad ranem - było ślisko i wpadł na drzewo, ale nie był na procentach tylko pewnie był diabelnie zmęczony. Straszne - stwierdził Wojtek. No straszne, bo osierocił dziecko.
Załamanie pogody było na szczęście krótkie i następnego dnia było już słońce, tylko temperatura niezbyt plażowa. No to w takim razie pojedziemy do Gdyni. Zaparkujemy na parkingu hotelu Merkury i podrepczemy na Skwer Kościuszki, to tuż obok. Jeśli będziemy mieli ochotę to pójdziemy do Oceanarium, możemy zwiedzić ORP Błyskawicę, obejrzymy sobie Dar Pomorza. To pierwsza propozycja- druga - możemy pojechać na Hel, albo w przeciwną stronę i wpaść do Rozewia i zwiedzić Latarnię Morską. Możemy też pojechać do Oliwy i pospacerować po Parku Oliwskim. Możemy też wpaść na godzinę 12,00 do Archikatedry Oliwskiej na koncert organowy, lub tylko je obejrzeć. Wybieraj.
No to pojedźmy na Skwer Kościuszki do Gdyni - zdecydował Wojtek. Na wszelki wypadek wzięli kurtki przeciwdeszczowo-przeciwwiatrowe. Spędzili na Skwerze kilka godzin - zwiedzili ORP Błyskawica, obejrzeli ćwiczenia młodzieży płci obojga na rejach Daru Pomorza, zwiedzili też Oceanarium, a Marta pociągnęła go jeszcze do kiosków z "badziewiem", gdzie kupiła muszlę jakiegoś egzotycznego ślimaka. Stwierdziła, że napełni ją "czymś" i będzie miała przycisk na biurko. Przez moment zastanawiali się czy zjeść w hotelu, ale postanowili jednak wrócić na obiad do Sopotu. Tym razem "ich kelner" polecił im gulasz z kluskami ziemniaczanymi. A na deser Marta wzięła lody a Wojtek porcję tortu czekoladowego.
c.d.n.