Gdy dojeżdżali do ulicy przy której mieszkała, Teresa powiedziała - widzę samochód Roberta. Kazik natychmiast przyhamował i spojrzał we wskazanym kierunku. No tak, to chyba jego, czyli poluje na ciebie koło twego domu. Spojrzał we wsteczne lusterko i cofnął się się kilka metrów w tył, by sprawdzić numer na tablicy rejestracyjnej. Rzeczywiście był to samochód Roberta - samochodów tej marki, w tym kolorze, bardzo mało było w Warszawie, była to limitowana seria.
Podwieźć cię pod dom czy może po prostu pojedziemy do mnie? Przycumuj tu na moment, podejdę na piechotę pod dom, a ty mi po prostu podrzucisz potem moje rzeczy, masz przecież klucze od mojego mieszkania. Pójdę między blokami, tak jakbym wracała na przykład ze spaceru. Jak znam życie i Roberta to sterczy zaczajony gdzieś by mnie uwiecznić na zdjęciu gdy mnie ktoś podwozi pod dom lub odprowadza. Pewnie sobie wymyślił, że będzie miał dowód mojej niewierności jako rozgrzeszenie tego, co zrobił na delegacji.
Boję się o ciebie byś szła sama do domu - on jest na pewno wściekły- lepiej cię podwiozę. Tyle tylko, że twoje rzeczy podrzucę ci później, albo wręcz jutro raniutko i cię przy okazji odwiozę do pracy. Teraz dostaniesz tylko torbę papierową z orzechami. Zaparkował przed skrętem do domu Teresy, wypakował z bagażnika zwykłą kilogramową szarą papierową torebką i podał ją Teresie. Co to jest ?- zdumiała się Teresa. No twoje orzeszki w czekoladzie! Uprosiłem babkę by mi w sumie sprzedała kilogram. Będę do ciebie przychodził na orzeszki. Zwariowałeś kompletnie stwierdziła. Ale weź chociaż kilka paczek, bo torebka się nie domyka, jest zbyt pełna. Połowa będzie u ciebie, a połowa u mnie. No dobrze- zgodził się łaskawie.
To jedźmy - poprosiła Teresa. Gdyby nalegał, że chce wejść do mieszkania bo chce ze mną rozmawiać to zagrożę, że zacznę wrzeszczeć. A na tyle mnie zna, że wie na co mnie stać gdy się zezłoszczę. Najwyżej sąsiedzi będą mieli ubaw. Kazik uśmiechnął się- jeżeli bardzo chcesz dostarczyć im rozrywki to poproś swoją sąsiadkę z parteru, by wyszła ze swym psem. Ten pies, z jakiegoś nieznanego mi powodu, strasznie nie lubi Roberta i na niego warczy a Robert się go boi. A to taki miły, duży piesek. Jak stanie na tylnych łapach to bez trudu może mnie polizać, co zresztą kiedyś zrobił gdy do niego zagadałem i powiedziałem, że jest ślicznym pieskiem. Jego pańcia to mnie z kwadrans przepraszała. Tego psa to się sporo osób boi, jest naprawdę duży. A on tak naprawdę jest łagodny, sąsiadka ma małe wnuki i pies je ubóstwia. Nie mam pojęcia czym Robert mu podpadł- roześmiała się Teresa. To pies dobry do dbania o linię, bo wymaga długich spacerów, to chart szkocki.
Gdy podjechali pod klatkę schodową bloku w którym było mieszkanie Teresy, Kazik wysiadł. Rozejrzał się bacznie dookoła , obszedł samochód, otworzył drzwi samochodu i pomógł Teresie wysiąść. Potem dość ostentacyjnie uścisnął rękę Teresy i wycisnął na niej pocałunek mówiąc: zadzwonię do ciebie z domu, mam klucze, sam sobie wszystko pootwieram. Teresa dzierżąc w dłoni papierową torebkę z orzechami podreptała do domu. Roberta nigdzie nie było widać. W 20 minut później nadszedł sms od Kazika - on jest u mnie. Współczuję - odpisała.
Około godziny 23,00 zatelefonował Kazik mówiąc - właśnie ode mnie wyszedł, więc te rzeczy przywiozę ci jutro rano i przy okazji odwiozę cię do pracy. Mam wrażenie, że dopiero teraz do niego dotarło, że ten rozwód jest rzeczą nieodwołalną. Podobno jego matka się do ciebie wybiera, by ci wytłumaczyć, że każdy może w życiu mieć chwile słabości i że jeśli cię zdradził to na pewno dlatego, że nie byłaś dla niego zbyt czuła i że przecież taki jeden wyskok po 10 latach małżeństwa nie powinien doprowadzić do rozwodu bo on cię kocha. Zapytałem się go czy bardzo chce by jego mamusia obejrzała te piękne zdjęcia, bo gdy się zezłościsz to będziesz jej co kilka dni wysyłała te zdjęcia, bo masz je w służbowym komputerze. A gdy się jeszcze bardziej zezłościsz to stać cię na to, żeby je wysłać do jego dyrekcji i do BRH w Moskwie. I wygląda na to, że dopiero teraz do niego dotarło, że ma przechlapane nie tylko u ciebie ale i z wyjazdem może się raczej pożegnać.
Bo tak naprawdę to nie wiadomo dokąd jeszcze te zdjęcia trafiły i nie wiadomo również kto i dlaczego je robił. On w tej delegacji był z jedną ze swych pracownic i zaczyna podejrzewać, że to jej robota. Z jego niezbyt jasnych wynurzeń wygląda na to, że ona chyba też tam była na tym przyjęciu, a scena łóżkowa była pod innym adresem niż to przyjęcie. Trochę się facet pogubił w tym wszystkim. Bardzo się zmartwił, gdy mu powiedziałem, że jeśli umie liczyć, to niech nie liczy na to, że ja się za nim wstawię u ciebie, bo według mnie zrobił rzecz niewybaczalną. Można przestać kogoś kochać, ale wpierw trzeba jednak o tym powiedzieć, potem odejść a nie demonstrować w ten sposób swój brak uczuć. Wypomniał mi mój rozwód z Anką, więc mu tylko przypomniałem, że Anka wpadła w alkoholizm i odmawiała stanowczo leczenia. A w alkoholizm wpadła w swoim miejscu pracy, bo ją koledzy rozpili. Chciałem by stamtąd odeszła, to nie chciała zmienić firmy. Zresztą pamiętasz to wszystko. No i oczywiście trafił jak kulą w płot mówiąc, że ja powinienem mu pomóc bo wtedy to ty mi pomogłaś, a teraz trzeba pomóc tobie, byś podjęła dobrą decyzję i nie rozbijała małżeństwa. Tak słuchałem tego i miałem szczerą chęć mu przywalić bo chyba sam nie wie co plecie. Bo ja wtedy dzięki tobie rozszedłem się z nią, by samemu nie wpaść w jakiś nałóg ze zwykłej bezsilności. Wypalałem wtedy po 60 papierochów dziennie, kilka razy się znieczuliłem wódą, a ty mnie z tego wszystkiego wtedy wyciągnęłaś. A Anka zapiła się na śmierć.
Wiem, ciebie tu wtedy nie było, już byłeś poza krajem. I cieszyłam się, że cię tu nie ma, bo nie byłam wcale pewna, czy nie załamałbyś się. Twoja mama prosiła mnie, bym ci przypadkiem nie napisała o tym co się stało. Byłyśmy zgodne w tym temacie. Bardzo lubiłam twoich rodziców. Kazik uśmiechnął się - oni też cię bardzo lubili - ojciec zawsze mówił, że gdyby miał ciebie za synową to by cię na rękach cały czas nosił. Nigdy im się Anka nie podobała, nawet na samym początku.
No jasne, że pamiętam. I pamiętam jak mnie zatkało gdy mi pokazałeś jej schowek w rezerwuarze toalety. I pamiętam, że świadkowałam na twojej sprawie rozwodowej. Nie było to miłe przeżycie. I dlatego bardzo chcę załatwić tę sprawę szybko i stosunkowo bezboleśnie dla obu stron. Robert prawdopodobnie nie załapie się na ten wyjazd, nie robi się kariery zawodowej gdy daje się ludziom do ręki dowód, że jest się mało odpowiedzialnym facetem. Na placówki wysyła się głównie żonatych a nie rozwiedzionych. I on o tym wiedział, to nic nowego. Przepraszam cię, że cię wplątuję w swoje sprawy. Fajnie, że mnie jutro odwieziesz. Zaczekam na ciebie na dole, o 7,30 to chyba nam wystarczy, ale jeśli ci pasuje wcześniej to ja mogę być wcześniej gotowa. Nie, nie - 7,30 to jest w sam raz. Do jutra.
Rano Teresa czekała już u wylotu uliczki, żeby się nie musieli wyplątywać się z niej z całą kawalkadą samochodów. Gdy wysiadała pod biurem Kazik zapytał, czy będzie dobrze gdy przyjedzie po nią o 16,20 na parking przy Zgody. No będzie dobrze, ale nie widzę powodu dla którego masz mnie wozić w tę i z powrotem. Ja widzę, ale powiem ci o tym powodzie innym razem. Być może, że dziś już spotkamy się z panem adwokatem. Trzymaj się, miłego dnia ci życzę bez tłumu pod drzwiami. Marzyciel z ciebie - ze śmiechem odpowiedziała Teresa.
Tłumu pod drzwiami nie było, ale stale było kilka osób. A z każdym ze zdających paszport specjalistów Teresa musiała chwilę porozmawiać na temat ich pobytu poza granicami kraju, czy to już koniec kontraktu czy wracają z powrotem do kontrahenta i kiedy, czy coś się zmieniło w ich życiorysie na tyle, że należy złożyć nowy druk paszportowy. Biuro mieściło się w starym budynku, brakowało recepcji z prawdziwego zdarzenia, wszyscy pracownicy cierpieli na dotkliwy brak przestrzeni.
Po ośmiu godzinach spędzonych w takim młynie Teresa wychodziła z pracy "pół żywa". Nieomal w ostatniej chwili przypomniała sobie, że dziś nie ma iść do autobusu tylko na parking na sąsiedniej ulicy, bo przecież jest umówiona z Kazikiem. Kazik już na nią czekał. Widział, że jest naprawdę bardzo zmęczona i powiedział- coś mi się widzi, że moje życzenia nie za bardzo miały moc sprawczą, wyglądasz biedulko na wykończoną, więc zaczniemy od nakarmienia cię- dziś zjesz u mnie, odpoczniesz i na godzinę 18,30 pojedziemy na spotkanie z mecenasem. A masz jakąś zupę? Muszę coś mokrego zjeść, podjedźmy do mnie, mam jarzynówkę i gulasz z kaszą gryczaną. I na ciebie przerzucę trud przygotowania tego, bo prosto z lodówki będzie za zimne, trzeba to jednak ogrzać. A u ciebie zjem jakąś kolację gdy wrócimy. I mam nadzieję, że nie zasnę przy stole. Generalnie to czuję się tak jak dziwka w burdelu o piątej nad ranem - jak mawia jedna z moich koleżanek. Ciekawi mnie skąd ona to wie. Mam nadzieję że nie z własnego doświadczenia. No dobrze, pojedziemy do ciebie, ja nie mam zupy-zgodził się Kazik. Dziwnym trafem znalazło się nawet miejsce nieomal przy samym wejściu. Teresa z ulgą pozbyła się wysokich szpilek i położyła się na sofie. Ziku, a do mięsa to po prostu odsmaż makaron.
Nakryję cię czymś, jakoś nie za ciepło tutaj. Nie, nie ja za pięć minut już wstanę. Jeśli mnie nakryjesz to natychmiast zasnę. Widzisz jaka ze mnie atrakcyjna dziewczyna? Angażuje faceta do wożenia, do szykowania jedzenia a sama uderza w kimono. Więc może nic dziwnego, że Robercik poszukał gdzie indziej wrażeń.
W weekend pomyślimy we dwoje jak zorganizować się obiadowo - oświadczył Kazik. Trzeba po prostu raz na jakiś czas poświęcić sobotę lub niedzielę na zrobienie drugich dań w wekach. W takim weku to spokojnie się zmieszczą 4 porcje obiadowe mięsa. Samo ugotowanie do niego makaronu ewentualnie kaszy, ryżu lub kartofli nie będzie już obciążające. A poza tym wpadnę na sąsiednie osiedle, tam są podawane obiady domowe. Ja tam raz nawet jadłem - czyste, smaczne, jadalne za nieduże pieniądze. Może się z nimi jakoś dogadamy i będziemy po prostu u nich kupować na wynos. A Robert ci pomagał w gotowaniu? W gotowaniu??? On mi tylko pomagał w jedzeniu no i nosił zakupy. Wiesz, gotowanie to było dla niego za mało twórcze zajęcie. Czasem mi pomagał w pieczeniu ciasta ewentualnie ciastek. Ale stosunkowo nieźle sprzątał. Na początku to chodziliśmy na obiady domowe do jednej pani - gotowała rewelacyjnie, przez dwa lata było super. A potem żeniła syńcia i obiadki bardzo straciły na smaku bo chyba oszczędzała na wesele. A potem odkryłam, że gotowanie to żadna sztuka i gotowałam głównie dla siebie, bo Robert jadał gdzieś na mieście w jakimś barze, a ja po stołówkowym jedzeniu to chorowałam. Przeważnie wszystkie zupy robię na mięsie i od razu gotuję gar rosołu, przecedzam, zlewam do wyparzonych słoików i mam na zupy na cały tydzień. A mięso najchętniej jem samo lub z warzywami, niekoniecznie gotowanymi. I często robię chińskie dania, nawet wok kupiłam na tę okoliczność. Oczywiście "chińskość" polega głównie na sposobie obróbki termicznej bo przyprawy to niekoniecznie są chińskie. Mnie to twoja kuchnia bardzo smakuje i chętnie się poduczę i będziemy razem gotować, raz u ciebie a raz u mnie - pasuje ci taki układ? Chyba musimy się pomału zbierać. Muszę wziąć coś do pisania i zapisania.
c.d.n.