środa, 9 stycznia 2013

Zazdrość - c.d.

Na szczęście nie zawsze z powodu zazdrości  cierpią oboje uczestnicy zdarzenia.
Czasem wszelkie konsekwencje ponosi zazdrośnik.
Ela poznała swą pierwszą miłość w liceum - od drugiej licealnej stanowili  parę typu "papużki-nierozłączki". Tuż przed maturą przekroczyli ów mityczny próg- poznali co to seks. Nie było z tej okazji   "ściemy" o
miłości , oboje byli siebie wzajemnie ciekawi, podeszli do tematu naukowo, krok po kroku, zadbali
nawet o antykoncepcję, o dobre warunki towarzyszące. Jednym słowem - pełna kultura.
I wtedy W. zaczął być bardzo zazdrosny o Elę.  On był zachwycony, a ona nieco rozczarowana,
a pózniej znudzona ciągłym sam na sam.
Była atrakcyjną dziewczyną i kręciło się wokół niej wielu chłopaków. W. zrobił się zazdrosny, wszędzie
za Elą chodził, przesiadywał u niej w domu. A Ela cały czas mu tłumaczyła, że owszem, lubi go, ale po pierwsze to nie kocha a po drugie to nie ma zamiaru zamykać  sobie życia pakując się w jakiś stały
związek. W. był głuchy i ślepy na wszystkie argumenty.
Po maturze oboje oboje wybrali się  na studia politechniczne, ale na dwa różne wydziały. Na wydziale
Eli były zaledwie 3 dziewczyny, więc miały  niesamowite powodzenie. W. szalał - potrafił cały dzień spędzić w pobliżu sali wykładowej , w której była Ela, byle tylko  nie miała okazji umówić się z kimś innym.
W., ciagle nieobecny na zajęciach, oczywiście  zawalił ten rok studiów, wpadł w "szpony"  WKR-u i
musiał pójść do wojska  i to na całe 3 lata.
Gdy wyszedł pierwsze kroki skierował do Eli  - a Ela była już po  ślubie i właśnie miała malutkie
dziecko.
W.  już nie podjął studiów - w "odwecie" ożenił się z jedną z koleżanek Eli.
No cóż, gdyby nie  ta zazdrość z pewnością ukończyłby studia, bo był naprawdę zdolnym
chłopakiem.

Kolejna ofiara własnej zazdrości zawsze mnie śmieszy - zapowiadało się wszystko b.kiepsko,
ale w sumie skończyło się niegroznie.
Jadwiga, jeszcze w czasie studiów poznała pewnego miłego chłopaka. Ona studiowała  na
Politechnice, on na SGPiS. Gdy tylko Jadwiga skończyła studia pobrali się. Z konsumpcją
związku czekali przykładnie do ślubu - Jadwiga bała się, że może "wpaść", a nie chciała by cokolwiek
przeszkodziło jej w ukończeniu studiów. Tej wstrzemięzliwości nie mogła sobie potem wybaczyć .
Kiedyś, w chwili wielkiej szczerości powiedziała mi - "wiesz, gdybym wcześniej spróbowała, to nie wyszłabym z tego powodu za mąż, przynajmniej nie za niego". No cóż, czasem się wychodzi za mąż
z powodu wielkich złudzeń.
Mąż Jadwigi chyba orientował się, że życie intymne jakoś nie za bardzo im wychodzi i zaczął
podejrzewać, że oziębłość młodej żony to wynik tego, że jest ona zainteresowana kimś innym. Do głowy
mu nie przyszło by gdzie indziej poszukać przyczyny. Zaczął podejrzewać, że Jadwiga ma kochanka,
który ją całkowicie zaspakaja i dlatego  ona nie garnie się do seksu z nim. Zrobił się nie do wytrzymania,
wypytywał ją co robiła w pracy danego dnia, z kim rozmawiała,  sprawdzał nawet jej bieliznę, czy aby
nie ma na niej śladów zdrady. Mniej więcej w 4 miesiące po ślubie Jadwiga zaszła w ciążę.
To była blizniacza ciąża, która niezle dała jej do wiwatu.Po ustawowym macierzyńskim Jadwiga wróciła do pracy, dziećmi zajmowała się jej mama wraz z pomocą domową. Wróciła będąc już  w następnej ciąży,
bo niedopieszczony mąż nadal odstawiał sceny zazdrości .  Równo rok po blizniakach Jadwiga urodziła kolejne dziecko. I wiecie co  - jej mąż się załamał - przeraził się, że teraz rodzina się już bardzo powiększy
i wcale nie będzie łatwo na wszystko zarobić. Zazdrość wyparowała gdzieś wraz z chęcią na seks.
Gdy ostatni raz go widziałam żalił się - "dlaczego ona mi to zrobiła?". Byłam bez litości bo zupełnie zimno odwarknęłam - "przecież wiesz skąd się biorą dzieci- sama się nie zapłodniła, prawda?".
W wiele lat pózniej  rozeszli się - trójka dzieci to kiepski łącznik, gdy nie ma miłości.