poniedziałek, 8 września 2014

Rozsądek czy głupota?

Często mam wrażenie, że pomiędzy rozsądkiem i głupotą istnieje bardzo cienka granica,
którą szalenie łatwo jest przekroczyc, nie zdając sobie z tego sprawy.
Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która twierdzi, że ona zawsze, od najwcześniejszych
lat, kierowała się rozsądkiem  a wyszła na tym jak Zabłocki na mydle.
Ale jak to w życiu - nie jesteśmy w próżni i wszystko co nas otacza od chwili pierwszego
samodzielnego oddechu, ma na nas wpływ. Że już nie wspomnę o genach.
Henrietta, powszechnie zwana Heńką, od chwili swego przyjścia na świat była jednym,
wielkim rozczarowaniem swego ojca - w domu była już jedna dziewczynka i teraz pan
i władca oczekiwał narodzin syna. A tu, chyba jemu na przekór, żona powiła drugą
dziewczynkę. Nieważne, że zdrową, ładną i nawet mało płaczliwą - niewłaściwą płec
miała.
Na szczęście  z czasem okazało się, że dziewczynka była zdolna, nie miała w szkole
żadnych problemów z nauką a tzw. nauki ścisłe były jej ulubionymi. Gdy nadszedł
czas wyboru szkoły ponadpodstawowej, tatuś orzekł, że Heńka ma zdobywac wiedzę
w technikum o elektronicznym profilu. Liceum ogólnokształcące to mało praktyczna
szkoła, bo co komu po takich przedmiotach jak historia lub propedeutyka filozofii-
przecież szkoda na to czasu.
Były to czasy, gdy nauka w technikum wcale a wcale nie była lekka, łatwa i miła.
Oprócz przedmiotów ogólnych były również przedmioty techniczne oraz warsztaty.
Lekcje zaczynały się o 8 rano, kończyły póżnym popołudniem. Dniami, w których było
tylko siedem godzin lekcyjnych, były tylko  soboty. To mało,prawda? Równie mało
jak dziewczyn - w klasie, na 40 uczniów były tylko trzy dziewczyny.
Heńka  ukończyła technikum bez problemów i zdała egzamin na Politechnikę.
Tatuś był zadowolony, ale jakoś nie bardzo do niego docierało, że Heńka jest już
pełnoletnia - nadal Heńka musiała mówic dokąd i  z kim idzie oraz wracac do domu
najpózniej o godz.23,00. Siłą rzeczy Heńka nauczyła się pięknie kłamac, byleby tatuś
nie urządzał awantur.
Starsza siostra  Heńki zaraz po liceum wyszła za  mąż i w tym momencie wyszła spod
kurateli apodyktycznego taty. Heńka doszła do wniosku, że jedyny sposób oswobodzenia
się spod opieki taty to wyjście za mąż.
Na swym roku miała w czym wybierac, facetów było mnóstwo. Heńka szukała takiego,
który przede wszystkim zostałby zaakceptowany przez rodziców, a tatusia głównie.
Co do jej wymagań - miał byc inteligentny, w miarę przystojny, nie uganiający  się za
dziewczynami no i  miał ją kochac. Wokół Heńki kręciło się wielu chłopaków. Miała
nienaganną figurę, była wysportowana i dzięki mamie, która umiała szyc, była dobrze
ubrana.
W krótkim czasie zaczęła "oswajac" Marka.  Spełniał wszystkie jej kryteria, poza tym
często pomagał jej w trakcie sesji. Był cichy, spokojny, dobrze wychowany i wyraznie
czuł się wyróżniony jej zainteresowaniem jego osobą.
Heńka zaczęła go przyprowadzac do domu - Marek spodobał się rodzicom. Po niecałym
roku, odpowiednia  polityka Heńki przyniosła oczekiwany rezultat, czyli ślub.
Heńka już wówczas przyznawała sama przed sobą, że nie mdlała z miłości do Marka,
ale w pełni doceniała jego zalety - był taktowny, cichy, spełniał wszystkie jej życzenia.
Bardzo się ucieszył, gdy okazało się, że Heńka jest w ciąży - Heńka wykazywała w tej
materii całkowity brak entuzjazmu - wciąż czekali na mieszkanie i mieszkali tymczasem
w mieszkaniu rodziców Marka, razem z jego  matką. Jedynym zgodnym punktem Heńki
i jej teściowej był brak entuzjazmu co do faktu, że za jakiś czas pojawi się dziecko.
Heńka kazała Markowi iśc do prezesa spółdzielni mieszkaniowej, w której oboje byli
zarejestrowani i dowiedziec się, co zrobic by zamiast dwóch odzielnych mieszkań
otrzymac jedno, ale znacznie szybciej.
Marek spokojnie, lecz stanowczo odmówił, tłumacząc, że on nie ma talentu do załatwiania
takich spraw.
Heńkę z lekka wkopało - ale wyszło na to, że sama będzie musiała to załatwic.
Uzbrojona w świadectwo lekarskie, obie książeczki mieszkaniowe i mnóstwo innych
przydatnych papierków, wybrała się do prezesa. Chyba miała dar przekonywania, bo
w przeciągu kilku dni zamieniła dwie książeczki na jedną, wspólną, oraz załatwiła wpis na
listę osób oczekujących na mieszkanie typu M3 w następnym roku.
Gdy dziecko przyszło na świat Heńka wzięła urlop dziekański. Jeśli ktoś myśli, że brak
miejsc w żłobku jest dzisiejszą bolączką, to bardzo się myli.
Gdy dziecko ukończyło rok, Heńka powróciła na studia, pozostawiając dziecko pod opieką
babc. Babcie się względnie dobrze dogadywały, bo obie były zdania, że Heńka powinna
tkwic przy dziecku i dopiero gdy je odchowa wyruszyc  z powrotem na uczelnię.
Heńka ukończyła studia, podjęła pracę (były to czasy, gdy niektóre wyższe uczelnie miały
podpisane kontrakty z zakładami pracy na zatrudnianie absolwentów) i wylądowała w tym
samym zakładzie przemysłowym co Marek.
Heńka coraz częściej dostrzegała, że jakoś nie układa się jej życie z Markiem - oczywiście
był nadal kochającym mężem, dobrym ojcem, ale jednocześnie był człowiekiem z zerową
inicjatywą. Poproszony o zrobienie czegokolwiek robił to bez sprzeciwu, ale sam nigdy
niczego nie inicjował. Poza tym nie należał do osób towarzyskich, gdy wpadali znajomi
Marek siedział i milczał jak zaklęty, dobrze, że nie wyciągał książki i nie zaczynał przy
nich czytac.Rozmowy z Heńką też były  raczej "służbowe" -odpowiadał na pytania, ale
nigdy nie były to rozmowy "o  niczym", a takie Heńka ceniła najbardziej.
Coraz częściej Heńka dochodziła do wniosku, że zupełnie Marek do niej nie pasuje.
Złościła ją ta jego bezwładnośc, brak wszelkiej inicjatywy. Nawet fakt przeprowadzki do
nowego mieszkania nie wyzwolił w nim  inicjatywy. Marek kupował i robił wszystko
pod dyktando Heńki. W pracy wszyscy Marka lubili i cenili jako fachowca, ale jakoś
nie miało to odzwierciedlenia w zarobkach.
Wszyscy dookoła kręcili się wokół zdobywania większych zarobków- ale nie Marek.
Heńka doszła do wniosku, że dłużej z takim człowiekiem to ona nie wytrzyma pod
jednym dachem. Wygarnęła któregoś pięknego dnia Markowi wszystkie swoje żale i
zaproponowała by jednak się rozstali, bo ona  ma dosyc.
Marek wysłuchał wszystkiego spokojnie, po czym spakował swoje rzeczy i powrócił
do swego rodzinnego domu.
Heńka odetchnęła, ale tylko na  moment - jej ojciec, który bardzo Marka cenił i lubił,
zrobił jej straszliwą awanturę i zabronił jej przychodzic, dopóki nie pogodzi się
z Markiem. Ale Heńka naprawdę miała już dośc Marka i chociaż nadal go ceniła,
podała sprawę do sądu. Bez większych kłopotów otrzymała rozwód.
Heńka nadal utrzymywała z Markiem przyjacielskie stosunki, Marek miał  pełny kontakt
z dzieckiem, każdą niedzielę dziecko spędzało u Marka, Marek jezdził z dzieckiem na
urlopy, święta dziecko spędzało z obojgiem rodziców.
Na co dzień dziecko urzędowało u rodziców Heńki.
c.d.n.