Dwa dni przed ślubem Leszek stwierdził, że nie pójdzie do fryzjera- woli by go ostrzygła Adela. No ale masz tam zarezerwowany termin razem z Emilem - powiedziała Adela w trakcie tej rozmowy telefonicznej. A nie mogłabyś jednak ty mnie ostrzyc? - marudził nadal. No mogłabym, ale żebyś nie narzekał gdy będzie coś nierówno. I w tym układzie to będę miała dwa strzyżenia, bo Emil też sobie zamarzy strzyżenie w domu, bo nie lubi bywać u fryzjera. Zaraz mi udowodni, że skoro strzygę ciebie to z rozpędu mogę i jego. Jeszcze tylko brakuje taty, żebym miała nielegalny zakład fryzjerski w domu. W takim razie dziś cię obciacham, trochę maszynką a trochę nożyczkami. Do której dziś pracujesz? Właśnie wychodzę z pracy. No to przyjeżdżaj, nakarmię małą i cię ostrzygę. A Wandzia wie, że zamarzyło ci się nieprofesjonalne strzyżenie? Wie, że nie chcę iść do fryzjera. No to powiedz jej, że to ja cię podstrzygę, ona też z tych co nie lubią niespodzianek i lubią być doinformowane co druga połowa raczy kombinować. Ja zaraz uprzedzę Emila, że będę cię strzyc bo się boisz fryzjera. I otwórz sobie sam drzwi, bo ja będę paść zupką księżniczkę.
W kwadrans później przyszedł Leszek. Matko jedyna, już jesteś? Fruwasz czy jak? Nie, ale już byłem poza kliniką, gdy do ciebie telefonowałem. Wandzia tu wpadnie gdy wyjdzie z pracy. To ja idę umyć ręce żebym mógł z małą się poczulić. Małą to możesz nawet nakarmić, ona bardzo grzecznie siedzi przy karmieniu na leżaczku. Tyle tylko, że będziesz musiał wejść do kojca. W chwilę później Leszek karmił Milenkę i pokazywał jej w książeczce pieski, kotki dzieci, potem mała wskazywała obrazek i wpatrywała się badawczo w Leszka czekając co powie. Leszek się śmiał, że Adela hoduje następne pokolenie tych, co czytają przy jedzeniu. No i bardzo dobrze- sztuka czytania w tej rodzinie na pewno nie zaniknie - stwierdziła Adela. Jak tylko trochę pojmie czytanie to obiadki będą z mamą, tatą i książką. Odkąd się nauczyłam czytać to zawsze czytałam przy jedzeniu choć matka na mnie wrzeszczała, że się przy jedzeniu nie czyta. Dla niej jedzenie było podstawą, a dla mnie nie.
Milenka bardzo grzecznie pochłonęła swój obiadek, potem Leszek zaniósł ją do łóżeczka twierdząc, że przybrała na wadze po tych wakacjach, zmienił pampersa, włączył pozytywkę z muzyką i karuzelę z zabawkami i Milenka została w pokoju sama, a Adela poszła z Leszkiem i "podsłuchem" do łazienki.
W trakcie strzyżenia Adela stwierdziła, że włosy Leszka wyraźnie zgęstniały, chociaż oczywiście te, które wypadły - nie odrosły. Adela bardzo starannie wyrównała Leszkowi włosy nożyczkami, wycieniowała je maszynką tylko na skroniach i w okolicy uszu, potem kazała mu podziwiać swoje "dzieło", wyszczotkowała mu włosy mówiąc by umył je dopiero przed wieczorną "wcierką". Gdy przyszła Wandzia Leszek już był ostrzyżony. A ciebie też mam ostrzyc czy może jednak pójdziesz do fryzjera? Bo ja zapewne z rozpędu sama ostrzygę dziś albo jutro Emila. A jak wiecie, to mnie na ślubie nie będzie, bo musi ktoś zostać w domu z Milenką i być w domu rodziców gdy przyjedzie firma żarciuszkowa. Wami się zajmie w urzędzie Emil i będzie poza tym Konrad, od którego dowiecie się, że "ta Adela to zawsze unika jak ognia kamery". I to jest prawda, to nie pomówienie. No a poza tym przecież będą wasi świadkowie.
Emil zjawił się wcześniej niż zwykle, co Adela skwitowała komentarzem, że pewnie wyczuł, że Adela dziś strzyże. Gdy panowie zaczęli rozmawiać, Adela kiwnęła na Wandę - chodź na chwilę, chcę ci coś dać, więc weź swoją torebkę. A potem zrobię coś do jedzenia dla nas wszystkich. Adela wzięła Wandę do "magazynu", gdzie miała przygotowany dla niej prezent ślubny- jeden to była przezroczysta błękitna piżamka z falbankami, a drugi - książka lekarza seksuologa dotycząca różnych technik, pieszczot itp. a wszystko napisane w bardzo przystępny sposób, objaśnione fizjologią i chwilami bardzo dowcipnie. Powiedziała, które rozdziały Wanda powinna przeczytać przed nocą poślubną i porady z tych rozdziałów potraktować jako prezent ślubny dla swego męża- oczywiście mówiąc mu, że to co robi, to jest prezent ślubny. Leszek na pewno doceni i ucieszy się- bo z tego to się każdy facet cieszy. Oczywiście na pewno się Leszek będzie dopytywał o "genezę", więc może mu powiedzieć, że to z lektury. A że jutro Wandzia jest w domu a nie w pracy to niech sobie poczyta te zaznaczone maleńkimi zakładkami rozdziały.
A ty też zrobiłaś prezent ślubny taki właśnie Emilowi?-spytała. Nie - Emil dostał ode mnie w prezencie ślubnym to, że zaczęłam brać tabletki, bo gdy się poznaliśmy to nie brałam bo byłam bez faceta, więc byliśmy na antykoncepcji barierowej z jego strony. W tej książeczce to i o antykoncepcji jest sporo, ale ty masz własnego, podręcznego ginekologa i to jego zadanie. Tyle tylko, że coś słyszałam o potomstwie, więc akurat te rozdziały to możesz pominąć.
A ty też z tej książki korzystałaś? No może akurat nie z tej, ale Emil nie był moim pierwszym mężczyzną. Przed nim był ktoś inny, bo ja nie byłam grzeczną panienką i bardzo wcześnie zaczęłam, a facet był ode mnie dużo, dużo starszy i trzymanie się tylko za rączki i macanie po biuście plus całowanie to było dla niego za mało. Emil o nim wie i nawet go znał. A facet umarł przed naszym ślubem. Śmieszne, ale to dzięki niemu poznałam Emila i z nim razem pracowałam. Mam jakieś takie wewnętrzne przekonanie, że on wiedział dobrze, że może w każdej chwili umrzeć i dlatego mnie podsunął Emilowi. Emil z kolei uważa, że się tamtemu pogorszyło, gdy Emil mu powiedział, że mi się oświadczył i weźmiemy ślub. Bo tamten mnie bardzo kochał. A miał żonę i dwóch synów. I trzy zawały , w tym jeden leczony operacyjnie. A Emil nie był o niego zazdrosny? Nie , bo gdy poznałam Emila to już od kilku lat nie byłam z tamtym. Ale pozostaliśmy przyjaciółmi i on zawsze starał się mną z daleka opiekować. Razem z Emilem poznaliśmy jego matkę, gdy on już nie żył. Bo u niej w domu były moje zdjęcia i listy, które tamten do mnie pisał, ale ich nigdy nie wysłał i wiersze dla mnie. I co Emil?- spytała Wanda. No co, facet już nie żył, a ja te jego listy i zdjęcia wsadziłam w niszczarkę i już. Tyle tylko, że wie, że tamten mnie kochał. Ale nie jest zazdrosny o nieboszczyka.
Obiad, który Adela podała wszystkim bardzo smakował, a były to najzwyczajniejsze kotlety mielone z grzybami w środku. Do tego była paella z porami. Do kawy były mini beziki kupione w którymś ze sklepów spożywczych. Muszę do ciebie przyjść na jakieś szkolenie - stwierdziła Wanda. Bo ty zawsze coś fajnego gotujesz. W życiu bym nie wpadła na to, że można razem z mięsem zmielić grzyby i wszystko razem usmażyć. No i ten ryż z porem - coś pysznego. Skąd bierzesz przepisy?
Przepisy? Właściwie to z całego świata- sporo robię z kuchni włoskiej i hiszpańskiej, indyjska i chińska też nam pasuje, trochę z meksykańskiej, tyle tylko, że nie robię nic bardzo ściśle według przepisu. A jak upieczesz zwykłe kartofle w piekarniku i do pieczenia posypiesz je garam masalą to trudno powiedzieć z jakiej to kuchni. Jemy często ryż, a ryż ma to do siebie, że można go robić na sto sposobów. Po prostu trzeba zawsze trochę improwizować. Poza tym czasem sobie czytam różne przepisy w sieci, ale chyba ani razu nie udało mi się zrobić dokładnie tak jak przepis głosił. Bo bardzo często nie mam jakiegoś składnika, więc daję co innego. A ponieważ leniwa jestem okropnie, to nie chce mi się nigdzie tego zapisywać, więc często robię na oko i na czuja. Miałam zrobić paellę z selerem naciowym, ale nie było selera naciowego więc zrobiłam z porem i też jest jadalne. Ja po prostu jestem chora gdy na przykład coś piekę i w przepisie jest np. 18 deko cukru. Helenka to odważy 18 a ja 20 bo mi się nie chce odejmować i wgapiać się w wagę. Najprostsze hiszpańskie danie, czyli fritata za każdym razem wychodzi mi inna no bo dam jakąś inną przyprawę, poza tym wciąż nie upolowałam patelni takiej, żeby można ją wstawić do piekarnika. Odkąd przestałam się tak bardzo przejmować tym co jest w przepisie gotowanie stało się dla mnie nieomal przyjemnością. A że czasem coś wyląduje w śmietniku bo całkiem spaskudziłam to też mi się zdarza. No ale nie chodziłam do technikum gastronomicznego tylko do liceum. Najważniejsze to nie spinać się przy gotowaniu. Emil i Leszek też potrafią gotować, na początku możesz gotować razem z nim, wtedy bez podpytywania się będziesz wiedziała co on lubi jeść. Wszystko przychodzi z czasem, wystarczy tylko obserwować. I uświadomić sobie fakt, że nie święci garnki lepią i gdy się chce to naprawdę można się wszystkiego nauczyć i wszystko zrozumieć. Choć doskonale rozumiem, że gdy się człowiekowi czegoś nie chce robić to zaraz sam sobie tłumaczy, że coś jest dla niego za trudne i nie może tego pojąć.
Oczywiście po obiado-kolacji Emil stwierdził, że skoro Adela ostrzygła Leszka to chyba nie nadwyręży ją zanadto, jeśli i jego ostrzyże - albo tego wieczoru albo następnego dnia. W końcu- jak zauważył- strzyżenie Leszka to tak jakby ostrzyżenie facetowi zaledwie połowy głowy. No ale przy tobie, mój kochany, to ja się narobię jakbym strzygła dwóch facetów a nie jednego blondyna. Sporo masz włosów, ale one nie są grube i na pierwszy rzut oka nie widać ile ich jest. A potem strzygę i strzygę i końca nie widać.
Dzień ślubu Wandy i Leszka powitał wszystkich słońcem nieco zamglonym, ale było jeszcze całkiem ciepło. W ogóle tegoroczny wrzesień był całkiem "przyzwoity". Na ślubie zjawił się też Arek, ale nie dał się zaprosić na obiad, ponieważ miał już od dawna umówionego klienta, którego sprawy nie można było przełożyć na inny dzień. Ojciec Wandy jednak przyszedł na ślub, ale też nie dał się zaprosić na obiad. A Konrad z wielką radością przyjął zaproszenie na obiad, ale uprzedził, że będzie robił cały czas zdjęcia. No ale wie pan, że to z pana strony wielkie ryzyko - powiedział Emil. Bo może pan usłyszeć coś niezbyt miłego od mojej żony. Niestety nadal nie polubiła się fotografować. Damy radę, nie będzie wiedziała , że jest fotografowana. Mam genialny sprzęt. A poza tym umawiałem się z nią na zdjęcia małej, więc przy okazji porobię trochę zdjęć małej. Ona jest śliczna, widziałem ją na spacerze, ale akurat spała. Adela mi mówiła , że macie państwo jakiś ogródek koło domu, to świetnie, będzie trochę zdjęć na łonie natury. Emil się roześmiał - ogródek to za wiele powiedziane - nazwał bym to raczej trawnikiem okolonym żywopłotem z winobluszczu. No to świetnie, winobluszcz już pomału zmienia kolory. Dziś zdjęcia można spokojnie robić do godziny 16,00 i raczej będzie cały czas dobre oświetlenie.
W pół godziny później jechali wszyscy do mieszkania Piotra i Heleny na obiad. Helena "dogadała się" z firmą, że tort i inne słodkości będą zestawione na zastawę Heleny i właściwie po podstawowym obiedzie panowie będą mogli "zabrać swoje szmatki, lalki i wrócić na swoje podwórko". Trzeba przyznać, że firma stanęła na wysokości zadania i gdy już odjechali Helena stwierdziła, że to był świetny pomysł, bo jedzenie było bardzo smaczne, ładnie podane i........zero zbierania naczyń, jakoś same znikały, zero czaszkowania jak je zmieścić w zmywarce i zero potem ustawiania ich na miejscu i zastanawiania się jak to było, że przedtem się mieściły a teraz nie chcą. Milenka była zachwycona, bo zdążyła się spokojnie przespać, a dziecko było towarzyskie z natury no i byli "sami znajomi". Przechodziła z rąk do rąk, bo każdy chciał mieć zdjęcie z Milenką wystrojoną w eleganckie spodenki w zielono-czerwono-niebieską kratkę i blado niebieski dżersejowy kaftanik z mankiecikami takimi jak materiał spodenek. Adela nie odmówiła sobie przyjemności podpuszczenia małej by ukochała wujka Leszka i całość Konrad nagrał na króciutki filmik.
Sesja zdjęciowa w ogródku też wypadła dobrze. Konrad część zdjęć robił Polaroidem, część "normalnym" aparatem i najwcześniej się pożegnał. Wanda znalazła moment, by na osobności powiedzieć Adeli, że prezent ślubny Leszek dostał wczoraj wieczorem i rzeczywiście był w "siódmym niebie". I że teraz Wandzia pójdzie do Kliniki na wszystkie badania "przedciążowe" i gdy będą dobre wyniki to zaczną się starać o dziecko.
c.d.n.