wtorek, 25 lutego 2014

Przeklęte szkolenie- cz.III

Michalina była bardzo zadowolona, że szkolenie się skończyło. Nie lubiła przebywać
sama z dala od  domu.
Przejrzała szybko nikłą zawartość lodówki - nie zostawało  nic innego jak wyjść do
osiedlowego sklepu po zakupy. Właściwie to szkolenie miało jeden pozytywny dla
niej aspekt - przez tydzień nie musiała gotować. Bo Michalina nie tyle nie lubiła
gotować co wymyślać co ma ugotować. Wprawdzie Romek nie był kapryśnym
stołownikiem - ale  ona doskonale znała kuchnię jego matki, która uważała, że należy
gotować codziennie a nie raz na dwa lub trzy dni i potem tylko odgrzewać. Wciąż
pamiętała minę teściowej gdy się przyznała,  że ona gotuje na dwa lub trzy dni.
Teściowa mogła sobie pozwolić na luksus gotowania codziennie, ponieważ nie
pracowała zawodowo.
Gdy wróciła z zakupów zrobiła sobie ciepłą kąpiel w pachnącej, seledynowej soli.
Gdy tak leżała rozkoszując się ciepłem i zapachem, znów przed oczami stanął jej
"ten nowy" , jego przejrzyste dziwne oczy. Poczuła wręcz fizyczną chęć zobaczenia
go. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że to jakaś dziecinada, wręcz głupota, bo
tak naprawdę to on się jej nawet nie podobał. A jednak myśli o nim spowodowały
lekkie podniecenie. Zerknęła na łazienkowy zegar, szybko umyła się i wyskoczyła
z wanny. W chwili gdy wychodziła z łazienki do domu wrócił Romek. Szybko
wylądowali w sypialni i Michalina pomyślała - tego mi właśnie brakowało.

Nowy tydzień w pracy zaczęła sprawozdaniem ze szkolenia i wnioskami z niego.
Szef był zadowolony, koleżanki wyraznie zawiedzione, że nic ciekawego pod
wzgledem towarzyskim na tym szkoleniu się nie działo. Michalina stwierdziła, że
nawet jeśli  się działo, to ona  o tym nie wie - wykorzystała ten pobyt na relaks
z książką.
Pracy miała wciąż sporo, ich ośrodek badawczy wdrażał nowe technologie, musiała
opracować kilka norm branżowych i czekał ją jeszcze wyjazd na 2 lub 3 dni do
zakładu produkcyjnego w okolicy Giżycka. Gdyby to był okres letni, wyjazd byłby
w pewnym sensie atrakcyjny - już kilka razy tam była. Okolica była bardzo ładna i
po pracy można było pójść nad jezioro, posiedzieć nad wodą lub wypożyczyć kajak.
Raz nawet jeden z inżynierów zorganizował krótki rejs swoją  żaglówką.
Michalinie  tak się tam podobało, że jeden z urlopów spędziła wraz mężem w pobliskim
ośrodku wczasowym.Wraz z przyjaciółmi wynajęli Omegę i codziennie pływali po
Niegocinie. Dobrze, że w czasie studiów Romek zdobył patent żeglarski.
Odwlekała ten wyjazd służbowy  jak tylko długo się dało, ale w końcu musiała jechać.
Romek proponował by wzięła samochód, ale Michalina  nie za bardzo lubiła sama
jezdzić w daleką trasę. Upewniła się czy jest wolny pokój w przyzakładowym hotelu,
kupiła bilet na dalekobieżny, przyspieszony autobus, zapakowała nieco ciepłych ubrań
i pojechała. Im bliżej celu  tym gorsza była pogoda. Padał śnieg z deszczem i Michalina
bardzo cieszyła się , że nie wzięła jednak samochodu.
Przyjechała na miejsce już po południu, więc tylko zadzwoniła do zakładu, że będzie
następnego dnia rano. Nie opłacało się iść do zakładu na niecałą godzinę. Rozpakowała
się i poszła do bufetu na kawę. Bufetowa, która od lat była ta sama, poinformowała ją,
że zima w tym roku będzie  obrzydliwa, że na pewno tej nocy już chwyci mróz bo rano
było znacznie cieplej, a w ciągu dnia temperatura zaczęła spadać, że zaraz pewnie przyjdą
jeszcze inni goście bo już drugi dzień  "na zakładzie" są ludzie z Bydgoszczy i Krakowa.
Zaproponowała jako obiad bigos lub pyzy. Michalina wybrała pyzy z surówką, zjadła,
wypiła kawę i poszła do swego pokoju.
Zabrała się za dokumenty, by jak najwięcej przygotować  teraz, potem tylko nanieść do
tekstu uzgodnione dane i popołudniowym autobusem wrócić do domu.
W dwie godziny pózniej usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Proszę- powiedziała nieco
zdziwiona. Drzwi otworzyły się a w progu stanął właściciel przezroczystych oczu.
Czy mogę na chwilę wejść? - zapytał w progu.  Michalina skinęła głową i powiedziała- ale
tylko na krótko, bo ja jestem zajęta - szykuję dokumenty na jutro. Mirosław  wsunął się do
pokoju i delikatnie zamknął za sobą drzwi. W lewej ręce trzymał jakąś teczkę.
"Bo ja właśnie w sprawie tych norm przyszedłem. Chciałem się poradzić odnośnie izolacji".
Michalina przysunęła mu krzesło i razem zagłębili się w dokumentacji. Po dwóch godzinach
uzgodnili wspólne stanowisko.
Michalina zaproponowała by wypili herbatę, zwłaszcza, że w pokoju nie było zbyt ciepło.
Mirek podszedł do kaloryfera i stwierdził, że jest on po prostu za bardzo przykręcony. Przy
okazji wyjrzał przez okno i aż jęknął - za oknem gęsto padał śnieg, pokrywając wszystko
białym puchem. Michalina też podeszła - widok był naprawdę piękny - śnieg padał równo,
dużymi płatkami, dekorując drzewa, krzewy, płoty i parkany.
No to mało zabawnie się porobiło- stwierdziła Michalina- jeśli tak będzie padało całą noc
to będą kłopoty na drodze. Dobrze, że nie wzięłam samochodu.
Usiedli przy herbacie, Michalina wyciągnęła tabliczkę czekolady, połamała na kawałki,
ułożyła na spodeczku. Siedzieli naprzeciw siebie i patrzyli na siebie w milczeniu.
Muszę Ci coś powiedzieć -zaczął Mirek- tylko się na mnie nie obraz. Od tamtego pobytu
na szkoleniu  ciągle Cię wspominam. Jesteś nie tylko fajną  babką pod takim kobiecym
względem, jesteś też świetna zawodowo i nie zadzierasz z tego powodu nosa.
A co to znaczy "pod kobiecym względem"? - zapytała Michalina.
Mirek  się uśmiechnął - no, po prostu podobasz mi się. Wiedziałem, że będziesz tutaj,
więc się postarałem o tę delegację. Pomyślałem, że tu mam większe szanse na  rozmowę
z Tobą prywatnie niż gdybym przyjechał do Warszawy.
A wiesz, że jestem mężatką? -zapytała. No jasne, przeprowadziłem wywiad, ale chyba fakt,
że jesteś mężatką nie przeszkadza  ci w rozmowie. Nie namawiam cię do grzechu, nie mam
zamiaru gwałcić, chcę tylko porozmawiać- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Cwaniak - pomyślała Michalina.
c.d.n.