piątek, 17 sierpnia 2012

I. Pamiętam....

Sonieczka stała przy rabatce z kwiatami. Bardzo lubiła na nie patrzeć, bo każdy kwiatek był w innym
kolorze. Różowe w trzech odcieniach i białe a ich listeczki przypominały koperek.
Sonieczka delikatnie głaskała płatki ciemnoróżowego kwiatka. Bardzo była pochłonięta tym zajęciem, jej małe paluszki pieściły  płatki. Pomału zapominała, że miała natychmiast wracać, że na ganku pensjonatu czekała na nią ciotka, która pozwoliła Soni pójść na chwilę do ogrodu, by pożegnała się z dziećmi, które jeszcze tu zostawały. Ale zamiast z dziećmi , Sonia żegnała się z kwiatami. Wszystkie dziewczynki były od Soni sporo  starsze i Sonia nie bardzo umiała się z nimi bawić, więc nie widziała powodu by się z nimi żegnać.
Nie mogła im wybaczyć, że śmiały się z niej, gdy  w wezbranej powodzią rzece zobaczyła utopioną świnię - świnia była paskudnie wzdęta, płynęła na grzebiecie i jej nogi sterczały sztywno w górze. A razem ze świnią płynęły deski, jakaś buda, połamane stare krzesła, gałęzie i patyki.
Widok świni tak wystraszył Sonię, że zaczęła płakać-  nigdy w swym pięcioletnim życiu nie widziała czegoś tak okropnego. Poza tym rzeka nagle stała się niesamowicie szeroka i głęboka i  pędziła z szumem . W niczym nie przypominała tej małej rzeczki w której brodziła w  wodzie po kostki, lub nad którą siedziała na małym, drewnianym pomoście. Potrafiła tak siedzieć godzinami, osłonięta dużym, słomkowym kapeluszem.
Dziś  kończył się turnus i autokar odwoził wczasowiczów do miasta.
Nagle, tuż za plecami Soni, niespodziewanie stanęła ciotka, zła jak osa. Sonia aż drgnęła i szybko zaczęła ciotkę przepraszać, że nie wróciła natychmiast. Ale ciotka chwyciła ją za rękę i zaczęła z nią biec w kierunku budynku.
Przed gankiem stał już wypełniony ludzmi autokar. Ciotka wepchnęła małą do środka, kilka pań uśmiechnęło się do nich, a wujek odetchnął z ulgą - bał się, że może Sonia wyszła sama poza teren i gdzieś się zgubiła.

W drodze do domu Sonia myślała cały czas o tym jak tu spędzała ten ostatni miesiąc. Podobało jej się tutaj - był duży  ogród, w którym rosło wiele kwiatów, niedaleko było do rzeki i lasu. Do lasu i nad rzekę chodziła zawsze z ciocią i wujkiem.
Ciocia  siedziała w cieniu pod drzewem, a Sonia na pomoście z wujkiem, który moczył wędkę w  wodzie.
Nigdy nic nie złowił i ciocia podśmiewała się z niego.
Gdy tak siedzieli na pomoście  wujek opowiadał Soni historie ze swego dzieciństwa a czasem razem z Sonią wymyślali jakieś nowe historie.
W ogrodzie Sonia bawiła się z dziećmi, ale jako najmłodsza zawsze musiała odgrywać rolę dziecka i słuchać poleceń starszych dziewczynek.
Najbardziej nie lubiła gdy kazały  jej spać, czyli leżeć z zamkniętymi oczami. Już wolała gdy wysyłały ją do
pokoju (który w ich zabawie pełnił rolę sklepu) i kazały przynieść cukierki.
Sonia przynosiła "krówki- ciągutki", z których dziewczynki gotowały zupę. Przepis  był  prosty - do kubka
z wodą wrzucały 2 lub 3 cukierki i pracowicie je rozgniatały. Na szczęście dla Soni nie upierały się by ją tym 'karmić" - same tę mieszaninę zjadały.
Monotonny warkot autokaru uśpił część pasażerów, a wśród nich i Sonię.

c.d.n