wtorek, 3 czerwca 2014

Dialogi nie zawsze na cztery nogi

Zakopane, początek lat 70' ubiegłego wieku, sklep z odzieżą i akcesoriami sportowymi.
Stoimy ze ślubnym przed półką ze swetrami, przy ladzie stoi ekspedient i jakiś  góral i
prowadzą dialog :
-panocku, kurtkę tu kupiłem w zeszły tydzień, ale jest za ciasna, wymienicie mi?
-no tak, wymienię, a ma pan paragon?
-paragon??? ni mom, wyrzuciłek gdziesik.
-no ale metkę przy niej pan ma?
- panocku, to moja kurtka, nie matki. Ooo, taka niebieska ( i wskazuje na kurtkę
ciemno granatową).
-jak pan przywiezie tę kurtkę z metką to albo ją wymienię albo oddam pieniądze.
-panocku, ale matka już stara, gdzie jom ciągać bedem?
-panie, mnie pana matka niepotrzebna, ale musi pan mi przywiezć albo paragon
albo kurtkę z metką!
Góral odwraca się od sprzedawcy i mówi do nas:
-ale sie uparł na te matkę. Ona stara, nie dojedzie.
Nie wyrabiam- podchodzę do wieszaka, ściągam pierwszą z brzegu kurtkę, pokazuję
góralowi metkę i mówię - ten kawałek kartonika to jest metka. Góral wpatruje się
intensywnie, podrapuje po głowie i mówi:
-nie wiedziałek, co kurtki tyż mają.....matki.
Wypadamy ze sklepu zataczając się  ze śmiechu.
Od tamtej pory przez kilka lat ilekroć robilismy zakupy zawsze padało zdanie:
"tylko wez paragon i nie oderwij matki".