czwartek, 14 stycznia 2016

Twoje, moje , nasze, cz.II

Po mało atrakcyjnym ślubie cywilnym, odbył się średnio wystawny obiad. Rodzice Pilota niepewnie spoglądali na swą synową. 
Rodzice Eli usiłowali podtrzymywać nie klejącą się rozmowę, aż nagle 
świeży żonkoś, w czasie deseru czyli tortu, poderwał Elę z krzesełka, 
po  czym wygłosił tekst "no to na nas już pora,  bo nam pociąg ucieknie" 
i nim Ela zdążyła  otworzyć usta ze zdziwienia, zaciągnął ją do szatni. 
Otulił sztucznym miśkiem, postawił przy drzwiach wyjściowych i kazał
czekać. W niedługim czasie podjechał taksówką, do której zapakował
Elę i pojechali do swej kawalerki.
W domu Ela usiłowała się dowiedzieć dokąd jadą i o której jest ten
pociąg i czy zdąży się zapakować, ale Pilot wyjaśnił jej, że pociąg to 
jest jego do niej i że cały dzień ledwo się powstrzymywał, żeby jej
nie zaciągnąć do łóżka- taki to pociąg. A poza tym, to on wziął kilka
dni urlopu i nie zamierza go tracić na pogawędki z rodziną ale spędzić
na pieszczotach.
Nie da się ukryć, że Ela była blado zielona w kwestiach damsko-męskich, 
a jej wiedza o antykoncepcji bazowała na mniemaniu, że aby zajść
w ciążę kobieta musi podczas pieszczot odczuwać wielką przyjemność.
A że jej raczej nie odczuwała, była pewna, że ciąża jest sprawą równie
odległą od niej  jak Tokio od Warszawy. Poza tym zaufała Pilotowi, że
"będzie uważał" - był od niej całe 5 lat starszy i jak zdawkowo kiedyś ją
poinformował, to już miał dziewczyny- dawno.
Niektóre to mają w życiu szczęście - w niecałe dwa miesiące po ślubie
Ela była w ciąży. I jakoś wcale nie była z tego powodu szczęśliwa -miała
żal do Pilota, że "nie uważał". Ale pilot był zadowolony i dumny z siebie.
Tłumaczył Eli, że skoro są małżeństwem to przecież ciąża jest rzeczą 
normalną, żeby nie powiedzieć, że pożądaną, a on stu procentowym
facetem wszak jest, więc jak się jedno do drugiego doda to fajnie jest.
Ale to nie on musiał iść pierwszy raz w życiu do ginekologa, nie on miał
poranne mdłości, nie jemu się rano kręciło w głowie i nie on jeszcze się
uczył.
Rodzice Eli nie tryskali entuzjazmem na wieść, że Ela zapewne jest w 
ciąży, ale mama chcąc dodać jej otuchy  poszła z nią do lekarza.
Albowiem były to czasy, gdy "prawdziwy facet" raczej nie prowadzał
żony do "takiego" specjalisty.
Lekarka, do której trafiła Ela była bardzo miła i kontaktowa, szybko
zorientowała się jak bardzo jej pacjentka jest "zielona", potwierdziła, że
Ela jest w ciąży i przy okazji udzieliła Eli wielu wyjaśnień na przyszłość,
żeby biedula nie  rodziła niczym królica raz po razie.
Dziewięć miesięcy w końcu minęło i dziecko zapragnęło się  urodzić.
Wszyscy jej wmawiali, że "taka mloda, to nawet nie zauważy, kiedy
urodzi" - niestety nie tylko ona to zauważyła ale i cały oddział, bo tak
ciężkiego porodu nie było od lat a Ela omal nie umarła z powodu krwotoku.
Dziecko też było wymordowane i Pilot z przerażeniem uświadomił sobie, 
że mógł stracić i  żonę i synka.
Po powrocie do domu przez kilka tygodni pomagała Eli mama, bo Ela wciąż
jeszcze była słaba.
A że wszystko mija, to w końcu wróciła do sił. Pracy miała mnóstwo, nadal
była na etapie urządzania mieszkania, bo w drugiej połowie ciąży faktycznie
dostali spółdzielcze mieszkanie, a że rodzice Eli dołożyli się finansowo
mieszkanie było typu własnościowego, więc o jedno M więcej niż lokatorskie,
przysługujące małżeństwu z jednym dzieckiem.
Pilot, który nagle zauważył, że zbyt mało zarabia, zmienił pracę i przerzucił
się na obsługę turystyki. 
Od wiosny do jesieni rzadko bywał w  domu, co nie martwiło zbytnio Eli.
Dzięki pomocy  swej mamy ukończyła zaczęte studium a nawet podjęła
pracę na pół etatu. Rocznego synka oddała do żłobka, choć Pilot był temu
bardzo przeciwny, twierdząc, że  sam zarobi na życie. Ale decyzja Eli
o oddaniu dziecka do  żłobka była przemyślana - kierowniczką tego żłobka 
była bliska znajoma jej matki, która tłumaczyła Eli, że powinna jednak
w jakiś  sposób starać się usamodzielnić, bo w życiu wszystko może się
przecież zdarzyć - człowiek dziś jest, a jutro może go nie być i nie zawsze
oznacza to akurat wdowieństwo.
Ela była nieco rozczarowana i życiem małżeńskim i macierzyństwem. Siebie
podejrzewała o całkowity brak uczuć macierzyńskich, bo była bardzo
zadowolona z  faktu, że dziecko większość dnia przebywa z dala od niej.
Z kolei panicznie  bała się ponownego zajścia w ciążę i każdy pobyt Pilota
w domu pomiędzy kolejnymi wyjazdami był dla niej udręką.
Jego wybujały temperament i egoizm w kwestii seksu przerażał ją i jeszcze
bardziej zrażał do pożycia.
Ela należała do  osób, które bardzo rzadko się komukolwiek zwierzały ze
swoich problemów życiowych - nie ufała żadnej z koleżanek, bo matka
kiedyś jej  zaleciła, by nigdy nie mówiła nikomu o swoich problemach,  a
tak zwane przyjaciółki od serca to zawsze są plotkary i wszystkie jej
tajemnice będą znane szerszemu ogółowi znajomych.
Najprawdopodobniej mama znała to z własnego doświadczenia. 
Każdy pobyt Pilota w domu wyglądał tak samo - uwielbiał synka i z każdego
wyjazdu przywoził mu kolejne zabawki i ubranka. Dwuletni maluch miał
zdalnie sterowane autko, rower dwukołowy "na zaś" a na co dzień
wymyślny wózek spacerowy, który wzbudzał sensację w  parku.
Ela bardzo nie lubiła tego wózka i na co dzień  używała stary wózek.
Ilekroć spojrzała na ten nowy myślała: dobrze ,że fontanny nie dodali.
Dla Eli Pilot przywoził koronkową "nieprzyzwoitą bieliznę", najczęściej
czarną lub czerwoną.  Narzekania Eli, że koronki ją łaskoczą, bardzo go
bawiły. Śmiał się, że Ela reaguje na te  ciuszki jak zakonnica.
Interesował się głównie tym, czy dziecko było cały czas zdrowe, za każdym razem mierzył go i ważył, ściskał, nosił i zapewniał o swojej wielkiej miłości.
Nigdy nie  pytał się jak przez ten czas czuła się Ela, czy daje sobie ze
wszystkim radę gdy on jest poza domem. 
Ela interesowała go tylko pod jednym względem - seksualnym. Narzekał na
jej brak entuzjazmu w tej dziedzinie i w końcu stwierdził lakonicznie,że powinna się leczyć, bo jej bierność w tej materii dokucza mu.
On jest wszak "zwarty i gotowy" a ona nie wykazuje chęci, więc albo jest
chora albo kogoś ma gdy jego nie ma w domu.
Ela popłakała się i wielce urażona opuściła małżeńskie łóżko zabierając swą
kołdrę i poduszkę.
Następne cztery dni pobytu Pilota były "ciche", bo Ela czuła się urażona,
a Pilot widocznie uważał, że to ona powinna go przeprosić.
Po wyjezdzie Pilota postanowiła pójść do lekarki, tej, która prowadziła jej
ciążę.
                                        c.d.n