niedziela, 24 stycznia 2021

Zawiłości miłości - IV

 To były dwa tygodnie ciągłego poznawania się  i absolutnej szczerości z obu stron. Uczyli się siebie i były to najmilsze  lekcje pod słońcem, jak nazywał je Robertino. Każde z nich wsłuchiwało się uważnie w to co drugie mówiło, wpatrywało uważnie w oczy partnera i śledziło pilnie wszystkie reakcje notując je w pamięci.

Robertino zaproponował Indze  wyjazd do Demianowskiej Jaskini  Lodowej, do Pobliskiego Starego Smokowca, oraz do Tatrzańskiej Łomnicy i oczywiście wjazd kolejką linową na sam szczyt Łomnicy o wysokości 2634 metry.

Gdy jechali do Starego Smokowca  Inga zapytała Robertina, czy często bywa na Słowacji. Niestety nie, a  bardzo mi się słowacka strona Tatr podoba. Ma świetną infrastrukturę turystyczną i nawet w najtańszej knajpce zawsze jest czysto, smacznie, dużo i nie ma aluminiowych sztućców. Odkryłem Słowację dzięki Robertowi, ale nie za bardzo mamy  możliwości by tu wpadać razem. On ma jeszcze dodatkową pracę w Spółdzielni Lekarskiej, bo ma  dziecko a żona wciąż wyciąga od niego pieniądze. Gorzej bo zorientowała się, że Robert nie potrafi synowi  niczego odmówić i smarkul wciąż wyciąga od  Roberta pieniądze. A Robert płaci naprawdę wysokie  alimenty.

Cudna moja, jesteś pierwszą kobietą którą tu wziąłem. Czasem przyjeżdżałem tu sam, na weekendy. I jeśli ci się tu spodoba to będziemy tu przyjeżdżać i latem i zimą. Latem tu byłem jeszcze w czasach studenckich. 

W Starym Smokowcu zachwyciły Ingę pensjonaty  jak z czasów Franciszka Józefa, czystość, porządek i widoczna na każdym  kroku dbałość o otoczenie. Aby udowodnić, że  nawet w najmniejszym i najtańszym  barze można zjeść smacznie weszli do małego "drewniaczka" na drzwiach którego był napis  "V cenova skupina" i był to punkt gastronomiczny o najniższych cenach.  Ponieważ było zimno  Robertino  zamówił po porcji "zbójnickich  klusek". Były pyszne, świeżutkie, gorące, z drobniutko pokrojoną przyrumienioną cebulką, stół był nakryty czyściutkim obrusem, sztućce były "normalne" a nie rodem z  warszawskiego mlecznego baru i  Inga jakimś cudem pochłonęła całą porcję, co ją bardzo zdziwiło, bo porcja była  całkiem solidna. Podane do niej kiszone ogórki też były bardzo smaczne.

Podjechali jeszcze do Tatrzańskiej  Łomnicy. Na szczęście nie było wielu turystów chętnych do wjazdu na szczyt. Wjazd na  szczyt Łomnicy robił wrażenie - odległości pomiędzy podporami  były naprawdę duże i wisząc w tym wagoniku odczuwało się całą potęgę gór tuż za ścianą  wagonika. W pewnej chwili Inga powiedziała  cicho - Robertino,   trochę się boję, jesteśmy  całkiem zależni od tej liny. Przygarnął ją do siebie  bardzo zdecydowanym  ruchem i mocno przytulił. A na Kasprowy Wierch kiedyś wjeżdżałaś? Tak ze trzy  razy. No i co? nie bałaś się? Bałam, ale ciebie tam nie było, nie miał mnie kto przytulić. 

Łomnicki szczyt jest ostry, mało na nim miejsca i platformy widokowe są wykonane z metalowych gęstych kratownic, wiszą w powietrzu wsparte na wspornikach mocowanych w skale. Idziesz chodniczkiem i widzisz przez otwory w nim przepaść. Ale widoki były wspaniałe i przytulona mocno do Robertina  chłonęła panoramę. Przed zjazdem w dół  napili się jeszcze kawy.  Zimowy wjazd na Łomnicki  Szczyt dostarcza więcej wrażeń  niż letni, bo jest większa przezroczystość powietrza więc i  widoki są lepsze  wyjaśniał jej Robertino. Przyjedziemy tu jeszcze latem, dobrze? No pewnie, jeśli mnie ze sobą weźmiesz. Jasne, że cię wezmę, nie mam zamiaru jeździć gdziekolwiek bez żony, więc gdy za mnie wyjdziesz to na pewno przyjedziemy tu razem. 

Kruszynko moja, chcesz byśmy   wrócili na obiad do ośrodka czy chcesz byśmy zjedli go tu w restauracji, która wygląda jak olbrzymia weranda? Ingeborga nagle zaczęła się rozglądać po płytach parkingu. Zgubiłaś coś, co ci upadło?- dopytywał się Robertino. Och, drobiazg, szukam tylko tej " twojej kruszynki", ale jej nie widzę. I oboje wybuchnęli śmiechem. Bo ty kochanie jesteś w porównaniu ze mną kruszynką, kochaną, cenną, jedyną. 

No to jak, posiedzimy jeszcze w Tatrzańskiej Łomnicy?  Byliśmy w " V cenowej skupinie" to teraz  pójdziemy do "I." Z tego co  pamiętam to tam serwowali super pstrągi i mieli dobre zupy. A  tu jak coś jest dobre to nikt tego nie  zmienia, to i pewnie nadal tak jest. 

Budynek rzeczywiście  sprawiał wrażenie nie tyle wielkiej oszklonej werandy co niedużej oranżerii. Do wejścia było kilkanaście schodków i uprzedzając reakcję Robertina Ingeborga powiedziała- nauczono mnie jak sobie radzić ze schodami, tylko to trochę dłużej trwa, ale za to z pełną ochroną tego kolana. W końcu miałam wszak rehabilitację - popatrz. Ważne bym stojąc na prawej nodze miała porządnie zablokowane kolano, czyli napięty mięsień czworogłowy. Wchodzi lewa noga, prawą tylko dostawiam.  Robertino był zachwycony, na ostatnim schodku ją wycałował. 

Gdy już siedzieli przy stole, do którego podprowadził ich zapewne kierownik sali powiedział- to zaczynam wierzyć Robertowi, że za rok gdy tu przyjedziemy będziemy mogli zamieszkać na Chopoku i razem będziemy jeździć na nartach - śladowych. Albo, jeszcze lepiej w Szczyrbskim Plesie, nad  jeziorem. Tam są świetne trasy biegowe i będziemy mogli jeździć we dwoje na biegówkach lub śladówkach. Tam też jest pięknie, piękna panorama Tatr.  

Do pstrągów  zamówili po małym kieliszku białego wina. A na deser po kawałku naprawdę pysznego czekoladowego tortu z wiśniami. Bardzo miło im tam było, przy dużych oknach stały różne gatunki palm i donice z jakimiś dużymi sukulentami oraz z zupełnie nie znanymi im roślinami posiadającymi bardzo duże, ciemnozielone liście. Pianista grał różne popularne utwory a pomimo wielkich szklanych ścian było tu bardzo przytulnie.

Do Nowej Lesnej wrócili dopiero na kolację. Po kolacji Ingeborga  miała jeszcze fizykoterapię, a Robertino w tym czasie porozmawiał chwilę przez telefon z Robertem, który był skłonny przyjechać na weekend razem ze swoją przyjaciółką, o ile w ostatniej chwili nie wpadnie jakiś  niespodziewany dyżur.  Ostatnio  "źle się działo w państwie  duńskim" jak mawiali miedzy sobą starzy pracownicy i działy się  różne dziwne historie. Trwała walka  "na górze" o władzę, wpływy, stanowiska. I Robert i Robertino byli tym wszystkim zmęczeni. Oni nie po to skończyli medycynę by walczyć o stołki, ale po to by leczyć ludzi. 

Następnego dnia  pojechali do Szczyrbskiego Jeziora. Na szczęście ścieżka od parkingu do schroniska  przy jeziorze była  dobrze ubita, więc Inga  mogła nią iść. Część drogi wiodła lasem, szli pomału, cały czas rozmawiając. Z radością Inga zauważyła, że nigdy im nie brakuje tematów do rozmowy.

Pogoda była piękna, słońce  wręcz prażyło, było niemal kolorowo, odległa ściana lasu wydawała się być pomalowana na fioletowo, cienie rzucane na śnieg były niebieskie a zamarznięta jeszcze i pokryta  grubą warstwą śniegu tafla jeziora mieniła się diamentowymi błyskami. Inga stała oniemiała i szeptała - jak cudnie, można by to namalować. Chodź kochanie, weźmiemy leżaki i koce ze schroniska i posiedzimy trochę na marcowym słońcu. Ja wezmę leżaki, ty koce.  Leżeli w ciszy i nie mieli pojęcia, że za 20 lat wyrośnie w tym miejscu luksusowy hotel.

Do Demianowskiej Jaskini  Lodowej jednak nie pojechali - było tam  zbyt wiele schodów do pokonania a poza tym zwiedzanie było  grupowe, z przewodnikiem. Ten dzień przesiedzieli na balkonie i był to w pewnym sensie dzień przełomowy w ich znajomości.

 Gdy  Ingeborga wróciła z porannej rehabilitacji i pławienia się w basenie solankowo-siarkowym Robertino objął ją i podprowadził do  dość dużego lustra mówiąc - spójrz i powiedz - podoba ci się ta para? Podoba, ale  bardziej mi się podoba ten facet niż ta babka. No popatrz - to strasznie dziwne, bo mnie się właśnie ona bardziej podoba od tego faceta. Pewnie oboje  zakompleksieni nieco.  Robertino, do czego zmierzasz?

Ach do niczego wielkiego, tylko do tego, że cię kocham i bardzo, bardzo chcę zostać twoim mężem. Więc proszę cię, odpowiedz mi jasno i prosto - pobierzemy się? Wiem, że jesteś bardzo samodzielną istotą, ale może jednak to ramię męskie będzie cię mogło w jakiś sposób chronić i pomóc w codziennym życiu. Obiektywnie rzecz ujmując znamy się dość krótko, ale mnie życie nauczyło, że i długa  znajomość przed ślubem nie gwarantuje w  żadnym stopniu ani szczęścia ani trwałości związku. I co z tego, że znałem moją byłą żonę 3 lata nim się pobraliśmy? A już w rok po ślubie zastanawiałem się gdzie ja miałem oczy i rozum?  Potem, tak jak ci mówiłem były czasem tylko przelotne znajomości a teraz wiem, że kocham ciebie, że chcę być z tobą stale, niezależnie od tego gdzie. Więc proszę cię  pobierzmy się. Wiem - można żyć razem i bez ślubu, ale to bardzo niepraktyczne w świetle przepisów, nikt nam nie wynajmie pokoju, bo nie mamy ślubu, żaden hotel w Polsce nas nie  zamelduje w jednym pokoju. Może  kiedyś to zmienią, ale na razie jest jak jest.

Mogę usiąść- zapytała  Ingeborga - bo stanie to mi nie służy, zresztą nigdy mi nie  służyło. Kocham cię, wyjdę za ciebie, choć obawiam się, że nie jestem dla ciebie dostatecznie dobrą partnerką. Ale zależy mi na tobie. Zobacz- nawet na tych cholernych nartach z tobą nie pojeżdżę. Ależ pojeździmy razem, tylko nie na zjazdowych.Ważny jest sam ruch na powietrzu a nie typ nart -zaczął jej tłumaczyć Robertino.  Wiem- ciągnęła dalej Inga-  że tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć czy jakiś związek będzie udany czy też nie, ale naprawdę będę się starać byś był ze mną szczęśliwy.  I przyszło mi w tej chwili do głowy, że może powinnam podziękować twojemu bratu za to, że mnie wysłał do Warszawy z tobą. Kochanie moje, to podziękujemy mu razem, po ślubie. I daj łapkę -jeśli będzie za mały lub za duży to go dopasujemy po powrocie - gwizdnąłem ci jedną rękawiczkę i kupiłem chyba bardziej na oko niż na palec- i wyciągnął z kieszeni maleńkie pudełeczko. W środku był złoty pierścionek  z owalnym  akwamarynem. Kupiłem go w DESIE, podobno bardzo stary i niemodny teraz, więc  pasuje do ciebie, bo ty gwiżdżesz na modę. Ależ on  jest  śliczny! No to go teraz sam mi załóż. Na który palec i na którą rękę, podpowiedz, bo nie wiem - poprosił Robertino.  Inga podała mu swą lewą rękę i  powiedziała - na ten obok małego albo następny.  Ale muszę ci coś powiedzieć - bez pierścionka i tak bym wyszła za ciebie. Za wiele rzeczy mi się w tobie podoba i wiesz co, wywieś na drzwiach plakietkę żeby nie przeszkadzali sprzątaniem. 

W dwa miesiące potem wzięli ślub - tylko w obecności swoich świadków. Świadkiem Robertina był Robert, świadkiem Ingeborgi jej przyjaciółka. Rodziny obojga zostały zawiadomione w miesiąc później. Matka Ingeborgi niemal spazmów dostała, rodzice Robertina, zapewne z uwagi na swój wiek przyjęli wiadomość znacznie spokojniej. Brat Robertina, Krystian wzruszył tylko ramionami i stwierdził - dobrała się para wariatów.

Ingeborga zmieniła pracę i przeszła do prywatnego  biura projektowego. Robertino przeniósł się do mniejszego szpitala, w którym siłą rzeczy było mniej pacjentów. Swoje dwa mieszkania dość korzystnie  sprzedali i kupili ładne, duże mieszkanie na jednym z nowych osiedli.

Jednakże lata pracy w ciągłym stresie (chirurdzy tak  mają) nadszarpnęły zdrowie Robertina. Po dość rozległym zawale  serca już nie stanął przy stole  operacyjnym. Przestał pracować w szpitalu, pracował za to w znanej prywatnej przychodni lekarzy-specjalistów.  Rok w rok wracali na Słowację- zimą by razem pojeździć statecznie na nartach śladowych, latem by pojeździć po Słowacji i ją zwiedzać.

                                                            koniec


 




Zawiłości miłości - III

Indze w dalszym ciągu nie wolno było chodzić po schodach, nie wolno też było biegać, co Inga  skomentowała - co za szczęście, że nie lubię biegać! Po mieszkaniu mogła chodzić już z jedną kulą, ale na ulicę to koniecznie o dwóch. Śmieli się, że gdy Robert wraca z pracy to zaczyna  niczym każdy właściciel psa od wyjścia z Ingą na spacer. Na szczęście osiedle, na którym mieszkał, miało dużo zieleni.

W przychodni przyszpitalnej wystawiono Indze kolejne zwolnienie lekarskie i zapisano ją na rehabilitację w Konstancinie, do którego 3 razy w tygodniu  zawoził ją bladym świtem Robert, a odbierał około  godziny szesnastej. Inga, która jak twierdziła, że nie umie i nie lubi gotować, w dni, w które nie jeździła do Konstancina przygotowywała obiady dla nich obojga. Rano wychodziła sama do sklepu, do którego miała około stu metrów, kupowała to co było najprostsze jej zdaniem do przygotowania, bardzo dbając by waga tego co kupi nie przekraczała 2 kg, bo nosić też jej  nie było wolno, a należała do osób bardzo zdyscyplinowanych w pewnych aspektach życia.

Któregoś dnia Robert wrócił do domu niemal godzinę później niż  zawsze, uśmiechnął się jakoś  dziwnie  do Ingi, przeprosił, że nie pójdzie z nią na spacer, a obiad to może niech zje sama, on teraz nie  będzie jadł. Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. I było to bardzo dziwne, bo nigdy ich za sobą nie  zamykał.

 Po piętnastu minutach Inga postanowiła sprawdzić co się dzieje- cichutko otworzyła drzwi i ten widok całkiem ją zaskoczył- Robert leżał na  na brzuchu na swoim  łóżku i łkał w poduszkę. Usiadła koło niego i delikatnie pogłaskała go po plecach, a potem objęła  i powiedziała - powiedz mi co się stało, proszę. Nie przeżywaj tego sam, powiedz, na pewno zrozumiem. Pacjent mi umarł pod nożem - wyjąkał przez łzy. Inga przytuliła go mocniej - a schrzaniłeś coś przy operacji zapytała  cicho? Robert przecząco pokręcił głową, nie, tylko on był strasznie pocięty, przegrałem wyścig z uciekającą z niego krwią. Kto go pociął- nie wiem, to były jakieś porachunki między kolesiami. I  chyba komuś chodziło po prosu o zabicie go. I musiało być co najmniej dwóch napastników, albo napastnik operował dwoma nożami. To może było wykonanie jakiegoś wyroku - w pewnych środowiskach dość powszechne - podsunęła myśl Inga. A jeżeli tak było, to uratowałbyś faceta tylko na moment i tak by go dorwali. Zgłosiłeś to policji? -nie musiałem sami go do nas przywieźli. 

Robertino, jesteś przemęczony, codziennie operujesz, a to nie jest gra w zapałki, za każdym razem masz żywego człowieka i każdy pacjent może umrzeć albo podczas  operacji albo po niej. Nie ma przecież bezpiecznych operacji, wiesz o tym. Wiem i dlatego bałem się cały czas gdy cię Robert operował. Ale moja operacja była w bezkrwawym polu operacyjnym, co najwyżej mogła się wdać jakaś infekcja. Robert obrócił się bokiem i ze zdziwieniem na nią spojrzał. A ty skąd to wiesz?  O tym, że każda operacja jest niebezpieczna? W wielu rodzinach zdarzają się lekarze - w mojej było dwóch - chirurg i  weterynarz. A ja się nawet ostro interesowałam medycyną, przeglądałam sporo książek i nie tylko obrazki mnie interesowały, tekst również. A o tym, że moja operacja  odbędzie się  w bezkrwawym polu operacyjnym to mi powiedziała pielęgniarka. Chodź, musisz jednak coś zjeść. A gdy ci się jeszcze  coś nie powiedzie to po prostu porozmawiajmy zawsze o tym, dobrze? Pomogłeś mi ogromnie wcale mnie nie znając, więc pozwól, że ja ci teraz pomogę tym, że wysłucham, porozmawiam z tobą o tym co cię gryzie, interesuje lub marzy. Chyba masz ten weekend wolny? To może byśmy gdzieś pojechali razem? Ja mogę prowadzić, Robert powiedział, że prowadzenie samochodu jest wskazane, wyrabia  "głębokie czucie w stawie". Nie wiem co prawda o co chodzi, ale mu wierzę. A teraz chodź coś zjeść, zrobimy sobie dziś wieczór szczerości, dobrze? 

To posiedź jeszcze chwilę ze mną, muszę ci coś powiedzieć i nie musisz mi na to natychmiast odpowiadać. No dobrze, mów. 

Bo ja  już nie wyobrażam sobie byś stąd odeszła i mieszkała z dala ode mnie, więc chcę cię prosić, byś nadal tu mieszkała ze mną. Wybierz pokój, w którym chcesz mieć azyl. Ale - zaczęła Inga , lecz Robert położył jej rękę na ustach - jeszcze nie odpowiadaj, jeszcze nie skończyłem. Ingeborgo, nie jestem mistrzem w mówieniu komplementów, ale porywa mnie twoja nietuzinkowość, twój sposób patrzenia na  otaczającą nas rzeczywistość. Mam ochotę cię pieścić, przytulać, wymieniać  z tobą myśli, poglądy, wieczorem zasypiać i budzić się rano razem z tobą.  Nie przytulałem się do ciebie, nie  całowałem, bo nie chciałem byś pomyślała, że w jakiś sposób wykorzystuję zaistniałą sytuację. Inga uśmiechnęła się - a ja myślałam, że ci się po prostu nie podobam. Widzisz Robertino jak bardzo jest nam potrzebny taki wieczór szczerości?

Chodź jeść, zjemy razem obiad, zrobię coś dobrego na deser, przytulimy się do siebie i porozmawiamy niespiesznie o tym co które z nas lubi, czego nie lubi, co by chciało a czego raczej nie. Przecież my się wcale właściwie nie znamy, choć ty widziałeś mnie nagą a ja ciebie cierpiącego. I myślę, że tak naprawdę ty byłeś bardziej nagi niż ja. Bo ja byłam  naga tylko fizycznie, ty psychicznie.

Bardzo długi był ten wieczór szczerości - wielce szczegółowo opowiadali sobie wzajemnie o swoich porażkach i sukcesach, o tym czego się boją, co się im podoba w innych osobach  oraz co im się u siebie wzajemnie  podoba, co lubią jeść a czego by do ust nie wzięli. O swoich poprzednich związkach też opowiedzieli - chociaż zdawali sobie sprawę, że to może być bolesne dla obojga. Bo wracanie do tego co minęło boli i tego co opowiada i tego kto tego słucha. Co dziwniejsze, jak zauważyła Inga, ją bolą i te miłe i te niemiłe jej wspomnienia. Miłe bolą, bo uświadamiasz sobie, że z jakiegoś względu cała rzecz się skończyła a te niemiłe bolą, bo nam przypominają, że nie grzeszyliśmy nadmiarem mądrości- wyjaśniła Inga.

Robertino był siedem lat starszy od Ingi. Nie ukrywał, że jego żona była bardzo ładną kobietą, że pobrali się gdy był jeszcze na studiach a jemu jej uroda i fakt, że taka ładna dziewczyna bez problemu dała się poderwać i wciągnąć do łóżka wielce pochlebiał i nawet przez moment  nie analizował czy ten związek ma jakąkolwiek przyszłość. Dla niej ważna była ta obrączka na palcu, dla niego- "aż teraz wstyd mi się do tego przyznać, ważne było to, że mogę  zaspokoić swoje żądze nie szukając jakiegoś obiektu, wystarczyło tylko rękę wyciągnąć" - jak wyznał z pewnym zażenowaniem Robertino. A przejrzał dość raptownie na oczy po pierwszej dzikiej awanturze, która wybuchła po tym, gdy powiedział w domu, że chce robić doktorat   z chirurgii ogólnej a nie z plastycznej, jak to sobie wyobrażała jego żona. Jego małżeństwo przetrwało tylko rok i to ona wystąpiła o rozwód. Rozumie- niewiele ich  łączyło, bo tylko, a i to sporadycznie łóżko. Nie  rozumiała tego, że czasem po jednej operacji wracał pół żywy do domu i jedyne co mu było w głowie to sen. Z perspektywy czasu aż się dziwi, że nie wpadł w alkoholizm, co się przydarza wielu chirurgom. Po rozwodzie to były już tylko spotkania z różnymi kobietami, kończące się po dwóch lub trzech razach.

Inga przyznała się, że ma za sobą dwa "nielegalne" związki - pierwszy gdy jeszcze była niepełnoletnia. Związek nielegalny podwójnie, bo ona była niepełnoletnia a on był jej bardzo dalekim kuzynem. Skończył studia w Warszawie, wyjechał i więcej się nie widzieli. Z plotek rodzinnych wie, że mieszka od lat w  Austrii.

Drugi związek, z pewnym lekarzem, któremu sypało się małżeństwo, miał je  zakończyć dla Ingi, ale nie  zakończył, bo facet grał na dwa fronty, czego efektem była ciąża  jego żony,  z którą podobno nie współżył. Oczywiście ten związek się skończył i Inga  zaczęła  inaczej spoglądać na mężczyzn- zero zaufania, zero ulegania oszustwom typu "kocham" i dlatego mogła sobie po jakimś czasie pozwolić na wyjazd z Krystianem i nocowanie w jednym pokoju. Odkryła też, że mężczyźni nie lubią rzeczy nazywać po imieniu a już mówienie partnerce prawdy to dla większości utopia. A jej nietuzinkowość to właśnie wszystkie wyciągnięte z życia wnioski. 

W trakcie tego wieczoru kolano Ingi zostało wymasowane i wycałowane, bo Robertino bardzo wierzył w czarodziejską moc pocałunków. Inga wymusiła na nim podział kosztów utrzymania, przeciwko czemu ostro protestował bo Inga  bardzo mało jadła, na co Inga argumentowała, że ona tu nie tylko je, ale też zużywa gaz, prąd, ciepłą i zimną wodę.

Na marzec  Robertino miał zarezerwowany pokój na Słowacji w ośrodku w Nowej  Lesnie.W pierwszej chwili chciał nic o tym nie mówić Indze i po prostu zrezygnować z wyjazdu, potem zapytał się  swego imiennika, ortopedę czy jest sens brać tam Ingę, bo przecież ona nie  będzie jeździła na nartach. No ale przecież tam   w tym ośrodku jest świetny basen a i  zabiegi rehabilitacyjne można wykupić podpowiedział Robert-ortopeda. Czym prędzej więc Robertino zarezerwował drugie wyżywienie zgłaszając, że jednak będą dwie osoby i postawił Ingę wobec propozycji nie do odparcia- wspólnego wyjazdu do Nowej Lesnej. Inga miała jeszcze nie wykorzystany urlop, więc do ostatniego tygodnia zwolnienia lekarskiego dołączyła  tydzień zaległego urlopu. Ku wielkiemu zdziwieniu Ingi Robertino nie chciał wziąć nart tłumacząc, że nie będzie mu wcale miło jeździć  bez niej. Pojeżdżą po Słowacji samochodem a najważniejsze, że będą razem. Codziennie będą pływać a dla Ingi pewnie wykupią rehabilitację. Wg Roberta to miał być wyjazd, który pozwoli im  być całą dobę ze sobą i będą mieli niepowtarzalną okazję wzajemnego się poznania. Od każdej strony. A intymnej zwłaszcza, bo wciąż zestresowany Robert wstrzymywał się z ową "prezentacją"- był naprawdę przemęczony. Z Warszawy do Krakowa za kierownicą siedziała Inga. W Krakowie mieli się zmienić i dalej miał prowadzić Robert, bo znał Kraków znacznie lepiej niż Inga. Tym razem nie było żadnych utrudnień na drodze, w Krakowie zjedli obiad, do Nowej Lesnej dotarli przed kolacją. 

Mieli ładny pokój z dużym balkonem, sporą łazienką, były też leżaki i koce, by można korzystać  swobodnie z  balkonu. Kolacja była smaczna,  bo tu na Słowacji to zawsze dobrze karmią , jak stwierdził Robertino.  Po kolacji wyszli jeszcze trochę pospacerować, pomału opadało z nich zmęczenie podróżą. Po raz pierwszy szli objęci, przytuleni. Było cicho, gwiazdy świeciły. Oboje byli zmęczeni, Indze wybitnie brakowało kondycji. Robert ostatnio miał jakieś nieporozumienia z szefem i zastanawiał się nad zmianą pracy. Oczywiście zastanawiał się na głos, wszak mieli sobie wszystko mówić.

Inga też się zastanawiała nad zmianą  pracy- telefonowała do niej jedna z koleżanek i namawiała na znacznie lepiej płatną pracę w  prywatnym biurze projektów. Inga obiecała jej, że gdy wróci z urlopu to się z nią skontaktuje. Zmęczeni podróżą postanowili wcześniej pójść  spać. Przytuleni zasnęli prawie natychmiast.

Rano pierwszy ocknął się Robert. Leżał wsparty na ręce i przypatrywał się Indze i czuł jak topnieje mu serce. Rozczulał go widok tej kruchej dziewczyny. Zastanawiał się  jak w tym kruchym dziewczęciu może być tyle stanowczości. Była wielką realistką, zero romantyzmu. Podobała mu się, choć nie można jej było zaliczyć do piękności. Patrząc na Ingę  pomyślał - już raz  miałem piękną kobietę za żonę i co? niewypał- egoistka zajęta swą niewątpliwą urodą. Przypomniał też sobie ich  awanturę - o to, że "jak idiota wybrał chirurgię ogólną na specjalizację II stopnia a nie chirurgię plastyczną".  A ten kurczaczek ma dobrze poukładane w głowie i naprawdę wielkie serce. Przysunął się bliżej do Ingi, która niemal automatycznie przylgnęła do niego układając głowę na jego ramieniu. Przytulił się do niej i wyszeptał - kocham cię. Naprawdę cię kocham- powtórzył nieco głośniej. Inga usiadła - powiedz to jeszcze raz, to pięknie  brzmi.

Ingeborgo, nic na to nie poradzę, kocham cię, niezależnie od tego jak to brzmi. I zrobię wszystko byś mnie pokochała i ze mną została na zawsze. I mam nadzieję, że gdy mnie trochę lepiej poznasz to zgodzisz się bym był twoim mężem, byśmy wzięli ślub. W sumie mamy naprawdę sporo takich samych poglądów na wiele spraw. I wierz mi - nie mówię co drugiej spotkanej kobiecie, że ją kocham tylko po to by z nią wylądować w łóżku, choć to jedna z wielce skutecznych metod. I gdyby mi ktoś wtedy, gdy cię wiozłem z Zakopanego powiedział, że się w tobie zakocham, to bym go wyśmiał i to głośno. Jesteś pierwszą kobietą od mego rozwodu, którą pokochałem i która u mnie  w mieszkaniu wylądowała, choć nie powiem bym trwał te kilka lat celibacie. Ale traktowałem to raczej jako niezbędne 15 minut dla zdrowia. Ot, tabletka odprężająca i to łykana poza domem.

Przeżyłem katusze, gdy po operacji bardzo długo się nie budziłaś- a przyczyna  była prozaiczna- ta idiotka Jadźka dała ci dawkę usypiacza na 60 kg, a ty ważysz znacznie mniej. I już wtedy wiedziałem, że skradłaś mi serce, bo to nie był ten zawodowy lęk, ale taki bardzo, bardzo indywidualny. Z zawodowego punktu widzenia było wszystko w porządku. Jesteś niezwykłą dziewczyna i....ale nie dokończył zdania, bo resztę słów przerwały usta Ingeborgi. Jak na razie nie da się mówić cokolwiek w trakcie  pocałunku.

Ten dzień był dniem fizycznego poznawania się , dopasowywania, dopytywania i sprawdzania, poznawania wzajemnych reakcji. Po obiedzie zjedzonym ze wzajemnie utkwionymi w sobie  oczami postanowili jednak zrobić kilka godzin przerwy. Inga zapisała się na rehabilitację i od razu wzięła kilka zabiegów fizykoterapii oraz solankową kąpiel, a Robertino zakotwiczył się w siłowni i też zdecydował się potem na solankową kąpiel. Ani się obejrzeli a nadszedł czas kolacji, po której poszli na długi niespieszny spacer. Śnieg skrzypiał,  mróz lekko szczypał w policzki a niebo prezentowało niezliczone ilości gwiazd. Ingeborga wędrowała ze wzrokiem utkwionym  w gwiazdy i ubolewała nad tym, że zupełnie nie rozróżnia różnych gwiazdozbiorów. Mnie wystarcza do szczęścia jedna gwiazdka- powiedział Robertino. Która- zapytała Ingeborga - to ta, którą zobaczysz w domu w lustrze.  Po prostu jesteś dla mnie gwiazdką z nieba. Ingeborga z wielką powagą powiedziała- no to już teraz wiem dlaczego mi to więzadło nie  wyrobiło i się naderwało- nic dziwnego, skoro spadłam z takiej wysokości. A nic cię nie boli to kolano gdy tyle spacerujemy? Może powinniśmy mniej chodzić? Nie, nie boli gdy chodzę po równym, ale po świeżym śniegu wolę nie próbować. Robertino, a może jednak szkoda, że nie wziąłeś nart - bo wiem, że lubisz zjeżdżać.  No nie wiem czy jeszcze lubię, wolę przebywanie w sposób różny z tobą niż pędzlowanie na nartach. Gdy ostatni raz rozmawiałem z Robertem o twoim kolanie stwierdził, że będziesz mogła jeździć na biegówkach,  jeśli oczywiście zadbasz o swoje czworogłowe. A to jedne z łatwiejszych do wzmocnienia mięśnie, bo możesz je ćwiczyć nawet w trakcie oglądania  TV lub czytania książki. Chodź moje kochanie, wrócimy już, bo jakiś wiatr się  zrywa. Poza tym już się bardzo stęskniłem.

                                                        c.d.n.