poniedziałek, 2 września 2013

Święta Celina- cz.VII

Wpatrywałam się w Celinę i gorączkowo zastanawiałam się jak z tego wszystkiego
wybrnąć. Mogłam jej opowiedzieć o moim kuzynie (siostrzeńcu mojej babci),
który aktualnie marnował życie swoje i swej żony pijąc coraz więcej i częściej.
I o tym, że jedno z dzieci, poczęte w okresie, gdy on był po dłuższym ciągu alkoholowym,
ma duże trudności z nauką i o tym, jakie męki przechodziła jego żona gdy czekała na
jego powrót i jak za którymś razem został pobity ( z tego powodu stracił słuch w jednym
uchu) i  okradziony. I o tym, jakim jest miłym, dobrym, mądrym i ciepłym człowiekiem
wtedy, gdy nie pije.
Co z tego, że był zdolny, bardzo dobrze wykształcony, miał tytuł doktora  habilitowanego,
był profesorem zwyczajnym, był znany nie tylko w Polsce. I dobrze wiedział, że  jest
alkoholikiem i nikt ani nic  pomagało. Doszedł do etapu picia w samotności, "do lustra".
Mogłam to wszystko powiedzieć, a jednak nie powiedziałam. Bo to tylko słowa- moje
słowa przeciwko jej ślepej wierze, że miłość pokona wszystkie trudności, że jej uczucie
i troska i dziecko uleczą  Marka.
Pomyślałam, że musi być okrutnie zdesperowana, skoro zadzwoniła do mnie,  osoby która
nie była z nią zaprzyjazniona i prosi o to bym była świadkiem na jej ślubie.
I choć miałam chęć odmówić - nie odmówiłam ... Ślub miał być prawie  za dwa miesiące,
wesela nie było w planach, więc nawet nie musiałam szykować sobie jakiejś okazjonalnej
kreacji.
Ślub był w jednym ze śródmiejskich  USC - Celina wyglądała naprawdę  ładnie - miała
zwiewną sukienkę w kolorze szmaragdowym, Marek był w jasno szarym garniturze.
Tworzyli  bardzo ładną parę , ale mnie dręczyło na ile będzie to para szczęśliwa.
Po ślubie pomaszerowaliśmy dziarsko na  wspólny obiad do "Bazyliszka" - na obiad bez
kropli alkoholu. Menu Celina ustaliła  po konsultacji ze mną - to ja wymogłam na niej, by nie
podawać żadnego alkoholu - nawet powitalnego kieliszka szampana. Raptem było nas
wszystkich dziesięcioro, więc można było bez trudu rozmawiać, a świadek Marka okazał
się bardzo miłym człowiekiem a do tego "duszą towarzystwa" - opowiadał mnóstwo
dowcipów i wszyscy skręcaliśmy się ze śmiechu.
Następnego dnia rano nowożeńcy pojechali  na dwutygodniowy urlop do....Bułgarii.
Życząc im wspaniałego pobytu szepnęłam Celinie - pamietaj, ani kropli jakiegokolwiek
alkoholu.
W trzy tygodnie pózniej zadzwoniła do mnie Celina i znów wybrałyśmy się na szybką
kawę. Była niesamowicie opalona, wyglądała na  szczęśliwą. Marek faktycznie nie pił,
więc Celina wytknęła mi, że niepotrzebnie przewidywałam najgorsze, że mój wrodzony
pesymizm  tym razem był zbyteczny.
Rozstałyśmy się, obiecując dzwonić do siebie. Celina wiedziała, że mam w pracy wieczny
młyn, a po pracy raczej konam ze zmęczenia  niż z chęci spotkań towarzyskich.
Czas szybko mijał i następne spotkanie z Celiną miałam w trzy miesiące pózniej.  Była
nieco spięta i smutna. Po pięciu minutach intensywnego  mieszania kawy, nabrała
powietrza i wyrzuciła z siebie: "wciąż nie jestem w ciąży, może coś ze mną nie tak?
I to na pewno jest moja wina, bo przecież Marek ma dziecko".
Parsknęłam śmiechem. A skąd wiesz, że to na pewno jego dziecko? Czy wiesz, że
w Europie nawet 10% mężczyzn wychowuje nie swoje pod względem genetycznym dzieci 
i nic o tym nie wiedzą? A poza tym to byłaś już u specjalisty? Co wiesz o sobie, swoich możliwościach rozrodczych? Zaburzeń jest wbrew pozorom sporo, choc nie zawsze je
widać na pierwszy rzut oka. Czasem trzeba porobić sporo badań by sprawdzić,  czy
wszystko jest w porządku.
Celina spojrzała mi przepraszająco w  oczy i spytała: "ty też masz takie kłopoty? Bo
przecież wciąż nie masz dziecka".
Fakt, nie miałam  - z dwóch bardzo różnych powodów - socjalnych, tzn. nie mieliśmy
swojego własnego mieszkania, a potem okazało się, że ze względów zdrowotnych
przez minimum 4 lata nie mogę  mieć dziecka. Okres karencji już wprawdzie minął,
mieszkanie mieliśmy odebrać "na dniach", ale mnie minęła chęć posiadania dziecka.
Celina patrzyła na mnie zdumiona. W jej oczach byłam zapewne dziwolągiem - jak
można nie chcieć dziecka?
Stanęło na tym, że dałam jej adres mojego prywatnego specjalisty oglądającego
kobiety z odwrotnej perspektywy.
Zadzwoniła za 3 tygodnie -lekarz  kazał jej zacząć się martwić po upływie roku lub
nawet półtora. A tymczasem miała  sobie mierzyć  temperaturę, codziennie rano o
tej samej godzinie, przez trzy miesiące i wszystko pilnie zapisywać, a potem wyniki
mu przedstawić.
Paskudna jestem i byłam zawsze, bo pomyślałam - mam trzy miesiące spokoju od
problemów Celiny.
Ogromnie się pomyliłam.
c.d.n.