czwartek, 17 lipca 2014

Polska żona

Historia jest jak najbardziej autentyczna a główny bohater już dawno przeniósł się
w Inny Wymiar.
Jak wiadomo, II wojna światowa niemal każdemu  skomplikowała życie. Uważam, że
z moją rodziną obeszła się całkiem łagodnie, bo choć z zawieruchy  wojennej wyszli
przysłowiowo  "goli i bosi" to jednak nikt nie zginął.
W czasie okupacji niemieckiej moja babcia nie tylko ukrywała swoją bratową która
była "niewłaściwej narodowości", ale w miarę sił i środków pomagała tym, którym
było gorzej niż jej. Stale dożywiała dwóch  nastoletnich chłopców swego kuzyna,
który był zawodowym wojskowym i wraz z wojskiem wyparował poprzez Zaleszczyki
zostawiając na pastwę losu żonę i dwóch synów, właściwie bez  środków do życia.
Kompletu w babcinej  "ochronce"  dopełniał pasierb jej rodzonej siostry, Tosio.
Biologiczna matka Tosia miała spore odchylenia psychiczne od normy, więc mąż  się
z nią rozszedł, zatrzymując przy sobie syna.
Żeniąc się z siostrą mojej babci, wniósł jej we wianie swego syna.
Po upadku Powstania Warszawskiego moi dziadkowie  wraz z "inwentarzem"  zostali
wysiedleni z Warszawy.
Gdy przekraczali granicę Warszawy na Okęciu, Niemcy odłączyli od wysiedlanych 
mieszkańców młodych ludzi i mój ojciec oraz  Tosio zostali dołączeni do transportu,
który pojechał do niemieckiego obozu.
Obóz był zlokalizowany  gdzieś w okolicy Berlina. Z opowieści swego  ojca wiem, że
Tosio był bardzo zdolnym człowiekiem- ale szalenie mało praktycznym. To mój ojciec
dbał o to by mieli co jeść, na czym spać i pilnował by Tosio nikomu nie podpadł.
Gdy wreszcie skończyła się wojna i wyzwolono obóz, Tosio powiedział, że on nie
wraca do Polski, bo tam będą przecież Rosjanie, więc lepiej będzie ruszyć na Zachód.
Ale mój ojciec miał w Polsce żonę i maleńkie dziecko, więc pożegnał się z Tosiem i
powędrował do Polski. Tosio ruszył na Zachód. Doczłapał się  do Belgii a tam trafił
 w ramiona jakiejś dużo starszej, litosiernej  Belgijki. Kobieta ta zaopiekowała się nim
niczym własnym synem, ale zupełnie nie wiem dlaczego.
Dzięki niej Tosio zrobił w Belgii studia politechniczne , ukończył kurs angielskiego
i został przez nią wysłany do USA. Przed wyjazdem jego opiekunka kazała mu
wyrobić sobie nowe dokumenty, w których Tosio "urwał" sobie 10 lat. Twierdziła, że
tym sposobem będzie dłużej młody, a wiadomo było, że Ameryka stawia na młodych.
Od chwili rozstania się Tosia z moim ojcem, nikt nie miał pojęcia co się z nim dzieje.

Na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku nagle Tosio się ujawnił - pewnego
pięknego dnia zapukał do drzwi domu, w którym przed wojną mieszkał ze swym ojcem,
jego żoną i swym  malutkim przyrodnim bratem. Zdążył się już dowiedzieć, że jego
rodzice oboje nie żyją, więc zainteresował się spadkiem po nich. Poza tym doszedł
do wniosku, że powinien się ożenić, koniecznie z Polką.
Opowiedział rodzinie pokrótce o tym co robi, gdzie mieszka, gdzie pracuje. W USA
zrobił następny fakultet i miał dobrą pracę w przemyśle  samochodowym.
Dopytywał się, czy aby rodzina nie zna jakiejś kandydatki na  żonę dla niego. Bo
owa panienka ma być nie tylko Polką, ma  być ładna, zgrabna, wykształcona, po
studiach, ma być dobrą gospodynią, nie powinna mieć więcj niż 23 lata no i
powinna go kochać.
Rodzina mało nie dostała skrętu kiszek ze śmiechu. Wszyscy po kolei tłumaczyli
człowiekowi, że skoro on ma już 46 lat to nie powinien brać za żonę takiej
młodej dziewczyny, poza tym u nas żadna nie jest po studiach w wieku 23 lat.
Wtedy właśnie Tosio puścił farbę, że w dokumentach to on ma zaledwie 36 lat.
Usiłowałam wmówić mu swą znajomą, która dobiegała czterdziestki, ale
Tosio stwierdził, że jest za stara.
W czasie tego pobytu w Polsce nie znalazł odpowiedniej kandydatki i wrócił do
USA z niczym. W dwa lata pózniej dostaliśmy zaproszenie na  ślub i wesele.
Cała rodzina  poznała wybrankę Tosia dopiero w kościele.
Rzeczywiście była ładna, a z całą pewnością bardzo zgrabna i podobno jeszcze była
na studiach. Tak na oko spokojnie można było jej dać trzydziestkę- może i ona miała
coś niecoś ujęte w metryce?
Na weselu panna młoda wyraznie z trudem odróżniała swego świeżo poślubionego
męża od innych, zbliżonych do niego wiekiem panów. Trochę mnie to dziwiło, bo
Tosio urodą przypominał  jednego z disneyowskich bohaterów kreskówek.
W kilka dni po uroczystościach Tosio wyjechał, a młoda żona  zaczęła oczekiwać
 na paszport i amerykańską wizę. Szwendała się po całej rodzinie wciskając każdej
starej ciotce tekst, że ona tak strasznie tęskni za swym mężem i tak ogromnie go
kocha. Gdy nadała taki tekst podczas wizyty u nas powiedziałam: wiesz, to dość
dziwne, bo  bardzo mało się przecież znacie.
A tak w ogóle to gdzie Tosia poznałaś?- zapytałam słodko.
Okazało się, że to małżeństwo było skojarzone przez ...swatkę z Chicago, której
specjalnością było wyszukiwanie Polakom polskich  żon, a oni zobaczyli się po raz
pierwszy w Warszawie w przeddzień ślubu.
Strasznie długo nie wydawano jej paszportu, w końcu niemal po 8 miesiącach go
otrzymała. Potem musiała jeszcze  "polować " na miejsce w samolocie.
Wreszcie szczęśliwie odleciała za ocean.
 Mniej więcej w trzy miesiące potem dostałam list od Tosia - czytając go miałam
niezłą zabawę.
Gdy żona wreszcie do Tosia dotarła, ten wziął urlop i przez bity miesiąc pokazywał
jej wszelkie cuda Ameryki, zapewne również z największym kłębkiem sznurka.
To był ich miodowy miesiąc, który okazał się również ich ostatnim miesiącem
wspólnie spędzonym.
Gdy Tosio poszedł pierwszy dzień po urlopie do pracy, szczęśliwa żona spakowała
czym prędzej swój niewielki dobytek i zniknęła.
Zostawiła kartkę, żeby jej nie szukał, bo ona nigdy do niego nie wróci. Zresztą i tak
jej nie znajdzie, więc niech sobie oszczędzi trudu szukania.
Ale Tosio "zagiął się" i rozpoczął poszukiwania. Wpierw sam, potem przez detektywa.
Przylatywał do Polski i tu też jej szukał. Oczywiście nie znalazł. Mniej więcej po
trzech latach poszukiwań, wydaniu masy pieniędzy, dostał od niej pozew rozwodowy.
Namówiliśmy go, by jednak dał jej rozwód, bo widać było, że dziewczyna go nie chce,
ale wykorzystała okazję by się stąd wyrwać.
W kilka lat potem Tosio ożenił się po raz drugi. Ze strony tej pani było to małżeństwo
z rozsądku, czego nie ukrywała. Ona miała dzięki niemu dobre warunki finansowe,
 a on opiekunkę gdy dopadła go starość.