sobota, 17 sierpnia 2024

Córeczka tatusia - 151

 Na Słowację pojechali  "rozrzutnie" trzema samochodami. Na  kwaterze oczekiwał  ich Ondrej  Janeczek. Oprowadził gości po domu, pokazał gdzie  dokładnie  co jest, potem zrobił kawę , do której było ciasto. Gdy  się "wzmocnili" zapakował ich  w  samochód czyli  w  swój mikrobus i zawiózł do małej,  ale bardzo sympatycznej restauracji i przedstawił ich jej  właścicielowi, mówiąc, że to są jego znajomi,  letnicy z Polski. Potem wznowił  swą propozycję, że będzie im nie tyle  robił śniadania,  co  po prostu przynosił im  rano świeże pieczywo, jajka  będą  zawsze w lodówce i świeży  wiejski ser.  Bo on  musi codziennie  odwiedzać  swoje kury, które nadal regularnie  brudzą  swój wybieg, a on  musi po  nich sprzątać.

 Zapisał im datę i godzinę  wjazdu na  Łomnicę i wręczył kartkę z rezerwacją biletów- mieli  się  zgłosić do kasy na godzinę  przed  wyruszeniem kolejki. Zareklamował co jeszcze  warto  zobaczyć i dokąd powędrować  pieszo i dokąd  lepiej  dojechać  elektryczną  kolejką  zostawiając samochody na parkingu "dworca" owej  kolejki. No a poza tym polecił by odwiedzili  kilka  miejsc, zareklamował baseny z wodą termalną.  Pozaznaczał na  mapie dokąd  warto pojechać, na kartce  napisał którędy  jechać,żeby  było im najwygodniej,  zapewnił ich, że on będzie codziennie rano uchwytny i będzie  przychodził nie  wcześniej  niż o 9 rano. Dostali 3 pary kluczy od  domu i jeden od  bramy wjazdowej. 

Najśmieszniejsze, że Słowak i Polacy  rozmawiali w języku  angielskim. Po polsku też by mogli rozmawiać, bo polski i  słowacki są bardzo podobnymi językami, tylko niektóre z  wyrazów choć brzmią niemal identycznie to mają inne  znaczenie. I zawsze gdy rozmawiają Polak  ze  Słowakiem to wiele wyrazów słowackich śmieszy  Polaków i odwrotnie, poza tym niektóre mają inne  znaczenie, choć brzmią tak  samo.

Wejście Słowacji  do strefy euro spowodowało duży napływ turystów  "dewizowych", bo nie  da się ukryć, że  ceny na Słowacji  wszelakich usług turystycznych były i są dla nich  szalenie  atrakcyjne, spadła  za to ilość polskich turystów, co jakoś nikogo tu  nie  zmartwiło. Miejsce, w którym teraz  zamieszkali było osiedlem wybudowanym  już  dość dawno przez władze  słowackie  dla  Romów. Ondrej twierdził, że dom w którym mieszkają jest właściwie własnością jego matki, która jest Romką, ale  żeby go móc posiadać  rozeszła  się z ojcem Ondreja, ale  tylko oficjalnie , papierkowo. A faktycznie nadal  mieszka z "byłym" mężem i nadal  się kochają.  A znajomi i przyjaciele ojca Ondreja "wybaczyli" mu w końcu to, że na żonę  wybrał Romkę a  nie Słowaczkę. Romowie też jakoś przeboleli fakt, że ich rodaczka wyszła  za mąż za Słowaka a nie Roma. I nadal jednak zdarzają  się całkiem poważne konflikty pomiędzy obu nacjami zamieszkującymi te  tereny od wielu lat.

 Ondrej  się śmiał, że ponieważ obie  rodziny  młodych na  siebie "warczały" nie było żadnego wesela, bo pewnie  nie obeszło by  się bez jakiejś super  awantury lub  wręcz  bitwy, więc    "młodzi" wzięli pieniądze od  obu rodzin i pojechali w podróż poślubną  do Wenecji i niewiele brakowało by nie  wrócili do Słowacji. Bo obojgu  bardzo się podobała Wenecja.

Tydzień pobytu minął szalenie szybko - dla Ali, Maryli, Michała i Andrzeja były to całkiem  nowe  wrażenia, dla Marty to był powrót  wspomnień z pobytu tu z tatą i okazja  do podziwiania  jak  wiele  Słowacy zainwestowali w branżę  turystyczną. Wojtek postanowił by przyszłe  wakacje  spędzili w Austrii. Bo jednak Tatry są małe - no nijak to  się ma do Alp. 

Wyprawa na  Łomnicę podobała  się wszystkim, a wjazd kolejką dostarczył sporo  wrażeń. Blisko  godzinny  pobyt na  szczycie  Łomnicy i podziwianie widoków z tarasów "jakimś  cudem" trzymających  się skał zrobiło na  wszystkich wrażenie. W trakcie  picia   kawy rozmawiali z jednym z przewodników, któremu zwierzyli  się, że pierwotnie mieli zamiar dotrzeć na szczyt na własnych  nogach. Przewodnik popatrzył na nich i powiedział - i dobrze, że jednak wjechaliście kolejką, bo przynajmniej napatrzycie  się na  Tatry, a piechotą to nie  dość, że od chwili zaczęcia  drogi do  dotarcia na  szczyt zeszłoby  wam 7 a może nawet  8 godzin dreptania, choć kawałek i tak  musielibyście w niższych partiach pokonać kolejką bo nie ma innej  drogi,  a  z kieszeni ubyłoby wam sporo euro, to bylibyście tak  zmordowani, że ledwo byście  mogli ustać  na tarasie i jeszcze  byście musieli polować na miejsce w kolejce by zjechać  na dół. A to wcale nie  byłaby wspinaczka , tylko turystyczne przejście, co prawdą  z liną ze względów  waszego bezpieczeństwa, ale nawet ta turystyczna trasa jest trudna i bardzo męcząca gdy ktoś nie  chodzi  stale po  górach. No i rzeczywiście ta trasa  wymaga towarzystwa wykwalifikowanego  przewodnika, w tym wypadku na 6 osób to musielibyście  mieć ich dwóch.

Najwięcej to się z przewodnikiem nagadał Wojtek, bo oczywiście  napomknął, że mieszkał kiedyś w Austrii, więc się przewodnik rozgadał, bo bywał dość regularnie  w Alpach. Gdy Wojtek powiedział, że w następnym  roku na pewno pojadą w Alpy  to przewodnik powiedział, by  wpierw jednak "wyskoczyli" w Dolomity - tak dla treningu. I żeby obeszli "Trzy Siostry" w ramach treningu.  Panowie wymienili się adresami i numerami telefonów, bo nie wykluczone, że mogli by się  spotkać w Dolomitach. W trakcie  rozmowy przewodnik wypytywał się jak  długo zamierzają teraz  być, doradził dokąd mają  się wybrać by nie narazić na  szwank swego "ceprowskiego" zdrowia, bo nadmierne zmęczenie w górach nikomu nie przyzwyczajonemu do dużego wysiłku fizycznego   jakoś nie wychodzi na  zdrowie. 

Tylko naiwniak może po niemal roku spędzonym  głównie  za biurkiem iść w góry, a naiwniaków nie  brak i górskie pogotowie ratownicze ciągle ma pełne ręce roboty i niestety spora  część  tych naiwniaków ląduje  w siatce. W jakiej siatce? - zdziwiła  się   Ala. No w takiej transportowej, zawieszonej na  kijkach bambusowych - przecież trzeba jakoś takiego nieszczęśnika  znieść  w dół - wyjaśnił. Helikopter to się wzywa gdy jest jeszcze  szansa na uratowanie  delikwenta, a jeśli on jest martwy to się go znosi- wszak  pośpiech już nie pomoże.

No ale wytrawni wspinacze też ulegają  kontuzjom podczas wspinaczek - stwierdziła Marta.  Tak- to prawda. To zgodne jest z powiedzeniem, że kto mieczem wojuje ten od miecza  ginie. Z czasem zamiera w ludziach czujność  a wraz  z każdym kolejnym udanym przejściem nabierają zbytniego zaufania do własnych  możliwości, czasem są gorzej przygotowani, ale wierzą, że zawsze  sobie poradzą. Mam stały kontakt  z polskimi ratownikami i czasami ich opowieści jeżą mi owłosienie  na  całym ciele. Czasem też biorę udział w akcjach ratunkowych po waszej  stronie  Tatr. I na  własne oczy widziałem kobitkę, która wokół Morskiego Oka dreptała w szpilkach.  Ze  zdumienia omal się nie  zatchnąłem na śmierć. A mój polski kolega "po fachu" sprowadzał z Giewontu  jakiegoś  typa z dwulatkiem. Tatulek dwulatka był w eleganckim garniturze i równie eleganckich czarnych.....lakierkach. Tatulek cały czas pochlipiwał i mówił, że nigdy  więcej w Tatry  nie przyjedzie. I mam nadzieję, że tego przyrzeczenia  dotrzymał.

Pojedźcie państwo "elektriczką" do Szczyrbskiego Plesa - od stacji jest trochę do przejścia, ale trasa łatwa, sporo idzie  się lasem, a jak odpoczniecie nad jeziorem to idźcie na cmentarzyk  upamiętniający znanych wspinaczy, którzy niestety już nie żyją i zginęli w ukochanych  górach. Sporo jest też tam polskich nazwisk.  A w schronisku nad  jeziorem dobrze karmią i fajnie  jest jeść sznycel wpatrując  się w góry i  jezioro.  Można też wypożyczyć leżak i posiedzieć  w ciszy nad jeziorem.  I całkiem  blisko Szczyrbskiego Plesa  jest bardzo ładna  Jaskinia  Ważecka, w pobliżu wsi Vażec.  A może Janeczek wasz "gospodarz" załatwi  wam  w którymś z biur turystycznych taką  wycieczkę po  naszych jaskiniach? Bardzo ładne  i warte obejrzenia są jaskinie Demianowska, Lodowa i Bielska. Tą Bielską to możecie zwiedzić wracając do Polski bo jest przy  drodze z Łysej Polany do Smokowca, do przedreptania, oczywiście  z przewodnikiem, jest tylko 1370 metrów i na ogół takie  zwiedzanie trwa tylko 70 minut. Do niej  regularnie  zjeżdżają wszyscy , którzy przyjeżdżają na urlop do Zakopanego. Ale  nie wykluczam, że jest jakaś możliwość takiej "objazdowej" wycieczki po jaskiniach. Oczywiście   zawsze  wszystkie jaskinie  są zwiedzane  z przewodnikiem, a że teraz  sezon turystyczny to pewnie lepiej będzie zarezerwować sobie  wcześniej termin. A ta  Jaskinia Demianowska  jest uznana za  najpiękniejszą jaskinię  w Europie i ma nawet  dwie trasy- przejście jednej to nieco mniej  niż dwie godziny, a krótsza trasa to godzina  dreptania.

A zimą to przyjedźcie na Chopok - trasy długie, można  się  zajeździć na śmierć. Jest cała  fura wyciągów i trasy  o różnym stopniu trudności. Są też na Chopoku kwatery  prywatne bardzo blisko wyciągów. Wychodzi  się  z domu i zaraz  przypina  narty.  A gdzie  wy teraz mieszkacie? 

Gdy Wojtek tylko powiedział, że na romskim osiedlu to przewodnik powiedział: bardzo dobry  wybór, to fajny chłopak z tego Janeczka. A jego mama, choć już młodość ma za sobą to nadal jest piękną kobietą!  Na takiego dorosłego  syna  to wcale a wcale  nie  wygląda. Wyobrażam  sobie ile  musieli  się nasłuchać  oboje głupiego  gadania w swych domach rodzinnych. Ludzie jednak są dziwni  i niemal  zupełnie pozbawieni tolerancji wobec osób innej narodowości. 

A jakby Janeczek z jakiegoś powodu nie mógł tych  jaskiń  wam załatwić, to zatelefonujcie  do mnie i ja wtedy uruchomię własny kontakt. Albo zaczekajcie- ja  zaraz do niego zagadam. Macie na jutro jakieś plany? No nie, dopiero w  domu pomyślimy wieczorem nad następnym  dniem- zapewnili go panowie.  Andrzej podniósł się i powiedział - idę do bufetu, coś mnie  suszy w tych górach, chce ktoś  z was coś z bufetu? To ja też się przejdę do bufetu - stwierdziła Marta- może mają "lentilki" i gorzką czekoladę? To weź też dla wszystkich do domu  wafelki w  czekoladzie i zwykłą czekoladę to będzie  zagryzka na  wycieczki- dopowiedział Wojtek. A jest tu gdzieś toaleta? -spytała Maryla.  Pewnie jest- powiedziała  Marta- nie  sądzę by jeden z tych dziurawych tarasów spełniał tę rolę. Musi być, bo przecież  tu jest możliwość  zanocowania. Albo wytrzymaj do zjazdu, a  na  dole na pewno jest koło kas toaleta i  zapewne większa niż  tu.  Nie chciałabym tu  za nic w świecie nocować. Nie  wyobrażam  sobie  tu noclegu  podczas burzy. Bałabym  się, że zaraz  całość wichura  zmiecie. A tu jest też przecież stacja meteo. Jakoś nie mogę  sobie  wyobrazić siebie  bym mogła pracować w takim  miejscu - stwierdziła Marta. A pomyślcie  jak  tu budowano  to schronisko i mocowano  te  ażurowe tarasy. To trochę przerasta moją wyobraźnię. Trochę mi nieswojo gdy patrzę na podłogę tarasu i pod nią widzę przepaść. A mnie  się robi tak jakoś dziwnie w kolejce gdy ona tak wisi daleko od podpór - przyznała  się Ala. W bufecie Marta  zakupiła czekoladę i wafelki oblane  czekoladą, lentilek nie było. Za dziesięć minut  przyjeżdża kolejka, naród  z niej  wysiądzie  i my się  w nią  władujemy - poinformowała wszystkich  Marta gdy wróciła  z bufetu. A toaletę to masz tam- Marta  pokazała Maryli w którą  stronę ma  się udać.  Nim zjechali kolejką dostali informację od przewodnika, że  Ondrej zwiedzanie  jaskiń  już zarezerwował, tylko jeszcze  nie  zdążył tego faktu omówić ze swoimi gośćmi i zwiedzanie jaskiń będzie  za trzy dni. I to dobrze, bo według prognoz meteo za 3 dni mają się zacząć upały, więc jaskinie to dobre  schronienie  przed upałem.

Gdy zjeżdżali na  dół  Michał powiedział - strasznie  fajni  ludzie  ci Słowacy, tacy bardzo kontaktowi. Tak, zwłaszcza  ci co pracują w turystyce. Kontaktowość, kultura, uczynność  to bardzo pożądane  cechy u każdego kto  się zajmuje  turystyką - stwierdził Wojtek. Im będą milsi  i bardziej uczynni tym więcej będą  mieli klientów. W końcu jakby na  to nie  spojrzeć  żyją z obsługi turystów, więc im  będą dla nich milsi i bardziej im przydatni tym więcej  będą mieli klientów. Dziwi  mnie  tylko to, że w naszym kraju jest tak jakby nikt o  tym nie  wiedział i wszyscy  zajmujący  się  turystyką  tak obsługują turystów jakby  robili turystom wielką łaskę, że turyści chcą  wydać pieniądze na różne atrakcje.

No i wychodzi na to, że gdy zamelinujemy się po polskiej stronie Tatr to przeżyjemy szok kulturowy. Bo nie  będziemy mieli dla siebie całego domku i wszędzie  będzie  niemiłosierny tłok bo już stonka ma wakacje a nasi górale lubią brać pieniądze  za nic - stwierdziła Marta. I właśnie pomyślałam, patrząc na panoramę Tatr, że moglibyśmy  się wybrać na świętą górę Słowaków czyli Krywań, albo na Rysy To tak ze 3,5 do 4 godzin wędrówki i trasa nie jest  trudniejsza  niż droga  na Świnicę. I jeszcze pomyślałam, że może byłoby lepiej zostać do końca tutaj i tylko zawiadomić "pana majstra", że rezygnujemy z tej  Bukowiny. On bez problemu znajdzie chętnych na kwaterę, zresztą ostatnio ćwierkał,  że właściwie  nie jest  zainteresowany wynajmowaniem letnikom, bo strasznie  niszczą dom.

 Bo sobie  pomyślałam popatrzywszy na  mapę, że może byłoby nam  znacznie  lepiej zostać tu i na drugi tydzień i moglibyśmy  zrobić wycieczkę albo na Rysy, albo na Krywań. Wejście na Rysy od  strony Słowacji jest znacznie   łatwiejsze  niż od strony Polski. I jeszcze pomyślałam, że moglibyśmy zapytać  się tego Milosza, czy nie poszedł by  z nami w charakterze  przewodnika, bo po górach  to właściwie  tylko ja  chodziłam a Wojtek to głównie jeździł na nartach i to w Austrii. I będziemy  musieli wykupić ubezpieczenie, koniecznie  z opcją transportu lotniczego w razie  wypadku. Tu tak należy  to zrobić. O ile  pamiętam, to trzeba będzie podjechać  na parking w okolicy Szczyrbskiego  Plesa i stamtąd jest 4,5 godziny  drogi na  szczyt  Rysów. Po 3,5  godzinach  dowleczemy  się do schroniska a stamtąd  jest już tylko godzina  drogi na  szczyt. I wiem, że tylko w jednym  miejscu droga jest blisko przepaści  i jest  znacznie  mniej niebezpiecznie niż pójście na  Rysy od polskiej  strony. No i co wy o  tym myślicie? Męska cześć "wycieczki" stwierdziła, że oni są za pozostaniem na Słowacji i pójdą na Rysy. I że to bardzo  dobry pomysł, żeby wziąć przewodnika, bo jakby  nie  było  oni nie są "oblatani" w  górach. Panie miały dość  niewyraźne  miny, ale  stwierdziły, że im się  Słowacja podoba i w razie  czego to one zostaną w przydomowym ogródku a Marta pogna  z  chłopakami w  góry.  W związku z powyższym Wojtek z Andrzejem odciągnęli Milosza od rozmowy z panią  bufetową  i zaczęli  z nim omawiać ów projekt. 

No ale na tej trasie nie jest  wymagany przewodnik- powiedział. No wiemy - powiedziała  Marta, ale z tego towarzystwa  to tylko ja  trochę tuptałam po górach, a stąd droga na Rysy  jest znacznie łatwiejsza niż po polskiej  stronie i właściwie jest tylko jedno miejsce, w którym ścieżka jest blisko przepaści i jedno miejsce w którym są klamry i właściwie się idzie na czworakach. Oczywiście  wykupimy wszyscy ubezpieczenie uwzględniające opcję transportu lotniczego w  razie  wypadku. No i oczywiście zapłacimy ci normalną  stawkę   za przewodnictwo. A ty dużo chodziłaś po górach?- spytał Martę  Milosz. Nie, niedużo, byłam na Granatach z  zejściem do Koziej Dolinki,  szłam z Kasprowego na  Świnicę, byłam na  Zawracie, na Kościelcu, na Kominach  Tylkowych, nie mam lęku wysokości, nie  boję  się ekspozycji. A  zimą kilka razy przechodziłam z Doliny Chochołowskiej  do Małej  Łąki przez  Przysłop Miętusi. To lepszy  wariant niż Droga pod  Reglami lub czekanie na  zatłoczony autobus. 

No fajnie, powiedział Milosz, jesteś nieźle  zorientowana w górach. Jest tylko jeden problem- trzeba bardzo, bardzo rano wstać by jak najwcześniej być na  szlaku, bo potem  to jest dość tłoczno na  drodze. Podjechalibyśmy samochodem tu w okolice tak chyba z 11 km od  Szczyrbskiego  Plesa. Droga  na Rysy mało ciekawa i faktycznie od  tej  strony jest dużo łatwiejsza niż od polskiej strony.  Wiesz Milosz, ale jest bardzo możliwe, że Ala i Maryla nie pójdą bo byłaby to dla  nich pierwsza w życiu wyprawa  w prawdziwe  góry i poszlibyśmy my trzej i Marta - powiedział Wojtek. No ale  to chyba nie jest jakiś problem?- spytał Milosz. Jeśli one  nie  chodziły dotąd po górach to  lepiej by na pierwszy  raz nie  szły na taką daleką trasę. Zobaczymy prognozę na  najbliższe dni. Skoro chcecie zostać na  następny tydzień  tutaj a nie przemieścić  się  do Polski to możemy sobie  wybrać termin w przyszłym tygodniu- będziecie  już trochę rozruszani fizycznie  po przejściu jaskiń. I to wam dobrze  zrobi przez  Rysami. Na pewno nie  będziemy zasuwać na  szlaku jak konie  wyścigowe.

                                                                   c.d.n.