wtorek, 12 listopada 2024

Córeczka tatusia - 169

Następnego  dnia, nim Marta  zdążyła wyjść do pracy " upolował" ją telefonicznie  szef  mówiąc, że jest aktualnie w klinice i nie  ma wolnych terminów do Andrzeja, a on tę noc  spędził na  tabletkach przeciwbólowych, a recepcjonistka  mu powiedziała, że musi  się  zgłosić do innego szpitala, takiego  w którym aktualnie jest  tzw. "ostry dyżur".  Marta w myśli posłała,  bez  adresu, wiązankę przekleństw, poprosiła  by  szef spokojnie poczekał w głównym  holu, ona  się  zorientuje  w  sytuacji i najdalej  za 20 minut do niego oddzwoni. Po rozłączeniu  się z szefem zatelefonowała  do Maryli, by  się  dowiedzieć gdzie  można teraz upolować Andrzeja bo jej  szef na  coś umiera  z bólu, chciał się dostać do chirurga ale u Andrzeja jest na  dziś komplet  pacjentów a facet siedzi  w holu kliniki. 

Aaaa, to  się dobrze  składa- stwierdziła  Maryla, bo Andrzej w tej  chwili jest i przyjmuje pooperacyjnych pacjentów. Powiedz mi tylko jak się ten  facet  nazywa i z grubsza jak  wygląda, to ja go zaraz każę odnaleźć, a ty  zaraz to niego zadzwoń i powiedz mu, żeby nadsłuchiwał, bo  będzie poszukiwany "głosowo"to znaczy recepcjonostka  wywoła jego  nazwisko. Marta zaraz zawiadomiła  szefa, co się będzie  za chwilę działo i niech  się nastawi na to, że może go nawet zatrzymają w  szpitalu.  Usłyszała od  szefa, że jest "wielka" co szalenie Martę rozbawiło i powiedziała, że pierwszy raz  słyszy, że  osoba, która nie ma  nawet 160 cm wzrostu  jest wielka i powiedziała, że za moment  już jedzie  do laboratorium no i żeby dał jej znać co stwierdzono.  Gdy już  dotarła  do laboratorium, została  tam powitana wiadomością, że  szef chory i żeby kwestię nowego opakowania odłożyć na  razie, a termin  spotkania ustali  się, gdy szef będzie  mniej więcej wiedział kiedy wróci do pracy. Marta udała  szalone   zdziwienie, wyraziła głośno  swe współczucie i  zabrała się do pracy. W dwie godziny później dostała sms od  szefa, że już jest na  oddziale i na  cito przechodzi różne badania i najprawdopodobniej  będzie operowany następnego dnia, bo chirurg uparł się, żeby powtórzyć USG, bo to badanie  to on miał robione  miesiąc  wcześniej a dziś to może już inaczej  wyglądać i że ten lekarz ucieszył się bardzo, że on jest na  czczo a poprzedniego  dnia niewiele  co zjadł bo miał mdłości. Ma też  zrobione EKG i krew pobrali.  I gdy  tylko będzie  wiedział co dalej to napisze do Marty. Marta  odetchnęła  z ulgą i dopiero teraz   zdała  sobie  sprawę, że  z tego wszystkiego to ona  nawet  nie wie co szefa boli, no ale jakby na  to nie  spojrzeć to nie ma to żadnego  znaczenia- grunt, że już  go oddała Andrzejowi  pod opiekę. Kolejny raz uświadomiła  sobie, że jako  rodzina  mają  szczęście, że mają takiego wspaniałego przyjaciela.  

Teraz Marta z kolei zawiadomiła własnego  męża, że  wróci do  domu zaraz po godzinie 14,00 bo szef właśnie jest w  szpitalu i będzie  zapewne  "pokrojony" i że udało  się jej wcisnąć go pod opiekę  Andrzeja.  Wiesz Kociu, ja i tak się urwę, bo już to zapowiedziałem, tyle  tylko, że  sobie  nieco w  domu dziś popiszę - jeśli ty nie masz  nic  przeciwko temu - poinformował ją  Wojtek. Oczywiście Marta  nie  miała "nic przeciwko temu". Wczesnym wieczorem zatelefonował do Marty Andrzej, mówiąc, że należą się jej  szefowi brawa za to, że się wybrał  tego dnia do lekarza, że po obejrzeniu USG zdecydowano by nie  czekać do następnego dnia i "człowiek już jest po operacji", że nie Andrzej go operował, ale był jako asysta, a teraz   "człowiek jest pod kroplówką" na  pooperacyjnej   i zapewne wkrótce  się wybudzi, bo jednak zabieg  był pod narkozą pomimo tego, że prowadzony był techniką laparoskopową. Po prostu  po obejrzeniu USG, którego wynik niewiele im rozjaśnił sytuację stwierdzili, że spróbują  usunąć  chory  narząd laparoskopem, ale że pacjent  nie młodzieniec, a USG dało dość mglisty obraz tego co się dzieje w środku i istniała możliwość, że trzeba  będzie jednak w trakcie zmienić nową  technikę  na tradycyjną i dodatkowo usypiać i znieczulać  pacjenta a on do młodych  nie należy, to od  razu dali pełną  narkozę. No  ale  żeby było śmieszniej, to jednak  udało  się wszystko usunąć  laparoskopem. I szybciej człowiek dojdzie do siebie po czterech malutkich cięciach wokół pępka niż po przecinaniu  warstwy skóry i  mięśni.

A ty wiesz jakie ładne dwie córki ma  twój szef? - spytał Andrzej. Nie  znam ich osobiście - stwierdziła Marta, ale  poznałam jego żonę, szalenie miła osoba i kiedyś musiała  być wielce urodziwa, więc  mają po kim być córki ładne. Zresztą mój  szef też kiedyś był na pewno przystojniachą i gdyby nie  miał teraz za  dużo "kochanego ciała" to też  by  był niezłym  ciachem. A poza tym to szalenie uczciwy i porządny gość. Wszyscy go bardzo lubimy. No i jest naprawdę dobrym szefem.  I to on  mi fajnego promotora naraił.

No to ja  ci jeszcze  coś powiem - zapowiedział  Andrzej- chwalicie się wzajemnie, bo on  mi powiedział, że ty jesteś  dla niego jak trzecia  córka.  I że bardzo się cieszy, że u niego pracujesz, chociaż dotychczas  miał dość niemiłe doświadczenia  z  zatrudnianiem  kobiet. A ciebie to wszyscy faceci w laboratorium lubią i szanują. I jeszcze  mi dziękował za to, że tak dobrze cię leczyłem gdy miałaś pociętą rękę - powiedział Andrzej. No i stwierdził, że teraz wykupi  sobie abonament  w  naszej Klinice i zdążył to zrobić nim  go zgarnęliśmy na operacyjną. A gdy będę wychodził z kliniki wieczorem to jeszcze  do niego zajrzę. 

A to ty dziś jakoś  dziwnie długo pracujesz - stwierdziła  Marta- chyba jesteś  dziś  w Klinice od  rana!  No bo wciąż mamy wakat po Heniu - tłumaczył Andrzej. Nie ma  nadmiaru dobrych  chirurgów a byle kogo nie przyjmiemy. Sama wiesz jak to jest - wszyscy kończą te  same  studia, więc teoretycznie wszyscy łyknęli taką samą porcję  wiedzy, ale potem nie każdy trafi na  dobry  zespół, co w moim rozumieniu znaczy, że na  taki, który chce  się dzielić swą  wiedzą i doświadczeniem z "młodziakami".  Z chirurgami jak z dentystami - jedni są super a inni przeciętni. Uzupełnienia  po jednych dentystach  trzymają się  do grobowej  deski a po  niektórych to uzupełnienia  mają chyba  jakieś odnóża i uciekają z zęba.  Mnie  kiedyś jakiś cudotwórca trzy razy plombował jeden  ząb,  w końcu poszedłem do innego i mam do dziś tę plombę.  Marylka też  dziś siedzi w klinice tak  samo długo jak ja, ale tak jesteśmy zaganiani, że nawet kawy  razem nie wypiliśmy. Jeszcze  trochę a dzieciaki zapomną jak  wyglądamy. Ciekawe jak to będzie w  sezonie urlopowym. Ojciec stwierdził, że i te wakacje najchętniej spędziliby w tym samym  miejscu co w ubiegłym roku. Krótka  podróż, blisko cywilizacji i dzieciakom też tam  się podobało. Ala i  Michał też optują za takimi wakacjami i może ty z Ewunią też byś pojechała? Tylko szybko o tym pomyśl - Maryla już  rozmawiała z właścicielką i tak na  wszelki wypadek powiedziała, że może  być  potrzebny jeszcze jeden  pokój  dla Was. No i wtedy to właściwie cały dom  będzie  dla nas.  

No ja  o swoim urlopie to muszę wpierw z szefem pogawędzić,  ale ja mam o tyle  dobrze, że mogę bez problemu  wyekspediować "Ewannę" na przykład z moimi rodzicami a my z Wojtkiem bywalibyśmy tylko w weekendy  i dziecko byłoby  miesiąc z nami i miesiąc  z nimi- stwierdziła Marta. To jak widzę-  Andrzej zawiesił na  moment głos - musimy zorganizować u nas jakieś spotkanie robocze w któryś weekend - może nawet w ten? Spotkalibyśmy się u nas - przejrzę  grafik Marylki i swój. Ostatnio mam taki luksus, że  to ona zajmuje  się naszymi grafikami. 

Nie  wiem czemu, ale przybywa nam pacjentów. Niestety   równolegle  z tym nie przybywa nam lekarzy ani miejsca dla pacjentów. Budynek nie jest z gumy. Ostatnio rozmawiałem  z kolegą, który mi powiedział, że w ich szpitalu na niemal wszystkich korytarzach stoją łóżka a  to wszak zerowy  komfort dla pacjentów. A on pracuje w  szpitalu chorób pulmonologicznych. A jakby na  to  nie spojrzeć to do  szpitala nie trafiają "ledwie   chorzy" ale stany  poważne, ci dla których pobyt w  szpitalu jest koniecznością. Gdy ostatnio rozmawialiśmy z szefem, o  tym że zaczyna być u nas krucho  z miejscami, to  stwierdził, że nasz budynek jest tak zaprojektowany, że nasze korytarze nie nadają  się na to, by leżeli na  nich pacjenci, bo te  korytarze są pozbawione okien. Poza tym przyjmujemy wielu pacjentów całkowicie odpłatnie bo póki  co to wiele jest osób które  chcą być leczone  w komfortowych  warunkach a nie w  wieloosobowych salach lub na korytarzu. Więc na pewno nikt nie wpadnie  na pomysł by do jednoosobowego pokoju wstawić drugie  łóżko lub  trzecie do  dwuosobowego.  Bo jeszcze  trochę to jakiś geniusz  wpadnie  na myśl, żeby zlikwidować łazienki przy pokojach i przerobić je na sale dla pacjentów. Na  szczęście budynek i jego wyposażenie nie jest własnością państwa lecz prywatną. Grunt należący do  szpitala  też nie jest własnością państwa. I państwo pobiera niezły haracz a pokrywa koszty tylko za takie zabiegi, które są urzędowo refundowane. Te  nierefundowane przez państwo pokrywa pacjent. Ty i Wojtek jako moja  rodzina to płaciliście niższą stawkę za pokoje, a wszystkie zabiegi szły z  waszego państwowego ubezpieczenia. Słyszałem że Instytut Kardiologii też ma kłopoty z miejscem dla pacjentów. Śmieliśmy  się, że oni to mogą stawiać latem łóżka poza  budynkiem na tych trawniczkach, które okalają budynek, bo tam większość sal pacjentów  jest na  poziomie  zerowym. Problem  byłby tylko z  tymi, którzy muszą  być wspomagani tlenem na okrągło. Śmiech  śmiechem  ale wesoło to  nie jest. A skoro jesteśmy  przy "sercowcach"- jak się sprawuje ojciec Wojtka?  Zerknij Marciu w wolniejszej  chwili   w kalendarz,  czy  nie trzeba  go aby na kontrolę wysłać. 

Marta roześmiała  się - ojciec Wojtka odkąd dowiedział się, że będzie  dziadkiem to zaczął bardzo o siebie  dbać i teraz pilnuje  diety i wizyt kontrolnych. A tak  na  moje oko to wszystko z nim w porządku. A w Ewunię to  wpatrzony  niczym w  święty obrazek. Wojtek się   śmiał, że jeszcze  trochę a  ojciec  zmusi  własny organizm do produkcji mleka. On teraz, jak  sam mówi, nadrabia  zaległości, bo gdy Wojtek był niemowlakiem to jego ojciec raczej dość rzadko bywał w  domu w ogóle się nie  zajmował dzieckiem, bo ciągle był w jakichś delegacjach zagranicznych. I twierdzi, że takie  "maleństwo" i udział w jego życiu , w jego rozwoju to dla  niego wielkie odkrycie. I ciągle jest  zdania, że Ewunia jest nadzwyczajna. Ojciec  to już jej opowiada przeróżne rzeczy, nawet o  swoich znajomych  z pracy, a raz  nawet jej śpiewał  jakąś kołysankę po niemiecku i podejrzewam, że ona zacznie  szalenie szybko mówić. On ma  więcej do niej  cierpliwości niż ja.  Ewanna ma ciągle koło  siebie "zgraję" ludzi i efekt  taki, że nie boi się nowych  twarzy.

Andrzej słuchał tych wszystkich  rewelacji cierpliwie ale  w pewnej  chwili spytał, dlaczego Marta mówi o Ewie "Ewanna". To proste - zapewniła  go Marta - ona ma dwa imiona- na pierwsze ma  Ewa a na drugie  Anna, więc wymyśliłam dla niej zbitkę obu  imion i mówię o  niej Ewanna. Ale gdy mówię do niej to   jakoś  tak  zawsze bez imienia, najczęściej to używam  zwrotu córeńka w przeróżnych przypadkach. Wojtek mówi do  niej Moje Słoneczko, dla Pati to ona  jest  "Ociupeństwem", dla mojego taty "Skarbem". Jedno dziecko w  domu a imion  tyle jakby był żłobek. 

Andrzej zaczął się  śmiać - a mój Piotrek z uporem  maniaka mówi, że  on gdy dorośnie to  się z Ewą ożeni. Muszę to kiedyś nagrać i zostawić na pamiątkę, bo ta pewność i stanowczość w jego  głosie jest powalająca. Najzabawniejsze jest  to, że on  nie wie, że ja nie  mam nic przeciw takiemu scenariuszowi - miałbym  bardzo fajną  synową! Ostatnio stwierdziliśmy  z  Marylą, że  wy, Michałowie i my tworzymy jakąś wielce  zgraną paczkę. Mój ojciec też tak uważa. Licz się moja  droga  z tym, że gdy do nas wreszcie przyjdziecie to nie będzie lekko, bo Jacek szalenie dużo rysuje, dziadek dał mu szkicownik, taki prawdziwy, kupiony  w  sklepie  z  zaopatrzeniem dla plastyków, do tego wielkie pudło kredek  i teraz  Jacek   ciągle coś rysuje a swe  dzieła  chowa do teczki z napisem "rysunki dla cioci Marty" - napis zrobił dziadek i Jacek  nie może  się doczekać kiedy  wreszcie do nas przyjdziecie, byś mogła  to zobaczyć. Powiedziałem, że na pewno przyjdziecie wtedy, gdy będzie na  tyle  ciepło, że Ewunia będzie  mogła być na  dworze w naszym ogródko-podwórku. 

                                                                        c.d.n.