niedziela, 21 stycznia 2024

Córeczka Tatusia - 73

 Marta zatelefonowała do Leny mówiąc, że zaprasza ich na wigilię i chce  wiedzieć jaki model "spożywczy" Lenie odpowiada- postny tradycyjny czy może raczej w  stylu protestanckim czyli np. jakieś pieczone  mięsiwo. Z tym, że nie byłaby to na pewno gęś  jak w kraju na  Zachód od  Odry ale np. dobrze upieczony indyk - wiesz- taki rumiany, pachnący i nadziany jabłkami. 

O matko! - jęknęła  Lena- tak to przedstawiłaś, że zaraz  będę musiała  coś  zjeść - w mgnieniu oka zrobiłam  się  głodna. To super, że wy podobnie jak Andrzej uznajecie  wersję protestancką! Nawet nie masz bladego pojęcia jak jestem  szczęśliwa, że matka zabrała chłopców i bez skrzywionej twarzy matki będę mogła zjeść coś normalnego na tę wigilię a nie te wredne śledzie na trzy lub cztery sposoby  plus rybi trup w galarecie a potem jego odmiana smażona podana z kartoflami w całości i całość polana tłuszczem ze smażenia ryby. Na  samo wspomnienie mnie  mdli.

Marta od  razu wyraziła  swą wielką radość z powodu tego, że Lenie  "normalne, ludzkie  jedzenie odpowiada", obiecała też , że nie upiecze ani makowca  ani keksa i nie da na stół jakiejś słodyczy z kandyzowaną skórką pomarańczową i cytrynową  jak również nie będzie na  stole klusek z makiem ani nie daj Bóg  kutii. W ramach super  rozpusty będzie  stos bakalii, kawałki owoców w czekoladzie, które ona własnoręcznie przygotuje, będzie ciasto francuskie w postaci rolady orzechowej, którą sama osobiście zrobi z gotowego ciasta francuskiego,  będzie kompot z wiśni a nie  z suszonych owoców, a poza tym to Lena z Andrzejem mogą u nich zanocować, żeby  się po nocy nie przemieszczali po śliskich ulicach, bo nie wiadomo czy służby miejskie na pewno dadzą  sobie  radę ze  ślizgawicą, która jest na najbliższe dni  gwarantowana. 

Wiesz Lenka- u nas są trzy sypialnie - dla was, dla ojca i dla nas, a moi rodzice to mają do siebie "rzut beretem" i mogą dojść do domu nawet trawnikami gdyby była ślizgawka na chodniku. Ale na pewno u nas nie będzie  ślisko, bo mamy świetnych panów dozorców i całe osiedle  tonie  w piachu z racji ślizgawicy. A ojciec Wojtka to już "przebiera nogami w blokach startowych" bo uwielbia ludzi karmić a ty i Andrzej jesteście  jego ulubieńcami. No chyba  się temu nie dziwisz- śmiała  się Marta- Andrzej uratował od niechybnej śmierci jego syna i synową no a poza tym dzięki wam już  się czuje  dziadkiem, bo mu wasze szkraby "dziadkują".  No a poza tym on twojego Andrzeja traktuje  jak drugiego  syna, a Andrzej to przyjmuje jak  coś zupełnie  normalnego. Dla mnie twój mąż to też jest bardziej bratem  niż kolegą. Być może, że to dziwne, zwłaszcza w czasach, gdy rodziny się raczej rozpadają niż  scalają. 

Nie wiem  czy wiesz, ale w gabinecie Andrzeja na biurku stoi oprawione  w ramki zdjęcie twoje i chłopców a teraz dołączyło tam zdjęcie Andrzeja i moje, które nam  zrobił w sekrecie po mojej operacji- ja śpię normalnie  w łóżku a na fotelu obok Wojtek wgapiony we mnie zamkniętymi oczami. Czy zauważyłaś, że nasi mężowie są do siebie podobni? Mam zamiar przeprowadzić własne dochodzenie w tej sprawie, bo oni są podobni nie tylko  pod  względem zewnętrznym, psychicznym  również. Ale będę potrzebowała  twojej pomocy bo nic o  rodzicach  Andrzeja nie wiem.

No fakt, są podobni, a ja to zobaczyłam tylko raz, bo twój był jakoś tak latem bardzo krótko ostrzyżony.  A gdzieś kiedyś  wyczytałam, że każdy z nas ma na świecie  co najmniej jednego sobowtóra. Wiesz, ja też niewiele wiem o rodzicach Andrzeja. Przed  ślubem mnie "olewali" a potem podpadliśmy oboje  z tym weselem,  a gdy Andrzej  nie  chciał mieszkać w ich domu pod Warszawą to nawet z Andrzejem nie rozmawiają i swoich wnuków nawet nie  oglądają - zupełnie tak jakby chłopcy  nie istnieli. Ale jak widzę to ani Andrzejowi ani mnie nie  są    jego rodzice  do szczęścia potrzebni.  Jemu jestem potrzebna ja z dziećmi, Wojtek, ty- bo twierdzi, że ma o czym  z tobą pogadać bo jesteś niemal z branży i masz wcale  nie kobiece spojrzenie na niemal wszystko i ojciec Wojtka bo szalenie  mu pomógł i to zupełnie  bezinteresownie. I on was uważa za swoją rodzinę. On jest ogromnie przywiązany do Wojtka. Sam  się nawet temu  dziwił,  ale jak mówi, to w życiu człowieka jest  wiele spraw  dość dziwnych, tajemniczych i wcale nie łatwych do zrozumienia. I czasem nie ma  po co doszukiwać  się ich sensu i lepiej "popłynąć  z prądem" i uznać, że widocznie tak musi  być. To mało naukowe  spojrzenie  jak na  faceta  z doktoratem.

Marta zaśmiała  się - no ale on ma doktorat z medycyny a nie z filozofii. Może gdyby był doktorem filozofii to byłoby dziwne. A ja słyszałam wiele opowieści z kręgu medycyny i powiedziałabym, że stosunkowo  często dzieje  się wiele rzeczy dziwnych bo albo zdrowieje ktoś kto wg stanu wiedzy lekarzy powinien spokojnie i grzecznie odejść w niebyt, albo umiera ktoś "nie wiadomo dlaczego" choć zdaniem lekarzy wszystko było w jego organizmie w normie. Trochę zgodnie  z powiedzeniem " tak pięknie żarło a  zdechło!"

Właśnie - przytaknęła Lena- moja matka mówi wtedy "widocznie Bóg tak  chciał". Teraz to ja już nie  wdaję się z nią w dyskusję - stosuję zasadę wolność słowa,  myśli i wyznania, ale kiedyś to się kłóciłam. Dbam tylko by dzieciakom nie  robiła  wody z mózgu. Żadnych paciorków, zdrowasiek  za zdrowie  mamy i taty i babci i kilku tabunów cioteczek.

A macie jakieś plany Sylwestrowe? - spytała Lena. Nooo mamy - jeden główny - nie ogłuchnąć od petard hukowych, które nadal są sprzedawane - powiedziała Marta. A wy macie?  W pewnym  sensie tak- ale tylko wtedy gdy i wy weźmiecie w tym udział. Rozmawiałam z Alą i oni chcą zrobić Sylwestra u kuzynów Michała, którzy mają  metę na terenie Chojnowskiego  Parku Krajobrazowego, to tak jakoś za Piasecznem w stronę Góry Kalwarii, ale bardzo blisko Piaseczna. Oczywiście bez dzieciaków, sami dorośli, czyli wy i wasz tata. Bo będzie tam też siostra tegoż kuzyna tak z 10 lat młodsza od twojego teścia i podobno całkiem fajna, więc twój teść miałby towarzystwo takie  bliżej niego wiekiem niż my. Moglibyśmy tam pojechać jednym samochodem i to służbowym mikrobusikiem. I jest to blisko głównej szosy  a nie gdzieś w chaszczach. Oczywiście zero "spinki", stroje dowolne, jest gdzie spać, a wracać będziemy pod koniec pierwszego dnia  Nowego Roku.  Można przywieźć swoją ulubioną  muzykę. Andrzej mi powiedział, że tylko wtedy  pojedziemy gdy i wy z ojcem pojedziecie, więc Michał , który szalenie lubi tańczyć popracuje nad Wojtkiem, żebyście koniecznie pojechali. On swoje dzieciaki oczywiście wrzuci do teściów albo teściowie u nich będą spać. Nie wiem tego dokładnie, zresztą to raczej dla nas  obojętne.

A ile osób  w sumie tam będzie? Nie wiem dokładnie- dla nas jest ważne byście i wy byli, bo tak naprawdę to ja Alę mało znam a Andrzej to taki dzikus, że musi mieć  wsparcie w postaci Wojtka, ciebie i mnie. No dobrze, ale po co mamy tam ciągnąć ojca? No bo kuzynka nie  miałaby nikogo zbliżonego wiekiem, a tak to miałaby z kim pogadać a i może potańczyć. No dobrze, porozmawiam z Wojtkiem i ojcem. No patrz- mam po tej operacji sklerozę, narkoza mi mózg uszkodziła- jak się ten Park nazywa? Chojnowski - odpowiedziała Lena.  A byłaś tam  kiedyś?- spytała Marta. Nie, ale patrzyłam na  mapie okolic Warszawy. Jedyne  co wypatrzyłam to że jest tam jakiś  szlak rowerowy, co  chyba teraz  jest mało przydatne. Ale rzeczywiście przebiega tamtędy droga pomiędzy Piasecznem a Górą Kalwarią i to jest  chyba taka z pierwszeństwem odśnieżania.  A czyj jest ten mikrobus? - Marta wdrożyła mini śledztwo. Podejrzewam, że albo Michała albo jego teścia. 

Ale wiesz- ja nie mogę  się oprzeć  wrażeniu, że stabilniejsza na  zimowej drodze jest normalna osobówka niż taki mikrobusik- stwierdziła Marta. I nie jestem fanką  zimowego  wyprawiania  się w drogę mikrobusem. Muszę to przegadać z Wojtkiem i tatą. Wolałabym  jednak pójść gdzieś potańczyć w Warszawie. Przez te  studia to jakoś  zupełnie wypadłam  z obiegu i nie wiem gdzie  można dobrze potańczyć. Zresztą  z reguły chodziłam  do klubów  studenckich. Albo do NOT-u.

No a Andrzej jest  zdania, że już mogę tańczyć i to na  szpilkach?  No chyba  tak, nie podejrzewa chyba, że będziesz tańczyć na  bosaka lub  w tenisówkach czy też w klapkach, zresztą co nie bądź jest jakby więcej niż  dwa tygodnie  do tego Sylwestra. On  nie jest taki nierozgarnięty w kwestiach tańca jakby się to mogło na pierwszy  rzut oka wydawać. Kiedyś sporo szlifowaliśmy parkiet i dobry  był w te klocki. Ale strasznie dawno już nigdzie nie byliśmy by potańczyć. Ja już nawet zapomniałam jak  się tańczy.

Marta roześmiała się - nie wiem  czy to  cię  pocieszy, ale my ostatni raz tańczyliśmy w Sopocie, zaraz po ślubie, nim przyplątała  się do mnie Misia.  A dzieci wszak nie mamy. Ala z Michałem  też  chyba  mają zaległości w tej dziedzinie chociaż mają gdzie dzieci podrzucić. Po prostu w Warszawie nie bardzo jest gdzie potańczyć - do klubu studenckiego to już jesteśmy za  dorośli a w knajpach to jest kiepsko. Parkiet zawsze malutki a stoliki ciasno poustawiane. A dyskoteki mi nie odpowiadają - stwierdziła  Marta. Pokiwać  się do rytmu to mogę  sama w domu, nie muszę mieć do tego dyskoteki ze światłami policyjnego wozu w czasie  akcji i z tak ogłuszającą  muzyką że głowa odpada. Byłam  dwa  razy na dyskotece - pierwszy i ostatni. A naprawdę lubię tańczyć, chociaż Wojtek niezbyt lubi, zwłaszcza poza domem. Ale porozmawiam z nim i ojcem,  chociaż kiepsko to widzę zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jest  zima, zmienne warunki na  drogach i może być gołoledź. 

No to fakt, że pogoda na podróżowanie  niezbyt fajna - zgodziła się z nią Lena. Zasiałaś  w moim umyśle zwątpienie. Ty zawsze tak trzeźwo myślisz?- spytała.  No może nie zawsze, ale w 98%  i zawsze gdy  mi  zabraknie tych 2% to są jakieś  kłopoty  - czasem mniejsze,  czasem  większe a ja jestem  sama  na siebie  wściekła a na  dodatek wszyscy  się dziwią, że czegoś nie przewidziałam. Wiesz- gdyby to była inna pora  roku to byłabym  wręcz  zachwycona, ale nie  w tych "okolicznościach  przyrody".  I wiesz co? Ja jednak nawet nie powiem moim o tej propozycji - właśnie spojrzałam przez okno - zaczyna sypać śnieg. To nie jest i na pewno nie  będzie pogoda dobra na zbyteczne podróże. Zawsze koniec  grudnia jest uciążliwy, nawet w europejskiej, jakby nie  było, stolicy. Skreśl nas  z listy chętnych na ten wyjazd. Ja  nie reflektuję, a nie  sądzę by Wojtek z ojcem chcieli beze  mnie pojechać.

O rany! Roześmiała się  Lena  -Andrzej się  ze mnie uśmieje, bo powiedział, że szkoda mojego czasu na opowiadanie ci  o tym Sylwestrze, bo ty jesteś zdrowo myśląca kobieta i na pewno tam nie pojedziecie a Michał u Wojtka też nic  nie  wskóra bo oboje macie po kolei pod  sufitem.  Zaraz zadzwonię do Ali i powiem jej, że ani wy, ani my nie pojedziemy z uwagi na warunki drogowe. Ciekawa tylko jestem skąd Andrzej wiedział, że ty odmówisz.  

Nie wiesz?- zdziwiła  się Marta. Tak jak my ich obgadujemy tak  samo oni nas obgadują. I dopóki nas obgadują to jest  wszystko w porządku bo to znaczy, że ich obchodzimy. Gorzej by  było gdyby wcale o nas nie  rozmawiali - bo nie rozmawia się o kimś kto nas nic  nie obchodzi i nic dla nas nie  znaczy. Zapisz sobie w kalendarzu, że wigilia u nas, o 17,00  i   nie  "czaszkuj" nad prezentami, bo prezenty pod  choinkę to dostają tylko dzieci. Dla nas prezentem jest to, że  spędzimy święta z osobami które znamy, lubimy, kochamy. I weź, proszę, pod uwagę fakt, że być może zostaniecie u nas na noc, więc weź z domu jakieś stroje nocne dla was, bo jesteś ode mnie wyższa i moje mini  koszulki będą dla  ciebie po prostu  za krótkie.  A potańczyć to pewnie gdzieś się wybierzemy gdy się skończy karnawał i będzie lepsza pogoda i mniej chałturników  w knajpach. Popytam się moich światowych koleżanek o jakieś kluby gdzie gra na żywo jakiś zespół. Ja już dawno wypadłam  z obiegu.

Dużo jeszcze masz do skończenia studiów? - spytała Lena. Trzy pełne semestry po sesji w lutym. Będę się starała  by  wszystko zdawać w terminach  zerowych no i  muszę przecież jeszcze napisać pracę magisterską. No i dobrze, że pracowałam w  wakacje, bo mi zapewne szef zaproponuje temat pracy związany z tym co robi laboratorium. Pracowałaś w wakacje? - zdumiała  się Lena. Tak, ale  tylko na pół etatu  i jeszcze  za to mi  zapłacili.  No to ja  cię podziwiam - stwierdziła  Lena. Nie ma  co podziwiać - twój mąż gdy studiował to też pracował w wakacje, a mój  to nawet  w czasie roku akademickiego  robił jakieś projekty i dzięki nim uzbierał pieniądze na mieszkanie w  spółdzielni. Właśnie na  to, w którym teraz   mieszkacie.  Mój tata w  dalszym ciągu jeszcze dofinansowuje mnie, chociaż wg przepisów już nie musi i Wojtek jest w  stanie nas utrzymać, ale tata powiedział, że dopóki jeszcze  studiuję to będzie na  mnie łożył. Jak skończę  studia, obronię dyplom i zacznę regularnie pracować  wtedy przestanie. A ja te pieniądze od taty odkładam na konto.

No to idę powiedzieć Andrzejowi, że nie  jedziecie na tego  Sylwestra a więc i my nie pojedziemy. Ciekawe czy Ala z Michałem pojadą. Zadzwonię potem  do ciebie. Marta odłożyła telefon, głęboko odetchnęła  i wyszła  z pokoju. Wojtek z ojcem oglądali jakąś transmisję z biegów narciarskich, Wojtek przyciągnął Martę  na  swoje kolana, przytulił i zapytał : a z kim tak  plotkowałaś całe pół godziny ? Z Leną. Podobno Michał chce ich  i nas  namówić na  Sylwestra  u jakiegoś swojego kuzyna, który ma chatę w Parku Chojnowskim, a to jest za Piasecznem w  stronę Góry Kalwarii. I wymyślili sobie, że my weźmiemy twego tatę bo tam jest babka młodsza z 10 lat od  niego, więc  będzie miała towarzystwo. I mielibyśmy jechać jakimś mikrobusem, ale nie  wiem kto jest jego właścicielem. Nagadała się jak nakręcona, a ja jej powiedziałam,że my nie pojedziemy, bo to nie jest dobra pora  na jazdę mikrobusem- już nawet nie  dodałam, że  mikrobus w nieznanym nam stanie technicznym. No to powiedziała, że Andrzej ją uprzedził, żeby się nie trudziła, bo my na pewno odmówimy, a on  z kolei nie pojedzie bez nas. No i koło się zamknęło. Kurczę, aż mnie ręka boli od trzymania słuchawki. A zadzwoniłam tylko po to, żeby z nią ustalić kwestię menu i powiedzieć, żeby nie przytargali jakichś prezentów pod  choinkę. No ale jest w tym jeden pozytyw - wigilia nie postna i powiedziałam, że będą mogli przenocować jeśli będzie bardzo ślisko. I kazałam jej by wzięła dla siebie jakiś  ciuch na noc bo jest ode mnie wyższa- powinna docenić, że powiedziałam  że jest wyższa a nie  grubsza. 

Wojtek się uśmiał - ja już mówiłem Michałowi, że to poroniony pomysł i że nigdzie na Sylwestra nie pojedziemy a potańczyć to możemy pójść bez okazji. I to tyle czasu ci zajęło? -dziwił się Wojtek. No bo jeszcze była  ciekawa ile jeszcze będę  studiować i było strasznie zdziwiona, że pracowałam w  wakacje. Więc jej powiedziałam że jej mąż też z reguły miał wszystkie  wakacje  zawalone bo albo pracował albo miał praktyki. Ona mnie  chwilami dobija, ma jakieś zaniki rozumu.

                                                                               c.d.n.


Córeczka tatusia - 72

 W drodze do domu  podjechali jeszcze na moment  do sklepu, bo Wojtek przypomniał  sobie, że skończył się domowy zapas  lodów, a ulubionym  deserem  Marty to były właśnie  lody z  prywatnej wytwórni  pana  Grycana.  Oboje  zresztą je  bardzo lubili jeszcze  z czasów dawniejszych, gdy  chcąc   je   zjeść  należało się  wybrać do lodziarni, która  wcale  nie  była  blisko ich miejsca  zamieszkania. Teraz  można je  było kupić w pudełku w  wielu sklepach  spożywczych i odkąd nastąpiło takie  udogodnienie,  w lodówce w mieszkaniu Marty zawsze było przynajmniej jedno pudełko lodów, a najczęściej kilka mniejszych pudełek z lodami o różnych  smakach. Tym razem też kupili kilka mniejszych pudełek. O której dziś wraca do  domu tata?- spytała Marta.  Ojciec dziś jedzie na jakąś późniejszą godzinę i albo już wyszedł  albo zaraz po wyściskaniu cię będzie  znikał. Wczoraj niemal  do północy kręcił  się po kuchni i  w końcu u nas  spał przepytawszy  mnie 100 razy czy mi to nie będzie przeszkadzało. Dziwne , że  się nie  dopytuje o to gdy ty jesteś  w  domu.  W końcu mu warknąłem, że nie sprowadzam do chaty żadnych zastępczyń gdy cię nie ma i przestał się dopytywać.

W domu Marta zrobiła kawę, do swojej dodała nieco cynamonu i kardamonu, do kawy męża dodała tylko kardamon  i z westchnieniem ulgi  zapadła  w fotel. Zmęczona jesteś pewnie - wydedukował Wojtek. Nie, nie jestem  zmęczona, ale już tęskniłam  za domem a zwłaszcza za tym by się do ciebie przytulić i  zasnąć przytulona  do ciebie.  Czuję, że  dziś bardzo wcześnie zadekujemy  się w  sypialni. Ja w tym  szpitalu strasznie dużo spałam  a gdy się na to poskarżyłam na obchodzie lekarzowi to się biedak omal nie udusił ze śmiechu, bo jego zdaniem to powinnam  się cieszyć, bo sen pomaga organizmowi w powrocie do zdrowia i że to bardzo dobrze, że dużo śpię i że kwestię snu to organizm  sam sobie reguluje. Andrzej też twierdził, że to bardzo dobrze, bo sen leczy.

Andrzej - powiedział Wojtek - to się po prostu w tobie kocha. Marta popatrzyła na męża i powiedziała - nie wiem czy mam się z tego co powiedziałeś śmiać czy płakać.  On kocha Lenę, ale z zachwytem odkrył, że mamy oboje taki sam tok myślenia i dobrze się rozumiemy, ale nie ma w tym nic takiego, co można by nazwać miłością czy też pożądaniem. Wzajemnie po prostu doceniamy swój intelekt i uważamy się za przyjaciół ewentualnie  za rodzeństwo. To samo dotyczy jego układu z tobą - po prostu wszyscy troje świetnie  się rozumiemy, bo tak samo odbieramy to co nas otacza.  Jak sam wiesz to nie jest częste zjawisko i nie spotyka  się często tych, którzy tak  samo jak my odbierają świat i przed którymi  możesz okazać  swój strach i słabość a oni  cię nie wyśmieją tylko pomogą  ci przez ten czas słabości przejść i się pozbierać a poza tym nigdy ci tej chwili słabości nie wytkną.  Lena nigdy go nie  widziała w stanie zupełnego wyczerpania fizycznego i psychicznego. Dla niej  to on  zawsze musi być ostoją, bo tak  jej nakładli w domu do głowy. Więc czasem siedzi  dłużej w  szpitalu by nie  wracać do domu w  stanie takiej psychicznej rozsypki. A dla ciebie i  dla mnie nie musi  i nie wiem  skąd,  ale on o tym wie. Byłam tak w środku przerażona jego wyglądem - ten zawsze tak zadbany facet wyglądał niczym górnik po 20-godzinach szychty w brazylijskiej kopalni diamentów- włosy mokre od potu, polepione, twarz czerwona, spocona z odciskami po masce, którą ściągnął otwierając  drzwi do mojego pokoju. Bałam  się, że on za moment będzie miał udar albo zawał. Ale przełknęłam ślinę, posadziłam i wpierw mu przemyłam twarz, wodą micelarną, potem zwykła kranówą, potem mokrym ręcznikiem  włosy, potem je rozczesałam i   osuszyłam  z grubsza ręcznikiem papierowym, dałam mu wodę i kazałam mówić , jeśli ma  siłę. Wyszłam z  założenia, że mówienie rozładuje  szybciej stres. Ręczę ci, że go Lena  nigdy w takim  stanie  nie widziała. Jedyne  co powiedział na początku to było że jednak się udało, ale blisko było a poza  tym chciał się  ze mną  zobaczyć nim  wyjdę, bo zarezerwował mi termin wizyty. Cały  Andrzej, dobre maniery we  wszystkich sytuacjach.

Wiele razy w życiu miałam  wrażenie, że moje  myśli, których  wcale nie werbalizowałam kilka osób znało i rozumiało. Podoba mi się Andrzej z racji  swej urody, bo jak ci powiedziałam obaj jesteście w moim typie i wasz wygląd w pełni zaspokaja  moje  wymagania estetyczne  w tej materii. Jest cała zgraja facetów uważanych za bardzo przystojnych, za którymi snują  się tabuny dziewczyn  a mnie się  oni  nie podobają ani pod względem urody ani też intelektu, choć  wielu  z nich dysponuje sporą wiedzą ewentualnie jakimś wybitnym talentem. Więc zacznij myśleć trzeźwo. A widok Andrzeja mnie przeraził-   jeśli on będzie tak dużo operował to się wykończy. I dlatego powiedziałam, że zawsze  może do mnie zadzwonić i pogadać  żeby odreagować. Z Leną o tym nie pogada, ona ma jeszcze  mniej pojęcia o medycynie i funkcjonowaniu żywego organizmu niż ja o programowaniu i przyległościach. 

A teraz to ja  bym się chętnie wykąpała jeśli mi w  tym pomożesz. Dobrze, że kupiłeś te plasterki, bo te to zaraz pewnie po  zmoczeniu odpadną. Nie kąpałam  się tam bo musiałabym to robić w towarzystwie którejś z pielęgniarek a nie  miałam  na to ochoty. Tyle  tylko, że nie bardzo miałam się jak wybrudzić tam i nawet się  ani razu  nie  spociłam. A wiesz, że to zdjęcie, które nam Andrzej zrobił gdy oboje spaliśmy to on  sobie postawił na  biurku razem ze  zdjęciami dzieci i Lenki. I to, że jesteście do siebie podobni to i panie pielęgniarki zauważyły. One tam aż piszczą do niego i jak mi jedna powiedziała to jedyny chirurg który nie  miota przekleństwami i zawsze na korytarzu mówi im dzień dobry, bo większość tych półbogów to nie  zauważa personelu niższego szczebla.

Wspólna kąpiel w pełni przywróciła Wojtkowi zdroworozsądkowe myślenie i bardzo dobrze  mu  zrobiła wspólna krótka  drzemka z Martą mocno do niego przytuloną. Pogoda była  całkiem znośna, więc Marta zdecydowała, że mogą się trochę przespacerować i zajrzeć do kwiaciarni i ewentualnie zabrać od Pati Misię. Ale w kwiaciarni urzędowała wspólniczka Pati, więc postanowili, że gdy wrócą do domu to wtedy zatelefonują do Pati, że już są w  domu. 

Pati bardzo się ucieszyła, że Marta już  w domu i powiedziała, że gdy tata Marty wróci z pracy to po obiedzie przyjdą do nich razem z Misią. W niedługi  czas potem zatelefonował ojciec Wojtka mówiąc, że w lodówce jest cały obiad, wystarczy wstawić do mikrofalówki ewentualnie podgrzać tradycyjnie. I że najdalej o godzinie 19, 30 do nich  dotrze z już  zrobionymi na  następne dni zakupami. Potem do Wojtka zatelefonował Andrzej z pytaniem jak funkcjonuje Marta, czy nic  nie  boli i Wojtek dość długo z nim rozmawiał, potem oddał telefon Marcie i została przez Andrzeja przepytana czy  nie miała problemu z wchodzeniem po schodach, czy nakleiła wszystkie plasterki i na końcu dodał ściszając głos - dopuść go do siebie - jeśli masz ochotę, nie ma przeciw wskazań na  delikatne "bara,bara" a jemu minie  stres bo jak widziałem go ostatnio to był na  wielkim głodzie. Lena jest zachwycona tym, że spędzimy wigilię w waszym towarzystwie a najbardziej to się  cieszy, że będzie ojciec Wojtka - ona  chyba czuje  do niego "miętę przez  rumianek". Czuję się nieomal zagrożony. A poza  tym zapisałem  cię na ostatni dzień twego  zwolnienia do kontroli na godzinę 17,30 - jesteś ostatnią pacjentką. I masz pozdrowienia od pani Marylki - chyba się w tobie zakochała. Daj mi jeszcze na  minutę Wojtka, powiem mu, że można, sądząc z przeprowadzonego z tobą wywiadu. Marta posłusznie oddała telefon Wojtkowi, który z wielką uwagą  wysłuchał co  mu mówił Andrzej i na końcu powiedział - no wreszcie, ale jesteś tego pewny?  Potem odłożył telefon a delikatny uśmiech ozdobił jego twarz.

No to ja mam taką propozycję - powiedziała Marta - zróbmy sobie coś do zjedzenia, bo jeszcze  trochę a moja cienka  warstewka tkanki tłuszczowej całkiem  zniknie - tata mówił, że są już usmażone  sznycle cielęce i ugotowane szare klusie, wystarczy  wszystko razem  wrzucić na patelnię i podgrzać a do tego jest do popicia   czysty  barszcz  czerwony i sałatka marchewkowa. A po tym obiadku to znów  sobie  troszkę pośpimy. Łóżko w  sypialni  tęskni za nami. To ty posiedź grzecznie i  zaczekaj, a ja wszystko przygotuję- zarządził Wojtek. A gdzie będziemy jedli? Chcesz  tu czy  w kuchni?  W kuchni - stwierdziła  Marta. Po tym remoncie to bardzo lubię jeść w kuchni. 

Twój tata to kochany jest - zapamiętał sobie, że ja  bardzo  lubię odsmażane  szare kluski i je  dla  nas   zrobił. A  z czego one są takie  szare?- spytał Wojtek. Bo one są ze  surowych kartofli. Trzesz kartofle jak na placki kartoflane, dodajesz sól, jajka, trochę mąki kartoflanej i dalej robisz jak kluski kładzione, czyli wrzucasz na wrzącą, lekko osoloną  wodę i gotujesz. Im więcej czasu upłynie pomiędzy starciem  kartofli a wrzuceniem ich na  wrzątek tym klusie  są ciemniejsze. Można je  jeść od  razu ale można też je  wpierw ugotować a potem odsmażyć. I ja  wolę właśnie  tę wersję. Jeszcze nigdy ich nie  jadłem - stwierdził Wojtek. No to zjesz  dziś i nie jeden  raz na pewno będziesz prosił by właśnie takie  były do obiadu. Trochę  z nimi więcej  zachodu niż  z tradycyjnymi kluskami kładzionymi ze  zwykłej mąki.  

A skąd tata wpadł na pomysł tych klusek?- dociekał Wojtek. Marta zaczęła  się  śmiać- bo to potrawa stara jak świat, a tata zawsze się mnie wypytuje o to co lubię jeść, potem  sobie to zapamiętuje i  gotuje. Bo twój tata, zupełnie jak Andrzej, po prostu  mnie kocha. Wojtka na moment zatkało i potem powiedział - tak naprawdę to się cieszę, że cię oni obaj kochają. Przepraszam, że  taką głupotę palnąłem na temat Andrzeja.  Przeprosiny przyjęte, chodź do kuchni. A na deser zjem lody orzechowe - powiedziała Marta całując go. Te obiadki w  szpitalu to były jak dla  mnie  zbyt dietetyczne. A gdy  sobie przypomnę ten kleik na śniadanie to aż mnie  wstrząsa. Od czegoś takiego  to można najzwyczajniej dostać torsji. A z czego taki kleik się  robi ?- dociekał Wojtek. Marta wzruszyła  ramionami- nie wiem, ale podejrzewam, że to mocno rozgotowana  jakaś kasza  albo  ryż  i z przyczyn dietetycznych gotowane to jest  na wodzie a nie na mleku. Zresztą na mleku byłoby tak samo dla mnie  wstrętne.  I świetnie, że tato ma jakąś metę na sucharki- one są naprawdę bardzo smaczne. Dowiedz  się gdzie je  można kupić to kupimy ich większą ilość- one mogą leżeć w blaszanym , szczelnym pudełku a my mamy ze dwie takie puszki. Weźmiemy do sklepu obie i w  sklepie  je  zapełnimy.

Odsmażane szare kluski w towarzystwie cielęcego sznycla panierowanego  w tartej bułce z domieszką ziaren łuskanego  sezamu  zostały przez Wojtka ogłoszone przebojem  roku. No to tylko nie  zapomnij ojca pochwalić - powiedziała  Marta. Nie  zapomnę - obiecał Wojtek. A wiesz? - odkąd ojciec jest rozwiedziony i jest  nieomal stale  z nami to  bardzo, bardzo się  zmienił i to na plus. Nic  dziwnego - jest takie  przysłowie- z kim przestajesz takim  się stajesz.  Ja bardzo polubiłam twego tatę - on  był strasznie stłumiony przez twoją matkę.  Może  szkoda, że nie ma jakiejś miłej kobiety przy  sobie - stwierdziła  Marta.  Andrzej  twierdzi, że rozmawiał z tym lekarzem, który  ojca  operował i ojciec jego zdaniem nie powinien mieć problemu z powrotem do seksu  a na dodatek  ma ten bonus, że jest jak po wazektomii, bo plemniki wędrują  wprost do pęcherza moczowego.  

Ale ja podejrzewam, że  ojciec  ma  raczej jakiś uraz psychiczny  i  już nie potrafi zaufać żadnej kobiecie. Postaw  się w jego sytuacji - połowa  miasta doskonale wiedziała, że twoja  maman  przyprawia twemu tacie  rogi. Wiesz- to w sumie  nawet dość  zabawne jak na to popatrzeć  z daleka - nasi ojcowie  się od lat przecież przyjaźnili i obaj zostali zdradzeni przez  swoje  żony. A pamiętam jak bardzo twoja  matka potępiała  moją mówiąc, że moja przyniosła  wstyd wszystkim kobietom, a potem "cyk" i to samo zrobiła. No tyle tylko różnicy, że ty już byłeś wtedy w Polsce i nie byłeś  nieletnim   dzieckiem. Ale  zasadnicza  sprawa jest taka  sama.  Faktycznie - zgodził się Wojtek, tak to wygląda od podszewki.

Ojciec wrócił nieco wcześniej niż zapowiadał.  Pogoda wredna - zameldował- mokro, ślisko i zimno, ludzie się pozamykali w  domach , po raz pierwszy w tym roku nikt do nas  nie przyszedł. Jeśli w nocy chwyci mróz a wiatr nie  zdąży tego wszystkiego osuszyć to rano będą piekielne  warunki. Masz synku już zimowe opony? Tak, Marty  bryczka  też ma. Ja jutro jadę dopiero na 10,00, więc ten poranny horror raczej  mnie ominie. A na osiedlu to już pięknie wszystkie  chodniki zasypane  piachem. Tato - zrobiłeś na powitanie  Marty super obiadek - wcinaliśmy oboje  jak nakręceni. I ten  sznycel w tej panierce ze sezamem to pychota. No to świetnie- ucieszył  się ojciec.  Oj jak dobrze  córeczko, że już jesteś  w domu! A co Andrzej mówi o twoim stanie  zdrowia?  

No, że jest wszystko w porządku. Mam tylko jeszcze jedną wizytę kontrolną w ostatnim  dniu zwolnienia, czyli już po świętach.  Tato, zaprosiłam  Andrzeja z Leną do nas na świecką wigilię, bo oni będą całe święta  bez  dzieci, które jadą z jego teściówką do Otwocka.  To taki prezent  od teściowej dla  nich i myślę, że im bardzo dobrze  zrobi. Andrzejowi zwłaszcza, bo jak każdy w  tym kraju kto jest dobrym pracownikiem to jest przemęczony i zarobiony po uszy. On w wigilię pracuje do 14,00 a potem idzie na  dyżur na  nockę w drugi dzień świąt. Więc wymyśliłam, że zrobię wigilię u nas dla nich i dla moich rodziców  no i automatycznie  dla  nas. Co prawda Andrzej chciał byśmy całą rodziną zwalili  się do nich, ale go jakimś cudem przekonałam, że  zdrowiej  będzie jeśli to oni do nas przyjdą na  wigilię i wtedy będą mieli naprawdę trochę wytchnienia od  dzieciaków. No i ten numer przeszedł.  On  jest przemęczony.

Och- to świetnie! Jutro sobie pomyślimy co damy na  stół. Oni na  szczęście mają taki sam światopogląd jak my, a Andrzej jest na szczęście  wszystkożerny. Lena chyba też. O dekoracje to na pewno zadba Pati, a mnie cieć zapewnił, że dostarczy mi świeżutkich jodłowych gałęzi od  znajomego. A jak one  będą stały w  wodzie to będziemy  mieli leśne powietrze- ojciec  był pełen entuzjazmu. A twoi  to już powinni tu być, bo mają dziś u nas zjeść kolację - powiedział ojciec  spoglądając na  zegarek - no tak dokładnie to mają jeszcze ze 20 minut. Pewnie Misi łapki się rozjeżdżają na tych śliskich chodnikach.

                                                                      c.d.n.