W czasach gdy dorastała moja babcia życie było w pewnym sensie
znacznie prostsze. Każdy miał przydzieloną w życiu rolę do spełnienia.
Wiadomo było, że rolą kobiet jest bycie żoną, matką, opiekunką
domowego ogniska, a rolą mężczyzny opieka nad kobietą i dziećmi,
zapewnienie im dachu nad głową i utrzymania.
A więc kobiety powinny były wychodzić za mąż, rodzić duuużo dzieci,
dbać o dzieci i dom, szanować męża i wspierać go.
Oczywiście mąż miał być człowiekiem, który miał ustabilizowaną sytuację
finansową, a więc musiał być starszy od żony- optymalnie z dziesięć lat.
I takimi to opowieściami karmiono mnie w domu, bo wychowywałam się
w dziadków.
Ale wiele moich koleżanek wychowywanych w normalnych domach też
wysłuchiwało takich opowieści jako modus vivendi.
Modyfikacja dotyczyła tylko wieku i pory wyjścia za mąż. Czas na
zamążpójście plasował się albo zaraz po uzyskaniu pełnoletności albo
po ukończeniu studiów. Wymogi wobec przyszłego męża też się nieco
zmieniły, różnica wieku pomiędzy małżonkami została lekko pomniejszona.
Tak prawdę mówiąc niewiele sobie moje rówieśniczki robiły z tych
wytycznych.
Wiele moich rówieśnic traktowało małżeństwo jako swego rodzaju
przepustkę do wolności od opieki rodzicielskiej.
Większość z moich szkolnych koleżanek wychodziło za mąż przed
25 rokiem życia, by jeszcze przed trzydziestką już być po rozwodzie.
Ta liczba 25 lat była (po cichu) granicą tzw. "staropanieństwa".
W trakcie pogłębiania swych zawodowych umiejętności z zakresu
ekonomii , będąc już mężatką, poznałam przemiłą dziewczynę, która
była z tego samego rocznika co ja, z tym, że ona była ową "starą
panną". I co zabawniejsze była to jedyna niezamężna dziewczyna na
naszym roku.
Isia była bardzo zgrabną szczupłą brunetką i naprawdę bardzo dobrą
kumpelką. W krótkim czasie zaczęłam pracować tam gdzie Isia, a więc
spędzałyśmy razem sporo czasu i zaprzyjazniłyśmy się bardzo.
Isia miała wyrazny pociąg do żonatych facetów.
W czasie gdy się poznałyśmy była od kilku lat kochanką pewnego dość
znanego ministra.
Na jej miejscu ja byłabym bardzo nieszczęśliwa - para bowiem nigdy
nigdzie razem nie bywała, bo wybraniec Isi nie chciał skandalu ani
rozpadu swego legalnego związku, w którym był ojcem trojga dość
drobnych dzieci, bowiem najmłodsze przyszło na świat po roku
znajomości jego z Isią.
Usiłowałam Isi wytłumaczyć, że jest to mocno niezdrowy układ, bo
facet jest nieuczciwy nie tylko wobec ślubnej żony ale i wobec niej,
bo ją po prostu wykorzystuje. Ale Isia była głucha na wszystkie moje
argumenty, twierdząc, że jest uczciwy wobec niej, bo już na
początku znajomości uprzedził ją, że nigdy nie odejdzie od żony.
No cóż, popukałam ją tylko w czółko i wzruszyłam ramionami.
W końcu to było jej życie, nie moje.
W kilka miesięcy pózniej Isia zatelefonowała do mnie do domu z pytaniem,
czy może na chwilę do nas "wdepnąć". Gdy wyraziłam zgodę była
u nas w ciągu 10 minut, czyli zafundowała sobie taksówkę.
Isia wyglądała jak ciężko chora- ręce jej drżały, głos się łamał i nim
mi opowiedziała o co idzie, wypaliła dwa papierosy.
Czekałam cierpliwie kiedy wreszcie powie co się stało.
Nagle Isia wyciągnęła z torebki....damski biustonosz i powiedziała:
"obejrzyj i popatrz na metki". Obejrzałam i stwierdziłam, że jest to
biustonosz marki austriackiej, rozmiar 80 C, kolor czarny, używany.
No i?.....zapytałam nieco zdezorientowana.
Isia spojrzała na mnie jak na niedorozwiniętą.
"To nie jest mój stanik, wiesz?"
Patrzyłam dalej na nią , zapewne z głupią miną.
"Znalazłam go dziś w szafce łazienkowej w naszym mieszkanku.
Nie jest mój i pachnie cudzymi perfumami.
Przyjechałam nieco wcześniej niż B. Poszłam do łazienki
by wziąć sobie szlafrok z szafki i zobaczyłam na jej podłodze
ręcznik a w nim był zawinięty ten stanik".
No i ? - zapytałam nieco głupawo.
"No i nic, zabrałam ten stanik, ręcznik odwiesiłam na miejsce, zapakowałam
do siatki szlafrok, napisałam kartkę by do mnie więcej nie dzwonił, bo się
więcej nie zobaczymy, zostawiłam klucze i zatrzasnęłam za sobą drzwi".
Patrzyłam na Isię i nagle zachciało mi się śmiać, tylko nie za bardzo było
z czego.
Iśka, dobrze się stało, to był od początku chory związek - powiedziałam.
Wykrzywiła usta w niby uśmiechu - "teraz będę chyba jednak unikać
żonatych. A ten stanik to wyrzuć, proszę, do śmietnika. Widać z niego, że
moja konkurentka ma cyce większe od moich".
Znów minęło kilka miesięcy i pewnego dnia Iśka powiedziała mi, że poznała
jakiegoś młodego, początkującego reżysera. Nazwisko tego pana
nic mi nie mówiło, zresztą zawsze omijałam kręgi teatralne z daleka.
Isia nie mogła się wręcz nachwalić jaki to mądry, zdolny człowiek, ale....
z jego strony była to tylko przyjazń. Pocałunki które jej serwował były
wybitnie typu braterskiego, zero namiętności. Isia wychodziła ze skóry by
nastąpiło jakieś zbliżenie, ale pan reżyser był niczym góra lodu.
Nie wykluczam, że był osobnikiem o innej orientacji seksualnej, bo Iśka
była naprawdę ładna i zgrabna i większość facetów się za nią oglądała.
Wyjechali nawet razem na wakacje, mieszkali w jednym pokoju i...nic.
"Cholera" - wściekała się Isia. "Mam chyba jakiegoś pecha. Jeden żonaty
drań, drugi jakiś impotent. A lata mi lecą."
Isia, chyba mocno zdeterminowana, zaprzyjazniła się z jednym z naszych
kierowców. Miły był z niego chłopak, nawet już nie żonaty, po rozwodzie.
Dobre, że chociaż nie musiał bulić alimentów.
Po jakimś czasie przyjazń zamieniła się w miłość a Isia była bardzo
zaangażowana i zaczęła nawet coś przebąkiwać o ślubie.
"Kierowca" zaczął bywać u Isi w domu zapraszany był przez jej mamę
na niedzielne obiady, a Isia wpadła na pomysł, że zaprezentuje go również
swej dalszej rodzinie, czyli kuzynce, która była aktualnie w trakcie
rozwodu.
Pojechali do Poznania, gdzie mieszkała kuzynka, byli tam kilka dni, a
kuzynka wcale podobno nie była zachwycona "Kierowcą". Krytykowała
wybór Iśki, twierdząc, że nie widzi w "Kierowcy" żadnych zalet, no może
tylko jest dość przystojny.
W miesiąc pózniej kuzynka Isi zatelefonowała do niej i poinformowała, że
ona i pan "Kierowca" zostali parą i zaraz po rozwodzie, który lada dzień
będzie orzeczony, wezmą ślub.
Już nic z tego nie rozumiałam - nagle ta kuzynka zobaczyła jakieś walory
ukryte? Kiedy? I jakie? Isia chyba też nie mogła tego pojąć.
Doszłyśmy do wniosku, że Isia faktycznie ma jakiegoś pecha do facetów.
Isia już nawet nie dociekała skąd ta nagła miłość- miała wszystkiego dość.
W smutku pocieszał ją "obiecujący reżyser", oczywiście bezpłciowo.
Zdesperowana Isia postarała się o pracę w centrali handlu zagranicznego delegującej ludzi na zbiorowe kontrakty.
W trzy miesiące pózniej wyjechała. Miałyśmy teraz dość luzny kontakt,
a gdy po roku przyjechała "na chwilę" służbowo do Polski nie udało się
nam spotkać, skończyło się na kontakcie telefonicznym.
Powiedziała mi, że ma nowego faceta, że zaraz po
ukończeniu kontraktu wezmą ślub.
A na najbliższe święta przyjedzie do niej jej mama by poznać
tego jej wybrańca. I nie był to ani rozwodnik ani "homo-niewiadomo".
W pół roku pózniej zadzwoniła do mnie szefowa działu kadr centrali,
w której pracowała Isia.
Zadzwoniła, bo wiedziała, że się przyjazniłyśmy. Isia i jej narzeczony zginęli
w wypadku samochodowym. Zginęli jadąc po Isi mamę, która właśnie
przyleciała do nich na święta.
Isia żyła jeszcze kilka godzin, jej narzeczony zginął na miejscu.
A ja od tego czasu bardzo nie lubię Iraku.