sobota, 27 lipca 2013

Dziwne

Ocknął się w jasno oświetlonej sali. Zupełnie nie mógł pojąć gdzie jest. Czuł, że unosi
się w powietrzu, pod sufitem. Przeraził się, że zaraz spadnie z hukiem na podłogę.
Zupełnie zdesperowany zerknął w dół  -zobaczył kilka osób w zielonych fartuchach,
skupionych nad jakimś stołem. Nie mógł zbyt dokładnie  zobaczyć nad czym się
pochylają i co robią, bo  widok zasłaniała mu duża lampa.
Bał się poruszyć, by jednak nie zlecieć na dół, ale gdy tylko pomyślał,że byłoby dobrze
przesunąć się nieco w bok i trochę niżej- natychmiast tak się stało.
O rany, przecież to sala operacyjna - pomyślał wielce zdumiony. Co ja tu robię? Skąd
się tu wziąłem? I kto tam leży na stole? Ojej, ile ma rurek podłączonych!
Zawisł tuż nad pochylonymi nad leżącym człowiekiem  lekarzami.
Spojrzał na twarz leżącego na stole i  czym prędzej odleciał z powrotem pod sufit.
Na stole leżał  ktoś o jego twarzy. Był bardzo blady, w ustach tkwiła jakaś rura,  z boku
szyi było krwawe rozcięcie i jeden z lekarzy coś z tego rozcięcia wyciągał, a może coś
w nie wkładał. Na klatce piersiowej było mnóstwo małych elektrod, podłączonych do
jakiegoś urządzenia, które wydawało cichutkie piski a na ekranie ukazywały się różne
wykresy.
Na widok krwi zrobiło mu się słabo, był pewien, że zaraz zleci lekarzom na głowy.
W tym momencie przy stole zrobił się ruch i jemu, leżącemu na stole, lekarze przyłożyli
elektrody do klatki piersiowej, rozległ się trzask  a leżące na stole ciało podskoczyło lekko
do góry.
Po chwili powtórzono tę czynność, a on poczuł, że spada w dół, wprost na to leżące na stole
ciało. Poczuł ból i jęknął.
Wrócił   -  powiedział anastezjolog. Kończcie, drugi raz może się nie udać.
Lekarze gorączkowo wzięli się do pracy.  Po jakimś  czasie poczuł, że znów jest w górze.
I znów lekarze podłączyli defibrylator, ale serce tym razem definitywnie odmówiło
współpracy.
Tkwił pod sufitem, zupełnie nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
Z obojętnością spoglądał na swe niedawne ciało, które teraz doprowadzano "do porządku"-
zaszyto rozcięcia, odłączono wszystkie rurki,  ciało owinięto dwoma prześcieradłami,
opatrzono kartką z imieniem i nazwiskiem oraz godziną zgonu. Towarzyszył sam sobie aż
do kostnicy.
Wiedział już, że nie żyje, ale nadal nie wiedział co było przyczyną jego śmierci i co ma
teraz ze sobą zrobić.
Przycupnął w rogu sufitu i zapadł chyba w drzemkę.
Obudziło go potrząsanie za ramię. Otworzył oczy, ale nikogo nie  zobaczył, choć czuł
dotknięcie.
Co jest?- pomyślał z lekka spanikowany.
 No rusz się -usłyszał tuż obok siebie głos  - czekają na  ciebie.
Kto, gdzie czekają? W niebie?
No chyba z Księżyca spadłeś - odpowiedział niewidoczny głos. W jakim niebie?
W resetowni  na ciebie czekają. Daj rękę, poprowadzę cię.
Nie pożegnałem się z nikim, pewnie im przykro z tego powodu -poskarżył się cichutko.
Tak zawsze jest, gdy się odchodzi nagle, nie ty jeden jesteś w takiej sytuacji. No chodz,
lecimy bo już pózno.
Po dość długim locie, gdy już Ziemia wyglądała jak mała niebieska piłka, wlecieli w
gęstą mgłę.
W tej mgle nagle otwarły się przed nimi drzwi z grubego, mlecznego szkła.
W środku było chyba  pełno takich jak on - ludzi? dusz?energii? Nikogo wprawdzie nie
widział, ale czuł, że korytarz jest pełen.
Idz  za innymi - powiedział do niego ten, który go tu sprowadził. I nie bój się, to nie boli.
Przed zresetowaniem będziesz miał kilka chwil radości i różnych wzruszeń.  No to cześć!
Szedł wolno przed siebie wzdłuż mlecznych ścian, aż  wszedł do jakiejś sali. Była to
bardzo duża sala.
Wzdłuż ścian  stały fotele, przy każdym z nich stał jakiś mleczny cień. Poczuł, że ktoś go
chwyta za ramię i sadza na fotelu.
Na głowę założono mu kask , w którego wnętrzu było mnóstwo maleńkich elektrod.
Siedział kompletnie zdezorientowany , czując mrowienie pod kaskiem.
A teraz uważaj - przypatrz się dobrze. Zobaczysz całe swoje życie, od ostatniego dnia życia
do pierwszego.
Zapamiętaj dobrze to wszystko, co zle zrobiłeś, byś nie popełniał więcej takich błędów.
I przed jego oczami zaczął się przesuwać film - dzień po dniu, tak jak każdy z nich przeżył.
Na zmianę śmiał się i płakał, a często było mu zwyczajnie wstyd, że robił takie rzeczy, które
innym sprawiały kłopot lub ból. Gdy projekcja dobiegła końca poczuł, że kask mu zdjęto,
a on już nie czuje by miał ręce, nogi, tułów. I nic nie pamiętał.
Czuł się tak szczęśliwy jak w chwili, gdy przyszedł na świat.
W kilka godzin pózniej zagniezdził się w miękkim , cichym i bezpiecznym miejscu,
by po dziewięciu  miesiącach ponownie wrócić na  świat.