Cóż to jest miesiąc? Taka dłuższa chwila, raptem 30 lub 31 dni.
Ale w ciągu tego miesiąca Teresa dostała dwa listy od Pawła B. Chyba czuł się
samotny w Amsterdamie.Podobał mu się Amsterdam, opisywał co ciekawego
zobaczył. Tym razem listy trafiały na adres domowy Teresy. A na początku
listopada zatelefonował , że przylatuje za tydzień, w sobotę i ma cichą
nadzieję, że będą się mogli w tę sobotę wieczorem spotkać. I że on zaprasza
Teresę do Bristolu na kolację. Co prawda wolałby się z nią zobaczyć na bardziej
przyjaznym, prywatnym gruncie, no ale zaraz po tak długiej nieobecności to
będzie dość trudne pod względem organizacyjnym. A stolik w Bristolu już
zarezerwował.
Jak na złość ta sobota była pracująca, więc Teresa zażyczyła sobie kilka dni urlopu -
wciąż miała zaległe urlopy. Szefowa bez szemrania podpisała kartę urlopową, gdy
Teresa powiedziała, że ma jeszcze miesiąc urlopu za poprzedni rok, tegoroczny
urlop jest też jeszcze nie ruszony, a ten tydzień to jeszcze ze starszych "zapasów".
Na sobotni poranek zapisała się do "gienia", by nieco podciąć włosy.
Samolot przylatywał około godz. 14,00 i Teresa postanowiła wpaść na lotnisko by
podejrzeć kto ewentualnie przyjdzie po Pawła.
Od czasu rozwodu jej wiara w to co mówią mężczyźni oscylowała około zera.
Z Pawłem była umówiona na telefon około godz. 17,00.
Gieno namówił Teresę na "zdegażowanie" czyli przerzedzenie i postrzępienie
grzywki co jego zdaniem nadawało całości nieco figlarny wyraz. Na zrobienie
kilku pasemek jaśniejszych od naturalnego ciemnego blondu Teresa nie
zgodziła się.
Wystarczy, że grzywka będzie nieco figlarnie wyglądać - odpowiedziała.
Na lotnisko pojechała w swych wysokich szpilkach i w uroczym zamszowym
płaszczyku , który świetnie podkreślał jej figurę. Do tego dyskretny makijaż, parę
kropli dobrych perfum, torebka, w którą nic nie wchodzi oprócz kluczy i małego
portfela.
Na szczęście samolot przyleciał punktualnie a i bagaże jakoś szybko trafiły na
taśmę transportera.
Teresa stanęła w takim miejscu, by mogła swobodnie obserwować wychodzących
pasażerów, sama nie rzucając się w oczy. Po piętnastu minutach dostrzegła Pawła.
Pchał wózek z dwiema sporymi walizkami. Ale nikt z oczekujących nie podszedł
do niego. Teresa szła kilka kroków za nim , zastanawiając się czy ma do niego
podejść czy też nie. I wtedy Paweł obejrzał się i ją zobaczył. Zablokował kółka
wózka i podszedł do niej mówiąc - i kolejny cud, nawet o tym nie śniłem.
A za kim się pan obejrzał? A za facetem z którym razem w samolocie siedziałem,
bo zaczęli mu walizki przetrzepywać i byłem ciekawy czy już wyszedł.
A pani, pani Tereso? Ja - uśmiechnęła się Teresa - przyszłam zobaczyć kto po
pana przyjechał. I jeżeli nikt, to zaprosić pana na zwyczajny,domowy obiad.
Żadne rarytasy. Chodźmy na postój taksówek, jeśli chce pan odwieźć bagaże do
swego domu teraz albo jedźmy do mnie autobusem, bo to b. blisko , kilka
przystanków.
No to może jednak weźmiemy taksówkę, podjedziemy do mnie,
zostawię te walizki, pani zaczeka na mnie w taksówce i wtedy razem pojedziemy
do pani na te "żadne rarytasy"- dobrze?. Teresa zgodziła się.
Czekając na Pawła w taksówce Teresa zastanawiała się czy aby nie zwariowała.
No oczywiście, że była ogromnie ciekawa skąd ją Paweł zna i dlaczego uważa
całe swoje życie za materiał na sf. Ale jednocześnie coś ją do niego ciągnęło.
Już wiem- pomyślała- on ma "radiowy głos", dość niski, ale o bardzo miłym
brzmieniu.
Po 10 minutach wrócił Paweł z jakąś torbą i plikiem listów wyjętych ze
skrzynki na listy. Upchnął wszystko w bocznej kieszeni torby i podał kierowcy
adres mieszkania Teresy.
W windzie objął Teresę delikatnie i pocałował w policzek, tłumacząc się, że
przecież się jeszcze z nią nie przywitał.
Teresa chciała go umieścić w pokoju na czas szykowania obiadu, ale Paweł
ostro zaprotestował- ostatnio tyle czasu spędzałem sam, że wolę być w kuchni.
I w ogóle zjedzmy w kuchni, jestem stęskniony takiej zwykłej domowej
atmosfery. No i mogę się na coś przydać, mogę być podkuchennym a potem
popracować na zmywaku.
Dobrze jak wolisz- Teresa jakoś bardzo płynnie i niemal niezauważalnie
przeszła na "ty". Paweł podjął pałeczkę i zaczął się dopytywać co ma robić.
Możesz zrobić sałatkę, produkty są w lodówce. Będziemy kroić oboje to
będzie szybciej. A jaką sałatkę lubisz? -dopytywał się Paweł.
Każdą -byle było dużo surowizny.I trochę majonezu. A mogę dodać ogórków
kiszonych do majonezu - będzie taki sos tatarski. Oczywiście, wszystko możesz
do niej dodać, co tylko lubisz.
W międzyczasie zrobili przerwę na zjedzenie zupy- po trzech łyżkach, Paweł
zapytał się czy będzie mógł dostać dokładkę, bo takiej zupy to jeszcze nie jadł.
Jak to- zdziwiła się Teresa- nie jadłeś jeszcze kartoflanki?
Ależ jadłem ale takiej to jeszcze nie.Co do niej dodałaś?
Sekretny składnik- może ci kiedyś powiem. Na razie jedz i nie marudź.Na drugie
danie był ryż po kolumbijsku na ostro- też smakował i też Paweł po raz pierwszy
jadł tak przyrządzony ryż.
Słuchaj - jak mi jeszcze powiesz, że po raz pierwszy jesz budyń czekoladowy to
ja się chyba zabiję.
W pewnym sensie tak, bo jeszcze nigdy nie dostałem budyniu czekoladowego z
rodzynkami o smaku rumu. Ale się nie zabijaj, wszystko to jest takie cudowne!
To ja teraz pozmywam, a ty może zrobisz taką kawę, jakiej jeszcze nigdy nie
piłem?
Chcesz taką jakiej jeszcze nigdy nie piłeś? No fajnie, zrobię. Ale w niej też
będą same sekretne dodatki. I nie wiem czy aby ci będzie smakowała.
I do garnuszka powędrowała kawa, kardamon, ziele angielskie, cynamon,
odrobina cukru i mała szczypta soli. Gdy tylko zawartość garnuszka się
zagotowała natychmiast garnuszek został zdjęty z ognia a zawartość przelana
do filiżanek.
Paweł, a ty pracowałeś kiedyś na zmywaku? -zapytała Teresa.
Nieee, ale w czasie wakacji raz w smażalni placków a raz w smażalni ryb.
Od tej pory nie jem ryb ani placków, to był koszmar. Ten smród oleju przyprawiał
mnie o mdłości.
Powycierać to wszystko czy ma schnąć na suszarce?
Niech schnie, a my napijemy się kawy. A ty może mi wreszcie powiesz skąd mnie
znasz, bo to mi się wydaje mało prawdopodobne. Ze szkoły nie, bo jestem od ciebie
dużo starsza, sąsiadami też nigdy nie byliśmy, mieszkaliśmy w różnych i to dość
odległych dzielnicach. Więc skąd znałeś mnie z widzenia?- dopytywała się Teresa.
Paweł wyciągnął z kieszeni marynarki portfel, z niego zdjęcie i podał Teresie.Było
to zdjęcie tzw. "wizytowe".
Człowieku, a skąd ty masz moje zdjęcie?! Teresa nawet nie usiłowała ukryć zaskoczenia.
Mam jeszcze jedno twoje zdjęcie- powiększenie z tego właśnie zdjęcia. To jest bardzo
dobre zdjęcie pod względem technicznym i artystycznym. To zdjęcie robiła ci moja
mama. I wyszło tak pięknie, że stało na wystawie maminego zakładu fotograficznego.
Bo mama była fotografem, specjalizowała się w zdjęciach portretowych. I zawsze, gdy
któreś zdjęcie było bardzo dobre, trafiało w ramki i było na wystawie zakładu.
To stare zdjęcie, robione chyba z 10 lat temu- powiedziała Teresa. Pamiętam, że sesja
trwała długo. Twoja mama wymęczyła mnie setnie, robiła mnóstwo ujęć. Potem
powiedziała, że sama wybierze najlepsze z nich. Gdy byłam po odbiór to w zakladzie
była jakaś inna pani.
No tak, mamie czasami pomagała jej przyjaciółka, wyjaśnił Paweł. Ale to dopiero
początek. W jakiś czas potem zobaczyłem to twoje zdjęcie i- tylko się nie śmiej-
zakochałem się w tobie. Włóczyłem się po całej dzielnicy codziennie wypatrując czy
aby Cię nie spotkam. Śniłem o tobie, marzyłem, nie istniały dla mnie inne dziewczyny.
Zanudzałam mamę, żeby mi zrobiła odbitkę w formatce wizytowej, bo chciałem mieć
twoje zdjęcie przy sobie. I mama zrobiła. Nie śmiała się ze mnie że zakochałem się
w kimś kogo nie znam, powiedziała mi tylko, że wiele osób żyje szukając tej osoby
w której się zakochały, ale mało kto ma szczęście być z nią razem. Nie rozumiałem tego.
Dopiero niedawno, z rok przed śmiercią mama powiedziała mi więcej.
Ale wracając do ciebie - wchodzę, idę do tego biurka o którym powiedziała mi
Ewa, ty byłaś mocno pochylona nad biurkiem, odczytuję twoje dane z plakietki na
biurku i nagle dociera do mnie że na zdjęciu plakietki jesteś ty, moja wyśniona,
niespełniona miłość.
I wtedy ty spojrzałaś na mnie, a ja omal nie zemdlałem z wrażenia- tyle lat cię szukałem,
znalazłem i jestem w kropce- zamiast cię poderwać, proszę o pomoc. Szukałem na twej
ręce obrączki ale to przecież nie jest żadna informacja, wiele kobiet nie nosi obrączki,
a na domiar złego wylatuję następnego dnia o świcie i nie bardzo wiem kiedy wrócę.
Gdy wróciłem z kwiatami z trudem ograniczyłem się do tych kilku słów i miałem
nadzieję, że znajdziesz tę kartkę. Nie pisałem ze Stanów bo nie wiedziałem jeszcze kiedy
będę wracał.
Możesz o mnie pomyśleć, że jestem kompletny świr, bo zapewne nie jest normą
zakochiwać się w kimś kogo się zobaczyło na fotografii.
Zmieniłaś uczesanie ale nie zmieniły się twoje oczy, usta, cała buzia. Od Ewy wiem, że
jesteś po rozwodzie. Powiedziałem jej, że mi się spodobałaś i Ewka wtedy powiedziała,
że jesteś po rozwodzie.
Pisanie to nie wszystko. Są dni,w których napisanie PONIEDZIAŁEK wcale się nie liczy. A.A.Milne
niedziela, 28 kwietnia 2019
Nigdy więcej -II
Była późna wiosna, co owocowało zwiększającym się ruchem pasażerskim.
Co prawda dział, w którym pracowała Teresa obsługiwał tylko instytucje a nie
pasażerów indywidualnych, więc okrągły rok było sporo pracy, ale okres
wzmożonego ruchu turystycznego łączył się z notorycznym brakiem miejsc
w samolotach, a tym samym kombinowaniem połączeń. Pracy wszystkie panie
miały dużo, Teresa wracała do domu zmęczona i nieco zniechęcona.
Na dodatek, za namową Ewki, zapisała się razem z nią na "gimnastykę dla
pań". Dziś nazwałybyśmy te zajęcia aerobikiem. Trzy razy w tygodniu,
prosto z pracy jechały na zajęcia.
Przez pierwszy miesiąc Teresa była załamana - wracała do domu na "ostatnich
nogach", odzwyczajone od gimnastyki mięśnie rwały i bolały, ale w końcu
zaczęły się jej te zajęcia podobać. Spadła jej nieco waga, ciało stało się
wyraźnie jędrniejsze, nie było problemu z podbiegnięciem do autobusu,
a przejście kilku przystanków autobusowych stało się przysłowiową "pestką".
Zdaniem koleżanek Teresa wyglądała świetnie. Za ich namową postanowiła
"zrobić coś z włosami", czyli przestać czesać się w kok.
Początkowo zamierzała je tylko skrócić, by mycie ich i suszenie było prostsze,
ale gdy młody fryzjer, w którego ręce się dostała, usilnie namawiał ją na
zupełnie krótkie włosy i pokazał jej kilka naprawdę ładnych krótkich fryzur,
tłumacząc, że dobrze ostrzyżone włosy wymagają znacznie mniejszych
starań niż włosy długie- skapitulowała i zgodziła się na drastyczne skrócenie
włosów.
Gdy fryzjer wziął do ręki nożyczki, Teresa zamknęła oczy, a dłonie zacisnęła
mocno na poręczy fotela.
Zapewniam panią, to nie będzie bolało, to tylko strzyżenie, bez chemikaliów,
lokówek itp.- zapewnił ją łagodnym głosem fryzjer.
Ale ja wolę tego nie widzieć w trakcie, poczekam na efekt końcowy- wyjaśniła
Teresa.
Strzyżenie trwało dość długo, bowiem Teresa miała dużo włosów, a fryzjer
dzielił je na niewielkie pasma.
A teraz proszę otworzyć oczy, muszę pani pokazać jak ma pani je układać po
umyciu- poprosił.
Teresa otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to spleciony warkoczyk, leżący
na blaciku pod lustrem.Miał ze 20 cm długości i z całą pewnością był upleciony
z jej ściętych włosów.
Fryzjer stał za nią z lusterkiem ręcznym i pokazywał jak wygląda tył jej głowy.
Włosy z tyłu były krótkie, ale wydłużały się w stronę przodu, gdzie sięgały
brody. Czoło było przykryte długą grzywką, włosy sięgały do linii brwi.
A co mamy zrobić z tym warkoczykiem?- spytał. Chce go pani wziąć na pamiątkę
czy wyrzucamy?
Nie, nie chcę go wziąć na pamiątkę- Teresa podkreśliła swe słowa przeczącym
ruchem głowy. Proszę wyrzucić ten warkoczyk.
Włosy leciutko zafalowały w rytm tego ruchu, co nawet się jej spodobało.
Jeszcze przez 10 minut fryzjer tłumaczył jej jak ma postępować dalej z włosami,
jakie są możliwe wersje ich ułożenia, w końcu wyciągnął z szufladki swą
wizytówkę, wypowiadając nadzieję, że następnym razem też "będzie miał
zaszczyt" zająć się jej włosami, które za 4 do 6 tygodni będą wymagały znów
podcięcia, by fryzura wyglądała nienagannie.
I może namówię panią na jeszcze jedną zmianę- dodał odprowadzając ją do drzwi
zakładu.
W drodze do domu Teresa przeglądała się niemal we wszystkich wystawach,
w windzie stroiła do siebie głupie miny i ogólnie była zadowolona ze swego nowego
wyglądu. Postanowiła "szarpnąć się" nawet na elektryczną lokówkę do włosów.
Następnego dnia w pracy koleżanki chwaliły nową fryzurę, a Ewa stwierdziła, że
tym razem Pawełek - Gienio przyłożył się do pracy uczciwie i świetnie Teresę ostrzygł.
Teresa czym prędzej wyciągnęła jego wizytówkę- figurował na niej pan Paweł Zelik,
a nie Paweł Gienio. Ewa zaczęła się śmiać.
Ta ksywka "Gienio" wzięła się stąd, że gdy po raz pierwszy po którymś kolejnym
doszkalaniu strzygł klientkę, ta wykrzyknęła- "panie, pan jesteś gieniuszem".
No i zaraz dziewczyny podchwyciły i mówią na niego nie Paweł ale "gienio", a on się
wścieka. Ale facet jest zdolny i teraz on robi im stale kasę.
W końcu września Teresa wzięła udział w szkoleniu dla personelu naziemnego lotnisk.
To był pierwszy krok do zmiany miejsca pracy.
Któregoś wieczoru zatelefonowała do Teresy Ewa, że w poczcie biurowej był do niej
list z zagranicy, a tak konkretnie to na stemplu jest Amsterdam, więc Ewa go wzięła,
by się nie zagubił.
I wyobraź sobie, że udało mi się go zabrać stamtąd nim nadeszła Maria- zachichotała
radośnie Ewa. I mam jeszcze jedną nowinę -rozmawiałam z Włodkiem, ma wakat i
bardzo się dopytywał o Ciebie, więc powiedziałam, że jesteś na szkoleniu. Nie zdziw
się, jeśli tam cię znajdzie. I wiesz co, on się rozszedł z żoną, ale to wiem od kogoś
innego. Jak będziesz jutro wracała ze szkolenia to się możemy spotkać, dam ci
list i trochę poplotkujemy sobie.
Teresa odłożyła słuchawkę telefonu i pomyślała, że faktycznie ma szczęście -
załapała się na to szkolenie, list znalazła Ewa a nie Maria, Włodek ma wakat, więc
może zechce ją przyjąć do pracy w swoim biurze.
I rzeczywiście spotkały się następnego dnia na kawie, obie zgrzeszyły fundując sobie
do kawy po porcji kremu sułtańskiego, Teresa obejrzała list z zewnątrz, stwierdziła,
że jej to wygląda na list "od byłego" i że teraz nie zamierza sobie psuć humoru, więc
przeczyta w domu, Ewa opowiedziała co Teresa straciła na zajęciach gimnastyki dla
pań, omówiły wady i zalety gdyby Włodek zaproponował Teresie pracę w biurze obcej
linii lotniczej, powyzłośliwiały się nad Marią, która znów wygłosiła swe stałe expose'
i każda powędrowała do swego domu.
W domu przypomniało się Teresie, że ma jakiś list w torebce - uświadomiła sobie, że
gdyby napisał go były mąż, to przysłałby go na jej domowy adres a nie do biura.
Obejrzała dokładnie kopertę, ale niczego to nie zmieniło. Jeśli nie otworzy, nie dowie
się od kogo ten list.
W końcu zdecydowała się otworzyć list. Były to dwie stronniczki napisane na maszynie,
a u dołu jednej z nich widniał odręczny podpis : Paweł Barycki.
Przede wszystkim jeszcze raz dziękował za znalezienie mu połączenia, podróż była
w porządku i nawet bagaż się nie zgubił po drodze.
Potem była prośba by podała mu swój nr telefonu i adres domowy, bo on mniej więcej
za miesiąc przyjedzie do Polski i bardzo, bardzo prosi ją, by się mogli spotkać, bo ona
nawet nie wie, że on ją zna z widzenia.
To jest bardzo skomplikowana historia, ale jego całe życie to "jedna wielka afera",
splot samych dziwnych przypadków nadających się raczej na powieść sf niż na
zwykłe życie. Przepraszał, że pisze na maszynie, ale przed wyjazdem miał kontuzję
prawej ręki i jeszcze nie wszystko jest w porządku, ale to ponoć minie. A on jest
właśnie w Amsterdamie, służbowo ( tu podał swe namiary- adres a nawet nr telefonu).
I gdy będzie znał datę swego przyjazdu do Polski to napisze lub zatelefonuje jeśli
mu Teresa poda swój numer. A jeśli nie, to zatelefonuje do niej do pracy.
List kończył słowami- nawet nie ma pani pojęcia co ja przeżyłem gdy panią
zobaczyłem wtedy w biurze. Muszę podziękować Ewie B., że zupełnie niechcący
skierowała mnie do pani.
Teresa czytała, czytała, w sumie przeczytała wszystko z pięć razy. Jaka Ewa B.
skierowała faceta do mnie? Nie wiem która Ewa, no nie wiem. I co ten biedak
przeżył gdy mnie zobaczył? przecież ja go wcale nie znam!
W końcu nie wyglądałam jak zmora, to co on przeżył? Po dwóch godzinach
mało owocnych dociekań postanowiła do niego zatelefonować. Nie popadnie
w ruinę finansową z tego powodu.
Wybrała numer i gdy usłyszała męski głos wielce poprawną angielszczyzną
powiedziała : tu Teresa Nowacka, chciałabym rozmawiać z panem Pawłem
Baryckim.
Jestem, pani Tereso, jest pani cudowną kobietą, że pani zatelefonowała.
Zaliczam ten telefon do kolejnych cudów, które mają miejsce w moim życiu.
Proszę się nie obawiać, nie zwariowałem. Gdy przyjadę to wszystko po
kolei pani opowiem.Tu nie wyświetla mi się pani numer, może mi go pani podać?
Teresa podała nr swego telefonu, powiedziała, że w domu to najczęściej bywa
dopiero po godz.20,00 I zapytała- a jaka to Ewa B. przysłała pana do mnie?
Napisałem Ewa B.? Gapa ze mnie, ona wyszła przecież za mąż,ale dla mnie
to ona wciąż Ewa B., to moja koleżanka, dawna sąsiadka. Pracuje w biurze na
MDMie. Pani Tereso, jestem szczęśliwy, że pani zadzwoniła, że panią słyszę.
Za miesiąc powinienem być w Polsce.
No to do zobaczenia - powiedziała Teresa i odłożyła słuchawkę.
c.d.n.
Co prawda dział, w którym pracowała Teresa obsługiwał tylko instytucje a nie
pasażerów indywidualnych, więc okrągły rok było sporo pracy, ale okres
wzmożonego ruchu turystycznego łączył się z notorycznym brakiem miejsc
w samolotach, a tym samym kombinowaniem połączeń. Pracy wszystkie panie
miały dużo, Teresa wracała do domu zmęczona i nieco zniechęcona.
Na dodatek, za namową Ewki, zapisała się razem z nią na "gimnastykę dla
pań". Dziś nazwałybyśmy te zajęcia aerobikiem. Trzy razy w tygodniu,
prosto z pracy jechały na zajęcia.
Przez pierwszy miesiąc Teresa była załamana - wracała do domu na "ostatnich
nogach", odzwyczajone od gimnastyki mięśnie rwały i bolały, ale w końcu
zaczęły się jej te zajęcia podobać. Spadła jej nieco waga, ciało stało się
wyraźnie jędrniejsze, nie było problemu z podbiegnięciem do autobusu,
a przejście kilku przystanków autobusowych stało się przysłowiową "pestką".
Zdaniem koleżanek Teresa wyglądała świetnie. Za ich namową postanowiła
"zrobić coś z włosami", czyli przestać czesać się w kok.
Początkowo zamierzała je tylko skrócić, by mycie ich i suszenie było prostsze,
ale gdy młody fryzjer, w którego ręce się dostała, usilnie namawiał ją na
zupełnie krótkie włosy i pokazał jej kilka naprawdę ładnych krótkich fryzur,
tłumacząc, że dobrze ostrzyżone włosy wymagają znacznie mniejszych
starań niż włosy długie- skapitulowała i zgodziła się na drastyczne skrócenie
włosów.
Gdy fryzjer wziął do ręki nożyczki, Teresa zamknęła oczy, a dłonie zacisnęła
mocno na poręczy fotela.
Zapewniam panią, to nie będzie bolało, to tylko strzyżenie, bez chemikaliów,
lokówek itp.- zapewnił ją łagodnym głosem fryzjer.
Ale ja wolę tego nie widzieć w trakcie, poczekam na efekt końcowy- wyjaśniła
Teresa.
Strzyżenie trwało dość długo, bowiem Teresa miała dużo włosów, a fryzjer
dzielił je na niewielkie pasma.
A teraz proszę otworzyć oczy, muszę pani pokazać jak ma pani je układać po
umyciu- poprosił.
Teresa otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to spleciony warkoczyk, leżący
na blaciku pod lustrem.Miał ze 20 cm długości i z całą pewnością był upleciony
z jej ściętych włosów.
Fryzjer stał za nią z lusterkiem ręcznym i pokazywał jak wygląda tył jej głowy.
Włosy z tyłu były krótkie, ale wydłużały się w stronę przodu, gdzie sięgały
brody. Czoło było przykryte długą grzywką, włosy sięgały do linii brwi.
A co mamy zrobić z tym warkoczykiem?- spytał. Chce go pani wziąć na pamiątkę
czy wyrzucamy?
Nie, nie chcę go wziąć na pamiątkę- Teresa podkreśliła swe słowa przeczącym
ruchem głowy. Proszę wyrzucić ten warkoczyk.
Włosy leciutko zafalowały w rytm tego ruchu, co nawet się jej spodobało.
Jeszcze przez 10 minut fryzjer tłumaczył jej jak ma postępować dalej z włosami,
jakie są możliwe wersje ich ułożenia, w końcu wyciągnął z szufladki swą
wizytówkę, wypowiadając nadzieję, że następnym razem też "będzie miał
zaszczyt" zająć się jej włosami, które za 4 do 6 tygodni będą wymagały znów
podcięcia, by fryzura wyglądała nienagannie.
I może namówię panią na jeszcze jedną zmianę- dodał odprowadzając ją do drzwi
zakładu.
W drodze do domu Teresa przeglądała się niemal we wszystkich wystawach,
w windzie stroiła do siebie głupie miny i ogólnie była zadowolona ze swego nowego
wyglądu. Postanowiła "szarpnąć się" nawet na elektryczną lokówkę do włosów.
Następnego dnia w pracy koleżanki chwaliły nową fryzurę, a Ewa stwierdziła, że
tym razem Pawełek - Gienio przyłożył się do pracy uczciwie i świetnie Teresę ostrzygł.
Teresa czym prędzej wyciągnęła jego wizytówkę- figurował na niej pan Paweł Zelik,
a nie Paweł Gienio. Ewa zaczęła się śmiać.
Ta ksywka "Gienio" wzięła się stąd, że gdy po raz pierwszy po którymś kolejnym
doszkalaniu strzygł klientkę, ta wykrzyknęła- "panie, pan jesteś gieniuszem".
No i zaraz dziewczyny podchwyciły i mówią na niego nie Paweł ale "gienio", a on się
wścieka. Ale facet jest zdolny i teraz on robi im stale kasę.
W końcu września Teresa wzięła udział w szkoleniu dla personelu naziemnego lotnisk.
To był pierwszy krok do zmiany miejsca pracy.
Któregoś wieczoru zatelefonowała do Teresy Ewa, że w poczcie biurowej był do niej
list z zagranicy, a tak konkretnie to na stemplu jest Amsterdam, więc Ewa go wzięła,
by się nie zagubił.
I wyobraź sobie, że udało mi się go zabrać stamtąd nim nadeszła Maria- zachichotała
radośnie Ewa. I mam jeszcze jedną nowinę -rozmawiałam z Włodkiem, ma wakat i
bardzo się dopytywał o Ciebie, więc powiedziałam, że jesteś na szkoleniu. Nie zdziw
się, jeśli tam cię znajdzie. I wiesz co, on się rozszedł z żoną, ale to wiem od kogoś
innego. Jak będziesz jutro wracała ze szkolenia to się możemy spotkać, dam ci
list i trochę poplotkujemy sobie.
Teresa odłożyła słuchawkę telefonu i pomyślała, że faktycznie ma szczęście -
załapała się na to szkolenie, list znalazła Ewa a nie Maria, Włodek ma wakat, więc
może zechce ją przyjąć do pracy w swoim biurze.
I rzeczywiście spotkały się następnego dnia na kawie, obie zgrzeszyły fundując sobie
do kawy po porcji kremu sułtańskiego, Teresa obejrzała list z zewnątrz, stwierdziła,
że jej to wygląda na list "od byłego" i że teraz nie zamierza sobie psuć humoru, więc
przeczyta w domu, Ewa opowiedziała co Teresa straciła na zajęciach gimnastyki dla
pań, omówiły wady i zalety gdyby Włodek zaproponował Teresie pracę w biurze obcej
linii lotniczej, powyzłośliwiały się nad Marią, która znów wygłosiła swe stałe expose'
i każda powędrowała do swego domu.
W domu przypomniało się Teresie, że ma jakiś list w torebce - uświadomiła sobie, że
gdyby napisał go były mąż, to przysłałby go na jej domowy adres a nie do biura.
Obejrzała dokładnie kopertę, ale niczego to nie zmieniło. Jeśli nie otworzy, nie dowie
się od kogo ten list.
W końcu zdecydowała się otworzyć list. Były to dwie stronniczki napisane na maszynie,
a u dołu jednej z nich widniał odręczny podpis : Paweł Barycki.
Przede wszystkim jeszcze raz dziękował za znalezienie mu połączenia, podróż była
w porządku i nawet bagaż się nie zgubił po drodze.
Potem była prośba by podała mu swój nr telefonu i adres domowy, bo on mniej więcej
za miesiąc przyjedzie do Polski i bardzo, bardzo prosi ją, by się mogli spotkać, bo ona
nawet nie wie, że on ją zna z widzenia.
To jest bardzo skomplikowana historia, ale jego całe życie to "jedna wielka afera",
splot samych dziwnych przypadków nadających się raczej na powieść sf niż na
zwykłe życie. Przepraszał, że pisze na maszynie, ale przed wyjazdem miał kontuzję
prawej ręki i jeszcze nie wszystko jest w porządku, ale to ponoć minie. A on jest
właśnie w Amsterdamie, służbowo ( tu podał swe namiary- adres a nawet nr telefonu).
I gdy będzie znał datę swego przyjazdu do Polski to napisze lub zatelefonuje jeśli
mu Teresa poda swój numer. A jeśli nie, to zatelefonuje do niej do pracy.
List kończył słowami- nawet nie ma pani pojęcia co ja przeżyłem gdy panią
zobaczyłem wtedy w biurze. Muszę podziękować Ewie B., że zupełnie niechcący
skierowała mnie do pani.
Teresa czytała, czytała, w sumie przeczytała wszystko z pięć razy. Jaka Ewa B.
skierowała faceta do mnie? Nie wiem która Ewa, no nie wiem. I co ten biedak
przeżył gdy mnie zobaczył? przecież ja go wcale nie znam!
W końcu nie wyglądałam jak zmora, to co on przeżył? Po dwóch godzinach
mało owocnych dociekań postanowiła do niego zatelefonować. Nie popadnie
w ruinę finansową z tego powodu.
Wybrała numer i gdy usłyszała męski głos wielce poprawną angielszczyzną
powiedziała : tu Teresa Nowacka, chciałabym rozmawiać z panem Pawłem
Baryckim.
Jestem, pani Tereso, jest pani cudowną kobietą, że pani zatelefonowała.
Zaliczam ten telefon do kolejnych cudów, które mają miejsce w moim życiu.
Proszę się nie obawiać, nie zwariowałem. Gdy przyjadę to wszystko po
kolei pani opowiem.Tu nie wyświetla mi się pani numer, może mi go pani podać?
Teresa podała nr swego telefonu, powiedziała, że w domu to najczęściej bywa
dopiero po godz.20,00 I zapytała- a jaka to Ewa B. przysłała pana do mnie?
Napisałem Ewa B.? Gapa ze mnie, ona wyszła przecież za mąż,ale dla mnie
to ona wciąż Ewa B., to moja koleżanka, dawna sąsiadka. Pracuje w biurze na
MDMie. Pani Tereso, jestem szczęśliwy, że pani zadzwoniła, że panią słyszę.
Za miesiąc powinienem być w Polsce.
No to do zobaczenia - powiedziała Teresa i odłożyła słuchawkę.
c.d.n.
Subskrybuj:
Posty (Atom)