niedziela, 28 kwietnia 2019

Nigdy więcej -II

Była późna wiosna, co owocowało zwiększającym się ruchem pasażerskim.
Co prawda dział, w którym pracowała Teresa obsługiwał tylko instytucje a nie
pasażerów indywidualnych, więc okrągły rok było sporo pracy, ale okres
wzmożonego ruchu turystycznego łączył się z notorycznym brakiem miejsc
w samolotach, a tym samym kombinowaniem połączeń. Pracy wszystkie panie
miały dużo, Teresa wracała do  domu zmęczona i nieco zniechęcona.
Na dodatek, za namową Ewki, zapisała się razem z nią na "gimnastykę dla
pań". Dziś  nazwałybyśmy te zajęcia aerobikiem.  Trzy razy w tygodniu,
prosto z pracy jechały  na zajęcia.
Przez pierwszy miesiąc Teresa była załamana - wracała do domu na "ostatnich
nogach", odzwyczajone od  gimnastyki mięśnie rwały i bolały, ale w końcu
zaczęły się jej te zajęcia podobać. Spadła jej nieco waga, ciało stało się
wyraźnie jędrniejsze, nie było problemu z podbiegnięciem do autobusu,
a przejście kilku przystanków autobusowych stało się przysłowiową "pestką".
Zdaniem koleżanek Teresa wyglądała świetnie. Za ich namową postanowiła
"zrobić coś z włosami", czyli przestać czesać się w kok.
Początkowo zamierzała je tylko skrócić, by mycie ich i suszenie było prostsze,
ale gdy młody fryzjer, w którego ręce się dostała, usilnie namawiał ją na
zupełnie krótkie włosy i pokazał jej kilka naprawdę ładnych  krótkich fryzur,
tłumacząc, że dobrze ostrzyżone włosy wymagają znacznie mniejszych
starań niż włosy długie- skapitulowała i zgodziła się na drastyczne skrócenie
włosów.
Gdy fryzjer wziął do ręki nożyczki, Teresa zamknęła oczy, a dłonie zacisnęła
mocno na poręczy fotela.
Zapewniam panią, to nie będzie bolało, to tylko strzyżenie, bez chemikaliów,
lokówek itp.- zapewnił ją  łagodnym głosem fryzjer.
Ale ja wolę tego nie  widzieć w trakcie, poczekam na efekt końcowy- wyjaśniła
Teresa.
Strzyżenie trwało dość długo, bowiem Teresa miała dużo włosów, a fryzjer
dzielił je na  niewielkie pasma.
A teraz proszę otworzyć oczy, muszę pani pokazać jak ma pani je układać po
umyciu- poprosił.
Teresa otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to spleciony warkoczyk, leżący
na  blaciku pod  lustrem.Miał ze 20 cm długości i z całą pewnością był upleciony
z jej ściętych włosów.
Fryzjer  stał za nią z lusterkiem ręcznym i pokazywał jak wygląda tył jej głowy.
Włosy z tyłu były krótkie, ale wydłużały się  w stronę przodu,  gdzie  sięgały
brody. Czoło było przykryte długą grzywką, włosy sięgały do linii brwi.
A co mamy zrobić z tym warkoczykiem?- spytał. Chce go pani wziąć na pamiątkę
czy wyrzucamy?
Nie, nie chcę go wziąć na pamiątkę- Teresa podkreśliła swe słowa przeczącym
ruchem głowy. Proszę wyrzucić ten warkoczyk.
Włosy leciutko zafalowały w rytm tego ruchu, co nawet się jej  spodobało.
Jeszcze przez 10 minut fryzjer tłumaczył jej jak ma postępować  dalej z włosami,
 jakie są możliwe wersje ich ułożenia,  w końcu wyciągnął z szufladki swą
wizytówkę, wypowiadając  nadzieję, że następnym razem też  "będzie miał
zaszczyt"  zająć się jej włosami, które  za   4 do 6 tygodni będą wymagały znów
podcięcia, by fryzura wyglądała nienagannie.
 I może namówię panią na jeszcze  jedną zmianę- dodał odprowadzając ją do drzwi
zakładu.
W drodze do domu Teresa przeglądała się niemal we wszystkich  wystawach,
w windzie stroiła do siebie głupie miny i ogólnie była zadowolona ze swego nowego
wyglądu. Postanowiła "szarpnąć się" nawet na elektryczną lokówkę do włosów.
Następnego dnia w pracy koleżanki chwaliły nową fryzurę, a Ewa stwierdziła, że
tym razem Pawełek - Gienio przyłożył się do pracy uczciwie i świetnie Teresę ostrzygł.
Teresa czym prędzej wyciągnęła jego wizytówkę- figurował na niej pan Paweł Zelik,
a nie Paweł Gienio. Ewa zaczęła się  śmiać.
Ta ksywka  "Gienio" wzięła się stąd, że gdy  po raz pierwszy  po którymś kolejnym
doszkalaniu  strzygł klientkę, ta wykrzyknęła-  "panie, pan jesteś  gieniuszem".
No i zaraz dziewczyny podchwyciły i mówią na niego nie Paweł ale "gienio", a on się
wścieka. Ale facet jest zdolny i teraz on robi im stale kasę.
W końcu września Teresa wzięła udział w szkoleniu dla personelu naziemnego lotnisk.
To był pierwszy krok do zmiany miejsca pracy.
Któregoś wieczoru zatelefonowała do Teresy Ewa, że w poczcie  biurowej był do niej
list z zagranicy, a tak konkretnie to na stemplu jest  Amsterdam, więc Ewa go wzięła,
by się nie zagubił.
I wyobraź sobie, że udało mi się go zabrać stamtąd nim nadeszła Maria- zachichotała
radośnie Ewa. I mam jeszcze jedną nowinę -rozmawiałam z Włodkiem, ma wakat i
bardzo się dopytywał o Ciebie, więc powiedziałam, że jesteś na szkoleniu. Nie zdziw
się, jeśli tam cię znajdzie. I wiesz co, on się rozszedł z żoną, ale to wiem od kogoś
innego. Jak będziesz jutro wracała ze szkolenia to się możemy spotkać, dam ci
list i trochę poplotkujemy sobie.
Teresa odłożyła słuchawkę telefonu i pomyślała, że faktycznie ma szczęście -
załapała się na to szkolenie, list znalazła Ewa a nie Maria, Włodek ma wakat, więc
może zechce ją przyjąć do pracy w swoim biurze.
I rzeczywiście spotkały się następnego dnia na kawie, obie zgrzeszyły fundując sobie
do kawy po porcji kremu sułtańskiego,  Teresa obejrzała list z zewnątrz, stwierdziła,
że jej to wygląda na list "od byłego" i że teraz nie zamierza sobie  psuć humoru, więc
przeczyta w domu, Ewa opowiedziała co Teresa  straciła na zajęciach gimnastyki dla
pań, omówiły wady i zalety gdyby Włodek zaproponował Teresie pracę w biurze obcej
linii lotniczej, powyzłośliwiały się nad Marią, która znów wygłosiła swe stałe expose'
i każda powędrowała  do swego domu.
W domu przypomniało się Teresie, że ma jakiś list w torebce - uświadomiła sobie, że
gdyby napisał go były mąż, to przysłałby go na jej domowy adres a nie do biura.
Obejrzała  dokładnie kopertę, ale niczego to nie zmieniło. Jeśli nie otworzy, nie dowie
się od kogo ten list.
W końcu zdecydowała  się otworzyć list. Były to dwie stronniczki  napisane na maszynie,
a u dołu jednej z nich widniał odręczny podpis : Paweł Barycki.
Przede wszystkim jeszcze raz dziękował za znalezienie mu połączenia, podróż była
w porządku i nawet bagaż się nie zgubił po drodze.
Potem była prośba by podała mu swój nr telefonu i adres domowy, bo on mniej więcej
za miesiąc przyjedzie do Polski i bardzo, bardzo prosi ją, by się mogli spotkać, bo ona
nawet nie wie, że on ją zna z widzenia.
To jest bardzo skomplikowana historia, ale jego całe życie to "jedna wielka afera",
splot samych dziwnych przypadków nadających  się raczej na powieść sf niż na
zwykłe życie. Przepraszał, że  pisze na maszynie, ale przed wyjazdem miał kontuzję
prawej ręki i jeszcze nie wszystko jest w porządku, ale to ponoć minie.  A on jest
właśnie w Amsterdamie, służbowo ( tu podał swe namiary- adres a nawet nr telefonu).
I gdy będzie znał datę swego przyjazdu do Polski to napisze lub zatelefonuje jeśli
mu Teresa poda swój numer. A jeśli nie, to zatelefonuje do niej do pracy.
List kończył słowami- nawet nie ma pani pojęcia co ja przeżyłem gdy panią
zobaczyłem wtedy w biurze. Muszę podziękować Ewie B., że zupełnie niechcący
skierowała mnie do  pani.
Teresa czytała, czytała, w sumie przeczytała wszystko z pięć razy. Jaka Ewa B.
skierowała faceta do mnie? Nie wiem która Ewa, no nie wiem. I co ten biedak
przeżył gdy mnie zobaczył? przecież ja go wcale nie znam!
W końcu nie wyglądałam jak zmora, to co on przeżył? Po dwóch  godzinach
mało owocnych dociekań postanowiła do niego zatelefonować. Nie popadnie
w ruinę finansową z tego powodu.
Wybrała numer i gdy usłyszała męski głos wielce poprawną angielszczyzną
powiedziała : tu Teresa Nowacka, chciałabym rozmawiać z panem Pawłem
Baryckim.
Jestem, pani Tereso, jest pani cudowną kobietą, że pani zatelefonowała.
Zaliczam ten telefon do kolejnych cudów, które mają miejsce w moim życiu.
Proszę  się  nie obawiać, nie  zwariowałem. Gdy przyjadę to wszystko po
kolei pani opowiem.Tu nie wyświetla mi się pani numer, może mi go pani podać?
Teresa podała nr swego telefonu, powiedziała, że w domu to najczęściej  bywa
dopiero po godz.20,00 I zapytała- a jaka to Ewa B. przysłała pana do mnie?
Napisałem Ewa B.? Gapa ze mnie, ona wyszła przecież za mąż,ale  dla mnie
to ona wciąż Ewa B., to moja koleżanka, dawna sąsiadka. Pracuje w biurze na
MDMie. Pani Tereso, jestem szczęśliwy, że pani zadzwoniła, że panią słyszę.
Za miesiąc powinienem być w Polsce.
No to do zobaczenia - powiedziała Teresa i odłożyła słuchawkę.
                                   
                                                   c.d.n.






5 komentarzy:

  1. ...napiecie rosnie..... co sie dalej wydarzy.... ???

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle u Ciebie historia się zagęszcza! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak lubię Twoją narrację! Z przyjemnością wtapiam w atmosferę przygód bohaterów. Tyle się dzieje! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ps. oczywiście miało być: ..wtapiam się...

    OdpowiedzUsuń