Jacek z tatą uparli się, żeby dziecko zaznało kąpieli w wodzie morskiej, a że ta woda była niestety bardzo chłodna Jacek skombinował dla dziecka "basen". Z wielkim poświęceniem dziadkowie napełniali wodą morską nadmuchiwany nieduży basenik, który Teresie kojarzył się głównie z balią. Stawiali go na plaży by woda się nieco ogrzała na słońcu i po kilku godzinach mały mógł się taplać w nieco cieplejszej wodzie. Dziecko było zadowolone, podobała mu się zabawa w wodzie. Jacek polecał Teresie, by sprawdziła, czy są gdzieś zajęcia z małymi dziećmi na basenie, ale pomysł zupełnie nie przypadł Teresie do gustu.
Oboje z Kazikiem podjęli decyzję, że w następnym roku po prostu pojadą nad Morze Śródziemne, bo np. we Włoszech jest sporo miejscowości, gdzie jest ciepła woda, bo jest koło plaży płycizna i woda tam miewa 26 stopni. A z czystością basenów w stolicy bywa bardzo różnie. No przecież są filtry - tłumaczył jej Jacek. No są, ale rzadko czyszczone, bo to kosztuje, a po swoich doświadczeniach w tym temacie ona nie pośle malca na basen, tłumaczyła Jackowi. Pójdzie na basen gdy już będzie w szkole. Nie sądziłem, że woda w basenie może być zainfekowana - dziwił się Jacek. No to przyjmij do wiadomości, że może być - pouczyła go Teresa.
Wieczorami nadal chodzili brzegiem plaży i śmieli się, że tego to im będzie zdecydowanie brakowało w Warszawie. W dniu odjazdu było im nieco przykro, że to już koniec pobytu. Ale najmłodszy wracał do domu z radością, bo w domu przecież był rowerek! Drogę powrotną "pokonali" z jednym postojem na niezbyt dużym, leśnym parkingu, czystym, z całymi, nie porżniętymi nożem ławkami i stołem i nie spowitym odorkiem spowodowanym brakiem toalet. No tak- stwierdził Jacek - czysty bo oddalony od szosy. Pochodzili trochę po lesie, znaleźli kilka jadalnych gołąbków, które pokazali Alkowi, ale zostawili je dla wiewiórek i innych leśnych lokatorów. Gdy już wrócili na parking "ścignął" ich telefonicznie Kris, pytając się czy mają na dziś obiad i czy może im trzeba coś dokupić, bo właśnie jest na zakupach. Kazik bratu podziękował za troskę mówiąc, że mają pełną zamrażarkę a w niej zamrożony, gotowy obiad. Gdy skończyli rozmawiać Kazik pokręcił głową mówiąc : ciekawe co się stało, że się zainteresował czy mamy co jeść- nigdy mu się to jeszcze nie zdarzyło. Ciekawe - czary czy się starzeje.
Nie marudź, przecież to miłe z jego strony- odkąd jest u nich pani Maria to oni oboje jacyś bardziej ogarnięci są. Jak widać nie tylko Alinie była potrzebna matczyna opieka, Krisowi też. I z tego co pamiętam bardziej go przygnębiła śmierć mamy niż ojca - tłumaczyła Teresa mężowi. Ty byłeś zawsze bardziej związany z ojcem a ojciec obu was traktował tak samo. A mama była zdania, że Kris może sobie nie dać rady w życiu.
Pewnie masz rację - zgodził się z nią Kazik. Poza tym Kris był z nimi razem dłużej niż ja. A zauważyłaś, że mały zaczął mówić na Jacka "dada" tak jak i na naszego tatę? Zauważyłam - i zauważyłam, że Jacek nie protestuje, że z przyszywanego wujka stał się przyszywanym dziadkiem. I wcale mi to nie przeszkadza - dzieci wyczuwają kto naprawdę darzy je uczuciem. A Jacek to tak naprawdę jest uczuciowym facetem i czasem zastanawiam się jak on dawał sobie radę pełniąc rolę komendanta.
Jakoś sobie dawał radę. Wiele wymagał, ale jednocześnie cały czas tłumaczył tym młodziakom dlaczego muszą przestrzegać przepisów i dyscypliny. Był naprawdę nietypowym trochę komendantem, był dla nich wszystkich ojcem. Był naprawdę bardzo przez wszystkich lubiany ale i szanowany. Nawet nie masz bladego pojęcia jaki był szczęśliwy gdy rozszedłem się z Anką. A teraz to nas uważa za swoją ukochaną rodzinę. A "rozsmarowałaś go na kromce chleba" wpierw akceptując w pełni Pawła i jeszcze robiąc dla niego ten tort a potem tymi portretami matki Pawła. Ma w nas rodzinę i powiem ci szczerze - jestem ci za to bardzo wdzięczny, bo zawsze go bardzo ceniłem. Po tym wypadku moich rodziców pomógł mi się pozbierać w całość i nigdy mu tego nie zapomnę.
A ja się ogromnie cieszę, że się tak zaprzyjaźnił z tatą - nie przypominam sobie, by tata miał wcześniej jakiegoś przyjaciela - mama była dla niego wszystkim. Mieli przecież wspólnych znajomych , ale nie przypominam sobie by z kimkolwiek był tak blisko jak z Jackiem. A wiesz co mojego tatę "postawiło na nogi"? To, że zaproponowałeś mu by mieszkał z nami - popatrz - od chwili gdy się do nas wprowadził wszystkie jego niedomagania odeszły jak ręką odjął. Nawet kataru ani razu nie złapał ! Jakoś się to wszystko nam cudownie zgrało. A teraz jeszcze ma w Jacku przyjaciela.
Jeszcze nim dojechali do Warszawy Kazik zatelefonował do Jacka, że obiad w dniu dzisiejszym to będzie u nich, bo wystarczy tylko dać na chwilę do mikrofali a potem do piekarnika i gotowe. I jest nawet porcja dla Pawła, jeśli będzie miał ochotę i czas by zjeść w rodzinnym gronie. Odpowiedź bardzo rozśmieszyła Teresę - no to jutro obiad będzie u mnie, bo Młody na pewno coś wymodził na dwa dni dla "wsiech". A nawet gdyby nie wymodził to ja coś wymodzę, bo zamrażalnik mam pełny- zapełniłem przed wyjazdem.
Gdy wjeżdżali do Warszawy Jacek poinformował syna gdzie się w tej chwili znajdują. Gdy podjechali pod blok Kazików stał tam już Paweł. Wypakowanie rzeczy z samochodów oraz ich transport na górę trwało może 10 minut. Dobrze, że obydwie windy były czynne, więc zabrali się "jednym kursem". Zaraz po wejściu do mieszkania Alek pobiegł sprawdzić, czy w pokoju dziadka stoi jego rowerek. Nie odmówił sobie przyjemności skorzystania z dzwonka, co bardzo rozbawiło Jacka. Przed wyjazdem bardzo długo tłumaczyli dziecku, że to nie jest detal do zabawy, że po prostu tylko wtedy należy dzwonić, jeśli ktoś stoi na drodze. Mały wyszedł z pokoju i powiedział-"kici,kici zlobiłem", co oznaczało, że po prostu pogłaskał swój ulubiony rowerek.
Teresa natychmiast znalazła się w kuchni i uruchomiła mikrofalówkę by rozmroziła jedzenie, potem nastawiła piekarnik. Paweł cały czas asystował Teresie, nakrył stół w stołowym, przepytywał Teresę jak było na urlopie a w końcu powiedział: rozstałem się z Basią. Ja jeszcze nie dojrzałem do zakładania rodziny, ona ma przed sobą jeszcze obronę a chce byśmy się pobrali. Lubię ją, ale nie aż tak by się żenić. Ale nie mów tego mojemu tacie- będzie chyba rozczarowany, bo mu się Basia podobała. Teresa uśmiechnęła się - no i co? smutno ci teraz bez niej? Nie, było mi tylko przykro dwa dni. Głównie dlatego, że mi powiedziała, że jestem niedojrzały. A przecież ja nigdy nie powiedziałem, że ją kocham, albo że wyobrażam ją sobie w roli mojej żony. Owszem, całkiem miła z niej dziewczyna, ale nie mdlałem z wrażenia na jej widok, nie skręcało mnie z pożądania ani z tęsknoty gdy jej kilka dni nie widziałem. Do łóżka też jej nie zaciągnąłem. Pomogłem jej w przeprowadzce, to znaczy przewiozłem jej trzy walizki. Będzie mieszkała tam sama, bo rodzicom spodobało się to jej mieszkanie. W związku z tym oni je umeblowali tak jak im się podobało.
Wy i my to mamy pusto w mieszkaniu, u niej nie ma gdzie szpilki wetknąć. A do tego wszędzie serwetki, koronki i wazoniki - aż mnie mdliło. Moja mama umiała robić koronkowe duperele i mieliśmy raptem jeden obrus koronkowy, taki od święta i 12 serwetek pod filiżankę i spodek, taki komplet do kawy. U Baśki te serwetki leżą wszędzie, na przykład na oparciu foteli i aż strach usiąść i głowę oprzeć. I pokazywała mi swoją pościel - każda poszwa na poduszkę ma jeden narożnik zrobiony z koronki. I każda sztuka pościeli ma wyhaftowany jej inicjał, a jaśki pod głowę są z haftami rybek, kwiatków lub listków. Nie udało mi się opanować obrzydzenia i tylko powiedziałem, że to może być mało zabawne gdy się człowiek zbudzi rano i widzi na swej facjacie odcisk rybki lub listka, więc nie bardzo rozumiem po co tak coś ozdabiać. No i wtedy podpadłem do końca, bo w trakcie rozmowy powiedziała, że przecież my nie będziemy musieli mieć takich ozdóbek, a ja wtedy jej powiedziałem, że ja jeszcze wcale nie planuję wspólnego życia z nią lub jakąś inną kobietą. No i tak się znajomość rypnęła. Ale tak prawdę mówiąc to nie jestem za bardzo zmartwiony. Nie gniewasz się, że ci o tym powiedziałem?
A dlaczego miałabym się gniewać?- zdumiała się Teresa. Nawet mi to pochlebia, że mi o tym mówisz- to dowód, że masz do mnie zaufanie. Życie nie jest proste, pewnie jeszcze nie jedna Basia stanie ci na drodze. I dobrze, że uprzedziłeś dziewczynę, że nie w głowie ci żeniaczka i że nie zaciągnąłeś jej do łóżka.
Słuchaj Paweł - myślę, że byłoby bardzo dobrze, gdybyś z ojcem pogadał tak jak facet z facetem - ja wiem co było z twoimi rodzicami. Już mówiłam Jackowi, że powinien z tobą o tym porozmawiać, bo jesteś już bardzo dorosłym dzieckiem. Ale Jacek chyba się trochę krępuje, więc ułatw mu to - poproś by ci opowiedział jak to było z ich miłością. Bo nie będzie fajnie jeśli ty powtórzysz jego błędy lub ożenisz się z jakąś panienką tylko dlatego, że niechcący wpadnie wam dziecko. I zacznij rozmowę właśnie od tego, że już się nie spotykasz z Basią i powiedz dlaczego. Ja wiem, jak było z twoimi rodzicami i wiem, że powinieneś ty też o tym wiedzieć. Bo smutne, ale prawdziwe - miłość nie przezwycięży wszystkich problemów, ale szczerą, otwartą rozmową można wszystkie przeszkody pokonać, no a poza tym lepiej się wzajemnie poznać. Bo ty tak do końca nie wiesz, jakiego masz fajnego ojca.Kazik zna go długo, ja znacznie krócej, ale oboje bardzo go lubimy i cenimy. A nasze dziecko zrobiło sobie z niego drugiego dziadka - już nie mówi "ujek Jacek" tylko "dada Jacek". A ty uzyskałeś tytuł wujka - jesteś ujek Paweł. Jeszcze trochę a zacznie dobrze mówić i będzie dziadek Jacek. No a teraz wyciągamy obiadek z piekarnika i zaniesiemy do pokoju.
Obiad wzbudził niekłamany entuzjazm - były to zrazy zawijane. Nadzieniem były pieczarki starte na tarce i leciutko przesmażone z cebulą i......polentą. O Boże - czym ty, dziewczyno, wypełniłaś te zrazy? Zgadnij - mogę cię tylko zapewnić, że to nie trucizna. To po prostu jest polenta i dlatego do zrazów już nie dałam ryżu lub kaszy. To genialny produkt. Ma od groma zdrowych mikroelementów i nie ma glutenu. Może nawet robić jako baza do pizzy, można też ją potraktować jako kluseczki - ładnie ją po ugotowaniu i ostygnięciu pokroić i odsmażyć na oleju kokosowym lub masełku klarowanym. A w lodówce po ugotowaniu może spędzić spokojnie kilka dni. Może być bazą do wytrawnego dania ale i do słodkiego. No patrz - stary jestem a chyba pierwszy raz jem polentę. Paweł - zapamiętałeś? Tak, ale jak znam życie i Tesię, to na pewno można ten przepis wziąć z sieci - odpowiedział Paweł.
Teresa roześmiała się- masz rację Pawle- no przecież po coś mam komputer w domu!
c.d.n.