czwartek, 14 lutego 2013

Nudne życie, cz.III

Tosi było smutno, nudno i ciężko po wyjezdzie  Heli. Hela należała do opiekuńczych dziewcząt,
 z niebywałą cierpliwością pomagała we wszystkim młodszej siostrze.
Narodziny mlodszej siostry były dla Heli wielkim, aczkolwiek radosnym wydarzeniem. Z wielką
powagą pomagała przy jej pielęgnacji, szybko  nauczyła się ją przewijać, pilnowała gdy Tosia
raczkowała a potem uczyła się chodzić, często sama ją karmiła, opowiadając przy tym bajki,
bo mała była strasznym niejadkiem. Gdy Tosia poszła do szkoły Hela pomagała jej przy odrabianiu
lekcji, zwłaszcza że Tosia była dość roztrzepana i nie zawsze wszystko pamiętała.
Po wyjezdzie Heli Tosine stopnie w szkole wyraznie się  pogorszyły. Mama Tosi uważała, że  mało
istotne są stopnie, że najważniejsze, to umiejętność czytania i pisania, reszta sama przyjdzie z czasem, stosownie do potrzeb. Tosia twierdzi, że dla mamy było najważniejsze by dziecko było zawsze
czyste i zadbane, dobrze odżywione i....posłuszne. No i pracowite. Dość wcześnie nauczyła
Tosię jak należy sprzątać, zmywać, a nawet gotować. Zawsze przy tym mówiła: "domem ma
rządzić kobieta. To, jaki będzie  twój dom będzie zależeć od ciebie. Trzeba sobie znalezć
dobrego  męża, żeby pieniądze do domu przynosił, żeby nie pił i nie włóczył się z kolegami."'
A ojciec Tosi powtarzał w kółko: "wydamy cię za porządnego człowieka, takiego co cię  nie
skrzywdzi, będzie szanował, będzie już miał pracę i mieszkanie. A zresztą pewnie niedługo
pojedziemy wszyscy do Heli i tam wyjdziesz za mąż."
Tosia tylko zgrzytała zębami gdy słuchała tych pogaduszek. Wcale a wcale nie chciała
nigdzie wyjeżdżać, nawet do Heli, bo wiedziała, że musiałaby się szybko nauczyć obcego
języka, a sama myśl o nauce była  dla Tosi przykrością. Z trudem przechodziła z klasy
do klasy, nawet zdarzyło się jej "zimować" w piątej klasie, gdy doszedł do nauki język
rosyjski i chemia. Cyrylica  zupełnie nie wchodziła jej do głowy, równie dobrze mogłyby to być
znaki pisma klinowego lub pismo chińskie. A chemia - no klęska całkowita. Gdy pod koniec roku
szkolnego okazało się , że będzie powtarzać klasę, w domu nieco zawrzało - oczywiście według
taty była to wina  matki, bo zamiast siedzieć z dzieckiem w domu poszła do pracy. Matka
z kolei winiła ...Helę, bo to ona "rozpuściła" Tosię odrabiając z nią lekcje i ciągle wszystko
sprawdzając.
Tosia powtórzyła piątą klasę, a córka sąsiadki pomagała jej w nauce chemii i rosyjskiego.
Wstydziła się Tosia, że powtarza klasę, ale całkiem dobrze jej to zrobiło. W szóstej już
miała lepsze stopnie a na zakończenie podstawówki nawet sporo czwórek.
Po ukończeniu podstawówki postanowiono, że najlepiej będzie posłać ją do którejś ze
szkół zawodowych - jej szkoła wskazywała na szkołę gastronomiczną, rodzice byli
skłonni posłać ją do "handlówki",a ona sama chciała iść do technikum odzieżowego.
Dziś już mało kto pamięta, że kiedyś szkoła podstawowa trwała siedem lat, potem
można było iść albo do trzyletniej szkoły zawodowej, albo do pięcioletniego technikum,
 albo do czteroletniego liceum ogólnokształcącego lub kierunkowego - medycznego lub
nauczycielskiego.
Po wielu naradach zapisano Tosię do odzieżówki , ale trzyletniej, zasadniczej. Bo po jej
ukończeniu mogła przecież jeszcze iść do technikum odzieżowego.
c.d.n.