niedziela, 10 stycznia 2021

Fatamorgana

 Elżbieta spieszyła się do domu -  nie chciała by jej syn zbyt długo siedział sam. Teoretycznie dwunastolatek mógł siedzieć w domu sam, ale to wiek, w którym w głowie "młodszego nastolatka" lęgną się przedziwne pomysły.  

Od pięciu lat była samotną matką - po ośmiu latach małżeństwa jej mąż doszedł do wniosku, że ich związek był jedną wielką jego  pomyłką życiową i on ma dosyć - nie może udawać dłużej, że ją kocha, bo tak naprawdę jej nie kocha.   Alimenty oczywiście będzie płacił. A tak poza tym to od pewnego czasu  jest z inną i ona jest z nim w ciąży i w związku z tym on złoży pozew rozwodowy - Radek jest już odchowany a tamto drugie jego dziecko potrzebuje przecież ojca. No a jak  się orientował u prawnika, to bez trudu otrzymają rozwód, bo dobro dziecka jeszcze nie narodzonego ma pierwszeństwo, bo on oczywiście ożeni się z tamtą kobietą, bo ją kocha. 

Elżbieta  długo nie mogła pojąć jakim cudem nie dostała ataku serca słuchając tego wszystkiego. Siedziała jak skamieniała, nie mogąc z siebie słowa wydusić. Wreszcie pokonując jakąś gulę w gardle i dziwny ucisk w żołądku powiedziała - oczywiście, mogę zrozumieć, że mnie już nie kochasz, ale przecież mamy syna, więc o tym rozwodzie to ty mu powiesz - wytłumacz mu to wszystko, bo ja jestem za głupia na to, by mu to wszystko wytłumaczyć. Sama tego nie rozumiem, skąd nagle taka zmiana- trzy dni po upojnej  nocy ty mi mówisz, że byłam i jestem twoją pomyłką - to jak to jest? Cierpisz na chorobliwy, permanentny wzwód czy jak? Bo z tego co wiem, to trudno odbyć stosunek z kimś  kogo  się  nie pożąda a do tego ten ktoś jest życiową pomyłką. 

Olek wyciągnął do niej rękę by ją pogłaskać po głowie, ale ona odsunęła się szybko. No tak, zawsze cię pożądam, ale cię nie kocham. A może trochę i kocham, ale nie tak, żebym chciał z tobą spędzić resztę życia. 

No to po co w takim razie chciałeś byśmy mieli dziecko? Mogliśmy to odłożyć w czasie!

A co do Konrada - ciągnął Olek-on przecież od września idzie do szkoły, ma ukończone siedem lat i bez trudu zrozumie- zresztą ja zaraz po rozwodzie chcę wyjechać do pracy za granicę. Za rok lub dwa mogę go nawet tam do siebie zaprosić. Przecież się go nie będę wypierał. A wyjechać muszę, bo muszę zarobić na mieszkanie  dla siebie. Szykuję się na kontrakt do Maroka. Tam dobrze płacą.

No i mam do ciebie przy okazji  sprawę - w  związku z rozwodem będę musiał zostawić zabezpieczenie alimentów i moi rodzice mi  notarialnie takie zabezpieczenie złożą. Więc będziesz dostawała alimenty nawet gdy mnie  nie będzie w Polsce, więc idzie o to, żebyś wyraziła na to zgodę, bo inaczej nie dostanę tego kontraktu. I od razu uprzedzę twoje  pytanie - nawet jeśli nie wyjadę za granicę to i tak chcę rozwodu.

Ela spojrzała na niego i poczuła chęć walnięcia go czymś ciężkim w tę wykrzywioną uśmiechem twarz, ale zamiast tego powiedziała - myślę, że dla nas obojga będzie lepiej gdy spakujesz swoje rzeczy i się jak najprędzej wyniesiesz. Chyba jednak ta osoba  ma jakieś lokum, nie podejrzewam cię o to że płodziłeś to dziecko na ławce w parku. Na to to jednak jesteś zbyt wygodny. 

Następnego dnia w czasie gdy była w pracy Olek zabrał wszystkie swoje rzeczy ( trzy walizki, dwa kartony)  a klucze  od mieszkania wrzucił do skrzynki na listy, o czym ją poinformował telefonicznie. Tego samego dnia wracając z pracy Ela  kupiła dwa nowe zamki i  następnego dnia mąż jej koleżanki je zainstalował. Radkowi powiedziała tylko, że ojciec wyjechał w długą delegację,  zamki wymieniła,  bo zgubiła swoje klucze i nie wie gdzie, więc ze względów bezpieczeństwa wskazane było wymienienie zamków.

Tak dokładnie nie wiedziała co jej mąż  powiedział o tym rozwodzie dziecku, z tego co mówił Radek wynikało, że jego tatuś dostał świetnie płatną pracę w Maroku i tam będzie minimum 4 lata a możliwe, że i dłużej i że gdy Radek będzie starszy to do niego przyjedzie w odwiedziny na całe wakacje. Nie było ani słowa o jego nowej partnerce i przyrodnim rodzeństwie.

Rozwód przeszedł rzeczywiście szybko niczym burza letnia, Olek brał winę na siebie- tak, Wysoki Sądzie, zdradziłem, nie kocham mojej żony, nie rościł żadnych pretensji do opieki nad dzieckiem, alimenty zabezpieczyli jego rodzice.

O swoim rozwodzie Elżbieta  poinformowała swych rodziców już po  fakcie- nie chciała  by się do tego mieszali, bo  znając ich wiedziała, że każde z nich chciałoby z Olkiem porozmawiać, "przemówić mu do rozsądku". A tak dowiedzieli się już po wszystkim, gdy Olek już wyjechał.

Koleżanki,  którym zwierzyła się, namawiały ją, by rozejrzała się za kimś sensownym, w końcu płeć męska składa się nie z "samych Olków", bywają  wszak i bardzo sensowni i odpowiedzialni faceci. No może mniej przystojni niż Olek, ale może za to porządniejsi i bardziej  rzetelni. Ale Elżbieta unikała zawierania nowych znajomości.

Rodzice Elżbiety mieli poza miastem tak zwany domek letniskowy, w którym spędzali czas od kwietnia do października i zawsze brali tam na wakacje  Radka. Był to teren na którym było kilkanaście takich działek i z reguły  w okresie wakacyjnym niemal w każdym z domów było jakieś dziecko w wieku  Radka.  W tym roku okazało się, że  zmienili się najbliżsi sąsiedzi rodziców, z którymi byli oni zaprzyjaźnieni. Działkę wraz z domem nabył  samotny mężczyzna, z wyglądu 45-50 lat.

Rodzice Elżbiety nie mogli się wprost sąsiada nachwalić - a pan Jacek to, a pan Jacek tamto, a to pomógł, a to coś dobrze doradził. Elżbieta postanowiła w tym roku spędzić przynajmniej dwa tygodnie na działce rodziców razem z synkiem. Drugie dwa tygodnie urlopu planowała spędzić razem z nim w górach na nartach.

Zaraz po zakończeniu roku szkolnego  rodzice Eli zabrali na działkę  Radka, ona tydzień  później przyjechała tam PKS-em, a na przystanku czekał na nią ojciec i samochodem  zawiózł  na działkę. Nie było to już  daleko, raptem  około  pięciu kilometrów. 

Dawno nie była na działce rodziców- była zaskoczona jak ładnie tam. Zza niskiego płotu powitał ją nowy sąsiad - pan Jacek. Radka nie było, poszedł z kolegami i z jednym z ojców  nad rzekę  łowić ryby. Wszyscy doskonale wiedzieli, że na pewno żadnej ryby nie złowią, no ale przecież musiały dzieciaki coś robić. Ponieważ niemal wszyscy  działkowicze się już od wielu lat znali, co dzień kto inny  "dyżurował" przy dzieciakach. Na grzyby chodził z nimi  pan Jacek, czasem i jedna a babć, ojciec Elżbiety uczył ich najprostszego majsterkowania, czyli robienia "czegoś z niczego", jeden z ojców grywał z nimi w siatkówkę, inny z kolei organizował im jakieś zawody sportowe, jednym słowem  "dzieci były wspólne", każdy  miał na nie oko. Mamy i babcie dbały by przypadkiem któreś nie było głodne. Elżbieta się śmiała, że to krasnoludki od Królewny Śnieżki, bo było ich w sumie siedmioro, wszystkie  w wieku 10-12 lat. Nie było podziału na zajęcia dziewczyńskie i  chłopięce,  trzy dziewczynki  równie dobrze strzelały z procy, umiały założyć robaka na haczyk jak i zrobić coś pożytecznego z przechodzonych skrzynek po owocach.

                                                 ciąg dalszy nastąpi       


P.S.

I jak zawsze - jeśli czytamy to zostawiamy znaczek    :(  lub  :)