wtorek, 24 lipca 2012

Zuzka

Z Zuzką pracowałam w jednym dziale, ba, nawet w jednym pokoju. Była moją kierowniczką i jedyne co
o niej na początku wiedziałam, to fakt, że jest ogromnie pyskata, nerwowa i właściwie jest postrachem
interesantów. No, nie była miła - ani dla nas, swych podwładnych, ani dla interesantów z zewnątrz.
Pracy miałyśmy ogromnie dużo, zwłaszcza  od drugiej połowy kwietnia aż do końca pazdziernika. Przysłowiowy młyn, interesanci  wciąż się kłębili, a my byłyśmy najczęściej pół żywe z pośpiechu
i zdenerwowania.
Zuzka była całkiem przystojną kobietą, miała ciemno brązowe oczy i jasne włosy, naturalny blond. Figurę też miała dobrą, tylko ubierała się nieco niemodnie. Ona dobiegała 45-ki, my, personel miałyśmy od 20 do 26 lat i byłyśmy trzy. O życiu prywatnym Zuzki wiedziałyśmy tylko tyle, że  jest rozwódką i że ma jakiegoś pana. Gdy ów wybranek do  niej dzwonił, potrafiła w pół przerwać załatwianie interesanta przywołując którąś z nas, nawet jeśli byłyśmy zajęte przy innym interesancie. No ale jeśli ktoś zadzwonił do którejś z nas, zaraz była awantura, że tu jest przecież praca a nie klub rozrywkowy i nie ma czasu na gadanie.
Pracowałam już ponad rok i właściwie miałam szczerą chęć  stamtąd odejść - niby płacili niezle, ale roboty było coraz więcej, a ja po 8 godzinach pracy wychodziłam półżywa.
I właśnie wtedy Zuzka zaskoczyła mnie całkowicie - zaprosiła mnie do siebie na babskie pogaduchy.
Doskonale sobie zdawała sprawę z tego, że jest w gruncie rzeczy mało miła i dla nas i dla innych.
"Ale gdybyś tyle przeszła co ja, też taka byś była" - zapewniła mnie na początku swych wynurzeń.
Zuzka była bardzo ładnym dzieckiem - wszyscy się zachwycali, wszyscy chwili jej urodę, ale jak to
w życiu -  nawet najpiękniejsze dziecko nie ma wpływu na trwałość małżeństwa swych rodziców.
Gdy Zuzka miała siedem lat, tatuś spakował swą walizkę i oświadczył,  że wraca do....swojej matki. Właśnie
doszedł do wniosku, że on się do małżeństwa nie nadaje, do wychowywania córki też nie, więc odchodzi.
Zuzka była pewna, że to jej wina, bo nie zawsze przecież była posłuszna  i grzeczna.Nikomu nie przyszło
do głowy, że mała  czuje się winna odejściu ojca. Zuzka przez prawie całą podstawówkę czekała na powrót
taty, łudząc się, że  może jednak wróci. Kiedyś podsłuchała rozmowę swej matki z siostrą ojca, która
 twierdziła, że to wina matki, która nigdy nie chciała robić tego to sobie życzył jej wspaniały brat.
Oczywiście Zuzka nigdy nie pytała matki  dlaczego tatuś je porzucił  - teraz doszła do wniosku,  że jesli
kobieta nie  słucha się własnego męża, ten po prostu odchodzi. Co ciekawsze tatuś nigdy nie wniósł do sądu pozwu rozwodowego, mamusia też nie. Rachunki za mieszkanie nadal przychodziły na nieobecnego, matka
Zuzki regulowała je, a ilekroć potrzebny był jego podpis - podpisywała  za niego. Od chwili wyjścia z domu tatuś ani razu nie zainteresował się losem dziecka, nie dawał na utrzymanie córki, ani razu nie przyjechał.
c.d.n.