Mniej więcej w dziesięć dni po wyjeździe z Polski, Kris przysłał wiadomość tekstową do Kazika, z której wynikało, że za dwa dni, pan Czesław N-ski , który właśnie wyjeżdża do Polski, skontaktuje się z nimi, bo ma dla nich przesyłkę - nic wielkiego ani "trefnego", to mały drobiazg dla Tesi. Przepraszał, że wysługuje się kimś, ale jak na razie to na pewno w ciągu najbliższych trzech miesięcy nie dotrze do Polski. Kazik pokazał Teresie tę wiadomość, a późnym wieczorem zatelefonował do brata, pytając się o co chodzi.
No przecież napisałem chyba po polsku a nie po francusku - nie mogę osobiście tego przywieźć, a jedzie do Polski facet do którego mam zaufanie (a dodatkowo mam na niego "haka"), więc go wykorzystałem jako listonosza. Po prostu jest to moje podziękowanie za to, że Tesia nie skreśliła mnie z listy rodziny. A mam wrażenie, że każdy inny by to zrobił. I jeszcze jedno - nie ukradłem tego, ale kupiłem po szalenie atrakcyjnej cenie, w ramach rewanżu za pozytywne załatwienie jednej dość zagmatwanej sprawy. Zamiast zadawać mi pytania powiedz tylko czy u was wszystko w porządku, czy wszyscy cali i zdrowi. No wszyscy jesteśmy cali i zdrowi i cię ściskamy, zatelefonuję jak się ten facet zgłosi do nas.
Rzeczywiście dwa dni później pan Czesław N-ski zatelefonował do Kazika, zapytał się kiedy może do nich wpaść i tego samego wieczoru do nich przyjechał. Gdy oddał przesyłkę poprosił by sprawdzili czy wszystko jest w porządku i przekazali wiadomość Krisowi. A pan wie co tam jest?- spytał Kazik. Wiem, bo pana brat pakował to przy mnie - tam jest bransoletka dla pana żony. A ma tak niewielki obwód, że myślałem, że to prezent dla dziecka, ale gdy teraz widzę pani szczuplusie nadgarstki to już się nie dziwię.
Kazik rozpakował przesyłkę - oprócz bardzo dziwnej bransoletki był też krótki list dotyczący artefaktu. Bransoletka była zrobiona z płaskich krążków złota, wielkości 20 groszy. Na każdym krążku był wytłoczony inny symbol i wyraźnie była to ręczna a nie maszynowa robota. Zapięcie robiło wrażenie spinacza biurowego robionego ręcznie ze złotego drutu. Teresa przyjrzała się obrazkom wytłoczonym na krążkach i powiedziała- to ma coś wspólnego z Meksykiem. A może napije się pan z nami kawy? Oj nie, bardzo dziękuję za zaproszenie, ale muszę jeszcze dziś dotrzeć do Ostrowa Mazowieckiego. No to może ja panu zrobię kawy do takiego kubka termicznego z pokrywką i napije się pan w drodze. To moment, bo zrobię kawę z ekspresu, a mąż tymczasem zatelefonuje do brata, że pan szczęśliwie do nas dojechał i że wszystko jest w porządku. No ale ja nie wiem, kiedy oddam ten kubek- zmartwił się pan Czesław. Nie musi go pan wcale oddawać, mamy ich kilka, a panu się "przyda na zaś".
Teresa szybko uruchomiła ekspres, a do małego pudełka włożyła 3 saszetki z cukrem i 1 opakowanie wafelków orzechowych. Podając wszystko panu Czesławowi powiedziała - tylko proszę nie szarżować na szosie, może być ślisko teraz. Pan Czesław wylewnie podziękował za wyposażenie go na drogę i za to, że Kazik zatelefonował do brata i wyszedł. Dopiero teraz Teresa otworzyła list dołączony do bransoletki.
"To mit o narodzinach człowieka" i choć ta bransoletka wygląda jakby była robiona w czasach wielce starożytnych to jest to tylko replika. Gdy ją zobaczyłem pomyślałem zaraz o Tesi, bo widziałem u niej na półce książkę Macieja Kuczyńskiego "Czciciele węża" i Ona z pomocą tej książki odczyta te symbole. Ściskam Was wszystkich, Krystian"
Ojej, pamięć to on ma niczym słoń- stwierdziła Teresa. Ostatni raz oglądał moje książki gdy mu kazałam by sobie wyszukał książki o pielęgnacji niemowląt. Jakby nie było to od tego czasu minęło już kilka lat! On zawsze mnie czymś zadziwi - jak nie skrajną durnotą to właśnie czymś takim. Jedno jest pewne - każda jego partnerka nie może narzekać na nudę- to facet wielce nieprzewidywalny- każdą albo zezłości albo czymś zadziwi. Oby tylko trafił na babkę, która taką emocjonalną huśtawkę wytrzyma i nie zatłucze ze wściekłości, gdy jej wytnie jakiś numer. Popatrz - opatrzność nade mną czuwała, że zakochałam się w tobie a nie w nim, bo zapewne skończyłabym w więzieniu za zabójstwo w afekcie.
A Kazik uśmiechnął się i cicho powiedział - on ci już wspaniałomyślnie ten fakt wybaczył, tak ze trzy miesiące po naszym ślubie. Wpierw nie mógł ci wybaczyć małżeństwa z takim staruchem jak Robercik, a potem tego że nie rozejrzałaś się dokładnie dookoła i wybrałaś kolejnego starca, czyli mnie. No co ja na to poradzę, że od zawsze kochałam ciebie a nie jego? Dla mnie on jest po prostu bratem- i twoim i moim, ale nie mężczyzną w którym lokowałabym inne niż bratnie uczucia. Ty mi przesłaniasz cały świat, jesteś dla mnie wszystkim i nic na to nie poradzę.
Chyba muszę zrobić kolację - stwierdziła Teresa, bo tata i Alek z głodu niedługo umrą lub któryś z nich zamieni się w jakieś zwierzątko. Nasz domowy dyrektor ZOO znów ogląda jakiś film o zwierzakach, ciekawa jestem kiedy mu się znudzi. Pewnie nie prędko, ale może dzięki temu nie usłyszymy że chce w domu kotka lub pieska. On lubi tylko duże psy, na szczęście raz na jakiś czas może pobyć z Dunią , a Franek mu wytłumaczył, że każdy pies jest bardzo nieszczęśliwy gdy nie ma ogrodu koło domu, bo nie ma się gdzie wybiegać. Ja tylko czekam kiedy zadzwoni Franek i powie mi, że Joanna kazała mu wybierać pomiędzy nią a Dunią. Bo Joannie się Dunia nie podoba, bo co to za pies, który "mieszka na pokojach a nie w budzie koło domu". I wcale nie byłabym zaskoczona, gdyby Franek wybrał Dunię. Joanna nie ma tam lekko, bo całość jest zapisana na ojca, a Franek z Joanną mają rozdzielność majątkową, a testament ojciec zrobił oczywiście na Franka. Najlepsze jest to, że ona ma tam tylko meldunek tymczasowy, bo tak jej ktoś, ale nie wiem kto, doradził. Pytała się kiedyś mnie jak jej sytuacja wygląda pod względem prawnym, więc powiedziałam, że ja się na tym nie znam, wszak nie jestem absolwentką prawa. Chciała się zwrócić z tym do Krisa, ale wtedy akurat Kris nie miał do tego głowy, bo się rozwodził. Ale to był tylko pretekst z jego strony, bo jak mi kiedyś powiedział, to on nie trawi Joanny bo nie lubi głupich bab. A Franek jest na tyle bystrym facetem, że w razie rozwodu znajdzie 105 argumentów by dziecko przyznano jemu a nie jej, po prostu zaczeka aż mała podrośnie trochę i Joanna pójdzie do pracy a do małej albo weźmie opiekunkę albo Franek będzie ją odwoził do przedszkola, prywatnego zresztą. Ostatnio gdy z nim rozmawiałam powiedział, że krew go zalewa bo Joanna zawsze mówi do małej sepleniąc i wszystko zdrabniając i musi się biedak bardzo pilnować, żeby jej nie palnąć w głowę. I już zakupił kilka mądrych książek, w których jak byk stoi, żeby do dziecka mówić normalnie, ale ona jest mocno odporna na wiedzę. Czołowy argument Joanny to słowa -bo ja jej w ten sposób okazuję, że ją ogromnie kocham. W odpowiedzi dowiedziała się, że w ten sposób to ona po pierwsze krzywdzi dziecko, które uczy się złej wymowy i potem będzie miało kłopoty i w przedszkolu i w szkole a sobie to tym seplenieniem wystawia złe świadectwo, że nie potrafi wychowywać dziecka.
Rozmowy o kłopotach Franka przerwał Alek, który już poczuł głód i przytuptał do kuchni mówiąc- mama, jestem głodny jak polarny miś! A co te misie polarne jedzą - zapytała Teresa. One jedzą foki, ale misie polarne teraz często głodują, bo się zmienia klimat i fok jest coraz mniej. I mama, one wcale nie są białe ich włosy to są przezroczyste i puste w środku. I trochę mi przykro, że one zjadają foki, no ale przecież one muszą coś jeść. A jak któryś miś upoluje dużą, dorosłą fokę, to ją kilka dni jedzą. I ja się im dziwię, bo foki brzydko pachną, czułem jak byłem w ZOO. I białe misie też raz brzydko pachniały. No to przypomnij sobie jak brzydko pachniały żyrafy w żyrafiarni i słonie w swoim pawilonie.
Mama a co jest na kolację? Dziś są pieczone w piekarniku placki ziemniaczane. Pieczone? - zdziwił się Alek. A dlaczego nie smażone"? Bo szybciej się je robi a poza tym są zdrowsze, bo mniej tłuste. I nie muszę potem długo wietrzyć kuchni. Nakryj z tatą stół, bo już za chwilę będą placki, zjemy dziś w kuchni kolację. Mama, a kto u nas był dzisiaj? Był pan, który przywiózł dla mamy prezent od wujka Krisa. A będę mógł zobaczyć? Będziesz mógł zobaczyć, ale dopiero po kolacji. A dziadek Tadek nie pozwolił mi pójść zobaczyć kto przyszedł i powiedział, że gdyby to był ktoś do mnie to byście mnie zawołali. No i dobrze ci dziadek Tadek powiedział- stwierdził Kazik.
Tata, a dziadek Tadek powiedział, że może w to lato pojedziemy na kilka dni nad morze i na Helu obejrzymy fokarium, bo tam można z bliska obejrzeć foki i one nie pachną tak brzydko jak te w naszym ZOO. I dziadek Jacek z Tadziem też by pojechali. Ale ja chciałbym żeby też pojechała mama. A dziadek powiedział, że ty pewnie nie będziesz miał w lecie urlopu, bo planujesz byśmy pojechali do Tlenia.
Synku- zmieniłem pracę i jeszcze o terminie urlopu nie rozmawiałem w pracy. Być może, że na początku czerwca pojedziemy na 3- 4 dni do Gdańska i Gdyni i popłyniemy z Gdyni stateczkiem na Hel i wtedy odwiedzimy fokarium. I tym samym stateczkiem wrócimy z Helu do Gdyni. Bardzo mi zależy byśmy pojechali we wrześniu do Tlenia, bo takie 3 tygodnie pobytu w lesie to samo zdrowie. W tym roku zimą, dzięki temu pobytowi w lesie nikt z nas na nic nie chorował. To leśne, żywiczne powietrze i codzienne spacery po lesie nas wszystkich zahartowały. A pan Juleczek też tam będzie? Myślę, że tak i chcę byśmy mieszkali w tym samym domu co w ubiegłym roku.
Pieczone w piekarniku, a nie smażone na patelni placki ziemniaczane wszystkim bardzo smakowały. I wszyscy zgodnie orzekli, że od tej pory zawsze będą robili placki pieczone w piekarniku. Po kolacji Alek dopilnował by Teresa pokazała mu prezent, który dostała od wujka Krisa. Dziecię obejrzało dokładnie i.... skrytykowało - nie podobało mu się, że obrazki wyryte na "plasterkach" są dziwne i zupełnie nie wiadomo co to jest, same "plasterki" nierówne, trochę krzywe, jedne cieńsze inne grubsze. A najbardziej mu się nie podobało, że gdy będzie już dużym chłopcem i będzie się uczył biologii to wtedy się dowie co to jest kod DNA i RNA. I że kiedyś takie rysunki były w Meksyku, a ta bransoletka jest robiona ręcznie właśnie na wzór takich starodawnych bransoletek i wujek Kris zakupił ją w prezencie dla Teresy, bo ona się między innymi interesuje i biologią i tym co było w bardzo starożytnym Meksyku przed tysiącami lat. Kazik co prawda przyniósł książkę, w której pokazał Alkowi niektóre z rytów, które były na "plasterkach" bransoletki i przeczytał mu podpisy pod tymi rysunkami, ale mały był bardzo zawiedziony, bo zupełnie nie pojmował o czym mowa.
Kazik dostał ciekawą propozycję - Politechnika organizowała wykłady otwarte dla osób, które nie studiują, ale są zainteresowane fizyką i techniką i może będą studentami. Wykłady prowadzili różni wykładowcy Politechniki i szef zaproponował by Kazik poprowadził jeden z wykładów.
c.d.n.