niedziela, 24 września 2023

Córeczka tatusia - 15

 Gdyby Marta, jej tata, lub Wojtek prowadzili coś na kształt "kroniki  rodzinnej" to musieliby odnotować, że ten piątek był w sumie  dość niezwykłym  dniem , bo:  tego  dnia Wojtek sprzedał swoje mieszkanie  swemu ojcu- wprawdzie nie  za najwyższą kwotę, którą mógłby uzyskać sprzedając  je osobie obcej, nie mniej uzyskana za nie kwota  całkiem go satysfakcjonowała. Następną  sprawą, godną odnotowania  było to, że tata przyjaźni się z panią Patrycją i nie jest to przelotny flirt i tym samym Patrycja zostaje  wpisana na listę rodzinną i od tej  chwili będzie brała udział  we wszystkich rodzinnych sprawach i nie wykluczone jest, że się z tatą zwiążą wkrótce węzłem małżeńskim. Co prawda oboje  mieli dość sceptyczny  stosunek do małżeństwa, bo kochać  się i szanować wzajemnie to można i bez ślubu, ale pewne formalności prawne wyraźnie faworyzowały związki małżeńskie. 

W ramach włączania Patrycji na listę rodzinną Marta zarządziła  w piątkowy wieczór kolację w towarzystwie Patrycji i tata razem z Wojtkiem wpadli do kwiaciarni przed jej zamknięciem by "porwać" Patrycję na kolację.  A  na sobotnią kolację Marta zaprosiła  i teściów i Patrycję, bo uznała, że lepiej będzie gdy oni i Patrycja poznają się jeszcze przed ślubem jej i Wojtka. 

Tata miał coś w rodzaju wyrzutów  sumienia, że ukrywał przed Martą swą znajomość z Patrycją,  ale Marta, aby go nieco pocieszyć powiedziała - no to mamy rachunki między  sobą wyrównane, bo nigdy ci nie powiedziałam, że chodziliśmy z Wojtkiem do kina tylko po to, żeby  się całować. Tata się roześmiał i powiedział - muszę cię zmartwić, ale nie byliście w tej materii prekursorami, moje pokolenie też było kinomanami - miłośnikami ostatniego rzędu w kinie. A Wojtek powiedział - wygląda na to, że kinomania  jest  niejako uwarunkowana genetycznie. I na większości tytułów bywaliśmy po dwa razy - raz w kinie  a raz na filmie.

Na sobotnią kolację to ojciec był tym który zapraszał "prawie teściów". Rozmawiał z "prawie teściem" i napomknął "między wierszami", że oprócz nich będzie jeszcze jedna osoba, której oni jeszcze nie  znają. Ale oczywiście nie jest to jakaś oficjalna kolacja, krawat i garnitur są absolutnie  zbyteczne. Oczywiście "prawie teść" nie dociekał kim jest jeszcze jedna osoba na kolacji - mało tego - nie powiedział żonie, że oprócz nich będzie jeszcze ktoś na kolacji. "Prawie teściowa" w  związku z tym nie  spędziła przed wyjściem  z  domu dwóch godzin przed lustrem, zamiast  szpilek wdziała zwyczajne sandałki na niewysokim koturnie i wreszcie wyglądała tak zwyczajnie, po matczynemu, a nie jak żona faceta na dyrektorskim stanowisku podczas oficjalnego służbowego przyjęcia.  Prawie teściowie dotarli dziwnym trafem  z dziesięć minut przed czasem. Marta z przyjemnością zauważyła całkiem naturalny wygląd swej teściowej i skomplementowała go. 

No bo się dziś nie malowałam - głupio  być wymalowaną  w miejscu w którym snują  się tylko zakonnice i stare, schorowane kobiety. To strasznie przygnębiające miejsce, choć trzeba przyznać, że  ogród mają piękny i bardzo zadbany. I on jest ogromny. I mają na swoim terenie parterowy budynek, w którym jest przedszkole.   I podobno dzieci  przybiegają do tych kobiet, które są przytomniejsze niż Helenka. A jak ciocia Helena? No jak zwykle - nijak. Ona po prostu już nie kontaktuje, ale jest czyściutko ubrana, uczesana i siedzi jak mumijka. To strasznie przygnębiający widok- przynajmniej dla mnie. Bo ojciec twierdzi, że to normalne, bo Helenka  zawsze była jakby nieco opóźniona  w rozwoju. No ale dobrze, że jest duży ogród, bo przynajmniej ciocia jest na świeżym powietrzu,  a nie leży pokotem w pokoju jak rok długi - powiedziała Marta.   No fakt- zgodziła  się "prawie teściowa".  

W tej chwili do pokoju wszedł tata Marty i powiedział - Pati się spóźnia, podejrzewam, że ma problem z zamknięciem kraty- wyskoczę do niej z Wojtkiem i narzędziami. Dwie minuty później już obu nie  było.  A co się stało? dokąd oni poszli?- zaczęła się dopytywać  "prawie teściowa". Marta uśmiechnęła  się - poszli sprawdzić, czy Patrycja  nie ma kłopotów z kratą na drzwiach kwiaciarni. A  kto to jest Patrycja?  Marta uśmiechnęła  się - to jest tak zwana niespodzianka - to przyjaciółka taty. Przemiła osoba. Będzie tacie  towarzyszyła na  naszym ślubie i na obiedzie. I dziś będzie na kolacji.  

Teściową lekko zatkało, ale  powiedziała - ja  chyba tej pani nie  znam.  No właśnie  dlatego, że jej mamo nie znasz to będzie  dziś na kolacji, żebyście  się poznały.  Czy to oznacza, że będziesz  miała  macochę? - spytała prawie  teściowa. Nie wykluczone to jest - ale nie będzie "macochą" tylko co najwyżej macoszką. To bardzo miła i łagodna osoba a do tego inteligentna.  Wojtkowi też  się podoba. 

Od jak dawna twój ojciec ją  zna? Nie  wiem, nie pytałam, to już duży chłopczyk i mocno doświadczony przez życie. W każdym razie podejrzewam, że dość długo. Gdy był piękny i młody to poleciał na urodę, teraz raczej interesuje go rozum kobiety  a nie  uroda. Ale  zapewniam  cię, że nie jest brzydka. A czy ty znałaś moją matkę?  Nie, osobiście nie  znałam jej. Ale pamiętam, że była bardzo ładna, raz ją widziałam na zebraniu rodziców. A ja wcale nie pamiętam jak wyglądała moja matka - ona mnie  nienawidziła- cicho powiedziała Marta. Myślę, że była bardzo niezrównoważoną osobą. A tata nie ma ani jednego jej zdjęcia. Ja rozumiem, że czasem dzieci są nieznośne, ale  czy powiedziałaś swemu dziecku że jest dla ciebie tylko i wyłącznie udręką i że masz go dosyć? Że ci przeszkadza  w życiu? Bo ja to od niej często słyszałam i to wszystko powiedziałam w  sądzie i że dlatego wybrałam, że chcę pozostać z tatą. Przez cały czas aż do mojej pełnoletności tata był ze mną, to on mnie  wprowadzał w życie i tłumaczył mi świat. Ważna byłam dla niego ja i moje sprawy, o  sobie nie myślał. 

W tej chwili zazgrzytał klucz w  zamku, Marta umilkła i wyszła pospiesznie  do przedpokoju. Uścisnęły  się z uśmiechem  z Pati, która powiedziała - już myślałam, że będę dziś nocować w kwiaciarni, ale na  szczęście udało się tę piekielną kratę zamknąć. Tym sposobem w poniedziałek skoro świt ściągnę speca od krat i Lucyna będzie się nim zajmowała. A jutro kwiaciarnia będzie nieczynna i też dziury  w niebie z tego powodu nie będzie - kartkę z zawiadomieniem już wywiesiłam.

W drzwiach pokoju stanęła "prawie teściowa" i zapytała-no i jak? Bo już  chciałam  Starego od telewizora odłączyć i posłać go na pomoc. No udało się, ale to będzie grubsza naprawa bo ona gdzieś na górze mechanizmu  ma jakąś przeszkodę - odpowiedział Wojtek. Nie  znam  się na  awariach takich urządzeń. Tata podejrzewa, że tam się jakaś zębatka popsuła.

Tata mrugnął do Marty, wyciągnął rękę do Pati i powiedział do "prawie teściowej"  -  pozwól, że ci przedstawię  swoją serdeczną przyjaciółkę, Patrycję czyli Pati. Skoro moje  jedyne dziecko już się nieomal ustabilizowało to i jak mogę nieco uporządkować swoje życie osobiste i wyciągnąć je z ukrycia.

Panie wymieniły uścisk dłoni, wyszczerzyły się w przyjaznym uśmiechu a tata powiedział- chodźmy do pokoju, nie stójmy tu. Marta kiwnęła na Wojtka i zagarnęła go do kuchni. Kolacja  była właściwie już gotowa, Marta zrobiła kilka kolorowych różnych sałatek, wielki półmisek tartinek, a na półmisku z przegródkami leżały pooddzielane składniki sałatek. Wojtek na moment dostał etat domowego kelnera i kursował z półmiskami, talerzami, dzbankami pomiędzy kuchnią i pokojem. Ojciec Wojtka  został niemal siłą odciągnięty od  telewizora, co wyraźnie  sprawiło mu sporą przykrość bo oglądał jakiś mecz piłki kopanej transmitowany przez Euro Sport.

Prawie teściowa żaliła  się do Pati, że Martusia i Wojtek  nie  chcą jej pokazać  swoich ślubnych strojów. Pati ją pocieszyła, że ona ich też nie  widziała, ale Marta ma niesamowite wyczucie koloru i garnitur, który wybrała świetnie odzwierciedla charakter Wojtka, bo to jest kolor dla silnych i pewnych siebie mężczyzn a Wojtek właśnie taki jest. Martusia wybrała też intuicyjnie kwiaty dla siebie i Wojtka. 

W tej chwili Marta powiedziała - Pati, ale co będzie jeśli się nie dostaniesz rano do kwiaciarni przez tę kratę?  Pati uśmiechnęła  się - w poniedziałek o 5 rano jadę na giełdę kwiatów i na pewno będą takie jakie zamówiłaś. Poza tym o 6 rano w poniedziałek już będę miała kontakt ze ślusarzem.  O piątej rano? - oczy Marty wyrażały przerażenie i niedowierzanie. Pati uśmiechnęła  się - i wcale nie będę najpierwsza - od 3,30 nad  ranem już się  zjeżdżają dostawcy żeby znaleźć jak najlepsze  miejsce  dla siebie. Giełda warzyw i owoców też zaczyna tak  wcześnie swe działanie. Tam i ci kupujący przyjeżdżają bladym świtem.  Życie wszelakich producentów  nie jest usłane  różami, zwłaszcza tych, których produkcja w dużej mierze zależy od  warunków atmosferycznych. Bo albo jest zbyt sucho i wtedy rosną koszty produkcji bo nawadnianie kosztuje, albo jest zbyt mokro i rośliny najzwyczajniej gniją.Teoretycznie powinna  być opłacalna produkcja szklarniowa, ale nie wyhoduje  się wszystkiego w  szklarni. Owszem- sporo kwiatów można hodować  w  szklarni, no ale trzeba mieć ludzi do obsługi, do ciągłego doglądania. I nawet kwiatów nie wyhoduje  się nic o nich nie wiedząc. Zaczęłam rozumieć różnych producentów dopiero wtedy gdy zaczęłam swą przygodę z kwiaciarnią. Konsument dostrzega tylko to, że "badylarz" przywiezie jedną przyczepę młodziutkich kalafiorów i "zarobi na mercedesa". To są mity- na pewno nie  zakupi za te kalafiory nowego mercedesa, co najwyżej przechodzonego, 20-letniego. I nikt z kupujących nie ma pojęcia ile trudu kosztuje wyhodowanie tych kalafiorów i że niemożliwością  jest wyhodować je  samemu, bez pracy ludzi, nikomu nie  wpadnie  do głowy, że ogrzewanie i nawadnianie szklarni kosztuje, że tak naprawdę to nic samo nie rośnie i że niemal każdy  ogrodnik czy też producent  warzyw jest także pracodawcą i musi ludziom u niego pracującym płacić pensję i składki  ZUS. Same to rosną tylko chwasty na polu. Mam wiele szacunku dla tych ludzi - nie mają  wcale  łatwego życia. Przysłowiowy "badylarz" pracuje "na okrągło" a nie jak urzędnik  8 godzin.  To trochę tak jak bycie rodzicem - nikt nie jest rodzicem tylko w określonych godzinach - jest się nim 24 godziny na dobę i to właściwie do końca  swego życia, bo przecież nawet gdy dziecko już jest dorosłe i  samodzielne to rodzice nadal przeżywają jego  wzloty i upadki.

Pati, ale ja nie chcę byś przeze mnie jechała o świcie po te kwiaty! Obędziemy się bez kwiatów w moich włosach i w butonierce Wojtkowego garnituru!  Marteczko - ja tam jadę nie tylko po te kwiatki dla was, ja  muszę też dokupić kwiatów do kwiaciarni. A jeżdżę głównie ja, bo moja wspólniczka za nic w świecie nie potrafi  się targować - a żeby było śmieszniej, to ci sprzedający wolą handlować z kimś, kto potrafi się targować. I dlatego to zawsze ja robię tam  zakupy. Ja po prostu w niedzielę, jak  zawsze, pójdę wcześniej  spać, zamiast o północy to około dwudziestej drugiej.  Zawsze tak robię i to zdaje egzamin. Nooo, uśmiechnij  się, proszę!  Poza tym, abstrahując od kwiatków  dla was to muszę już o 6 rano dzwonić do pana ślusarza, który obsługuje  również mechanizmy krat, żeby rano przyjechał i sprawdził co się dzieje. A na kartce wiszącej na  szybie napisałam, że kwiaciarnia będzie nieczynna w niedzielę i poniedziałek z powodu awarii. Całe  szczęście, że ta kwiaciarnia ma drugie wyjście- co prawda mało miłe bo trzeba przejść mały odcinek korytarzem piwnicznym i nie  zawsze funkcjonuje oświetlenie,  ale ja  zawsze mam przy wyjściu latarkę i jeśli żarówka przepalona to się wspomagam  latarką i dzwonię do dozorcy, że żarówka nie działa. Muszę po prostu poszukać jakiejś innej metody na te drzwi albo ten mechanizm wydobyć z muru, puścić go wierzchem a ukryć tylko jakąś obudową. Ale to będę musiała  załatwić ze spółdzielnią, bo to ich lokal, ja jestem tylko najemcą.

                                                                       c.d.n.