niedziela, 17 września 2023

Córeczka tatusia - 11

 Człowiek "od domku BabyJagi" jeszcze  dwa razy telefonował do Wojtka namawiając  go by może jednak obejrzał domek, bo w cenę  domku on daje  całe  wyposażenie, ale nic nie  wskórał. Wojtek  bardzo spokojnie i grzecznie  tłumaczył  człowiekowi, że po prostu jemu , jego żonie i  teściowi nie odpowiada  absolutnie tak bliskie sąsiedztwo innych domków, brak garażu , a nawet chociażby wiaty, a oni mają jednak w sumie  dwa samochody. Parking tam powstanie- zapewniał go sprzedający, ale Wojtek, w końcu  zniecierpliwiony powiedział, że mowy nie ma. 

Gdy opowiedział tę rozmowę  tacie ten powiedział - ja faceta  rozumiem- władował zapewne niemałe pieniądze w ten domek i chciałby je  teraz z naddatkiem otrzymać, ale jak mi Marta pokazała, to jest sporo ofert o sprzedaży  tych nieruchomości na Ursynowie, z tym, że połowa  z nich ma jako lokalizację podany Ursynów, ale to taki Ursynów jak ja panna, bo to wioski leżące już poza granicą Ursynowa. Nie  spieszy  się wam z powiększeniem rodziny, Martunia  jeszcze  ma rok do licencjatu, a chce przecież zrobić i drugi  stopień, więc niech spokojnie  dalej się uczy. Jeśli dojdziecie  do wniosku, że wam ze mną nieco za ciasno zawsze mogę się przenieść do tego drugiego mieszkania, które teraz jest wynajmowane- umowę mamy zawsze podpisywaną na rok. 

Ja  wiem, że  czasy takie, że niektórzy dojeżdżają  do pracy codziennie i 100 kilometrów i na pewno tacy mogą  być zainteresowani tym by dojeżdżać już nie 100 km a tylko 30 - ale nie  wiem, czy stać tych ludzi na to by kupić taki drogi domek.  A dojeżdżają do stolicy bo tam gdzie mieszkają zapewne nie ma pracy, ewentualnie jest, ale znacznie gorzej opłacana.  A gdy nasz blok będzie  remontowany to przy okazji zrobi się przeróbkę łazienki by WC było oddzielne. Martunia  już wybrała model kabiny prysznicowej,  taki 80 na 120 cm i wszystko omówiła z hydraulikiem. Wpierw chciała taką gotową  z cała instalacją, ale hydraulik jej odradził taki model i kupi się inną i wykorzysta  się narożnik łazienki. Oglądaliśmy taką kabinę  produkowana przez Koło. Oczywiście jest do niej brodzik, a Martunia  już wypatrzyła do niego antypoślizgową matę.W kuchni to chyba  niczego nie będziemy przerabiać - mam duże  zaufanie  do pomysłów Martuni, ale do kuchni to ona nie ma żadnych zastrzeżeń. 

No bo ta kuchnia jest bardzo dobrze urządzona i bardzo mi  się podoba, że można w kuchni spokojnie,  bez tłoczenia się przy ciasnym stoliku, jeść wszystkie posiłki - stwierdził Wojtek. W tych nowych mieszkaniach to te  kuchnie  są jakieś jak dla krasnoludków- niejadków.  Tak, tyle tylko, że z okazji remontu to zmienimy podłogę, widziałem  gres udający parkiet i mam wielką  chęć położyć taki w przedpokoju i w kuchni.  I to, żeby było zabawniej, taki sam w obu miejscach. I mam też chęć ujednolicić drzwi w mieszkaniu, bo co pomieszczenie to inne drzwi. Patrzyłem w Castoramie - są wszystkie  wymiary i wcale  nie są drogie więc chętnie  bym to przeprowadził. Tylko trzeba rozważyć czy  mają  być  pełne "drewniane" czy zrobić takie  z szybą- oczywiście ze szkła silnie matowego - wtedy jest widniej w przedpokoju - planował na głos tata. W pokojach i kuchni z dużą  szybą a w łazience i WC z typową, małą.Ciekawe co Martunia na to powie - nie mówiłem jej jeszcze  dokładnie co planuję, ale już jest po tym ostatnim  zaliczeniu, więc z nią porozmawiam. Mam nadzieję, że od  fryzjerki wróci w niezłym nastroju. Bo kiedyś wróciła tak wściekła, że aż  bałem  się do niej odezwać. Nie  było jej stałej  fryzjerki i "zastępczyni fatalnie obcięła"  włosy. Nie wiem na czym ta fatalność polegała, no ale to jej włosy, nie moje i skoro twierdziła, że "fatalnie"  to nawet nie próbowałem z nią na ten temat  dyskutować. Jak każda kobieta Martunia ma  własną wizję tego jak powinna wyglądać i jeśli w lustrze stwierdza, że któryś element  nie odpowiada temu co  sobie  wymyśliła to wtedy nie liczy się  wcale to, że się nasza  kobieta  nam podoba. Ona przede  wszystkim ma się podobać  sobie. 

Nie miałem o  tym pojęcia- stwierdził Wojtek - mam i miałem znikomy kontakt z płcią przeciwną, bo na moim roku wpierw była jakaś dziewczyna, ale szybko się "ocknęła" i stwierdziła, że ten kierunek to raczej nie jej bajka. I przeniosła  się na bardziej romantyczny wydział,  czyli na matematykę. Całą podstawówkę to byłem podnóżkiem Martusi, liceum robiłem w Austrii i zaraz po zakończeniu uciekłem  do Polski,  cały czas w drodze martwiąc  się czy naprawdę Martusia  nie ma jednak jakiegoś chłopaka i czy tylko mi tak pisała na pocieszenie.  

Ona pisała do ciebie codziennie, ale nie wysyłała tych listów - powiedział tata. Raz do roku było ich palenie - jeździłem z nią do Powsina, tam jest taka łąka na której wolno było rozpalać ognisko i wszystkie te niewysłane  listy były palone. Nic mi o tym nigdy nie powiedziała - stwierdził Wojtek. Nie powiedziała, bo uważała to za objaw  jej  słabej  woli  - nie wiedziała, a może raczej nie  wierzyła, że ty jednak wrócisz do Polski. Tato - ja ją kocham od szóstej klasy  szkoły podstawowej. Podobno takie  dziecinne  miłości mijają, ale moja do niej  nie minęła i trwa. Ma już inny wymiar, ale nadal Martusia jest dla mnie wciąż najważniejsza  i jedyna.  To faktycznie  mocno niedzisiejsza  historia - stwierdził tata. A rodzice o  tym wiedzą?  Nie, wiedzą tylko że się z nią przyjaźniłem. Oni zawsze  byli bardzo zajęci sobą - każde sobą a nie  sobą wzajemnie.

A czy ty już poinformowałeś rodziców o terminie ślubu?- spytał tata. Bo wiesz - to taka okazja, żeby każda mama zakupiła  sobie nową kreację bez wyrzutów  sumienia, no a to wszak zajmuje wiele czasu, nawet jeśli z góry wiadomo, że to nie będzie żadna oficjalna gala a gości da  się policzyć na palcach  jednej ręki.  

Poinformowałem tatę i mam nadzieję, że przekazał te informację mamie, bo gdy z nim rozmawiałem jej nie było w domu, bo pojechała  do swojej przyjaciółki. My z Martusią przygotujemy  dla  nich  spanie w tamtym  mieszkaniu. Do ojca to już jakimś kanałem  dotarło, że pojęcie podróży poślubnej i nocy poślubnej to raczej  mało aktualne  sprawy i operowanie  nimi powoduje, że patrzą  się wszyscy na rozmówcę używającego takich pojęć jak na zamorskie stworzenie. Bo w rzeczywistości to podróże są głównie przedślubne  i często ślub jest właśnie wynikiem takiej podróży. Ojciec  coś miauknął o podróży poślubnej, więc  mu tylko powiedziałem, że jeżeli napisze za mnie pracę magisterską to ja będę mógł w tym czasie bawić się z Martusią będąc w podróży poślubnej. Odnoszę wrażenie, że ludzie ogromnie lubią sami siebie oszukiwać, nie mówiąc  już o  tym,  że  tym samym oszukują i innych.

Tego wieczoru do Wojtka zatelefonowała mama. Wojtek  miał minę jakby go nagle rozbolały wszystkie zęby a ponadto sprawiał  wrażenie  człowieka, który zna tylko jeden wyraz- "NIE". W pewnej  chwili z wyraźną   złością powiedział -  nie chcę być nieuprzejmy, ale przypominam ci, że to mój ślub a ja już dawno skończyłem 18 lat i mam prawo sam kierować  swoim życiem. Nie widzę powodu dla którego miałbym zapraszać na ślub waszych znajomych i jeszcze ich ciągnąć do restauracji. Jak wrócicie  do Grazu to możesz przecież ich sobie  zaprosić na obiad  lub kolację by się pochwalić, że twój syn się ożenił. Możesz nawet film nakręcić z tego ślubu i zrobić seans filmowy w kinie - ale ślub będzie taki jaki my chcemy  mieć a nie ty. Nie, nie będzie ślubu kościelnego, żadne z nas nagle nie poczuło przemożnej chęci na wzięcie ślubu kościelnego. Nie, obecności  cioci  Helenki też nie przewiduję. Jeżeli ty z tatą chcecie  by była na ślubie to jedno z was będzie musiało jej cały czas tłumaczyć o co biega.  Nie mamo, nie jeżdżę do niej bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Tak, mieszkanie  stoi puste. Tak, mieszkam w jednym mieszkaniu z dziewczyną, która za dwa tygodnie będzie moją żoną. I mój przyszły teść też tu mieszka. Tu są cztery pokoje. Po ślubie też będziemy tu mieszkać, tak nam pasuje. No to co, że moje mieszkanie będzie  stało puste. Nie lubię tego mieszkania  ani miejsca w którym ono jest.  Mamo - jeśli jest w domu ojciec, to poproś go do telefonu - mam do niego pewną  sprawę. Chwilę później już rozmawiał z ojcem. Zaczął od tego, że chce sprzedać to mieszkanie - sprzedać a nie je wynająć, bo nie lubi tego mieszkania  ani jego lokalizacji.  Nie, jeszcze nie dałem ogłoszenia o sprzedaży, Martusia uznała, że wpierw powinienem o  tym porozmawiać z tobą. No pewnie, Martusia jest bardzo trzeźwą i mądrą dziewczyną. Ona już ma wakacje, ale ja muszę  się sprężyć z tym pisaniem pracy. Martusia ma jeszcze  dwa semestry do stopnia licencjata i potem cztery semestry do stopnia magistra. Nie  wiem jak długo będę pisał tę pracę - to dość trudny temat, muszę  się naprawdę dość intensywnie nad tym tematem zastanowić, bo jest mało teoretyczny, jest raczej tematem do wdrożenia. Garnitur, buty i potrzebne dodatki oboje  już mamy. Nie byłem u cioci, ale rozmawiałem z przełożoną -fizycznie to z ciocia jest w porządku, tylko mocno przymulona i nie za bardzo kontaktuje. Tak, zorientuję  się po ile idą mieszkania w starym budownictwie. Podeślę ci po prostu maila. Nie, nie to nie jest temat do dyskusji z mamą, wiem i kumam.  Oczywiście  mieszkanie jest wysprzątane i nawet zrobiliśmy jeden pokój jako sypialnię, wymieniliśmy materac po cioci Helence, był już bardzo sfatygowany. Nie chcę wynajmować, bo to zawsze jest kłopot a ja  muszę  się teraz skupić na swojej magisterce.  Nie wiem, może uda  się nam gdzieś wyskoczyć, może nad Bałtyk.  Chciałbym ze  względu na Martunię.Ona do magisterki to musi ukończyć dwa semestry do licencjatu i  potem jeszcze  cztery. Tato, ona nie będzie kosmetyczką, ona będzie kosmetologiem, czyli specem od medycyny estetycznej. Nie, chirurgiem plastycznym też nie- musiałaby  wpierw ukończyć 6 lat studiów na wydziale lekarskim a potem mieć kilka lat specjalizacji w chirurgii. No to wytłumacz to mamie, bo ona myli kosmetyczkę (którą można  zostać po kursie  zawodowym) z pracą kosmetologa. Już Martusię  chce zapewnić sobie firma, która opiekuje się tą uczelnią.

Ślub jest 29 lipca o godz.14,00 - takie rozpoczęcie nowego tygodnia z przytupem, bo to jest wszak poniedziałek. A że taki nietypowy  dzień dlatego udało się nam upolować miejsce w Pałacu Ślubów.  Po części oficjalnej  będzie część nieoficjalna  czyli wypicie  szampanem toastu za naszą pomyślność.  Martusia nie  zaprasza żadnych  swoich  koleżanek ani jakiejś  dalszej  rodziny. Ode mnie to będziecie  wy i kilku moich znajomych - toast jest  na stojąco w  sali obok  tej,  w której jest udzielany ślub. Tato- po ślubie  idziemy na  obiad do restauracji w Hotelu Europejskim, a świadkami naszymi są dwaj ojcowie, czyli ty i ojciec Martusi.  

Tam dobrze karmią a i restauracja  ładna i nie zamawialiśmy nic  z góry, każdy zamówi sobie  z karty to, na co będzie  miał w danym  dniu ochotę. Jeżeli będziecie  nocować  w mieszkaniu to oczywiście zapełnimy wam lodówkę, żebyście  z głodu nie pomarli przed ślubem. Tylko dajcie  znać kiedy przyjeżdżacie - pamiętaj, że nie macie kluczy od tamtego mieszkania. Wszystkie trzy komplety są u mnie. Dokładnie  to się z wami umówię gdy już  podejmiecie  decyzję czym zjedziecie  do Warszawy - samochodem czy pociągiem. Jeśli przyjedziecie na przykład  w sobotę, to możecie pojechać w niedzielę do cioci Helenki z wizytą. I tak myślę, że ta wizyta jest ważniejsza z uwagi na osobę siostry przełożonej niż z uwagi na  ciocię Helenkę.  Nie tato, nie mam nawet bladego pojęci co można przywieźć w prezencie tej siostrze  przełożonej - nigdy w życiu nie miałem do czynienia  z zakonnicą. Mama ma przecież jakieś bogobojne  znajome, to może one coś  wymyślą, co mogłoby być pamiątką  z Austrii dla siostry zakonnej w tak zwanym średnim wieku. I nie mam pojęcia  czy jest  coś co byłoby "trzy w jednym" - pamiątką, rzeczą dekoracyjną a do tego jeszcze przydatną. Dobrze tato, to czekam na wiadomość kiedy i  czym przyjedziecie. Tak, ucałuję, to jasne jak  słońce, uwielbiam ją całować. Nie  zapomnij wziąć polskiego paszportu. Oczywiście pozdrowienia też przekażę.

Odłożył telefon i powiedział do Marty - nooo, za jednym  zamachem udało mi  się wpuścić sprawę zbycia mieszkania. Obiecał, że się zastanowi  co by się opłacało  zrobić z  tym mieszkaniem. I podejrzewam,że zjadą tu dopiero w niedzielę, bo jak powiedziałem, że mogliby w niedzielę pojechać do Helenki to aż  jęknął. Bo tak naprawdę to cioci Heli to ta jego wizyta  jest "na plaster", ona nawet mnie  nie rozpoznawała, chociaż  widywała mnie przecież  codziennie. Alzheimer to straszna choroba. A ojciec się bardzo boi żeby i jemu się nie przytrafiła. Ale wiem, że przechodził bardzo szczegółowe badania i raczej mu to nie grozi. Tak dokładnie to nikt Helenki  nie badał czy to  Alzheimer  czy coś innego. Bo ciocia Helenka zawsze była dziwna, nie  skończyła żadnej  szkoły, wiecznie na  coś chorowała i jak mówiła moja matka była "zakałą rodziny", no a po sześćdziesiątce to się z nią zaczęły kłopoty - a to  się zgubiła na mieście, raz jakichś ćpunów przyprowadziła do domu, ale zupełnie nie wiem dlaczego nigdy nie była porządnie przebadana. Ja tylko pamiętam, że zawsze wszyscy unikali jej jak ognia. No a jak rodzice  wyjeżdżali to ją tu zameldowali. Teraz jest zameldowana na  stałe w tym zakładzie opiekuńczym.

                                                                       c.d.n.