Człowiek "od domku BabyJagi" jeszcze dwa razy telefonował do Wojtka namawiając go by może jednak obejrzał domek, bo w cenę domku on daje całe wyposażenie, ale nic nie wskórał. Wojtek bardzo spokojnie i grzecznie tłumaczył człowiekowi, że po prostu jemu , jego żonie i teściowi nie odpowiada absolutnie tak bliskie sąsiedztwo innych domków, brak garażu , a nawet chociażby wiaty, a oni mają jednak w sumie dwa samochody. Parking tam powstanie- zapewniał go sprzedający, ale Wojtek, w końcu zniecierpliwiony powiedział, że mowy nie ma.
Gdy opowiedział tę rozmowę tacie ten powiedział - ja faceta rozumiem- władował zapewne niemałe pieniądze w ten domek i chciałby je teraz z naddatkiem otrzymać, ale jak mi Marta pokazała, to jest sporo ofert o sprzedaży tych nieruchomości na Ursynowie, z tym, że połowa z nich ma jako lokalizację podany Ursynów, ale to taki Ursynów jak ja panna, bo to wioski leżące już poza granicą Ursynowa. Nie spieszy się wam z powiększeniem rodziny, Martunia jeszcze ma rok do licencjatu, a chce przecież zrobić i drugi stopień, więc niech spokojnie dalej się uczy. Jeśli dojdziecie do wniosku, że wam ze mną nieco za ciasno zawsze mogę się przenieść do tego drugiego mieszkania, które teraz jest wynajmowane- umowę mamy zawsze podpisywaną na rok.
Ja wiem, że czasy takie, że niektórzy dojeżdżają do pracy codziennie i 100 kilometrów i na pewno tacy mogą być zainteresowani tym by dojeżdżać już nie 100 km a tylko 30 - ale nie wiem, czy stać tych ludzi na to by kupić taki drogi domek. A dojeżdżają do stolicy bo tam gdzie mieszkają zapewne nie ma pracy, ewentualnie jest, ale znacznie gorzej opłacana. A gdy nasz blok będzie remontowany to przy okazji zrobi się przeróbkę łazienki by WC było oddzielne. Martunia już wybrała model kabiny prysznicowej, taki 80 na 120 cm i wszystko omówiła z hydraulikiem. Wpierw chciała taką gotową z cała instalacją, ale hydraulik jej odradził taki model i kupi się inną i wykorzysta się narożnik łazienki. Oglądaliśmy taką kabinę produkowana przez Koło. Oczywiście jest do niej brodzik, a Martunia już wypatrzyła do niego antypoślizgową matę.W kuchni to chyba niczego nie będziemy przerabiać - mam duże zaufanie do pomysłów Martuni, ale do kuchni to ona nie ma żadnych zastrzeżeń.
No bo ta kuchnia jest bardzo dobrze urządzona i bardzo mi się podoba, że można w kuchni spokojnie, bez tłoczenia się przy ciasnym stoliku, jeść wszystkie posiłki - stwierdził Wojtek. W tych nowych mieszkaniach to te kuchnie są jakieś jak dla krasnoludków- niejadków. Tak, tyle tylko, że z okazji remontu to zmienimy podłogę, widziałem gres udający parkiet i mam wielką chęć położyć taki w przedpokoju i w kuchni. I to, żeby było zabawniej, taki sam w obu miejscach. I mam też chęć ujednolicić drzwi w mieszkaniu, bo co pomieszczenie to inne drzwi. Patrzyłem w Castoramie - są wszystkie wymiary i wcale nie są drogie więc chętnie bym to przeprowadził. Tylko trzeba rozważyć czy mają być pełne "drewniane" czy zrobić takie z szybą- oczywiście ze szkła silnie matowego - wtedy jest widniej w przedpokoju - planował na głos tata. W pokojach i kuchni z dużą szybą a w łazience i WC z typową, małą.Ciekawe co Martunia na to powie - nie mówiłem jej jeszcze dokładnie co planuję, ale już jest po tym ostatnim zaliczeniu, więc z nią porozmawiam. Mam nadzieję, że od fryzjerki wróci w niezłym nastroju. Bo kiedyś wróciła tak wściekła, że aż bałem się do niej odezwać. Nie było jej stałej fryzjerki i "zastępczyni fatalnie obcięła" włosy. Nie wiem na czym ta fatalność polegała, no ale to jej włosy, nie moje i skoro twierdziła, że "fatalnie" to nawet nie próbowałem z nią na ten temat dyskutować. Jak każda kobieta Martunia ma własną wizję tego jak powinna wyglądać i jeśli w lustrze stwierdza, że któryś element nie odpowiada temu co sobie wymyśliła to wtedy nie liczy się wcale to, że się nasza kobieta nam podoba. Ona przede wszystkim ma się podobać sobie.
Nie miałem o tym pojęcia- stwierdził Wojtek - mam i miałem znikomy kontakt z płcią przeciwną, bo na moim roku wpierw była jakaś dziewczyna, ale szybko się "ocknęła" i stwierdziła, że ten kierunek to raczej nie jej bajka. I przeniosła się na bardziej romantyczny wydział, czyli na matematykę. Całą podstawówkę to byłem podnóżkiem Martusi, liceum robiłem w Austrii i zaraz po zakończeniu uciekłem do Polski, cały czas w drodze martwiąc się czy naprawdę Martusia nie ma jednak jakiegoś chłopaka i czy tylko mi tak pisała na pocieszenie.
Ona pisała do ciebie codziennie, ale nie wysyłała tych listów - powiedział tata. Raz do roku było ich palenie - jeździłem z nią do Powsina, tam jest taka łąka na której wolno było rozpalać ognisko i wszystkie te niewysłane listy były palone. Nic mi o tym nigdy nie powiedziała - stwierdził Wojtek. Nie powiedziała, bo uważała to za objaw jej słabej woli - nie wiedziała, a może raczej nie wierzyła, że ty jednak wrócisz do Polski. Tato - ja ją kocham od szóstej klasy szkoły podstawowej. Podobno takie dziecinne miłości mijają, ale moja do niej nie minęła i trwa. Ma już inny wymiar, ale nadal Martusia jest dla mnie wciąż najważniejsza i jedyna. To faktycznie mocno niedzisiejsza historia - stwierdził tata. A rodzice o tym wiedzą? Nie, wiedzą tylko że się z nią przyjaźniłem. Oni zawsze byli bardzo zajęci sobą - każde sobą a nie sobą wzajemnie.
A czy ty już poinformowałeś rodziców o terminie ślubu?- spytał tata. Bo wiesz - to taka okazja, żeby każda mama zakupiła sobie nową kreację bez wyrzutów sumienia, no a to wszak zajmuje wiele czasu, nawet jeśli z góry wiadomo, że to nie będzie żadna oficjalna gala a gości da się policzyć na palcach jednej ręki.
Poinformowałem tatę i mam nadzieję, że przekazał te informację mamie, bo gdy z nim rozmawiałem jej nie było w domu, bo pojechała do swojej przyjaciółki. My z Martusią przygotujemy dla nich spanie w tamtym mieszkaniu. Do ojca to już jakimś kanałem dotarło, że pojęcie podróży poślubnej i nocy poślubnej to raczej mało aktualne sprawy i operowanie nimi powoduje, że patrzą się wszyscy na rozmówcę używającego takich pojęć jak na zamorskie stworzenie. Bo w rzeczywistości to podróże są głównie przedślubne i często ślub jest właśnie wynikiem takiej podróży. Ojciec coś miauknął o podróży poślubnej, więc mu tylko powiedziałem, że jeżeli napisze za mnie pracę magisterską to ja będę mógł w tym czasie bawić się z Martusią będąc w podróży poślubnej. Odnoszę wrażenie, że ludzie ogromnie lubią sami siebie oszukiwać, nie mówiąc już o tym, że tym samym oszukują i innych.
Tego wieczoru do Wojtka zatelefonowała mama. Wojtek miał minę jakby go nagle rozbolały wszystkie zęby a ponadto sprawiał wrażenie człowieka, który zna tylko jeden wyraz- "NIE". W pewnej chwili z wyraźną złością powiedział - nie chcę być nieuprzejmy, ale przypominam ci, że to mój ślub a ja już dawno skończyłem 18 lat i mam prawo sam kierować swoim życiem. Nie widzę powodu dla którego miałbym zapraszać na ślub waszych znajomych i jeszcze ich ciągnąć do restauracji. Jak wrócicie do Grazu to możesz przecież ich sobie zaprosić na obiad lub kolację by się pochwalić, że twój syn się ożenił. Możesz nawet film nakręcić z tego ślubu i zrobić seans filmowy w kinie - ale ślub będzie taki jaki my chcemy mieć a nie ty. Nie, nie będzie ślubu kościelnego, żadne z nas nagle nie poczuło przemożnej chęci na wzięcie ślubu kościelnego. Nie, obecności cioci Helenki też nie przewiduję. Jeżeli ty z tatą chcecie by była na ślubie to jedno z was będzie musiało jej cały czas tłumaczyć o co biega. Nie mamo, nie jeżdżę do niej bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Tak, mieszkanie stoi puste. Tak, mieszkam w jednym mieszkaniu z dziewczyną, która za dwa tygodnie będzie moją żoną. I mój przyszły teść też tu mieszka. Tu są cztery pokoje. Po ślubie też będziemy tu mieszkać, tak nam pasuje. No to co, że moje mieszkanie będzie stało puste. Nie lubię tego mieszkania ani miejsca w którym ono jest. Mamo - jeśli jest w domu ojciec, to poproś go do telefonu - mam do niego pewną sprawę. Chwilę później już rozmawiał z ojcem. Zaczął od tego, że chce sprzedać to mieszkanie - sprzedać a nie je wynająć, bo nie lubi tego mieszkania ani jego lokalizacji. Nie, jeszcze nie dałem ogłoszenia o sprzedaży, Martusia uznała, że wpierw powinienem o tym porozmawiać z tobą. No pewnie, Martusia jest bardzo trzeźwą i mądrą dziewczyną. Ona już ma wakacje, ale ja muszę się sprężyć z tym pisaniem pracy. Martusia ma jeszcze dwa semestry do stopnia licencjata i potem cztery semestry do stopnia magistra. Nie wiem jak długo będę pisał tę pracę - to dość trudny temat, muszę się naprawdę dość intensywnie nad tym tematem zastanowić, bo jest mało teoretyczny, jest raczej tematem do wdrożenia. Garnitur, buty i potrzebne dodatki oboje już mamy. Nie byłem u cioci, ale rozmawiałem z przełożoną -fizycznie to z ciocia jest w porządku, tylko mocno przymulona i nie za bardzo kontaktuje. Tak, zorientuję się po ile idą mieszkania w starym budownictwie. Podeślę ci po prostu maila. Nie, nie to nie jest temat do dyskusji z mamą, wiem i kumam. Oczywiście mieszkanie jest wysprzątane i nawet zrobiliśmy jeden pokój jako sypialnię, wymieniliśmy materac po cioci Helence, był już bardzo sfatygowany. Nie chcę wynajmować, bo to zawsze jest kłopot a ja muszę się teraz skupić na swojej magisterce. Nie wiem, może uda się nam gdzieś wyskoczyć, może nad Bałtyk. Chciałbym ze względu na Martunię.Ona do magisterki to musi ukończyć dwa semestry do licencjatu i potem jeszcze cztery. Tato, ona nie będzie kosmetyczką, ona będzie kosmetologiem, czyli specem od medycyny estetycznej. Nie, chirurgiem plastycznym też nie- musiałaby wpierw ukończyć 6 lat studiów na wydziale lekarskim a potem mieć kilka lat specjalizacji w chirurgii. No to wytłumacz to mamie, bo ona myli kosmetyczkę (którą można zostać po kursie zawodowym) z pracą kosmetologa. Już Martusię chce zapewnić sobie firma, która opiekuje się tą uczelnią.
Ślub jest 29 lipca o godz.14,00 - takie rozpoczęcie nowego tygodnia z przytupem, bo to jest wszak poniedziałek. A że taki nietypowy dzień dlatego udało się nam upolować miejsce w Pałacu Ślubów. Po części oficjalnej będzie część nieoficjalna czyli wypicie szampanem toastu za naszą pomyślność. Martusia nie zaprasza żadnych swoich koleżanek ani jakiejś dalszej rodziny. Ode mnie to będziecie wy i kilku moich znajomych - toast jest na stojąco w sali obok tej, w której jest udzielany ślub. Tato- po ślubie idziemy na obiad do restauracji w Hotelu Europejskim, a świadkami naszymi są dwaj ojcowie, czyli ty i ojciec Martusi.
Tam dobrze karmią a i restauracja ładna i nie zamawialiśmy nic z góry, każdy zamówi sobie z karty to, na co będzie miał w danym dniu ochotę. Jeżeli będziecie nocować w mieszkaniu to oczywiście zapełnimy wam lodówkę, żebyście z głodu nie pomarli przed ślubem. Tylko dajcie znać kiedy przyjeżdżacie - pamiętaj, że nie macie kluczy od tamtego mieszkania. Wszystkie trzy komplety są u mnie. Dokładnie to się z wami umówię gdy już podejmiecie decyzję czym zjedziecie do Warszawy - samochodem czy pociągiem. Jeśli przyjedziecie na przykład w sobotę, to możecie pojechać w niedzielę do cioci Helenki z wizytą. I tak myślę, że ta wizyta jest ważniejsza z uwagi na osobę siostry przełożonej niż z uwagi na ciocię Helenkę. Nie tato, nie mam nawet bladego pojęci co można przywieźć w prezencie tej siostrze przełożonej - nigdy w życiu nie miałem do czynienia z zakonnicą. Mama ma przecież jakieś bogobojne znajome, to może one coś wymyślą, co mogłoby być pamiątką z Austrii dla siostry zakonnej w tak zwanym średnim wieku. I nie mam pojęcia czy jest coś co byłoby "trzy w jednym" - pamiątką, rzeczą dekoracyjną a do tego jeszcze przydatną. Dobrze tato, to czekam na wiadomość kiedy i czym przyjedziecie. Tak, ucałuję, to jasne jak słońce, uwielbiam ją całować. Nie zapomnij wziąć polskiego paszportu. Oczywiście pozdrowienia też przekażę.
Odłożył telefon i powiedział do Marty - nooo, za jednym zamachem udało mi się wpuścić sprawę zbycia mieszkania. Obiecał, że się zastanowi co by się opłacało zrobić z tym mieszkaniem. I podejrzewam,że zjadą tu dopiero w niedzielę, bo jak powiedziałem, że mogliby w niedzielę pojechać do Helenki to aż jęknął. Bo tak naprawdę to cioci Heli to ta jego wizyta jest "na plaster", ona nawet mnie nie rozpoznawała, chociaż widywała mnie przecież codziennie. Alzheimer to straszna choroba. A ojciec się bardzo boi żeby i jemu się nie przytrafiła. Ale wiem, że przechodził bardzo szczegółowe badania i raczej mu to nie grozi. Tak dokładnie to nikt Helenki nie badał czy to Alzheimer czy coś innego. Bo ciocia Helenka zawsze była dziwna, nie skończyła żadnej szkoły, wiecznie na coś chorowała i jak mówiła moja matka była "zakałą rodziny", no a po sześćdziesiątce to się z nią zaczęły kłopoty - a to się zgubiła na mieście, raz jakichś ćpunów przyprowadziła do domu, ale zupełnie nie wiem dlaczego nigdy nie była porządnie przebadana. Ja tylko pamiętam, że zawsze wszyscy unikali jej jak ognia. No a jak rodzice wyjeżdżali to ją tu zameldowali. Teraz jest zameldowana na stałe w tym zakładzie opiekuńczym.
c.d.n.