Ani się wszyscy spostrzegli a nadeszły pierwsze urodziny Milenki. Roczna Jubilatka została wystrojona w pierwszą w swym życiu sukienkę, a około południa przyjechał Arek z rodziną, żeby ucałować Milenkę. Każdy z chłopców dzierżył w garści prezent dla małej, a Arek teatralnym szeptem upominał chłopców by całowali małą tylko w czubek główki a nie w buzię i tak na wszelki wypadek przetarł im ręce chusteczką dla niemowląt, mówiąc - moi chłopcy są bardzo utalentowani, zawsze któryś wsadzi łapę tam, gdzie nie powinien. Potem podał Adeli ozdobne pudełeczko z masy perłowej mówiąc- a to jej pierwsza biżuteria.
Adela otworzyła i nieco ją zatkało - wewnątrz był bardzo oryginalny złoty łańcuszek typu "rybia łuska", do którego był przymocowany wisiorek , na którym złotym drucikiem było "wypisane" słowo Milenka. Na rewersie była data jej urodzin i wyryty napis- rośnij zdrowo!
No nie - powiedziała Adela- wyście chyba powariowali by takie prezenty smarkuli dawać! Ale muszę przyznać, że to oryginalny pomysł i piękną pamiątką dla niej będzie. Arek zabrał z jej rąk pudełeczko, wyjął łańcuszek i powiedział do Adeli- to ma "drugie dno", jak każda sprawa u prawników. Pod spodem jest ewentualne przedłużenie tego łańcuszka gdy panienka podrośnie. I wtedy będzie, być może, nosiła sam łańcuszek. Współczesny to jest tylko wisiorek, łańcuszek to po mojej babci. Nie mamy swojej córci, to będzie go miała Milenka.
Wprawdzie Pawełek już zdał do II klasy a Piotruś był już doświadczonym przedszkolakiem to obaj byli wręcz zachwyceni kojcem i dopytywali się czy mogą do niego wejść - na wszelki wypadek zapytali się o to i Adelę i Emila i swoich rodziców, potem grzecznie ściągnęli swe sandałki, Stasia im po raz drugi przetarła ręce i w kilka minut potem w kojcu raczkowała trójka dzieciaków. Milenka była zachwycona, a wszystko wyglądało tak bardzo śmiesznie, że dorośli nieomal pokładali się ze śmiechu. Piotruś demonstrował jak szczeka piesek, Milenka była zachwycona , potem koniecznie chciała sprawdzić stan uzębienia starszego i uszy młodszego czy na pewno dobrze się trzymają jego czaszki. W pewnej chwili kurczowo chwyciła się rączkami raczkującego Piotrusia omal mu nie ściągając spodenek i stanęła na nóżki. Emil i Leszek stali czujnie w pogotowiu, a Stasia powiedziała do Pawełka - stań za Piotrusiem i wyciągnij do niej wpierw jedną rękę, potem drugą, a gdy poczujesz, że mocno się ciebie trzyma to zrób malutki kroczek do tyłu przyciągając leciutko jej łapkę do siebie. Pawełek z tych emocji aż język z buzi wysunął a mała ślicznota zrobiła krok do przodu, zatrzymała się i zaczęła się kiwać w przód i tył. Lesio nie wytrzymał napięcia i wkroczył do akcji sadzając małą na podłożu. Przepraszam, popsułem wam zabawę, ale bałem się , że Piotruś jej nie utrzyma w pionie a ona uderzy się główką o obudowę. Ona już jednak dobiega 10 kg. Na początek będzie bezpieczniej gdy będzie ją asekurować osoba dorosła. W chwilę potem znów cała trójka raczkowała a mała "szczekała" wydając z siebie dźwięk "uuu, uuu". Potem było wyrzucanie piłki z kojca i piski radości gdy chłopcy ją wrzucali do środka. Gwoździem programu była jednak demonstracja jak pięknie już Milenka je . Mała siedziała przy stole na kolanach Adeli, która ją karmiła marchwianką zmiksowaną z mięsem. Chłopcy byli zachwyceni, a młodszy upewniał się czy oni też jedli takie zupki łyżeczką. W ramach zdobywania doświadczeń każdy z nich dostał do spróbowania kubeczek zupki Milenki. Degustacja wypadła pomyślnie. Gdy na stół wjechały ciastka i lody Milenka dzielnie mamlała sucharka siedząc na kolanach Emila.
Potem cała płeć brzydka wyniosła się na plac zabaw dla dzieci, a Milenka najedzona i syta wrażeń zapadła w drzemkę i została wyniesiona do swego łóżeczka. Stasia powiedziała Wandzi, że ogromnie się cieszy, że Leszeczek wreszcie będzie miał normalny dom, bo to taki naprawdę dobry człowiek. Adela zapytała się jak toczy się sprawa pozbawienia ojcostwa wspaniałego tatusia Pawełka i Piotrusia, bo to chyba już z rok leży w sądzie. No leży, bo na razie była jedna rozprawa, a właściwie to jej nie było bo szanowny tatuś był albo na gigantycznym kacu albo w tak zwanym stanie wskazującym na spożycie alkoholu. W każdym razie nie za bardzo kontaktował i jest niedługo kolejny termin. Wywiad z dziećmi był już przeprowadzony i Pawełek ze szczegółami opowiedział jak to uciekał około godziny 23,00 z domu ojca. Obydwaj opowiadali na wywiadzie o Arku a mówiąc o nim mówili "tata Arek". Z ich opowieści jasno wynikało, że oni obaj bardzo Arka kochają, opowiadali też, że babcia od "taty Arka" jest w sanatorium i oni raz w miesiącu jeżdżą do niej z obojgiem rodziców. Stasia stwierdziła, że przestała się spieszyć, bo im dłużej sprawa będzie trwała tym dłużej ściągane będą od ich ojca alimenty. Z chwilą zakończenia sprawy i wyrażeniu przez sąd zgody na adopcję chłopców przez Arka, ich biologiczny ojciec przestanie je płacić.
Stasia twierdziła że gdy tylko skończy się ta kołomyja z sądem rodzinnym to Arek zapewne ruszy sprawę organizacji Kancelarii Prawniczej. Ale ona wie, choć Arek o tym nie mówi, że on jednak chciałby mieć wspólniczkę w Adeli bo w ramach aplikowania adwokackiego mogłaby wiele spraw od niego częściowo przejąć. A jakby na to nie spojrzeć, to Emil jest dobrze ustawiony w Urzędzie i właściwie bezpieczniej jest gdy w takim zwariowanym kraju jedno jest na państwowej posadzie a drugie może być wtedy w prywatnej firmie. Stasia też pozostanie, dopóki się da, w Urzędzie.
Z placu zabaw płeć męska przybyła nieco podmęczona - co dziwniejsze to zmęczeni byli również panowie. Adela z Heleną czym prędzej przygotowały "wzmocnienie" w postaci ciasta, owoców, soku owocowego oraz kawy dla dorosłych. A co wy tacy "złachani" jesteście? - dopytywała się Stasia swego męża. Mieliście ich tylko pilnować i ewentualnie asekurować. Emil uśmiechnął się - dzieciaki nas nieco podpuściły, żeby im pokazać jak się trzeba na drążku podciągać, więc poszliśmy trochę na przyrządy i wygrał Leszek. Najwięcej razy się podciągnął. A tata przegrał - wypaplał młodszy. Wujek Emil też był od taty lepszy. I tata powiedział, że będzie musiał zacząć uprawiać jakiś sport, a nie tylko noszenie zakupów - doniósł starszy.
A dziadek Piotr też się podciągał na drążku? - dociekała Adela. Nie, dziadek Piotr nas pilnował i asekurował. A mnie to nawet zrobił masaż bo mnie bardzo nagle rozbolała ręka i dziadek powiedział, że mnie kurcz złapał. I przestała mnie boleć jak mi roztarł ten mięsień, o ten. Dziadek mówi, że to jest "biseps"- doniósł młodszy. Nie "biseps" tylko biceps - poprawiła go Stasia. No, właśnie tak jakoś - zgodził się mały. Adela śmiejąc się szepnęła do Wandy - działasz na Lesia jak siłownia, chyba już nie będzie na nią chodził w tym układzie. Tyle tylko, że niedługo będę miała zanik mięśni nóg, bo albo leżę albo jestem noszona - odszepnęła Wanda.
Arek przysiadł się bliżej Leszka i powiedział - dobrze, że się spotykamy przed waszym ślubem- bo zaraz po nim musicie zrobić rozdzielność majątkową, skoro chcesz Leszku by ten kawałek ziemi i ta chata tam stojąca przypadły na zawsze Wandzie. Tu macie adres mojego znajomego notariusza- po prostu zrobicie rozdzielność majątkową, dzięki czemu ty podarujesz to wszystko Wandzie, a ona nie będzie z tego powodu płaciła podatku, bo jest w I grupie podatkowej, zwolnionej w takim przypadku od płacenia podatku. Korzystają na tym ci, którzy o tym wiedzą. Rozdzielność można ustalić nawet już przed ślubem. Po prostu umówicie się z panem notariuszem na jakiś termin- teraz omówi z tobą Leszku wszystko dotyczące przedmiotu darowizny. I następne spotkanie to już będzie tylko złożenie przez was podpisów. Co do testamentu - może być w nim to zastrzeżenie, o którym rozmawialiśmy. A jak junior? pracuje?
Nie wiem nic poza tym, że wyjechał do Norwegii. No i co tam robi? Nie wiem, może pracuje w przetwórni ryb, może się zaciągnął na statek-przetwórnię. Jakoś nie mam pociągu do rozmowy z byłą. Zresztą nie podejrzewam, by junior zniżył się do rozmowy na ten temat z matką, przecież jest dorosły. A że w głowie ma jak w brzuchu po wzięciu tabletki na przeczyszczenie to nic nie poradzę! No tak- stwierdził Arek - nie dziwi mnie to. To dość powszechna przypadłość młodych.
Po wzmocnieniu nadwątlonych sił uznano, że należy wybrać się na spacer i w krótkim czasie Arek z Emilem i chłopcami poszli nad rzekę bo chłopcy chcieli zobaczyć jak wędkarze łowią ryby a Arek chciał spokojnie porozmawiać z Emilem, bo ostatnimi czasy rzadko się widywali, Leszek z Wandą taktycznie jakoś zniknęli z pola widzenia, Stasia z Adelą oplotkowywały znajomych z Urzędu, a Helenka i Piotr zajęli się Milenką, przewinęli jubilatkę, zapakowali do spacerówki i poszli z nią pospacerować po leśnych ścieżkach ośrodka.
Pierwsi wrócili z "Łowiska" Arek z Emilem i chłopcami. Piotruś był niemal zapuchnięty od płaczu, od razu przytulił się do Stasi i z płaczem opowiadał mamie, że on nigdy, przenigdy nie będzie łowił ryb, bo przecież to rybkę boli jak połknie haczyk i to wyjmowanie haczyka na pewno ją boli. Pawełek usiłował pocieszyć młodszego mówiąc, że gdyby rybę to bolało to przecież by "krzyczała" a była cicho. Przecież ten pan mówił, że te ryby są już zemdlone gdy się je wyciągnie z wody i już niewiele czują, ale mały nadal ubolewał nad losem ryb.
W końcu Arek powiedział - synku, to ty i Pawełek chcieliście koniecznie zobaczyć jak się łapie ryby na wędkę, więc zobaczyłeś, przekonałeś się, że ani to zabawne ani miłe i ty nie będziesz zapewne nigdy wędkował. Sam widziałeś, że ten pan starał się jak najdelikatniej ten haczyk wyciągnąć, a gdy tylko go wyciągnął to rybka trafiła do wiadra z wodą i pływała i krew jej z pyszczka nie leciała. Cała przyroda jest oparta właściwie na wzajemnym zjadaniu się i nic na to nie poradzisz. Będziesz trochę starszy to zrozumiesz, że każdy żywy organizm musi się czymś żywić, żeby żyć. Takie są prawa przyrody i nic ani nikt tego nie zmieni. Adela przytuliła Piotrusia, wzięła za rękę i poszła z nim do łazienki by umyć mu buzię.
W tym czasie drugoklasista stwierdził, że widział na filmie jak lwy polują na zebry i zebrom często udaje się uciec. Tata, a czy trawę boli gdy zebra ją gryzie i zjada? Arek chwilkę milczał a potem powiedział - nie umiem ci na to pytanie odpowiedzieć, ale kiedyś czytałem, że drzewa mogą się między sobą porozumiewać. Gdy będziesz nieco starszy i będziesz się uczył biologii to wtedy zadasz swojej nauczycielce biologii to pytanie - ja nie studiowałem biologii tylko prawo, a wujek Emil uczył się o elektryczności i myślę, że też nie wie czy trawa odczuwa ból gdy ją jakieś zwierzę trawożerne gryzie i zjada.
Tato, czy zawsze większy zjada mniejszego? - kwestia wzajemnego zjadania się obiektów żyjących wielce jednak Pawełka intrygowała. Nie, nie zawsze - odpowiedział Arek. Wiele insektów żywi się krwią lub naskórkiem dużych stworzeń, a są przecież nieduże. No a wirusy i bakterie, których nie widzimy atakują nas dlatego, że muszą przeżyć. A są tak maleńkie, że widać je tylko pod mikroskopem. I często bardzo ciężko się ich pozbyć. I pamiętaj o tym i dbaj o to byście zawsze z Piotrusiem mieli czyste ręce i byście nie obgryzali paznokci ani ołówków i kredek, bo na nich też są różne wirusy i szkodliwe bakterie.
c.d.n.