poniedziałek, 7 listopada 2022

Trudny wybór -148

 Ani się wszyscy spostrzegli a nadeszły pierwsze urodziny Milenki. Roczna  Jubilatka została  wystrojona w pierwszą w swym życiu  sukienkę, a około południa przyjechał Arek z rodziną, żeby ucałować Milenkę. Każdy z chłopców  dzierżył w garści prezent dla  małej, a Arek teatralnym  szeptem upominał chłopców by całowali małą tylko w czubek główki a nie  w buzię i tak na  wszelki wypadek przetarł im ręce chusteczką  dla niemowląt, mówiąc - moi chłopcy są  bardzo utalentowani, zawsze któryś  wsadzi łapę tam, gdzie  nie powinien. Potem podał Adeli ozdobne pudełeczko z masy perłowej mówiąc- a to jej pierwsza biżuteria.

Adela otworzyła i nieco ją zatkało - wewnątrz był bardzo oryginalny złoty łańcuszek typu "rybia  łuska", do którego  był przymocowany wisiorek , na którym  złotym drucikiem było "wypisane" słowo Milenka. Na rewersie była data jej urodzin i wyryty napis- rośnij zdrowo!

No nie - powiedziała  Adela- wyście  chyba powariowali by takie prezenty smarkuli dawać!  Ale muszę przyznać, że to oryginalny pomysł i piękną pamiątką dla niej  będzie. Arek zabrał z jej rąk pudełeczko, wyjął łańcuszek i powiedział do Adeli- to ma  "drugie dno", jak każda sprawa u prawników. Pod spodem jest ewentualne przedłużenie tego łańcuszka gdy panienka podrośnie. I wtedy będzie, być może, nosiła  sam łańcuszek. Współczesny to jest tylko wisiorek, łańcuszek to po mojej babci. Nie mamy swojej córci, to będzie  go miała Milenka.

Wprawdzie Pawełek już  zdał do II klasy a Piotruś był już doświadczonym przedszkolakiem to obaj byli wręcz  zachwyceni kojcem i dopytywali się czy mogą do niego wejść - na wszelki wypadek zapytali się o  to i Adelę i Emila i swoich rodziców, potem grzecznie  ściągnęli swe  sandałki, Stasia im po raz  drugi przetarła ręce i w kilka minut potem w kojcu raczkowała trójka dzieciaków. Milenka  była zachwycona, a wszystko wyglądało tak bardzo śmiesznie, że dorośli nieomal pokładali  się ze śmiechu. Piotruś demonstrował  jak szczeka piesek, Milenka była zachwycona , potem koniecznie chciała sprawdzić stan uzębienia starszego i uszy młodszego czy na pewno dobrze  się trzymają jego czaszki.  W pewnej chwili kurczowo chwyciła się rączkami raczkującego Piotrusia omal mu nie  ściągając spodenek i stanęła na nóżki. Emil i Leszek stali czujnie w pogotowiu, a Stasia powiedziała do Pawełka - stań za Piotrusiem i wyciągnij do niej wpierw jedną rękę, potem drugą, a gdy poczujesz, że mocno się ciebie trzyma to zrób malutki kroczek do tyłu przyciągając leciutko jej łapkę do siebie.  Pawełek z tych emocji aż język z buzi wysunął a  mała ślicznota zrobiła krok do przodu, zatrzymała się i zaczęła się kiwać w przód i  tył. Lesio nie  wytrzymał napięcia i wkroczył do akcji sadzając małą na podłożu. Przepraszam, popsułem wam zabawę, ale bałem się , że Piotruś jej  nie utrzyma w pionie a ona uderzy się główką o obudowę. Ona już jednak dobiega 10 kg. Na początek będzie bezpieczniej  gdy będzie ją asekurować osoba dorosła. W chwilę potem znów cała trójka raczkowała a mała "szczekała" wydając   z siebie dźwięk "uuu, uuu". Potem było wyrzucanie piłki z kojca i piski radości gdy chłopcy ją wrzucali do środka.  Gwoździem programu była jednak demonstracja jak pięknie już Milenka je . Mała  siedziała przy stole na kolanach Adeli, która ją karmiła marchwianką zmiksowaną z mięsem.  Chłopcy byli zachwyceni,  a młodszy upewniał się czy oni też jedli takie zupki łyżeczką. W ramach zdobywania doświadczeń każdy  z nich dostał do spróbowania kubeczek  zupki Milenki. Degustacja wypadła pomyślnie. Gdy na stół wjechały ciastka i lody  Milenka dzielnie mamlała sucharka siedząc na kolanach Emila. 

Potem cała  płeć brzydka wyniosła  się na plac zabaw dla dzieci,  a Milenka najedzona i  syta wrażeń zapadła w drzemkę i została wyniesiona  do swego łóżeczka. Stasia powiedziała  Wandzi, że ogromnie  się cieszy, że Leszeczek wreszcie będzie miał normalny dom,  bo to taki naprawdę dobry  człowiek. Adela  zapytała się jak toczy się sprawa  pozbawienia ojcostwa wspaniałego tatusia  Pawełka i  Piotrusia, bo to chyba  już  z rok leży w  sądzie. No leży, bo na razie  była jedna  rozprawa, a właściwie to jej nie było bo szanowny tatuś był albo na gigantycznym kacu albo w tak zwanym stanie wskazującym na spożycie alkoholu. W każdym razie nie za bardzo kontaktował i jest niedługo kolejny termin. Wywiad  z dziećmi był już przeprowadzony i Pawełek ze szczegółami opowiedział jak to uciekał około godziny 23,00 z domu ojca. Obydwaj opowiadali na wywiadzie o Arku a mówiąc o  nim mówili "tata Arek". Z ich opowieści jasno wynikało, że oni obaj bardzo Arka kochają,  opowiadali też, że babcia od "taty Arka" jest w  sanatorium i oni raz w miesiącu jeżdżą do niej z obojgiem  rodziców. Stasia stwierdziła, że przestała się spieszyć, bo im dłużej sprawa będzie trwała tym dłużej ściągane będą od ich ojca  alimenty. Z chwilą zakończenia sprawy i wyrażeniu przez  sąd zgody na adopcję chłopców przez Arka, ich biologiczny ojciec przestanie je płacić.

Stasia twierdziła że gdy tylko skończy się ta kołomyja z sądem rodzinnym to Arek zapewne ruszy sprawę  organizacji  Kancelarii Prawniczej. Ale ona wie, choć Arek o tym nie mówi, że on jednak  chciałby mieć wspólniczkę w Adeli bo w ramach aplikowania adwokackiego mogłaby wiele spraw od niego częściowo przejąć. A jakby na to nie spojrzeć, to Emil jest  dobrze ustawiony w Urzędzie i właściwie bezpieczniej jest  gdy w takim zwariowanym kraju jedno jest na państwowej posadzie  a drugie  może być wtedy w prywatnej firmie. Stasia też pozostanie, dopóki się da, w Urzędzie. 

Z placu zabaw  płeć męska przybyła nieco podmęczona - co dziwniejsze to zmęczeni byli również panowie. Adela z Heleną czym prędzej przygotowały "wzmocnienie" w postaci  ciasta, owoców, soku owocowego oraz kawy dla dorosłych. A co wy tacy "złachani" jesteście? - dopytywała  się  Stasia swego męża.  Mieliście ich tylko pilnować i  ewentualnie   asekurować. Emil uśmiechnął się - dzieciaki nas nieco podpuściły, żeby im pokazać jak  się trzeba  na drążku podciągać, więc poszliśmy trochę na przyrządy i wygrał  Leszek. Najwięcej razy się podciągnął. A tata przegrał - wypaplał młodszy. Wujek Emil też był od taty lepszy. I tata powiedział, że będzie  musiał zacząć uprawiać jakiś sport,  a nie  tylko noszenie  zakupów - doniósł starszy. 

A dziadek Piotr też się podciągał na drążku? - dociekała Adela. Nie, dziadek Piotr nas pilnował i  asekurował. A mnie to nawet zrobił masaż bo mnie bardzo nagle  rozbolała ręka i dziadek powiedział, że mnie kurcz  złapał. I przestała  mnie boleć jak mi  roztarł ten  mięsień, o ten. Dziadek mówi, że to jest "biseps"- doniósł młodszy. Nie "biseps" tylko  biceps - poprawiła go Stasia. No, właśnie tak jakoś - zgodził się mały.  Adela  śmiejąc  się szepnęła do Wandy - działasz na Lesia jak siłownia, chyba  już nie będzie na  nią chodził w tym układzie. Tyle tylko, że niedługo będę  miała zanik mięśni nóg, bo  albo leżę  albo jestem noszona - odszepnęła Wanda.

Arek  przysiadł się bliżej Leszka i powiedział - dobrze, że  się spotykamy przed  waszym ślubem- bo zaraz po nim  musicie zrobić rozdzielność   majątkową, skoro chcesz  Leszku by ten kawałek ziemi i ta  chata tam  stojąca przypadły na  zawsze Wandzie. Tu macie adres mojego znajomego notariusza- po prostu zrobicie  rozdzielność majątkową,  dzięki czemu ty podarujesz to wszystko Wandzie,  a ona nie będzie z tego powodu płaciła podatku, bo jest w I grupie podatkowej, zwolnionej w takim przypadku od płacenia podatku.  Korzystają na tym ci, którzy o tym wiedzą. Rozdzielność można ustalić nawet już przed ślubem. Po prostu umówicie  się z panem notariuszem na jakiś termin- teraz omówi z tobą Leszku wszystko dotyczące przedmiotu  darowizny. I następne  spotkanie to już będzie  tylko złożenie przez  was podpisów. Co do testamentu - może być w nim to zastrzeżenie, o którym rozmawialiśmy. A jak junior? pracuje? 

Nie wiem nic poza  tym, że wyjechał do Norwegii. No i co tam  robi? Nie wiem,  może pracuje w przetwórni ryb, może się  zaciągnął na  statek-przetwórnię. Jakoś  nie mam pociągu do  rozmowy  z byłą. Zresztą nie podejrzewam, by junior  zniżył  się do rozmowy na ten temat z matką, przecież jest dorosły. A że w głowie ma jak  w brzuchu po wzięciu tabletki na przeczyszczenie to nic  nie poradzę! No tak- stwierdził Arek - nie dziwi  mnie to. To  dość powszechna  przypadłość młodych.

Po wzmocnieniu nadwątlonych sił uznano, że należy wybrać się na  spacer i w krótkim czasie Arek z Emilem i chłopcami poszli nad  rzekę bo chłopcy chcieli zobaczyć jak wędkarze łowią ryby a Arek chciał spokojnie porozmawiać z Emilem, bo ostatnimi  czasy rzadko się widywali, Leszek z Wandą taktycznie jakoś zniknęli  z pola  widzenia, Stasia z Adelą oplotkowywały znajomych z Urzędu, a Helenka i Piotr zajęli  się Milenką, przewinęli  jubilatkę, zapakowali do spacerówki i poszli z nią pospacerować po leśnych ścieżkach ośrodka.

Pierwsi wrócili z "Łowiska"  Arek  z Emilem i  chłopcami. Piotruś był niemal zapuchnięty od płaczu, od razu przytulił się do Stasi i z płaczem opowiadał mamie, że on nigdy, przenigdy  nie będzie łowił ryb, bo przecież to rybkę boli jak połknie haczyk i to wyjmowanie  haczyka na pewno ją boli. Pawełek usiłował pocieszyć młodszego mówiąc, że gdyby rybę to bolało to przecież by "krzyczała" a była  cicho. Przecież ten pan mówił, że te ryby są już zemdlone gdy się je wyciągnie  z wody i już niewiele czują, ale mały nadal ubolewał nad losem  ryb. 

W końcu Arek powiedział - synku, to ty i Pawełek chcieliście koniecznie zobaczyć jak  się łapie ryby na  wędkę,  więc zobaczyłeś, przekonałeś  się, że ani to zabawne  ani miłe i ty nie będziesz  zapewne nigdy wędkował.  Sam widziałeś, że ten pan starał się jak najdelikatniej ten haczyk wyciągnąć,  a gdy tylko go wyciągnął to rybka trafiła do wiadra z wodą i pływała i krew  jej z pyszczka nie leciała.  Cała przyroda jest oparta właściwie na wzajemnym  zjadaniu się i nic na to nie poradzisz. Będziesz trochę starszy to zrozumiesz, że każdy żywy organizm musi się czymś żywić, żeby żyć. Takie  są prawa przyrody i nic  ani  nikt tego nie zmieni. Adela przytuliła Piotrusia, wzięła  za rękę i poszła  z nim do łazienki by umyć mu buzię. 

W tym czasie drugoklasista stwierdził, że widział na filmie jak lwy polują na zebry i zebrom często udaje  się uciec. Tata, a czy trawę boli gdy zebra ją gryzie i zjada? Arek chwilkę milczał a potem powiedział - nie umiem ci na to pytanie odpowiedzieć, ale kiedyś  czytałem, że drzewa mogą  się między sobą porozumiewać. Gdy będziesz nieco starszy i będziesz   się uczył biologii to wtedy zadasz swojej nauczycielce biologii to pytanie - ja  nie studiowałem biologii tylko prawo,  a wujek Emil uczył się o elektryczności i myślę, że też nie wie czy trawa odczuwa ból gdy ją  jakieś  zwierzę trawożerne gryzie i zjada. 

Tato, czy  zawsze większy zjada mniejszego? - kwestia wzajemnego zjadania  się obiektów żyjących wielce jednak Pawełka intrygowała. Nie, nie  zawsze - odpowiedział  Arek. Wiele insektów żywi się krwią lub naskórkiem dużych stworzeń, a są przecież nieduże. No  a wirusy i bakterie, których nie  widzimy atakują nas  dlatego, że muszą przeżyć. A są tak maleńkie, że widać je tylko pod mikroskopem. I często bardzo ciężko się ich pozbyć. I pamiętaj o tym i dbaj o to byście  zawsze z Piotrusiem mieli czyste ręce i byście  nie obgryzali paznokci ani ołówków i kredek, bo na  nich też są różne wirusy i  szkodliwe bakterie.

                                                                       c.d.n.