czwartek, 28 września 2023

Córeczka tatusia - 18

 Tata poszedł do  swojego pokoju i po kwadransie wyszedł  stamtąd z torbą mówiąc - wpadnę do was rano, tak już po dziewiątej, by was uściskać przed  drogą. Bawcie  się grzecznie i dobrze, jutro się  zobaczymy.

Ależ tato, przecież....zaczął mówić Wojtek, ale tata mu przerwał - zrozum Wojtku- dziś jest taki bardzo  szczególny dzień dla was, chcę byście  się  czuli w pełni swobodnie a poza tym ja też bywam czasem stęskniony  kobiecego ciałka.  No i mam strasznie dużo spraw do obgadania z Pati, bo myślę, że nadszedł czas uregulowania pewnych spraw.

Gdy wyszedł Marta powiedziała- oby tylko się dogadał z Pati. A wszyscy mówią, że tylko matka potrafi się poświęcić  dla dziecka. A tata zaprzeczył temu swoim postępowaniem - nie  zafundował mi macochy, był dla mnie zawsze dostępny, zawsze był ze mną. Nigdy do końca szkoły nie  byłam sama w domu bez opieki. Nie miałam pojęcia o istnieniu Pati. Gdy już byłam po maturze zdarzało się, że jechał w delegację, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ma jakąś kobietę. Choć może czasami ta delegacja to miała na imię Patrycja.

Wtorkowy ranek przywitał  ich lekką mżawką, którą postanowili przeczekać  w domu. Tata, tak jak obiecał przyszedł po godzinie  dziewiątej. Deszcz już nie padał a Marta  z Wojtkiem jedli śniadanie będąc jeszcze  w strojach niedbałych. Ooooo, wy jeszcze  w rozsypce? -zdziwił się tata. No bo czekamy aż  się nieco wypogodzi i wszyscy co  się spieszą nad morze już wyjadą z Warszawy.  Taatoo- a jaki wynik rozmów na  szczeblu?- spytała Marta. 

No cóż-  Pati zaakceptowała mój pomysł.  Pomimo złych doświadczeń jednak  się pobierzemy, ale zamieszkamy razem  już od teraz. Nie będę brał stąd żadnych mebli ani nawet nie  zabiorę wszystkich książek, bo byłyby tytuły zdublowane.Wezmę tylko swoje rzeczy osobiste. A ślub weźmiemy też w Pałacu Ślubów, spodobało nam  się to miejsce. Na razie zaczniemy od wyciągnięcia naszych metryk i umówienia jakiegoś terminu - może też wybierzemy jakiś poniedziałek? Może to będzie początkiem jakiejś  nowej tradycji rodzinnej? - zaśmiał się tata. 

Wojtku,  ale na razie nic jeszcze  nie mów  swoim rodzicom.  Tato, ja naprawdę szalenie rzadko z nimi rozmawiam, oni to chyba pojutrze już wyjeżdżają, ale nie jesteśmy z nimi na dziś umówieni. Mama jest nami totalnie  zawiedziona, bo przecież  chciała nam sprezentować to, o  czym ona po cichu marzy, ale nie marzy o  tym mój ojciec. I gdy Martunia  krytykowała ten pomysł wycieczki wycieczkowcem widziałem, że ojciec spogląda na Martunię  wręcz z uwielbieniem. Muszę  uważać, bo jeszcze  zacznie mi żonę uwodzić - śmiał  się Wojtek.  

Szkoda, że nie jedziecie  razem z nami powiedziała  Marta. Ojciec popatrzył na nią i powiedział - nie wyglądasz na chorą,  a pleciesz jak w malignie. Tak się rozglądam, bo chyba powinno się mieszkanie nieco odmalować. Marta rozejrzała się i powiedziała- skoro ty nie  zabierasz żadnych mebli to nie będzie takiej potrzeby, bo my nic nie będziemy tu przemeblowywać a mnie nie  razi to, że farba nieco wyblakła. Najchętniej  to bym tylko przerobiła łazienkę wyrzucając wannę i ten nieczynny piecyk gazowy. Ale niech wpierw Wojtuś spokojnie napisze i obroni swą magisterkę, to ważniejsza  sprawa od przeróbki łazienki.

A kiedy wy wracacie do Warszawy? W następny czwartek opuścimy lokum o godzinie 14,00 albo i  wcześniej,  jeśli będzie marna pogoda i pożeglujemy  w stronę Warszawy i na kolację już będziemy w Warszawie. Sierpień nad Bałtykiem to już jesień. No to tę kolację po powrocie  to zjecie u nas - powiedział tata. 

Śmieszne - nie będę sam  ale będę za wami tęsknił - powiedział tata. Tato, ale zajrzyj tu jak nas nie będzie bo zostawiamy włączoną lodówkę i  zamrażarkę. No pewnie, że zajrzę, masz to  jak  w banku. Tato, ona mi nie pozwala wziąć laptopa - pożalił się Wojtek. I ma rację, masz odpocząć a nie kombinować z pracą magisterską. Słyszałem co ci powiedział twój promotor - musisz zresetować umysł raz na jakiś czas.

Słuchajcie dzieci - ja was nie  wyrzucam, ale mam wrażenie, że już możecie  ruszyć w  drogę. Ja tu jeszcze chwilę zostanę bo muszę poszukać dokumentów alarmu. Jakiego alarmu?- zdumiała  się Marta. No bo go włączę, skoro nikogo tu nie będzie i zgłoszę do firmy ochroniarskiej. Jak mówią strzeżonego to i Bóg strzeże. Wtedy w razie włączenia  się alarmu oni przyjeżdżają i sprawdzają co jest grane- oni mają jeden komplet kluczy. Przecież nawet nad oknami na  zewnątrz mamy oznakowanie, że to jest chronione mieszkanie. 

A ja  się zastanawiałem kiedyś co to za ozdóbki mamy nad oknami - powiedział Wojtek. A ja myślałam, że  to spółdzielnia coś  sobie tu zainstalowała- stwierdziła Marta. No to jedźmy - powiedział Wojtek. Wyściskali się i wycałowali oboje z tatą i Wojtek z Martą wzięli  swoje torby i poszli na  parking, a tata jeszcze trochę  został. Trochę było mu smutno , ale zaraz sam sobie  wytłumaczył, że za dziesięć dni dzieci wrócą, a on już nie  musi ukrywać swego  związku z Patrycją. I, co  najważniejsze, Marta i Wojtek zaakceptowali Patrycję.

Droga nad Bałtyk przebiegła bez żadnych niespodzianek, za to nieco pobłądzili w Sopocie by trafić do biura Agencji i odebrać klucze oraz dokładną rozpiskę jak dalej w Sopocie trafić. Mieszkanie  typu M-3 było w wieżowcu na ósmym piętrze, pokój dzienny był z dużym balkonem. Było czyściutko w całym mieszkaniu, parkiet lśnił, w łazience były czyściutkie ręczniki, ładna  kabina prysznicowa, WC było oddzielne.  W kuchni wisiały wyraźnie  nowe ścierki do naczyń, duża lodówka ziała co prawda pustką, ale była  czysta i nowa i działała. Kuchenka  była elektryczna z płytą  ceramiczną i piekarnikiem. W sypialni była duża komoda i pojedyncza  szafa ubraniowa, podwójne łóżko, dwa nocne  stoliki, dwa krzesła, dodatkowy koc, do którego była przypięta kartka, że "to nie jest koc plażowy". 

W przedpokoju była  szafa ubraniowa i szafa na odkurzacz i inne sprzęty pomocne przy sprzątaniu.  W dużym dziennym pokoju stał podłużny stół  i czteroosobowa kanapa, dwa głębokie fotele, mebel przypominający kredens, ale  w wersji nowoczesnej, na którym stał duży telewizor  i  radio, były również w tym pokoju krzesła. Blok stał rzeczywiście niedaleko plaży, kilka  bloków razem tworzyło swego rodzaju mini osiedle, był plac  zabaw dla  dzieci, a chcąc się tu dostać należało przy wejściu na teren wprowadzić odpowiedni kod cyfrowy, który otrzymali w biurze Agencji. Miejsce w garażu miało ten sam numer co mieszkanie, które wynajęli. 

Marta zaraz obfotografowała  mieszkanie i przesłała tacie maila wraz ze  zdjęciami. Niedaleko od  bloku,  w którym  zamieszkali była restauracja - nie za wielka, ale całkiem sympatyczna i w niej zjedli obiad. Ceny też nie były powalające a jedzenie smaczne.  Po obiedzie pojechali do niezbyt odległego sklepu Lidla i zrobili zakupy na swe śniadania i kolacje. Marta była  zadowolona  z sąsiedztwa  Lidla, bo w Warszawie regularnie  się w Lidlu zaopatrywali, więc odpadał problem "co kupić"  - kupili to co zawsze i bardzo zadowoleni wrócili do domu. Mieli co prawda zamiar pójść na spacer na plażę, ale  zamiast tego wylądowali w łóżku, a gdy  się ocknęli z drzemki była pora kolacji, którą  wspólnie  zrobili. W tym układzie obejrzeli jakiś film z gatunku "zabili go i uciekł", zjechali windą na dół i poszli popatrzeć na morze. 

Do wejścia na plażę było niedaleko, około 250 metrów  ale zamiast zejść na plażę gdzie  było bardzo ciemno pospacerowali uliczką równoległą do plaży, przy której  było sporo barów, no ale na wizytę w barze to żadne  z nich nie miało ochoty, więc wrócili do domu. Oboje  byli zmęczeni, więc szybko wzięli prysznic i  sprawdzili czy nadal łóżko jest tak  samo wygodne. Przed  zaśnięciem obiecali  sobie wzajemnie, że pośpią do oporu, bo trzeba odespać nadmiar wrażeń z ostatnich dni.

Sierpniowy poranek był nieco chłodny a termometr za oknem wskazywał zaledwie 15 stopni ciepła. No cóż- tak właśnie  wygląda sierpień nad polskim morzem - westchnęła  Marta. Nad Śródziemnym  byłoby cieplej a nawet upalnie. Ale jest  słońce to się w ciągu  dnia ociepli. W czasie śniadania  Marta powiedziała Wojtkowi, żeby przesłał z jej telefonu  zdjęcia  kwatery do swoich rodziców i ich pozdrowił od nich obojga. Napisz, że jest super i że zaraz  pójdziemy na molo. A potem, gdy już będziemy na molo to pchniesz do nich fotki z jednym słowem "molo".  Tacie też wyślę fotkę mola. I nie szkodzi, że tata  zna to molo tak  samo dobrze jak ja.To nie kosztuje  wiele wysiłku, to tylko znak, że żyjemy i o nich pamiętamy.  Wiesz- jakoś tak jest z ludzką psychiką, że każdy z nas czuje  się lepiej gdy wie, że jest komuś potrzebny. Takie krótkie  zdanie "dobrze że jesteś" ratuje wielu ludzi przed depresją. Miałam  trochę  wykładów z psychologii w ramach medycyny estetycznej. Pozytywne przekazy zawsze ludzi podbudowują.

Wojtek był zachwycony sopockim molem - okazało się,  że jeszcze nigdy nie był ani na  słynnym sopockim "Monciaku" ani na molo ani w równie  słynnym sopockim Grand Hotelu. No nie  dziw  się, gdy byłem w podstawówce to ojciec na wakacje  ściągał nas do siebie , bo matka nie  chciała wyjechać z nim na placówkę nawet na jeden rok. Potem mnie wywieźli do Austrii, więc wakacje spędzałem poza Polską,  a jak zacząłem studiować to  najczęściej w  wakacje pracowałem albo bywałem w Austrii u starych. No wiem, ale to już było a teraz  jesteśmy razem. Postali chwilę na końcu mola patrząc na pseudo piracki żaglowiec z turystami i gdy szli z powrotem Marta powiedziała- teraz pójdziemy obejrzeć w tamtych kioskach przy  wejściu różnorodne badziewie. Tylko nic mi nie kupuj- dzień przed  wyjazdem wpadniemy na jakieś  zakupy tak zwanych pamiątek.  Sporo jest ładnych wyrobów z bursztynu, ale bursztyn to dość specyficzny kamień- ja osobiście nie noszę bursztynowej biżuterii - jakoś mi nie leży.Choć np. korale  z bursztynu mają ponoć walor leczniczy.  Czasem bywają całkiem ładne bransoletki srebrne z bursztynem. I gdybym zobaczyła jakiś ładny pierścionek z bursztynem to bym kupiła. Nie ty byś kupiła, ale ja bym ci go kupił- zapomniałaś, że ostatnio sprzedałem mieszkanie? Tuż przed ślubem  zdążyłem jeszcze upoważnić  cię do swego konta, a raczej do obu kont- dolarowego i złotówkowego. I jeszcze  byłem na tyle przytomny, że podałem już twoje małżeńskie nazwisko.

 Gdy wrócimy to będę musiała  sobie  wyrobić nowy dowód osobisty - zauważyła Marta. I już widzę te zdziwione spojrzenia gdy będzie  wykładowca odczytywał  nieznane mu dotąd nazwisko i ja się wtedy uniosę. Bo u nas  jak w  podstawówce- sprawdzana jest lista obecności.  A kochane koleżanki  zaraz  się zapytają kiedy rodzę. Bo jak się któraś wydaje  za mąż w trakcie nauki to wiadomo, że jest w  ciąży. No to będą  miały niespodziankę - podsumował  Wojtek.  

Ale wiesz kochanie -jestem  zdania, że powinniśmy kupić dla ciebie jakiś pojazd - może na początek seicento - żebyś  nie musiała wlec  się przez całe miasto w tłoku autobusami. Albo będę cię woził. A ty w końcu zrobiłaś prawko? Zrobiłam, ale chyba mam wtórny analfabetyzm bo nie jeździłam. No to nie problem - wykupimy jazdy doszkalające i pojeździsz pod fachowym okiem instruktora. Mam kolegę który jest instruktorem  na takich kursach jazdy. Przy okazji odświeżysz  sobie przepisy ruchu drogowego. A czemu nie jeździłaś taty samochodem? No bo nie miałam kiedy. Poza tym strasznie  dawno robiłam to prawko. No to ci się takie jazdy bardzo, bardzo przydadzą. Spróbuję  się  dziś z nim  skontaktować, żeby cię ujął w  swój grafik albo prywatny albo oficjalny.  Trochę  się koleś  zdziwi, bo na pewno nie  wie, że się ożeniłem. Teraz masz jeszcze  wakacje, więc byłoby jak znalazł. No i nowe prawo jazdy też będziesz musiała sobie zrobić. I to zaraz gdy tylko wrócimy- dowód i prawo jazdy i nową legitymację studencką - stwierdziła Marta. Będzie  trochę ganiania. Dowód to Urzędzie Dzielnicowym, we  wrześniu mogę wpaść do sekretariatu uczelni i nową legitymację sobie  zażyczyć. A jak będę miała nowy dowód to wtedy i prawko sobie zmienię na nowe  nazwisko. Ale nie wiem, czy dobrze byśmy mieli na utrzymaniu aż dwa samochody. Utrzymaniu samochodu jednak kosztuje. No ale mamy na to pieniądze. Ojciec mnie  zapewnił, że do chwili mego usamodzielnienia  się będzie nadal dawał mi tyle co dotychczas, a jak znam życie to teraz  pewnie więcej. Wiesz czego on się bał?  Nie wiem, przecież prawie go nie znam. No bo ojciec ogromnie  się bał, że się ożenię z jakąś z jakąś autochtonką, a z kolei o tym marzyła moja matka. Oni zawsze chcą czegoś absolutnie przeciwnego.  I niemal  za cud  uważam  sytuację, że oboje  chcieli byśmy  się pobrali - wygryzłaś  z myśli mojej mamy wszystkie  austriackie panienki. 

Obeszli prawie wszystkie  kioski z bursztynowymi pamiątkami i Marta zaproponowała  by sprawdzili w kasie czy i w jakich godzinach można popłynąć  na Hel, zwiedzić fokarium, pobyć trochę na helskiej plaży i potem wrócić do Sopotu tym samym stateczkiem. Ta wycieczka  to nam  zajmie cały dzień, bo stateczek płynie na Hel 1,5 godziny, tyle  samo trwa powrót, w tak zwanym  międzyczasie zwiedzimy fokarium, czyli pogapimy  się na foki w basenie i posłuchamy co o nich opowiedzą, zobaczymy jak już są wyszkolone żeby dały  się badać i jak dają  sobie  zaglądać do pyska opiekunowi, jak będzie plażowa pogoda to sobie trochę posiedzimy na plaży i tym samym stateczkiem wrócimy. Oczywiście  możemy też zamiast płynąć to pojechać  samochodem na Hel  ale w  sezonie to się często stoi w korkach by wjechać na Półwysep, więc na moje oko lepiej się powlec tym stateczkiem. Tylko trzeba  wziąć kurtki, bo upału to na tym stateczku nie ma.  Można też popłynąć stąd do Gdańska i z Gdańska tym samym statkiem na Hel i wrócić tą  samą drogą do Sopotu.  Z tym, że do Gdańska to wolę jechać  samochodem by móc wrócić  bez problemu kiedy nam  się  zachce  a nie być zależnym od rozkładu rejsów  statku. A teraz to pójdziemy do Grand Hotelu na lody i na kawę.

                                                                     c.d.n.

Córeczka Tatusia - 17

 Oczywiście z parkowaniem były cyrki, więc zdecydowali  się zaparkować nieco dalej od USC. Marta z tatą i Wojtkiem wysiedli  przed urzędem, a Patrycja pojechała  zaparkować  samochód na Długiej. Ojciec Wojtka wypuścił z  samochodu swą żonę a sam pojechał  za Patrycją.  

Straszny bałagan w tym mieście - stwierdziła matka Wojtka. Wam to nie przeszkadza? - spytała się Marty.  Przeszkadza, ale z pustego to i  Salomon  nie naleje. Nie ma tu parkingu przed USC bo tu przecież jest dość reprezentacyjna część miasta, Zamek, Kolumna  Zygmunta, to  teren dla pieszych, więc  nie ma tu parkingów. Po prostu nie ma  gdzie ich  zrobić. Spójrz, ojciec  z Patrycją  już idą w tą  stronę. Nie widzę - stwierdziła "już za moment teściowa". Wojtek popatrzył na matkę i powiedział - pan okulista ci  się kłania - jeśli ich nie  widzisz to znaczy, że coś nie klawo z twoimi oczami. Potem matka spojrzała na Martę i  stwierdziła- ty chyba zostawiłaś w domu torebkę!  

Celowo jej nie  wzięłam, ale mam wszystko co mi jest potrzebne - a potrzebny do ślubu jest  tylko dowód osobisty i ma go Wojtek. A obrączki?  Mamy je już na palcach, założyliśmy je już zawczasu. I oboje  pokazali swoje lewe dłonie z obrączkami na serdecznych palcach. Przełożycie je  w Urzędzie na prawe dłonie?  Nie, bo oboje  jesteśmy  zdecydowanie praworęczni i obrączka  zawsze nieco przeszkadza a na dodatek bardziej  się niszczy.  A to są stare obrączki, jesteśmy trzecim pokoleniem, które je wykorzystuje. I będziemy  się starać by przeszły kiedyś  w ręce naszego dziecka. Jubiler  był nimi zachwycony, są stare. Teraz takich nie robią a te były  robione za granicą, zapewne we Włoszech w końcu XIX wieku wyjaśnił Wojtek. Tak je ocenił Jubiler. Dużo kosztowały?- dociekała matka. Nie wiemy, Martunia je odziedziczyła.

W holu Urzędu Wojtka powitali jego znajomi, ale ponieważ już była godzina, o której  nowożeńcy i świadkowie  musieli załatwiać formalności  mama Wojtka i Patrycja  zostały same  z gromadką młodych i nieco starszych facetów. Po dziesięciu minutach dwóch tatusiów i  Marta z Wojtkiem wyszli do holu i Wojtek zajął się przedstawianiem swych znajomych głównie Marcie. Jeden z kolegów powiedział - ten paskudnik bardzo starannie panią przed nami ukrywał - nigdzie  z nami nie chodził twierdząc, że  pisze już pracę. Marta się śmiała, ale stwierdziła, że wcale nie łgał, rzeczywiście ją pisze, ale ona nie ma  nawet bladego pojęcia o czym on pisze, bo ona chyba więcej wie o Księżycu niż o zagadnieniach z zakresu informatyki. Mój kontakt z informatyką kończy się w chwili gdy zamykam komputer  stwierdziła. Dobrze, że chociaż  wiem  jak go włączyć i wyłączyć i gdzie  co znaleźć w  sieci.

O godzinie 13,50 poproszono do sali ślubów Martę i Wojtka oraz Świadków i gości. Gdy już wchodzili jako ostatni do sali nieomal wbiegł zdyszany promotor Wojtka. Mijając Wojtka  klepnął go przyjacielsko w rękę mówiąc - a jednak zdążyłem!  To świetnie panie  doktorze, ogromnie się cieszę- odpowiedział Wojtek.

Jak na każdym ślubie cywilnym formalności nie trwały długo, bo wszystkie dane były już zapisane, napisane, sprawdzone, Marta i Wojtek złożyli teraz w odpowiednich miejscach  swe podpisy, potem wszyscy  zostali  zaproszeni do sąsiedniej  sali by spełnić szampanem toast za pomyślność młodej pary na nowej drodze życia.  Pierwszy dopadł ich promotor, złożył życzenia, przeprosił, że wpadł jak po ogień, ale zaraz pędzi na uczelnię i że się oczywiście  "zdzwonią". Składając życzenia Marcie poprosił by Marta dopilnowała, by w czasie tego krótkiego urlopu Wojtek nawet nie  dotknął się do  swej pracy magisterskiej.  Niech  mu  się  trochę mózg schłodzi od  bryzy  morskiej, niech trochę poleniuchuje. Wizyta promotora na  ślubie "magistranta" chyba nie  była czymś powszednim i w trakcie tego toastu kilku kolegów  było wielce  zadziwionych, że na ślub Wojtka przybył jego promotor.  Bo to bardzo "ludzki" człowiek - tłumaczył  Wojtek.

Ponieważ Wojtek prosił by nikt nie przynosił kwiatów a jeśli już koniecznie poczuje przemożną chęć wydania z okazji jego ślubu pieniędzy, to niech po prostu wspomoże jeden z domów  dziecka i zamiast wydawać na kwiatki  wpłaci te pieniążki na wskazane przez Wojtka konto - to Dom Dziecka dla chorych nieuleczalnie maluszków, których niektórzy rodzice po prostu nie odebrali po porodzie ewentualnie oddali je tam, bo sami nie  dawali już sobie  rady  i teraz zamiast kwiatów  do rąk  Marty docierały potwierdzenia wpłaty. Marta za każdym  razem  dziękowała  a jej głos coraz bardziej się załamywał ze  wzruszenia.  Gdy już wszyscy złożyli  życzenia a butelki szampana pokazały dno teść Marty poprosił by wszyscy stanęli pod  wejściem do USC i zrobił kilka pamiątkowych  zdjęć  całej  grupie. I znów były uściski, a co bliżsi koledzy Wojtka ośmielili  się objąć Martę i delikatnie  przytulić.

Potem przeszli niespiesznie do swoich samochodów i podjechali do Hotelu Europejskiego.  Gdy już siedzieli przy stole i czekali na  zamówione potrawy, ojciec Wojtka poprosił o jeden z kwitków, by spisać sobie dane  adresowe i numer konta  bankowego owej placówki.

A skąd ty synku  wiedziałeś o tym Domu Dziecka- spytała się Wojtka mama. Stąd, że jeden z moich kolegów ma siostrę która tam pracuje. Ona boi się wyjść za mąż bo jednak większość małżeństw decyduje się chociaż na jedno dziecko, a ona boi  się, bo jest jednak sporo wrodzonych  wad i to wcale nie są  wady genetyczne. No to z czego się biorą? z powietrza? - dziwiła  się  mama Wojtka.  Czasem i ze złego, bo  zatrutego powietrza, czasem z choroby matki w  czasie  ciąży, czasem ze źle prowadzonej ciąży, zbyt długiego i ciężkiego porodu, braku odpowiednich witamin w trakcie ciąży - powiedziała Marta. Przyczyn niczym mrówek w lesie.

Teściowa przyglądała  się Marcie i Wojtkowi i w pewnej chwili dokonała  epokowego odkrycia - kwiatki w butonierce Wojtka i we włosach Marty wyglądały nadal świeżo, jakby dopiero co były tam umieszczone. No bo były  przedtem  w rękach Pati i ona je po prostu zaczarowała - śmiała  się Marta. A poza tym  Pati sama je  dziś przywiozła o świcie z giełdy, więc prawdopodobnie były  ścinane w nocy i odpowiednio przetrzymane. 

Pani dziś jechała o świcie na giełdę? -zdziwiła  się teściowa.  Zawsze jeżdżę po towar o świcie- dostawcy przyjeżdżają  często już o czwartej rano - odpowiedziała Pati. W lecie  żaden problem by tak  raniutko wstać, gorzej  jednak jest zimą, wczesną wiosną i jesienią. Z tym że zimą to więcej jest kwiatków doniczkowych, które są jednak trwalsze, a cięte to kupuję prosto z pewnej szklarni w Warszawie. To w Warszawie są szklarnie?  No są w granicach tak zwanej wielkiej Warszawy. Często ktoś zaczynał od malutkiej  szklarni w ramach  swego hobby a potem dochodził do wniosku, że dobrze mu idzie i z małej szklarni amatorskiej powstawała duża, profesjonalna.

W czasie obiadu ojciec Wojtka spytał się obojga,  czy już się  zastanowili co chcieliby dostać w ślubnym prezencie. Marta uśmiechnęła się  i powiedziała - ja już dostałam fajny prezent. A zdradzisz nam co dostałaś? - spytała  teściowa.  Wojtka dostałam z okazji ślubu. To bardzo udany prezent bo mądry i zdolny z niego  facet i podoba  mi  się a nawet go kocham.Teściowa uśmiechnęła  się - podejrzewam, że wy to kochacie  się od pierwszej klasy  szkoły podstawowej. Nie zgadłaś mamo- powiedział Wojtek - dopiero od V klasy szkoły podstawowej.  

A może chcecie popłynąć w podróż jakimś wycieczkowcem? Są rejsy dookoła  Morza Śródziemnego, są po fiordach Norwegii albo na Bahamy. Oj nie, taki wycieczkowiec to koszmar powiedziała  Marta. Mnie osobiście  wystarcza rejs z Sopotu na Hel. I dobrze, że jest kilka godzin przerwy pomiędzy tym wypłynięciem a powrotem. A na tych wycieczkowcach to jest tłum ludzi, gorzej niż kiedyś na FWP, bo więcej ludzi na  raz. Źle znoszę takie spędy -wyobrażasz sobie być dwa tygodnie na statku na którym jest dwa tysiące osób?  A do tego jeszcze dodaj  załogę, która to tarło obsługuje. A powierzchnia  ograniczona. Już po jednym dniu miałabym załamanie nerwowe. Pływać to ja lubię żaglówką, góra w trzy, cztery osoby, może być nawet jakaś dwugodzinna wycieczka statkiem  ale nie rejs dwa tygodnie w towarzystwie  dwóch tysięcy wycieczkowiczów.

No ale teraz jedziecie do Sopotu na  wczasy.  Owszem, ale nie będziemy mieszkać w jakimś  ośrodku wczasowym a w wynajętym mieszkaniu w normalnym bloku mieszkalnym. Nie będziemy  się stołować w jednym i tym  samym  miejscu, a tam, gdzie  się akurat w porze obiadowej znajdziemy, bo śniadania i kolacje  to będziemy  sobie  sami robić - te mieszkania  są z pełnym wyposażeniem- małe i duże AGD, talerze, garnki, kubki, ścierki do naczyń, pralki, sprzęt do sprzątania i miejsce  w garażu. Po prostu część osób kupuje mieszkanie pod wynajem - a procedurą wynajmu mieszkania wczasowiczom, sprzątania po gościach, sprawdzaniem stanu wyposażenia  zajmuje  się specjalna agencja.  I wszyscy są zadowoleni - właściciel mieszkania, agencja zarządzająca i wczasowicz. A do plaży to mamy  raptem z 250 metrów.

W wielu krajach Europy ludzie inwestują w domy nie  tylko letniskowe  ale i całoroczne. Tu za jakiś  czas też tak będzie. Wkrótce  całe wybrzeże Bałtyku będzie obetonowane domami z mieszkaniami pod wynajem. Ale mnie  się taki sposób  spędzania urlopu podoba. 

No to pomyślcie na tym urlopie co by wam sprawiło frajdę. Może ferie  zimowe  w Alpach? Mamo, przecież oboje jesteśmy jeszcze  "uwiązani"- stwierdził Wojtek. Martunia jeszcze studiuje, ma przed  sobą rok, w którym będzie  robić licencjat a potem jeszcze  dwa lata do magisterium.

Ja zacząłem pisać  swoją pracę magisterską  i nie jest to wypracowanie z polskiego z gatunku co poeta  miał na myśli. Wymaga ode mnie sporo myślenia  i pełnego zaangażowania. Nie jestem  w   stanie przewidzieć  czy będę mógł gdziekolwiek  pojechać zimą, bo może  akurat  wtedy będę musiał przeprowadzać różne badania. Bo to nie jest tak, że wszyscy  tylko na mnie  czekają bym  sobie  mógł coś doświadczalnie przeprowadzić. Ja naprawdę  chcę  jak najprędzej zrobić magisterkę i zacząć samodzielnie się utrzymywać. To wcale nie jest zabawne być dorosłym człowiekiem i być na utrzymaniu rodziców. Dobrze, że mamy gdzie  mieszkać a do tego mój teść jest naprawdę cudownym facetem i umiemy  się we troje dobrze  dogadać. Więc zamiast prezentu ślubnego to po prostu nadal mi pomagajcie finansowo nim zrobię magisterkę i zacznę pracować.  

No to przecież jest zrozumiałe, że nadal będziemy cię finansować dopóki nie  zaczniesz regularnie pracować i zarabiać. Po prostu chcieliśmy wam zrobić jakąś   frajdę.   Wojtek roześmiał  się - frajdę to mamy z okazji ślubu bo już jesteśmy małżeństwem. Od  dziś będę sypiać w sypialni Martuni. Tylko ją troszeczkę  przemeblujemy. Albo się zamienimy pokojami z tatą, bo tata ma podwójne łóżko - a sypia na wersalce powiedziała  Marta. Czeka nas małe przemeblowanie mieszkania. A nie  zrobiliśmy tego  wcześniej, żeby nie  zapeszyć. Po prostu ja  jestem  w pewnych sprawach dość przesądna. Ale  zrobimy to po powrocie z Sopotu. 

Po obiedzie, gdy wracali do domu tata powiedział - możemy dziś w domu omówić kwestię  przemeblowania mieszkania. O której jutro chcecie wyjechać? Nie  wcześniej niż  o 10 rano, bo tam doba zaczyna się o 14,00 - stwierdził Wojtek.  Nie będziemy  "śmigać", nie będziemy przekraczać ograniczeń prędkości. Odwieźli Pati do domu a Marta  coś bardzo  długo  szeptała  Pati do ucha, a na koniec  bardzo mocno  się  wyściskały.

W domu szczegółowo omówili z tatą jak się przemeblują po powrocie z nad morza, a tata powiedział, że ma  zamiar zamieszkać razem z  Pati w jej mieszkaniu i zaproponuje  jej małżeństwo. Oczywiście mógłby i bez ślubu z nią mieszkać, ale  w tym dziwnym  społeczeństwie to taki układ będzie stawiał ją  w złym świetle.  Jak sami widzieli to Pati  mieszka "tuż  za rogiem"  i ma mieszkanie trzypokojowe na pierwszym piętrze.