sobota, 20 maja 2023

Lek na wszystko? -116

 Jesień tego  roku była nawet sympatyczna, codziennie można  było wychodzić z dziećmi na  spacer  i Teresa z Aliną spotykały  się codziennie. Tata towarzyszył im zawsze, a Jacek prawie  zawsze. Czasami dołączał do  nich Kazik, mówiąc, że musi robić  sobie dłuższe przerwy  w pracy, bo musi się "mózg zlasować". Oj, nie miałam pojęcia, że masz mózg  z wapnia- śmiała  się Teresa. Ale bardzo lubię gdy jesteś z nami, gdy mam cię w zasięgu  wzroku i ręki.

Któregoś dnia, gdy zostawiły dzieci pod opieką obu dziadków i szły do sklepu Alina  powiedziała - Kazik wciąż patrzy na ciebie tak jakby zobaczył cię po raz pierwszy i bardzo chciałby cię poderwać. Tak samo patrzył na ciebie gdy go pierwszy raz zobaczyłam u was kilka lat wcześniej. I tego ci naprawdę zazdroszczę. Czasem mam wrażenie, że rozmawiacie ze  sobą bez słów.  

Bo my na wiele spraw mamy takie  samo spojrzenie - wyjaśniła  Teresa - poza tym on  mnie  zna od dziecka, potem oboje mieliśmy niezbyt fajne te nasze  małżeństwa. Z perspektywy  czasu  wiemy, że kochaliśmy  się od  zawsze, tylko nie od  razu to sobie uświadomiliśmy. A teraz w pewnym  sensie nadrabiamy stracony  czas. Ale może nie powinnam nazywać tego straconym  czasem, bo te nasze niezbyt fajne doświadczenia życiowe otworzyły nam oczy i nauczyły by teraz  cenić  każdą  chwilę gdy jesteśmy razem. 

A Jacek to wpatrzony w  was troje niczym sroka  w gnat - ale to zauważyłam dopiero na tym wyjeździe- powiedziała Alina. Zupełnie jakbyście  byli jego dziećmi. Teresa uśmiechnęła  się - ja to go postrzegam jakby był moim teściem.  I to takim dobrym, troskliwym teściem  dbającym nie tylko o  swego syna ale i o swą  synową.  On całymi latami nie wiedział, że ma syna. I teraz swą miłość ojcowską  dzieli pomiędzy swego  prawdziwego syna i Kazika.  A Paweł to fajny facet, świetnie  go matka sama wychowała. Historia miłości Jacka uświadomiła mi, że każdą swą  decyzję należy dokładnie przemyśleć i "obejrzeć" nie tylko z własnego punktu widzenia  ale i oczami innych uczestników  danego zdarzenia. Oczywiście nigdy nie jest wiadomo, czy oni będą mieli takie  samo  spojrzenie. 

Gdy już wracały z zakupami Alina powiedziała - chwilami zastanawiam się, czy Kris mnie jeszcze kocha, nie wiem nawet czy kocha  swego  syna. No to się go o to zapytaj - tak  zwyczajnie, spokojnie, otwartym tekstem. Bo wyście  się błyskawicznie pobrali, co nawet Kazika mocno zdziwiło i tłumaczył Krisowi, że powinniście jednak pobyć nieco dłużej razem. Jeżeli którąś ze stron w związku jakieś zjawisko niepokoi to trzeba to jak najprędzej wspólnie omówić, a nie czekać w nadziei, że  samo coś się rozwiąże. Bo samo  to  się najwyżej rozwiąże sznurowadło w bucie. Kris to bardzo inteligentny facet, niestety cierpi od  dziecka na kompleks młodszego brata i od  zawsze Kazikowi wszystkiego zazdrościł - że "dużemu bratu" wolno robić to, czego jemu nie wolno.  Poza tym  - nad tym, by jakiś  związek się  nie rozpadł muszą obie strony pracować. Kris jest trochę próżnym facetem, tak  go ustawili rodzice - wiesz- ten  notoryczny zachwyt, że "taki młodziutki a taki zdolny". Rodzice nie żyją i pewnie brak mu tych  zachwytów. Ja to już dawno zauważyłam, że ile  razy palnę mu jakiś komplement na temat jego zdolności itp. to nieomal chłopak skacze z radochy.  

Może  szkoda, że mi tego wszystkiego nie powiedziałaś nim się pobraliśmy- powiedziała Alina. Alinko- ja nie miałam wszak żadnych podstaw by analizować wasz przyszły związek. W stosunku do mnie Kris  zawsze był i jest correct, ty byłaś zakochana no to co mogłam przewidywać. Może, gdybym wiedziała o twojej chorobie i gdybym wiedziała o tym jak ona niszczy człowieka to pewnie bym o tym powiedziała Krisowi. A ja, dzięki w pewnym sensie nieodpowiedzialności twej mamy, odbierałam cię jako bardzo rozpieszczoną pannicę, której mama chciała nieba przychylić. Gdy zupełnie przypadkiem przypomniało mi się, że kiedyś podobnie się zachowywałaś, zajrzałam do encyklopedii i drogą dedukcji wpadłam na to, że jesteś  chora i właśnie jest pogorszenie. I wysłałam Kazika by o tym powiedział Krisowi.

A co będzie jeśli Kris uświadomi  sobie, że mnie nie kocha? - spytała Alina. Nie wiem, nikt, nawet on sam  nie odpowie ci na to pytanie tak "z marszu, od  ręki", ale  on jest z tych, którzy wiedzą, że dziecko ma dwie  rączki po to by za jedną trzymał je tata, a za drugą mama. I zapewne uświadomi sobie przy okazji, że nadal cię kocha. Będziecie mieć niepowtarzalną okazję do zastanowienia  się nad swoimi uczuciami. A on teraz  jest w domu?- spytała Teresa. Tak, coś bazgroli.  No to zadzwoń do niego by zlazł na dół po zakupy, bo po co masz to ciągnąć na plac  zabaw. Pomysł Teresy był dobry, Kris zabrał zakupy,  potem Teresa swoje wstawiła  do mieszkania i wróciły na plac zabaw, na którym  Jacek czuwał nad Tadziem, gdy ten ujeżdżał rowerek bez pedałów, a tata pilnował Alka który froterował zjeżdżalnię w różnych pozycjach.

W kwadrans później dotarł na plac zabaw Kazik. Został wycałowany przez  swojego synka, potem obściskany przez bratanka i gdy wreszcie mógł dojść do słowa powiedział do Teresy - chcą mnie wysłać na tydzień do Londynu, ale nie pamiętałem czy masz jeszcze ważny paszport. Bo lepiej byś miała i paszport. No i polecielibyśmy tam bez Alka. Bo sam nie mam ochoty tam lecieć. No a w jakim charakterze mam tam lecieć? - spytała Teresa. Poza tym tydzień to jak rok będzie dla małego.  Kazik skrzywił się lekko - no w ostateczności mógłby lecieć z nami, ale wtedy to ty niczego tam nie zwiedzisz.  Powiedziałem, że nie bardzo mi to pasuje i że dam odpowiedź jutro rano. Chciałem od  razu odmówić, ale pomyślałem, że byłoby fajnie byś poleciała  razem  ze mną. Bo to będzie przyjemne z pożytecznym. Przyjemne, bo będziemy razem, pożyteczne,  bo przez  tydzień to można  całkiem nieźle  zwiedzić Londyn.Co prawda kuchnia  brytyjska nie bardzo mi odpowiada, ale tydzień to można jakoś wytrzymać. I Kurt też będzie, ale oczywiście  sam, nie ma kompletu  dziadków do opieki nad  dziećmi. No i mówię to całkiem poważnie - sam nie polecę, mnie ten  wyjazd do niczego nie jest potrzebny.

Jedźcie- to okazja- stwierdził Jacek- będziecie we  dwoje a zapłacicie  hotel tylko za jedną osobę, bo raczej nie ma już pokoi jedno łóżkowych. Ja na ten  czas zamieszkam u was, żeby Alkowi  było raźniej  a wy spokojniejsi. Muszę to sobie przemyśleć - stwierdziła Teresa. Bo nie znam Londynu, będę się tam czuła  mocno wyobcowana. Londyn jest olbrzymi. No jest- zgodził się z nią Kazik - ale my będziemy w city a nie na peryferiach. I mówię całkiem poważnie - nie pojadę bez ciebie, zwłaszcza, że ten wyjazd niczego mi nie  wniesie do tego co teraz piszę i robię. Przemyśl to sobie, kochanie, spokojnie. Już sobie to przemyślałam -stwierdziła Teresa.  Jeżeli tobie ten  wyjazd jest niepotrzebny to po prostu nie jedź tylko dlatego, że zwiedziłabym Londyn. Jeśli mi jest gdzieś pisane, że mam to miasto poznać to je  poznam. Ale jakoś akurat Londyn to mnie nie ciągnie. Obejrzałam w TV całą serię o europejskich  stolicach - o tyle  dobra seria, że to co pokazywali kamerą nigdy nie zobaczyłabym w trakcie  zwiedzania będąc  zwykłą  turystką.  I dlatego nie palę się do takiego "zwykłego zwiedzania". Ale chciałabym pojechać latem nad jakieś ciepłe morze, najlepiej w pierwszej połowie czerwca -to jeszcze  nie  sezon, więc jest  mniejszy tłok wszędzie i ceny niższe. Mam nawet upatrzone jedno miejsce, można tam z naszymi dziećmi pojechać, to miejsce było szykowane  właśnie pod rodziny z  małymi  dziećmi, a hotele są tuż przy plaży, większość z nich ma  prywatne plaże z leżakami i parasolami. I gdyby dziadkowie obaj  z nami pojechali to byłby już naprawdę dla mnie luksus. Pojechalibyśmy w dwa  samochody, jeden dziadek z nami, drugi z Krisem i wtedy moglibyśmy na  miejscu na  zmianę robić wycieczki. Można nawet, żeby się za bardzo nie  spinać pojechać z jednym  noclegiem po drodze.Włosi bardzo lubią  małe  dzieci i myślą o  nich  szykując miejsca na  wczasowiska. Najbardziej lubię gdy mamusia tak około 70-ki mówi o swoim dorosłym synu "moje  dzieciątko" a ktoś, kto nie  zna obyczajów tej nacji w głowę zachodzi jakie to dzieciątko ma ta  niemłoda  kobieta. 

A o jakim miejscu myślisz kochanie?- spytał Kazik. O Lido di Jesolo, które jest 45 km od Wenecji. Włosi zagospodarowali zupełnie  nieciekawy teren, nawieźli piachu tyle by były dość  szerokie  plaże i morze płytkie przy brzegu i ta płycizna jest nawet dość szeroka, deptak ma z 15 km długości, kawiarnie i sklepy czynne do późnej nocy i jak  mi doniosła jedna  ze  znajomych, to tam jest fajnie, smacznie i wesoło. Do przejechania jest prawie 1319 km,  jedzie  się 12 godzin, można z noclegiem w Czechosłowacji, np.w Vyskovie. Omijamy Brno, Wiedeń, Klagenfurt, Udino. Muszą być dwaj kierowcy na  samochód, nawet jeśli się jedzie z noclegiem. Nie każdy jest twardziel i 6 godzin koncentracji to dla niego pestka. Jak mawiała jedna z moich koleżanek po prostu tyłek boli od  siedzenia. A po tym Lido di Jesolo można  się poruszać wypożyczoną  rykszą. I ponoć mają tam lody takie, że  się  człowiek robi prawdziwym "lodożercą"- nie tylko zniewalające swym smakiem ale i kolorami. Padałam  ze śmiechu, gdy opowiadała jak  stała przy ladzie i  się zastanawiała jaki kolor wybrać. Wzięła cztery kolory, naćpała  się tego  zimnego tak, że przez trzy  dni mówić nie mogła, tak ją gardło bolało, bo oni  nie skąpią i jakieś większe są ich porcje.

Brzmi to wszystko całkiem nieźle stwierdzili obaj dziadkowie. No tak- westchnęła Alina - tylko nie  wiem czy Kris będzie  chciał jechać tak daleko od Warszawy.  No to pojedziesz sama z dzieckiem - powiedział Kazik. Tobie też  się przecież  coś od życia należy, a Krisowi powiesz, że nie musiał się żenić i płodzić dziecka - wtedy zaraz oprzytomnieje. Poza tym perspektywa, że będzie  w Warszawie 2 tygodnie bez ukochanego samochodu  i będzie jeździł do pracy komunikacją miejską ocuci go w  5 minut. A musi ci dać  samochód, bo w nim jest zamontowany fotelik dla  dziecka. Nie  bądź Alinko taka zniewolona, bo mu się wyraźnie we łbie  zaczyna przewracać  i niedługo każe ci  się modlić do siebie. 

Wieczorem Teresa powiedziała do Kazika, że  Alina zaczyna  się zastanawiać, czy  Kris ją jeszcze kocha, więc powiedziała jej, żeby się po prostu Krisa o to zapytała. I nic więcej nie powiedziała?- dopytywał się Kazik. Nie, a jej nie wypytywałam. Bo wiesz - czasem, jak to mówią, czujesz że coś się  zmieniło ale nie jesteś w stanie  sprecyzować o co chodzi. Dobrze, że bierze regularnie te tabletki, przynajmniej można z nią rozsądnie porozmawiać.  Kazik zamyślił się a potem powiedział - jeśli miałoby się to małżeństwo rozpaść to lepiej teraz, gdy Tadzik jest jeszcze  malutki. A ona, moim  zdaniem bez problemu znajdzie innego faceta i Tadzik nie będzie przeszkodą.  Taki maluch do czwartego roku życia,  a nawet piątego  to tego rodzaju zmiany przyjmuje bezproblemowo. A Kris to ostatnio prawie  wcale się nie udziela jeśli idzie o pielęgnację  dziecka. Może Alina ma prawidłowe podejrzenia, że uczucie Krisa do niej  wyparowało. I to może wcale nie oznaczać zdrady, tylko po prostu przestała go interesować. To tak jak z dziećmi - nowa zabawka przez jakiś czas bardzo je interesuje, a potem leży w kącie i dzieciak jej nie  zauważa, nawet jeśli wcale nie dostał jakiejś innej, nowej zabawki. 

No to nasz jakiś nietypowy jest  zaśmiała  się Teresa - najdalej co trzy dni jest  jest "przegląd majątku", a każda  zabawka jest omówiona - musiałam kupić dla Tadzia innego kauczukowego zajączka, bo Alek zrobił aferę, że  nie ma zajączka do gryzienia ząbkami. Tłumaczyłam że on  ma już wszystkie  ząbki i nie jest mu już potrzebny zajączek a Tadziowi jeszcze ząbki rosną- nie, to był jego zajączek i trzeba go zabrać Tadziowi. Dwa dni szukałam takiego zajączka dla Tadzia i w końcu dostałam i Alina śmiejąc  się przyniosła tamtego. Zwróć uwagę na jego klocki - gdy je układa w swojej szafce to zawsze są podzielone na kolory i zawsze jest ta  sama kolejność kolorów: czerwone, zielone, białe, niebieskie, żółte, czarne. A spróbuj mu podać wpierw prawą rękawiczkę zamiast lewej- on je odróżnia, bo prawa ma na wierzchu nieco uszkodzony wzór kwadratu, bo zadarła się nitka. A on  się przyzwyczaił, że zawsze wpierw  nadstawia lewą rączkę, więc powinna być podana wpierw lewa rękawiczka. Problem rozwiązałam, bo teraz on już  sobie  sam do nich  sięga, bo dałam jego szaliki i rękawiczki niżej.

Dunia i jej posłanko za każdym razem dowiadują  się, że on kocha Dunię i dziadek Jacek też kocha Dunię bo przyniósł dla niej posłanko. A na twoim biurku to nie ja porządkuję twoje ołówki, gumki,  długopisy itp. tylko Alek. Ale  zawsze  się mnie pyta,  czy może to poukładać. A do kompletu  cyrkli to niemal  się modli - takie piękne i takie piękne kółka robią. Wyraźnie dochodzą  do głosu geny mojej mamy,  bo ja to jestem bałaganiara. A cwaniak  z niego  się zrobił niesamowity - nie lubi jednej koszulki i ostatnio powiedział do mnie  wskazując na  nią - ona już za mała, będzie  dla Tadzia. Przymierzyłam ją do innej i pokazuję mu, że są tej  samej długości rękawki a on dalej kręci łepetyną i mówi, że za mała. No więc już jest odłożona dla Tadzia. A jednocześnie jest zazdrosny gdy biorę Tadzia na ręce.

                                                                        c.d.n.