piątek, 12 lutego 2021

Życie nie jest romansem

To był bardzo ciężki dzień. Wyszła jak zwykle skołowana i półprzytomna ze zmęczenia. Ocknęła się dopiero w autobusie, że przecież miała po pracy iść do fryzjera a nie jechać do  domu. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że jeszcze zdąży, musiała się wrócić zaledwie pół przystanku autobusowego. 

Szła szybko wpatrzona w płyty chodnikowe, podsumowując miniony dzień i już obmyślając strategię na następny dzień.  Wyczuła, że ktoś idzie tuż  za nią, chciała tego kogoś przepuścić, odrobinę zwolniła i wtedy usłyszała- a dokąd tak pędzisz mała? i czyjeś męskie ramię ją objęło. Przestraszona oderwała wzrok od chodnika i wtedy zobaczyła, że obok niej idzie Wiesiek, kolega, a może nawet ktoś nieco bliższy niż kolega, z jej poprzedniej pracy. Ależ pędzisz, zobaczyłem cię w  autobusie , nie mogłem się do ciebie  dopchać, więc gdy zobaczyłem, że wysiadasz  zrobiłem to samo. Dokąd tak gnasz  dziewczyno? Ewa uśmiechnęła się nieznacznie - mam wizytę u fryzjera, spieszę się. A jest tam i męski dział?  Nie wiem- ale chyba tak, bo to duży zakład. No to pójdę z tobą, mnie też się ta rozrywka przyda. A jeśli męskiego nie ma zaczekam na ciebie w kawiarni obok, mam do ciebie sprawę. 

Byłem dziś u ciebie, ale zrezygnowałem, bo był tłum a ja byłem o wpół do czwartej, więc wiedziałem, że się  nie dostanę.

To stan constans- od maja dzień w dzień jest  tak zwane piekło i szatany, gorzej niż w Orbisie po bilety sypialne - odpowiedziała Ewa. I nie mów na mnie  "mała"- mam na imię Ewa. A jak się ostrzyżesz to idź do "Gongu"i tam na mnie zaczekaj. Moje strzyżenie trwa znacznie dłużej niż  twoje. Dobrze, a dają tam kawę czy tylko herbatę? Dają też kawę , serniki też dają. 

W trzy kwadranse później Ewa wchodziła już do "Gongu". Wiesiek skinął na kelnerkę i Ewa zamówiła herbatę "po angielsku". Wiesiek skrzywił się z odrazą- jak ty możesz pić takie paskudztwo?  Przecież ja ci nie każę tego pić - zamówiłam dla siebie,  nie dla ciebie. A coś do herbaty podać- spytała kelnerka -nie, dziękuję. Tylko herbatę. No to mów, o co ci chodzi, padam na twarz, jestem wykończona.

Wyjeżdżam na kontrakt do Nigerii, będę wykładał tam na  uniwersytecie, w Zarii.  No to składaj papiery, złożysz papiery, prześwietlą cię trochę, skoro wiesz , że twoją  kandydaturę zaakceptowali w Nigerii, to pojedziesz na czas. Wpadnij do swojego branżysty, wszystko ci powie co musisz mieć. Sprawdzałeś czy już ci opłacili przelot  w tę i z powrotem? A paszport służbowy masz? Mam. No to fajnie. Wypełnij druki ze swoim branżystą, wpierw on sprawdzi czy wszystko dobre wypełniłeś, do mnie  musisz przyjść z dowodem osobistym i tymi drukami i dowiedz się w PTA na MDM-ie czy ci już opłacili podróż. 

Myślałem, że to wy sprawdzacie. No to źle myślałeś. Ja mam do pracy dwie dziewczyny i miesiąc w miesiąc załatwiamy 500 wyjazdów niczym super  biuro podróży- bo łącznie z paszportami, wizami i całym bookingiem. A że druki paszportowe to jest kilka stron A-4 z informacjami przedziwnymi, to najczęściej każdy wypełnia to u nas, bo nie wie o co w nich chodzi. To chyba gorsze niż spowiedź w konfesjonale, w każdym razie bardziej dociekliwe pytania, do trzeciego pokolenia wstecz. Wziąłeś w końcu rozwód?  

Nie, nie wziąłem, po co, skoro nie chciałaś wyjść za mnie? Nie chciałam wyjść, bo nie miałeś rozwodu. Zresztą nie przypominam sobie  byś bardzo na to nalegał. A dzieci masz? Nie. No to dobrze, będzie mniej komplikacji.  A tak w ogóle to po cholerę tam jedziesz?  

Bo chcę się rozejść więc muszę mieć  na mieszkanie dla siebie. To jest jej mieszkanie, ona dostała na nie przydział.  Obiecała mi, że nie będzie mi utrudniała wyjazdu pod warunkiem, że ją zaproszę do siebie do Zarii, bo ona ma ochotę na wyjazd na kontrakt. 

No to niech składa papiery, chyba lekarzy nadal tam potrzebują. Ale ona chce się wpierw rozejrzeć na miejscu., stwierdził Wiesiek. 

Nie ma sprawy, te kontrakty przewidują łączenie rodzin, gdy będziesz na miejscu upomnisz się u kontrahenta  o bilet "open, roczny" na przelot dla niej w tę i nazad. I też trafi do PTA. Będziecie lecieć przez Rzym, klasa turystyczna. I jak znam życie, to będzie mogła już na przyszłe wakacje do ciebie pojechać. Nooo- zaśmiała się niemal radośnie, to tym razem poznam twoją żonę nie tylko z fotografii. Jeśli podpisze tam kontrakt to nieźle dostanie w kość - tam jest limit dzienny pacjentów nie "na sztuki" jak u nas, ale na rodziny. A rodzina to może  się  zwalić na raz 5 do 15 osób.  W różnym wieku i o różnym stanie zdrowia. 

Skąd wiesz?-zdziwił się nieco Wiesiek. Małpy mi w ogrodzie  zoologicznym powiedziały gdy byłam ostatnim razem, bo chciałam pracę zmienić.  Pomału dostaję tu świra - nie mam czasu zjeść drugiego śniadania, ba nawet wyjście do toalety staje się problemem, bo mi zwyczajnie brak czasu. W nocy budzę się przerażona i zastanawiam się czy aby na pewno dałam paszport jednego patafiana  do wizowania albo inne radości życia służbowego mnie prześladują. I zawsze tak miałaś? Gdybym tak miała od początku, to już bym tu nie pracowała- po prostu zostałam nagle kierowniczką tego burdelu i mam dwie nieodpowiedzialne siksy do pracy - kiedyś którąś uduszę i pójdę do więzienia i odpocznę wreszcie. Kierowniczka wyszła za mąż za jednego z wyjeżdżających na kontrakt i wyjechała do Ghany wrabiając mnie na to stanowisko. I co mi z tego, że więcej zarabiam, skoro się zamęczam. I mam nad sobą swoją dyrekcję i do tego jeszcze MSW i to co oni mi każą ma być ważniejsze niż to co mi mój dyrektor każe. I było już u mnie  w pracy dwóch takich smutnych i proponowali bym do nich do roboty przeszła, oczywiście po odpowiednim przeszkoleniu. Nawet mi mieszkanie obiecywali i prosili bym się nad tym zastanowiła- no to się zastanawiam, choć wiem, że raczej z tej ich propozycji nie skorzystam. Ale coraz częściej mam ochotę odejść stąd.

A co do kontraktu twojej żony - mamy trochę lekarzy na tych kontraktach. Jedna  bardzo dzielna właśnie wróciła -wykończona psychicznie, bo personel medyczny tubylczy płci męskiej  chadzał cały czas uzbrojony, z nożem za pasem,  poza tym klimat jej nie służył- cały czas gorączkowała.  Nawet całego roku nie wyrobiła. Wyjechała kobieta przebojowa, młoda, elegancka, wrócił damski strzęp człowieka.

W Nigerii była?  Nie nie w Nigerii, w innym afrykańskim kraju. Ale trzeba pamiętać, że to Afryka a nie  oranżeria w  Ogrodzie Botanicznym. Nie przypominam sobie, by jakieś rozróby były w Zarii, podobno ten uniwerek jest w ładnym miejscu. I nie jedz tam nic na ulicy lub  w podejrzanym bungalowie - ameby mają się  tam świetnie.  

A czemu ta twoja kobieta chce tam jechać? Też chce kupić nowe mieszkanie? No chyba nie, mnie  nie będzie teraz dwa lata, a potem to się wyprowadzę. Ją chyba ambicja rozsadza. A może się pożarła ze swoim nowym kierownikiem? - nie wiem, nie rozmawiamy ze sobą za często. No to co często ze sobą robicie?-dopytywała się Ewa. Kłócicie się?  Też nie - z góry każde z nas wie co drugie powie, więc się nawet nie kłócimy. Staramy się nie wchodzić sobie  zbytnio w drogę. 

Opatentowałem kilka procesów technologicznych i nic z tego nie mam- dopóki nie będzie to produkowane mogę się tylko cieszyć faktem, że coś nowego wymyśliłem. Powiem ci coś Ewuniu -ale chcę byś to skomentowała nie teraz-zaraz, ale przespała się z tą informacją kilka dni, dobrze? No dobrze, ale wiesz co? - jestem najzwyczajniej w świecie głodna, więc wpadnijmy do mnie do domu  bo jeszcze nie widziałeś mojego nowego mieszkania. Obejrzysz mieszkanie a ja tymczasem odgrzeję obiad i jeśli należysz do odważnych to zjesz ze mną, ameby nie mam, po ostatnim wojażu do "enerdowa" sprawdzałam, bo miałam jakieś bóle, ale to nie z powodu ameby. Zjemy, zrobię kawę i wtedy mi powiesz nad czym mam pomyśleć. Łatwiej znoszę  hiobowe wieści z pełnym żołądkiem.

Ewa, a co u ciebie? Ewa uśmiechnęła się - jak zwykle u mnie wszystko wspaniale. Wyszłaś za mąż? Nie, po co?  A jesteś z kimś?  Można to tak ująć- w pewien sposób jestem. Nie rozumiem- stwierdził Wiesiek. A musisz rozumieć?  Nie wydaje mi się, żebyś musiał to rozumieć. To tak jak było z tobą - tyle tylko, że tym razem nie jestem zaangażowana - nauczyłam się oddzielać uczucia od seksu. I za to jestem ci właściwie wdzięczna, choć nie powiem, że łatwo mi to przyszło.

Gdy wyszli z Gongu skierowali się na postój taksówek i w dwadzieścia minut później dojechali pod dom Ewy. Osiedle było nowe i wciąż jeszcze mało uporządkowane, a jednakowiutkie rzędy czteropiętrowych bloków robiły nieco dziwne wrażenie. Z jednego boku na terenie osiedla stały jedenastopiętrowe wieżowce, każdy w nieco innym odcieniu  koloru kremu jajecznego. Jak jakiś obóz- pomyślał Wiesiek- betonowe baraki i wieże strażnicze. Terenów przeznaczonych na osiedlową zieleń było sporo, nawet były już w wielu miejscach posadzone drzewa i krzewy, stały nawet ławki. I były to klony, a więc dość szybko rosnące drzewa. Przed blokami były trawniki obsadzone niskimi krzaczkami róż. Nawet ładnie to wyglądało.

Jak ty trafiasz do swojego bloku? -zażartował Wiesiek-przecież tu wszystkie domy jednakowe. Ewa zaśmiała się - to zależy od której strony tu przyjeżdżam - przy mojej ulicy jest samoobsługowy spożywczak, więc idąc od niego po prostu  liczę klatki schodowe- nad każdym wejściem jest nr klatki, lub patrzę na okna. W moim kuchennym oknie są pomiędzy szybami zazdrostki w czerwone, duże maki i stąd wiem, w którą klatkę mam wejść. Po tych makach odnajdują mnie koleżanki.  Gdy wracam autobusem to wiem, że mam iść ulicą prostopadłą do tej, którą przyjechałam 700 m do przodu i dochodzę do swojej ulicy, do sklepu- dalej tak jak mówiłam. Gdy przyjadę z innej strony to wiem już odruchowo gdzie mam skręcić w prawo lub w lewo. Też nie skomplikowana droga- od przystanku prosto uliczką  do jej końca, lewo-skośnie do pierwszej poprzecznej ulicy i nią w prawo. I zawsze trafiam. Zastanawiam się tylko jak tu jakieś pijaczki trafiają do swych domów, bo zawsze wracam  trzeźwa, a zbyt mało i zbyt rzadko piję.  No ale gdy ktoś "obcy" tu trafia to zawsze ma zgryz jak trafić, bo jakiś  geniusz  oszczędził na tabliczkach z nazwami ulic. Na domiar złego,  moja uliczka jest z jednej strony zamknięta  sklepem i wjazd do niej jest przez parking- genialne rozwiązanie do ćwiczenia mózgu i pamięci. Co sprytniejsi wjeżdżali na nią poprzez trawnik, więc postawili w tym miejscu kilka kręgów studziennych w charakterze  kwietników. Kwiatki to były przez jeden sezon, teraz  są tylko chwasty.

                                                                    c.d.n.

P.S.

I jak zwykle:  czytasz? - to  bądź uprzejma/my zostawić ślad w postaci komentarza lub znaczka- :(  lub :)