Czas - pojęcie wymyślone przez ludzi, podzielone na sekundy, minuty, godziny, dni - mijał obojętny na to co się w tym czasie wydarzyło. Kris zniknął - dziwne było to, że nikt nic o nim nie wiedział. Kazik podejrzewał, że jego brat wyjechał do Francji i tam podjął pracę. Nie dziwił się, że nie daje znaku życia, bo pamiętał, że gdy on wyjechał po rozwodzie do Niemiec też przez bardzo długi czas nie pragnął kontaktu ze znajomymi. Po roku nieobecności zatelefonował do Teresy, ale do rodziny nie miał zamiaru się odzywać. Prosił ją by nikomu nie mówiła, że ma z nim kontakt i Teresa tę prośbę spełniła. Może i Kris ma jakąś przyjaciółkę lub przyjaciela którego oni nie znają. Poza tym nie wykluczone jest, że nie za bardzo mu się wszystko we Francji dobrze ułożyło i że nie ma się czym pochwalić, więc się nie odzywa. Bo Kris zawsze bardzo starannie ukrywał swe niepowodzenia, za to chwalił się każdym swym nawet małym sukcesem.
Teresa szybko zrobiła ciasto ziemniaczane na krakersy dla dzieci. Postanowiła zrobić ich znacznie więcej, bo i dorośli je chętnie podjadali. Dla dorosłych były z odrobiną chili, wędzoną papryką ale i z makiem oraz grubo zmielonymi orzechami laskowymi i włoskimi. Gdy wkładała już drugą blachę z krakersami do piekarnika usłyszała, że otwierają się drzwi wejściowe i pomyślała, że tata z Alkiem dość krótko byli na spacerze, no ale późno jesienne spacery z reguły były dość krótkie.
Wyszła do przedpokoju i zamiast swego taty i Alka zobaczyła własnego męża, który powinien być o tej porze jeszcze w Instytucie. Kazik szybko zrzucił buty i jeszcze będąc w kurtce przytulił mocno Teresę mówiąc - stęskniłem się za tobą i szybciej wróciłem. Żle mi się pracuje gdy nie mam cię blisko siebie. Pociągnął nosem i powiedział- a ty, niepoprawna pracusia, znów nas rozpieszczasz i coś pieczesz! Zaraz umyję ręce i ci pomogę w kuchni. Poza tym mam nowinę. Jesteś w ciąży? -zapytała ze śmiechem Teresa- a może wymyśliłeś coś latającego ze skrzydłami w kształcie skrzydeł nietoperza? Nie, ale muszę się z tobą naradzić, bo dostałem dziś dość ciekawą propozycję i wtedy nie będę musiał codziennie bywać tyle godzin poza domem. I będą ci płacić za to siedzenie w domu? No właśnie i to mi się podoba. Będę mógł pracować i w domu i na Politechnice i będę co nieco wykładał. Muszę to wszystko sobie spokojnie z tobą przemyśleć, umówiłem się, że dam odpowiedź za tydzień. A kiedy byś tam przeszedł? W lutym. Pomyśl Tesiuniu - będę miał w roku 36 dni wolnych od pracy przy pięciodniowym tygodniu pracy. Wziąłem całą rozpiskę możliwości - będę miał etat badawczo-dydaktyczny Nie podejrzewałem, że 10 godzin dydaktycznych to się równa 7,5 godzinom zegarowym, a ja będę miał rocznie 180 godzin dydaktycznych na tym etacie. Muszę to sobie wszystko dokładnie porozpisywać i się dobrze zastanowić. Oczywiście finansowo to też wypadnie lepiej niż tu. Staszeczek udaje, że mu będzie przykro gdy odejdę, ale wiem, że odetchnie. Gdy tylko przestało dla mnie przychodzić stypendium to biedak odetchnął, bo ono każdego w oczy kłuło i każdemu musiał tłumaczyć, że to nie idzie z puli instytutu. Trochę się pośmieliśmy, bo któremuś się wydawało, że każdy, kto będzie robił doktorat to dostanie stypendium. Jeden taki napalony na doktorat pytał się go czy instytut może mu znaleźć promotora i da stypendium. A poza tym to niestety jakoś ostatnio niewiele nowego tu się dzieje.
A junior z seniorem są na spacerze? Tak, dziś mieli być na południowym placu zabaw, bo oni raz są na naszym a raz na tym nowym, Jackowym. Na tym nowym to latem będzie nawet basenik z fontanną. Na razie jest tam tylko to miękkie podłoże do skakania. Jeśli to będzie nie ogrodzony teren, a tak przewidywał projekt, to stanie się najdalej po tygodniu zbiornikiem śmieci i nieczystości. Na osiedlu jest masa psów i przynajmniej połowa z nich łazi bez smyczy zwłaszcza wieczorem, to w "try miga" zanieczyszczą ten plac zabaw. W naszym bloku są tylko 4 psy, ale w niektórych tych czteropiętrowych blokach to w każdej klatce przynajmniej jeden pies na dziesięć mieszkań. I to takie spore psiska jak owczarki niemieckie. Ostatnio widziałam tam mocno starszą panią, taką kruchutką, wątlutką, jak prowadziła na smyczy dobermana, a właściwie to on ją prowadził i ona ledwo za nim nadążała. Pomyślałam, że kobiecina sporo ryzykuje bo jak psa coś zdenerwuje i jak da w długą to babcię przeczołga po chodniku.
Powinniśmy w sobotę wyskoczyć do IKEI po jakiś mebel do spania dla Alka - trzeba go już wyrzucić do jego własnego pokoju. Kazik uśmiechnął się- niech wie od małego, że życie nie jest jak muzyka rozrywkowa, czyli lekkie, łatwe i przyjemne.
Właściwie to nie musimy nawet jechać do IKEI, mamy katalog w sieci i możemy zamówić razem z materacem,weźmiemy mu takiej twardości jak my mamy. Przejrzysz ze mną katalog?- zapytała męża. Tak, oczywiście, że razem przejrzymy, ale pod warunkiem, że będziesz mi siedziała na kolanach, lubię cię mieć tak bliziutko. A ja myślałam, że będziemy pić kawusię, degustować krakersy i przeglądać katalog. No zgoda, ale możesz przecież pić kawę siedząc na moich kolanach. Nie mogę wtedy pić kawy, bo się do ciebie tulę i się co chwilę całujemy - śmiała się Teresa. A poza tym to zaraz wrócą nasi, bo Alkowi trzeba będzie coś wrzucić na ruszt. Przyzwyczaił się, że wraca ze spaceru i coś zjada. My też chyba coś zjemy. Mam na tę okoliczność zupę pieczarkową z zacierkami. Dodałam do niej kilka suszonych podgrzybków i wyszła świetna.
W tej chwili otworzyły się drzwi wejściowe i wszedł tata z Alkiem. Taaata, wrzasnął Alek radośnie i szybko pozbył się swoich adidasów i jeszcze w kurtce i czapce pobiegł do Kazika. Kazik rozpiął mu kurtkę, ściągnął z główki czapkę i przytulił synka do siebie mówiąc- idź założyć kapciuszki i pójdziemy umyć ręce, bo mama zaraz da na stół pyszną zupę.
Zupa wszystkim smakowała a Alek powiedział Teresie, że on najbardziej to lubi właśnie takie domowe kluseczki w zupie. Bo mu nie tylko smakują, ale bardzo wygodnie się je, bo nie zsuwają się z łyżki jak makaron.
Po lunchu Teresa zrobiła kawę, do której były domowe krakersy, które też zostały przez Alka pozytywnie ocenione. Alek oczywiście też pił kawę w eleganckiej filiżance i jego kawa była osłodzona syropem daktylowym. Kazik spróbował tę jego kawę i stwierdził, że wieczorem, po obiadokolacji też będzie pił tę kawę z syropem daktylowym zamiast herbaty.
Po lunchu Alek zajął się swoim ogrodem zoologicznym, tata przeglądał prasę a Kazik z Teresą zaczęli przeglądać meble- nie tylko te w IKEI. W jednym ze sklepów Kazik wypatrzył łóżko typu "dwa w jednym"- dolne łóżko było wysuwane spod górnego i Kazik zaczął się zastanawiać, czy nie kupić właśnie takiego łóżka. Bo teraz dziecko spałoby na tym dolnym i "w razie czego" nie potłukłoby się zlatując z niego w nocy, a gdy się już przyzwyczai do spania na łóżku o szerokości 90 cm to będzie spał "piętro wyżej" a jego dolna część będzie wsunięta. Będzie przy okazji w domu jedno miejsce więcej do spania. Poza tym podejrzewał, że Alkowi będzie się takie spanie podobało i lepiej zniesie "wyprawienie" go do łóżka w innym pokoju. Ale nim się to łóżko zamówi nie zaszkodziłoby obejrzeć je w naturze. Teresa miała jednak zastrzeżenia, że gdy się wysunie tę dolną część to mebel jest wtedy szerokości 180 cm i zabiera tym samym bardzo dużą powierzchnię pokoju, który wszak nie ma 20 metrów kwadratowych. No tak- niestety masz rację - stwierdził Kazik. Może będzie lepiej zakupić jakiś dziecięcy mebel do spania, bo one są niższe niż łóżka dla dorosłych. Po prostu na początku będzie mu się przystawiało krzesła by nie spadała mu kołdra lub i on. I niech się od razu przyzwyczaja do spania na łóżku szerokości 90 cm. No to w sobotę wyruszymy szukać legowiska dla Alka- stwierdził Kazik- nie ma lekko.
Wieczorem, gdy Alek już wycałowany, poprzytulany zasnął, Teresa powiedziała do Kazika - nie wiem czemu, ale trochę mnie dziwi i niepokoi, że Kris nie daje znaku życia. Rozumiem, że nie kontaktuje się z Aliną, ze mną, no ale z tobą przecież mógłby. Nie mógłby - powiedział Kazik- przecież świadkowałem Alinie, to tak jakbym go zdradził. A to zawzięty osobnik. Możesz do niego zatelefonować, według mnie na pewno ma przy sobie swój smartfon. Albo napisz do niego maila. No ale ja też go zdradziłam, też wszak świadkowałam. Spróbuj zadzwonić, to wbrew pozorom nie kosztuje majątku, on pierwszy nie zadzwoni dopóki nie zostanie kimś na szczeblu. Ale twój telefon ma w bazie i nawet jeśli nie odbierze to go mile połechce, że ty do niego dzwonisz. Jeśli nie odbierze to jutro też zadzwonisz, to go zastanowi. Ja myślę, że się trochę przeliczył ze swoimi możliwościami. Poza tym, żeby mógł pracować w swoim zawodzie to musiałby znać perfect prawo francuskie a nie sądzę by był w tej materii biegły.No i tu miał małą styczność z językiem francuskim, a gdy językiem obcym mało operujesz to on ulatuje z głowy. Może on wcale nie wyjechał z Polski tylko się zadekował gdzieś na prowincji i tam robi karierę na zasadzie, że mu warszawskie zapylone powietrze nie służy. Przyjrzałem mu się w sądzie - jemu ten rozwód z Aliną pasował i pasowało mu pozbycie się dziecka w taki sposób by wyjść na swego rodzaju ofiarę. On naprawdę był przerażony stanem Aliny, bał się, że ma nieuleczalne zaburzenia i że dziecko to wszystko po niej odziedziczy. Popatrz - nawet ty się nie połapałaś na początku, że ona jest chora, byłaś na nią wiele razy wręcz wściekła, a byłyście wszak przyjaciółkami tyle lat.
Teresa pokiwała głową - no fakt, byłam pewna, że nadal jest rozkapryszoną, rozpieszczoną przez mamę panienką. Do dziś sobie to wyrzucam, że wcześniej na to nie wpadłam. I mam wrażenie, że może być z Krisem tak jak mówisz i on do dziś nie bardzo wierzy w to, że Tadziś jest i będzie normalnym dzieckiem. No i poza wszystkim "szlachectwo zobowiązuje" dobrze go zaszachowano tym, że jego brzydka przygoda może się stać jego wizytówką i straciłby klientów.
Wiesz, za nim się zawsze uganiał tabun dziewczyn a on był taki bawidamek jak nasz ojciec. Czasem to go nawet podziwiałem. Bo ja nie miałem takiego talentu.Wpierw wbagniłem się w Ankę a potem zakochałem się w pewnej mężatce na zabój. Ale powiem ci, że warto było się w tej mężatce zakochać, choć to wtedy okrutnie bolało. Kocham cię, choć nadal jesteś mężatką - śmiał się Kazik. Zadzwoń do tego mojego durnego brata. I daj na głośnik.
Teresa wybrała numer Krisa i po dłuższej chwili usłyszała: " o Boże, co się stało"? Nic się nie stało, dzwonię bo się o ciebie tak zwyczajnie, po ludzku, martwię. Jakby nie było jesteś bratem mego męża i w pewnym sensie jesteśmy rodziną, a ja się zawsze martwię o swoją rodzinę - powiedziała Teresa. Powiedz mi lepiej gdzie jesteś, czy jesteś zdrowy, czy masz pracę i masz gdzie mieszkać. Rozszedłeś się nie ze mną i nadal jesteśmy rodziną. No jestem zdrowy, pracę mam, jestem we Francji, blisko granicy niemieckiej, mieszkanie wynajmuję. Ufff, powiedziała Teresa to dobrze. A dlaczego, paskudny padalcu, nie dajesz znaku życia i nie dzwonisz ani do Zika ani do mnie? Bo pomyślałem, że już mnie oboje skreśliliście. No to cię muszę zmartwić nie skreśliliśmy ciebie, choć się o to wyraźnie prosiłeś. Jeżeli prawdą jest to co mi teraz powiedziałeś, że masz pracę i jesteś zdrowy to się cieszę i Zik się ucieszy i zapewne do ciebie któregoś wieczoru zapika. Trzymaj się i dbaj o siebie. Pa. Dziękuję,że ty zapikałaś, pozdrów Kazika, pa.
Kazik objął Teresę i długo obcałowywał jej twarz w końcu powiedział- no widzisz stary kocur wylądował na czterech łapach. I jak cię, mężatko, nie kochać? Ten padalec, jak go ślicznie nazywasz, wystraszył się twego telefonu, ale to dobrze, niech pamięta, że są jeszcze inni oprócz niego na świecie. Podejrzewam, że to któryś z jego klientów mu ten wyjazd naraił. Teraz wielu prowadzi interesy z zagranicą, wszak CHZety zostały zlikwidowane, a pańskie oko konia tuczy i trzeba jakoś tych spraw pilnować. Idziemy spać, a jutro nie jadę rano do Instytutu tylko na Politechnikę i to nie o świcie.
c.d.n.