środa, 31 grudnia 2008

Szczęśliwego Nowego Roku 2009 !



wtorek, 30 grudnia 2008

Jaki był ten rok?

Nowy Rok nieomal za progiem, więc chyba już mozna posumować ten mijający.
"Polatałam" wczoraj po blogach i jak zwykle, jestem contra. Bo według mnie ten rok wcale nie był dla naszego kraju taki zły, mimo, ze większość blogowiczów narzekała.
Ze smętkiem zauwazyłam,ze bardzo wiele osób krytykuje rząd tylko dlatego, ze jest rządem, jest naszą, wybrana przez nas władzą. Moze wciąz niektórzy nie zassali, ze nie jesteśmy juz pod zaborami?
Wszyscy zgodnie pomstowali na naszego premiera : " gdzie ten cud?". Chcę tu tylko przypomnieć, ze cudu jako takiego pan premier nie obiecywał- powiedział jedynie zdanie, ze "Polska zasługuje na cud gospodarczy, taki jak w Irlandii". Wszyscy dopuścili sie nadinterpretacji tego powiedzenia i czepiali sie biednego premiera niczym rzep psiego ogona. Wydaje mi się, ze średnio inteligentny obywatel powinien sobie zdawać sprawę, ze Polacy do pracowitych (przynajmniej we własnym kraju) nie nalezą, a ogólny poziom zycia moze poprawić się tylko i wyłącznie w wyniku uczciwej i wydajnej pracy wszystkich obywateli. Dobrobyt nalezy wypracować, o czym najlepiej wiedzą tylko ci, którzy prowadzą własne firmy i muszą zapewnić swoim pracownikom wynagrodzenie, materiały do produkcji, uregulować należności wobec fiskusa, a to wszystko nie jest z pieniędzy budzetowych, ale z tego co wypracuje firma.
Wszystkich bulwersowały "sprzeczki" na linii premier-prezydent. Przykro mi to mówić, ale mamy prezydenta, który nie jest prezydentem wszystkich Polaków, a jedynie tych, którzy nalezą do PiSu lub są zwolennikami tej partii. Zapowiedzi wetowania wszystkich ustaw, nim one jeszcze trafiły pod obrady Sejmu jest zwyczajnym skandalem i wiadomo, ze paralizuje to prace rządu. Spory o ... lot do Brukseli - tu juz , zupełnie niepotrzebnie, pan premier stracił zimna krew, ale ja sie nie dziwie i tak ma człowiek duzo cierpliwości.
Pomostówki, wcześniejsze emerytury - piękny post napisala o tym Polonka 54 na swoim blogu. Trudno się z Nią nie zgodzić, jeśli ma się na względzie dobro własnego kraju. Związki zawodowe strasznie wrzeszczą o solidarności, solidarnym państwie, ale ich działalnosc nie ma z tym nic a nic wspólnego- wg nich pewne grupy zawodowe maja mieć lepiej kosztem innych. Jezeli jakaś grupa zawodowa musi wcześniej iść na emeryturę to powinna płacić wyzsze skladki emerytalne lub mieć zapewniona możliwość zmiany zawodu, bo nie kazdy chce być emerytem w 55 wiośnie zycia.
Reforma słuzby zdrowia - jeden wielki protest-song przed prywatyzacją. Wydaje mi się, ze wiele osob nie ma pełnych danych o tych placówkach , które juz są sprywatyzowane i które juz od 3 lat działają. Jakoś pacjenci są tam leczeni na koszt NFZetu, nikt im tam prawa do leczenia nie odmawia i dziwnym trafem pacjenci nie narzekaja i nie wiedza nawet, ze leczą sie w sprywatyzowanej placówce. Pani min. Kopacz a porody bez znieczulenia - muszę zmartwić wiele pań - ze na tym obrzydliwym Zachodzie odchodzi sie od podawania znieczulenia, jezeli nie ma ku temu wskazań- znieczulenie zewnątrzoponowe nie działa dobrze na noworodka. W przypadku cięcia cesarskiego działa na dziecko zaledwie 10- 15 minut, w przypadku porodu siłami natury- znacznie dłużej. Równiez "cesarka na zyczenie" nie jest tam polecana- jezeli tylko nie ma zadnych zagrozeń dla matki i dziecka zachęcaja matki do naturalnego porodu.
Zapłodnienie in vitro - tu jestem akurat "pro" - uwazam, ze powinni mieć do tego prawo zarówno malzonkowie jak i pary zyjace w konkubinacie. A wtrącanie się Kościoła do prawodawstwa w tym zakresie uwazam za niedopuszczalne. Mniej zorientowanym osobom wydaje sie ,ze jest to procedura lekka, łatwa i przyjemna, ale tak nie jest, bo wpierw kobieta musi przejść odpowiednia stymulacje hormonalną a wynik zapłodnienia nie jest z góry wiadomy.
Rozbawiło mnie przeznaczanie zarodków, u których stwierdzono jakąś wadę genetyczną, do adopcji. No nie wiadomo, chyba projektodawca mial w tym momencie ze 40 stopni gorączki i majaczył. Co do finansowania metody in vitro - pieniedzy w kraju nie mamy za wiele, więc moze tylko częsciowo na koszt państwa? Niemcy, kraj bogaty , a też całości nie finansują, mało tego- ograniczaja wiek osób ,które mogą się ubiegac o in vitro.
Wyprawy zagraniczne naszego prezydenta - no cóz - jako rozrywka zbyt smutne, bo wystawiały nam złe świadectwo. No ale było się z czego zgodnie pośmiać.
TVP - misyjna dzałalność tejze - no chyba pogłupieli całkiem .A cóz oni robia poza zbijaniem pieniędzy w obiegu zamkniętym? Przeciez te wszystkie firmy, które cokolwiek produkują dla TVP są obsadzone przez krewnych i znajomych władz TVP. Prosty, znany obieg zamknięty.
W moim prywatnym osądzie ten rok nie był zły dla Polski.
Ja doskonale rozumiem, ze siedząc na widowni ( a my wlaśnie takie miejsce mamy) bardzo łatwo jest wszystko krytykować, ulegając często komentarzom dziennikarzy, którzy wszak z tego zyją, ze rozdmuchuja wszystko do kwadratu.
Rozumiem, tez, ze wszyscy chcą duzo zarabiać, mieć darmową i dobrą słuzbę zdrowia, płacić minimalne podatki, krótko pracować itp. No ale kto nam na to wszystko ma dać pieniądze?
Moze czas sobie uzmysłowić, ze takich warunków nie stworzy nam ani lewica ani prawica,bo to my, swoja pracą i zaangazowaniem w zycie kraju mozemy zapewnić sobie dobrobyt.
Pewnie część moich blogowych gości mnie "znielubi" za ten post. Trudno, ja tak właśnie myślę.
anabell

niedziela, 28 grudnia 2008

Prognoza na 2050 rok

Prawdopodobnie nasze pokolenie jest ostatnim, ktore moze cieszyć się tak róznorodnym i naturalnym menu.
Za kilkadziesiąt lat na stołach królować będą produkty z probówki. Juz w chwili obecnej lepiej nie dociekać zbyt dokładnie jaka jest technologia produkcji niektórych artykułów spozywczych, bo mozna całkowicie stracić apetyt. Odkąd dowiedziałam sie jak produkowane są parowki- przestalam je kupować. A technologia wytwarzania ich jest bajecznie prosta, niemal przysłowiowa - beczka, kij, woda. Otóz na stanowisko produkcyjne trafiają dwa worki i sterta sztucznych osłonek. Zawartość obu worków, czyli proszek zółtawy oraz proszek rózowy, miesza się w odpowiednich proporcjach z wodą, co daje masę, przypominająca zmielone bardzo drobno mięso. Przy pomocy urządzenia podobnego do maszynki do mielenia mięsa nadziewa sie osłonki tą masą i - mamy parówki. Skąd wiem- znajomy weterynarz miał kiedys praktykę w masarni i opowiedział mi o tym, gdy powiedziałam, ze moj pies zjadł kawałek parówki (ugotowanej) a potem miał torsje.
No ale powróćmy do prognoz, bo zmiany w dziedzinie produkowania zywności są konieczne, poniewaz praktykowane przez nas od 10 tys.lat rolnictwo przestaje się sprawdzać.Jezeli chcemy wykarmić następne pokolenia, nie niszcząc przy tym naszej planety , musimy szybko opanować nowe sposoby masowej produkcji zywności.
Nasze zamiłowanie do mięsa bedzie musiało pewnie ustąpic pod presja rynku, poniewaz hodowla zwierząt rzeznych jest bardzo kosztowna pod względem ekonomicznym i ekologicznym. Uzyskanie 1 kg wołowiny wymaga kilkunastu kg paszy (zwlaszcza w hodowli masowej), która jest kukurydzą lub soją w postaci ziarna, a mogłaby stanowic pokarm dla ludzi. Niestety poza przydatnym mięsem krowa "wytwarza" rózne inne, zupelnie niejadalne i nieprzydatne elementy.
I tu na scene wkracza metoda in vitro w produkcji mięsa. Nie otrzymano jeszcze apetycznego steku. Na razie jest to dość lużna masa komorek mięśniowych, z których co najwyzej mozna wyprodukować kotlet mielony, parówki lub farsz do uszek czy pierogów. Gdy uda się produkować tą metodą mięso na skalę przemysłową, jego cena będzie zblizona do obecnych cen mięsa w Unii Europejskiej. Przewidywana jest nawet nagroda dla tego, kto pierwszy opracuje metodę otrzymywania kurzego mięsa metodą in vitro na skalę przemysłową. Nagrodę ufunduje organizacja People for the Ethical Treatment of Animals.
Oczywiście to nowe, wyprodukowane w probówce mięso bedzie znacznie zdrowsze, poniewaz uczeni juz wyodrębnili geny odpowiedzialne za produkcje kwasów nienasyconych, tak korzystnie wpływających na nasze zdrowie, a poza tym hodowla in vitro będzie w pełni higieniczna- zadnych zanieczyszczeń czy tez niebezpiecznych dla człowieka mikrobów.
Kończy się tez czas dominacji upraw zbozowych, które są zbyt podatne na wpływy klimatyczne oraz rózne choroby roślin. Na czoło wysuną się - ziemniaki.W porównaniu z ziarnami zbóz zawierają więcej pełnowartościowego białka oraz kilka waznych witamin i pierwiastków śladowych, są tańsze i łatwiejsze w uprawie. Mijający rok 2008 był Międzynarodowym Rokiem Ziemniaka.
Nie da się ukryć, ze przyszłość ziemniaków tez zalezy od biotechnologii.Na całym świecie trwaja intensywne badania nad wyhodowaniem odmiany odpornej na zarazę ziemniaczaną. To nie będą ziemniaki transgeniczne ale cisgeniczne, powstające w drodze krzyzowek roznych gatunków między sobą , tyle tylko, ze w laboratorium.
Nadal wielka nadzieję wiąze się z ...glonami.Do masowej hodowli najlepiej nadają sie niewielkie organizmy, nawet jednokomórkowe.Mikroskopijne zielenice,sinice czy tez okrzemki potrafią syntetyzować duze ilości zwiazków tłuszczowych, więc mozna będzie z nich otrzymywać oleje jadalne. Obliczono, ze z 1 hektara jednokomórkowej chlorelli mozna będzie uzyskać rocznie 50 ton białka i 7,5 tony tłuszczu.
Komórki mięśniowe hodowane in vitro, skrobia ziemniaczana, glony jednokomórkowe - to wszystko nie brzmi zbyt apetycznie, ale jest przyszłością produkcji zywności na skale przemysłową.
Juz dziś narzekamy na koncentraty,barwniki, konserwanty, aromaty i zagęszczacze, zadomowione w naszej zywności. Ale bez nich zywność nie byłaby tak łatwo dostępna i w tej ilości.
Juz w niedalekiej przyszłości moze się okazać, ze "naturalne" rolnictwo przegrywa konkurencję cenową z masową produkcja in vitro.
A wtedy statystycznemu Kowalskiemu nadal bedzie zalezało na tej ilości potraw, które teraz zjada i mniej go będzie obchodziło skad się one wzięły.

sobota, 27 grudnia 2008

Lista rzeczy do wynalezienia :)

W połowie lat 80-tych XX wieku, futuryści zapowiadali, że juz w 2000 roku ludzkość pokona
raka oraz AIDS, a na Marsa bedziemy latali ot, takie sobie, nieomal codziennie.
Póki co, jakoś nic z tego nie wyszło, powstała natomiast nowa lista wynalazków, których brak moznaby uznać za porazkę cywilizacji.
Szczepionka na próchnicę- jest wiele róznych szczepionek na niemal wszystkie choroby, a nam w dalszym ciagu psuja sie zęby i to w zastraszającym tempie. Tak naprawde to nie wiadomo, czy to bezsilność naukowców, czy może ogólnoświatowy spisek dentystów.
Samochód bez skrzyni biegów- fakt istnienia w samochodzie skrzyni biegow swiadczy o nieudolności konstruktorów samochodów. Poniewaz silnik spalinowy jest wysoce nieefektywny w swojej zasadzie dzialania, wymaga wielu przełozeń bez których nie dałoby sie jeżdzic, a te zapewnia mu skrzynia biegów. Zwiększa ona wydatnie cięzar samochodu a ponadto ma zwyczaj się psuć.
Zarówki, które się nie przepalają- wprawdzie juz są nowoczesne, energo-oszczędne zarówki, które świeca dłuzej niz kiedyś, ale przeciez w końcu sie przepalają. I to zawsze wtedy, gdy nie ma w domu zapasowej zarówki, są świeta , noc i wszystkie sklepy zamknięte.
Błyskawiczna suszarka do włosów- zgoda, teraz suszarki sa znacznie cichsze, maja rózne tryby pracy, zapobiegają nawet elektryzowaniu się włosów, ale tak samo długo suszy sie nimi wlosy jak kiedyś. A gdyby tak ktos wynalazł suszarkę działającą tak szybko jak kuchenka mikrofalowa?
Moznaby rano chwilę dłuzej pospac, rano kazda minuta jest wazna.
Osobisty tłumacz- niezbędny gadzet w krajach zyjących z turystyki. Elektroniczny tłumacz symultaniczny mogłby być na wyposazeniu telefonu komorkowego. Z pewnościa nieodzowny na zakupach i w czasie podrywu.
Tkaniny, ktore się nie brudza- wykonane z nich flagi zawieszone na dachach urzędow przestalyby wyglądać jak brudne ścierki, garnitury z nich wykonane nie zdradzałyby co bylo w restauracyjnym menu, moznaby bezkarnie chodzic po mieście w białym płaszczu i...ta minimalna ilość ubrań na kazdy wyjazd.
Maść na porost włosów- jeden problem męskiej populacji juz został zwalczony- jest viagra i wiele innych podobnych w działaniu środkow. Ale nieuknione w pewnym wieku łysienie w dalszym ciagu spędza panom sen z powiek. Mozna poddać sie przeszczepowi, zakupić wysokiej jakosci tupecik ,ale w dalszym ciągu nie ma prostego w uzyciu i skutecznego środka. Pozostaje pomarzyć.
Kocia karma o smaku myszy- nalezy sie tylko nad jednym zastanowić: gdyby wyprodukować kocia karme o smaku myszy, to .... moznaby rowniez zrobic chrupki dla psów o smaku kota. No a potem jakas karmę o smaku ludzi - oczywiście jako karme dla rekinow lub piranii.
Wynalazcy - do dzieła! Cywilizacja czeka.

czwartek, 25 grudnia 2008

Święta, Świeta....

Zabawne, ale Święta zaczęły się u mnie już we wtorek wieczorem, gdy tylko sernik czekoladowy osiągnął temperaturę własciwą do konsumpcji. Mąż rzucił hasło "Swieta czas zacząc"i nastąpiła uroczysta degustacja sernika. Niestety udał się. Panie z pewnością zrozumieją mój bol- ten przyrost cm w obwodzie.
Jesteśmy w tym roku sami, dzieci nie przyjechały, bo jak podrózować, gdy na początku stycznia pojawi się nowy członek rodziny.
Zawsze w święta przypominają mi się przeżycia świateczne z lat ubiegłych, często nie w kolejności chronologicznej ani nawet w zależności od ich rangi. Taki świąteczny bigos ze wspomnień.
Nie zawsze było miło , radośnie i rodzinnie, ale takie jest zycie.
Najgorzej wspominam świeta z okresu, gdy prowadziliśmy z przyjaciółmi firmę. Tuz przed świętami wyjechał słuzbowo mąż, a mnie zawalono pudłami wyprodukowanego towaru, który musiał opuścic firmę i czekał na dalszy transport. Miałam zastawiony kazdy wolny kawałek podłogi , do tego kartony wydzielały jakiś niemiły zapach. W drugi dzień świąt nie wytrzymałam, zapakowałam córke do samochodu i pojechałam do znajomych. Nawet mi nie przeszkadzała śliskość pośniegowa i brak opon zimowych.
A były tez i jeszcze inne przygody około-świąteczne. Zaprosił nas do siebie mój brat, zapakowaliśmy prezenty (tam tez było dziecko) i w drogę, na Wybrzeze. Same święta były udane, dzieciaki przeszczęsliwe bo Mikołaj wyrażnie obrabował jakis duzy sklep z zabawkami (u naszych zachodnich sąsiadów), dorośli tez podostowali masę prezentów.Układ dni był taki jak w tym roku, więc postanowiliśmy wracać w niedzielę. W niedzielę , o 6 rano, mąż mnie i budzi i informuje mnie, ze -nie ma samochodu, zniknął. Oprzytomniałam natychmiast, podziałało lepiej niz poranna kawa. Samochód odnalazł sie 3,5 km dalej, rozbity na słupie. Ja wracałam z dzieckiem do domu samolotem, mąz samochodem pomocy drogowej z wozikiem na lorze. Te święta byl odbiciem przysłowia- "miłe złego początki".
A jeszcze wcześniej gdy nie mieliśmy jeszcze dziecka, to albo wyjezdzaliśmy w góry, albo byliśmy zapraszani do mojej ciotecznej babci. Ciocia była przeuroczą osobą, pełną wigoru i humoru, która w wieku 75 lat wyglądała co najwyzej na 50. Niestety kazda uroczystość byla związana z siedzeniem przy stole przez kilka godzin. U cioci nie było 12 potraw ale najwyrazniej 36 i kazdą nalezało spróbować, bo ciocia sama nakladała na talerz i pilnowała, by zadnej potrawy nie opuścić.
Po takiej orgii wracaliśmy per pedes przez całe miasto, z Saskiej Kępy na Mokotów i nie dość, ze bolały mnie wnetrzności to i nogi.
Bardzo lubiliśmy wyjezdzać w tym okresie w góry. Zadnych szaleństw z zakupami, szykowaniem itp. Cały dzień chodziliśmy po górach a wieczorem oczy same sie zamykały.
A teraz najmilsze świeta sa wtedy, gdy przyjeżdza córka z męzem.
Troche przy tym zamieszania,wymyślania co ugotować by obojgu dogodzić, ale mamy tak kochanego zięcia, ze jest dla nas po prostu drugim dzieckiem, kochanym tak jak to nasze pierwsze dziecko.
Nasze ukochane stare psisko ma w nosie wszystkie święta, jezeli nie przyjezdają dzieci- uwielbia bowiem mego zięcia, ktory natychmiast po wejściu do domu pada na podłogę i rozkłada na niej swe 190 cm wzrostu- pies wpada niemal w ekstazę, skacze po nim , piszczy, lize po twarzy i uszach. Bo nasz pies to mały, szorstkowłosy jamnik , który gdy kogos pokocha, to juz na calego.
Córka wtedy patrzy się na psa zdegustowana i zawsze nadaje tekst- on mnie zdradził, mamo.
Ale po 15 minutach pies przypomina sobie o istnieniu córki i wtedy juz jest pełna chata radości.
anabell

niedziela, 21 grudnia 2008

Wspomnienie

Na szczycie jodły anioł ze złotymi skrzydłami
w figlarnie powiewnej sukience
spogląda w dół, na łańcuchy lśniące.
Lańcuchy mienią się kolorami.
zakosami okrązają gałęzie.
Błyszczące bombki rzucają błyski
niczym spojrzenia
w stronę zabawek. Złociste słomkowe gwiazdki,
brodate Mikołaje,
złote i srebrne orzechy,
śniezno białe bałwanki,
korzenne pierniki i małe, czerwone jabłka
wynurzają sie spośród zieleni.
Świeczki,
niczym miniaturowe stalagmity
śnią o chwili, gdy znów zapłoną.
Drzące anielskie włosy migocą bezgłośnie,
otulają drzewko
lśniącą, tajemniczą mgiełką.
Na samym dole, ukryte pod gałęziami
drzemią prezenty, marząc
by spełnić dziecięce sny.

Moim wszystkim blogowym gościom, którzy mnie odwiedzają,
życzę radosnych i spokojnych Świat oraz samych szczęśliwych
dni w Nowym Roku

anabell

sobota, 20 grudnia 2008

Dysproblem

Gdy chodziłam jeszcze do szkoły nikt nie znał takich pojęć jak: dysleksja, dysortografia, dysgrafia, dyspraksja, dyskalkulia czy też SLI (Specific Langauge Impairment). Gdy dziecko mialo trudności w nauczeniu się czytania diagnozy były dwie - leniwe lub niezdolne. Gdy do tego dochodziły kłopoty w opanowaniu pisowni i nieczytelne pismo- dziecku przypinano często etykietkę upośledzonego, nie dostrzegając nawet, ze dziecko w gruncie rzeczy jest inteligentne, czasem nawet ponadprzecietnie.
Najczęściej wystepuje u dzieci dysleksja, czyli trudność w uczeniu się czytania, najczęściej wsółistniejaca z trudnościami w opanowaniu poprawnej pisowni.
Dzieci dyslektyczne maja trudność w wyróznianiu głosek z wyrazu, a takze w zapamietaniu i scalaniu pojedynczych głosek w słowo. Problem sprawia im zapamiętanie liter i ich odpowiedników w postaci głosek oraz czytanie na głos, zwlaszcza na początku nauki, gdy dekoduje się zapisane słowa literę po literze. Prowadzi to również do kłopotu z rozumieniem czytanego tekstu. Z dysleksją wiązą się równiez kłopoty z zapamiętywaniem nazw i nazwisk.
W ostatnich latach odkryto, ze dysleksji towarzyszą tez trudności z szybkim odbiorem bodzców pochodzących z róznych zmysłów, a takze powolne uczenie się ruchów i automatyzowanie czynności. Osoby z dysleksją radzą sobie gorzej z szybkim nazywaniem obrazków, liter, cyfr, kolorów, bo maja słabiej zautomatyzowany dostęp do pamięci długotrwałej. Mimo wielu lat uczenia nie utrwala im się poprawny wzorzec.
Powodem tych trudności jest nieprawidłowy, nieharmonijny rozwój pewnych części mózgu i mózdzka, które są związane z mową, czytaniem i pisaniem. Juz w 1900 i 1917 r sugerowano, ze dysleksja moze być dziedziczna. Do dziś wyodrębniono 4 geny odpowiedzialne za nietypowy rozwój mózgu w zyciu płodowym i określono kilka rodzajów niedokształceń mózgu z tym związanych.Jednym z nich jest blokada przemieszczania sie komórek pomiedzy warstwami kory mózgowej, co nastepuje miedzy 16 a 24 tygodniem ciązy. Odkryto tez, ze w mozgach ludzi cierpiących na dysleksję w pierwszej warstwie kory znajdują sie skupiska niedojrzałych komórek.
Ponadto stwierdzono nieprawidłową budowę tzw. planum temporale w części płatów skroniowych, zwiazanej z przetwarzaniem mowy.Powinno być ono asymetryczne, większe w lewej półkuli , a u dyslektyków sa one tej samej wielkości. Poza tym wykryto zmiany w spoidle wielkim, łączącym obie półkule mózgu. Brytyjscy profesorowie stwierdzili natomiast, ze mózdzek odpowiada za problemy z automatyzacją.
Nietypowy rozwój mozgu, bedący przyczyną dysleksji, jest nie tylko uwarunkowany genetycznie.
Moze sie równiez pojawić wskutek rozmaitych zewnetrznych czynników uszkadzajacych centralny uklad nerwowy w okresie płodowym, a moze równiez dojść do tego podczas porodu, poniewaz nawet krótkie niedotlenienie powoduje nieodwracalne zmiany w mózgu. Szczególnie niebezpieczne sa porody przedwczesne, gdy dziecko przychodzi na świat niedojrzałe do oddychania.
Dysleksji nie powoduja natomiast urazy psychiczne ani czynniki środowiskowe.
Jak wcześnie rozpoznac? -najwazniejszym symptomem sa zaburzenia rozwoju mowy. Roczne dziecko powinno mówić kilka słów, półtoraroczne- zestawiać dwa słowa, 2-letnie- budować proste zdania, 3-letnie - zdania złozone.
Terapia pedagogiczna musi trwać 3 - 4 lata i powinno sie ją zacząć juz w zerówce lub I klasie.
Muszą to być codzienne ćwiczenia i zabawy z udziałem rodzica i terapeuty. Terapia raz w tygodniu nigdy nie bedzie skuteczna.
Czy dziś dysleksja wystepuje częściej niz kiedyś? Raczej tak, bo wiele dzieci, ktore dawniej mogły zginąc w czasie ciązy lub porodu - przezywa. Ale jednocześnie kiedys zabawy dzieciece bardziej usprawniały motorykę dziecka, koordynację oko-reka. Teraz dzieci przyzwyczajone są do biernego spędzania czasu- przed telewizorem lub komputerem.
W Polsce przez 25 lat prowadzono badania osób, u których w wieku kilku lat zdiagnozowano dysleksje. Niestety nieliczne z nich ukończyły wiecej niz szkołę średnią. Większość miała dość niski status społeczny,wykształcenie, zarobki. Satysfakcję czerpały głównie z zycia rodzinnego.
U części badanych były tez widoczne rózne neurotyczne reakcje,wręcz neurotyczny rozwój osobowości: zanizona samoocena, rozczarowanie w zwiazku z niespełni0onymi aspiracjami, poczucie winy z powodu zawiedzenia rodziców, lek.
Niektorzy wspominają szkołę jako nieustanny koszmar, miejsce upokorzeń doznawanych ze strony innych dzieci.
Dziś na szczęscie jest lepiej z pomoca dla tych dzieci, ponadto poradnie, po zdiagnozowaniu dziecka wydaja odpowiednie zaświadczenia dla dzieci dyslektycznych. Problem dysleksji pojawia sie tylko na początku nauki szkolnej. Jeśli pojawia sie w czwartej klasie, to prawdopodobnie to nie jest wcale dysleksja.
Młodziez obecnie jest bardzo pomysłowa. W Internecie mozna bez trudu znależć strone z poradami, jak symulować dysleksję. I ci, którzy udzielaja tam porad, wcale chyba nie zdaja sobie sprawy, ze szkodzą tym którzy na dysleksję naprawde cierpią.
anabell

środa, 17 grudnia 2008

Kij w mrowisku

Testament zycia, eutanazja, in vitro - to tematy, które ostatnio podziałały jak kij wciśnięty w mrowisko.
Rzeczowych argumentów mało, ale mnóstwo podpierania się wskazaniami Kościoła Katolickiego. Bo Polska to kraj katolicki, zycie darem od Boga, więc eutanazja - odpada, testament zycia- tez nie powinien być, bo człowiek nie powinien sam decydować o długości swego zycia , a in witro- nie wolno nikomu bawić sie w Boga.
Poniewaz mam tu na podorędziu kilka zagorzałych katoliczek, a złośliwa jestem jak mało kto,
postanowiłam przeprowadzić niewielki sondaz, w cóz to te zacne panie wierzą i co wiedzą o dogmatach kościelnych, takich jak: Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, Niepokalane Poczęcie NMP, Wieczyste Dziewidztwo Maryi, Nieomylność Papieza w sprawach wiary, Siedem Sakramentów Swiętych i Czyściec.
Dzisiejsze zasady katolicyzmu kształtowały sie przez ostatnie dwa tysiące lat, a ich ostateczna wersja nie zalezała wcale od niebiańskich objawień, ale od pragmatycznego podejścia do tego, co akurat działo się na świecie.Część z tych obowiązujących prawd stała się obowiązującym prawem nie więcej niz kilkadziesiąt lat temu.
Wniebowzięcie NMP -
Mało który katolik wie, ze ten element jego wiary to prawdziwa nowość. Oficjalnie KK uznał to zdarzenie za prawdziwe dopiero 1 listopada 1950 roku. Papiez Pius XII ogłosił konstytucję apostolską o nieco zmyłkowym tytule "Munificentissimus Deus" ( czyli Najszczodrobliwszy Bog), ktorej główna treścią jest stwierdzenie, ze "Niepokalana Bogurodzica zawsze Dziewica Maryja po zakończeniu biegu zycia ziemskiego została z ciałem i duszą wzięta do niebieskiej chwały".W ten sposób uprawomocniono element tradycji powstałej w III- IV wieku, która była odpowiedzią na dręczące chrześcijan wątpliwości, co stało sie z osobą tak wazną jak matka Jezusa.
Niepokalane Poczęcie NMP -
Jest to kolejny nowy dogmat ogłoszony 8 grudnia 1854 roku przez Piusa IX. Ta prawda wiary przebijała się z wyjątkowym trudem, bowiem jej istotą bylo wykluczenie Maryi z grona zwykłych ludzi i stwierdzenie, ze od chwili poczęcia była wyjatkowa. Pomysł ten powstał we wschodnich Kosciolach jeszcze na pocz.VII wieku, powrócił w XIXw. i Pius IX po konsultacjach z biskupami (546 za, 56 przeciw) zdecydował sie ogłosić nowy dogmat.
Wieczyste Dziewidztwo Maryi -
W Ewangelii jest mowa o tym, ze Maryja pozostała dziewicą az do narodzenia Jezusa, jednak pózniej wspomina sie o jego rodzeństwie. Jeszcze w IV wieku Helwidiusz, jeden z ojców Kościola, twierdził, ze Jezus mial młodzsze rodzeństwo, ale juz w 1555r sobór trydencki oficjalnie zatwierdził wieczyste dziewictwo Maryji- przed narodzeniem Jezusa i po nim.
Nieomylność papieza w sprawach wiary -
Ten dogmat został ogłoszony na Soborze Watykańskim I, w 1870 roku. Od tej pory posłuzono sie nim dopiero raz, własnie w 1950 roku.
Siedem Sakramentów Świętych -
W tej dziedzinie było pole do popisow ogromne, bo zadne z pism kanonu chrześcijańskiego nie wspominało o czymś takim jak sakrament, ani nie podawało zadnej listy. W XI wieku wspominano o 12 sakramentach, potem o 13-tu. Liczba siedem pojawiła sie oficjalnie dopiero w 1208 roku a potwierdzona została przez sobór II lioński w 1274 roku i florencki w 1439. Ostatnie wątpliwosci rozwiał sobor trydencki (1545-1563), ustanawiając, ze sakramentów jest "ani wiecej , ani mniej jak siedem".
Czyściec -
Kanon pism nie wspomina nawet o czymś podobnym. Koncepcja czyśca rozwinęła się około VI-VII wieku, jednak oficjalnie do zasad wiary wprowadziły ja sobory: florencki (1438-1445) oraz trydencki.
Panie były bardzo zdziwione, ze to nie są jakies prawdy objawione prze Boga, a zwyczajnie, wymyślone przez ludzi.
Pisałam przed chwilą, ze jestem złosliwa -to prawda. Na koniec wyprowadziłam je z błędu mówiąc, ze ta "polska tradycja, choinka" nie jest rdzennie polska, bo przywędrowała do nas z Niemiec.
Mnie akurat to nie przeszkadza, to taki dekoracyjny element swiąt.
Przeszkadza mi to, ze nikt nie zadaje sobie trudu, by sprawdzic w co wierzy lub w co nie wierzy.
anabell

wtorek, 16 grudnia 2008

Dlaczego się starzejemy?

Koniec roku blisko, a mnie, jak zawsze zimą, nawiedzają niewesołe myśli. Bo znów przybędzie mi kolejny rok zycia, dojdzie kolejna zmarszczka, zmniejszy się chęć do zycia.
Dlaczego tak się dzieje, czemu komórki naszego organizmu tracą zdolność regeneracji?
Otóz naukowcy twierdzą, ze starość jest zaprogramowana genetycznie jako cena za ...seks. Starzeja sie organizmy, które replikują swe geny poprzez zapłodnienie. Organizmy takie kumuluja swe wysiłki na wytwarzaniu komórek rozrodczych. W chwili, gdy potomstwo osiaga dojrzałość płciową i juz samo moze się rozmnazać, z ewolucyjnego punktu widzenia zycie rodziców traci znaczenie. Geny, po zapewnieniu sobie przetrwania w młodszym pokoleniu, pozostawiają starszą generacje samą sobie -teraz juz nie warto tracić ogromnej ilości energii niezbędnej do utrzymania jej w dobrej kondycji. Wszak gdyby rodzice zyli wiecznie, to w którymś momencie zabrakłoby pozywienia i miejsca do zycia. Tak więc zakodowana w genach śmierć jest korzystna dla przetrwania gatunku.
Powtarzamy z uśmiechem powiedzonko: zycie "zacina się" po czterdziestce. I tak rzeczywiście jest, właśnie po 40-tce zaczynamy się starzeć.
A oto jak starzeja sie nasze poszczególne organy.
Mózg - zaczyna starzeć sie zaraz po czterdziestce. Zawarte w nim neurony stopniowo wymierają, a w 50 roku zycia ich liczba będzie mniejsza o 10 % w stosunku do stanu wyjsciowego. Po sześćdziesiątce doprowadzi to do zmniejszenia sie umiejetności przystowania do zmian zachodzących w otoczeniu. Po 75 roku zycia, mozg zmniejszy sie o 30 do 50% stanu z trzeciej dekady zycia. Degraduje się hipokamp (część płata skroniowego), odpowiedzialny za pamięc i uczenie się.
Narządy zmyslów - po 40 roku zycia rozwija się tzw. nadzwroczność, czyli kłopoty z widzeniem
przedmiotów z bliska. Po 60-tce juz trzy osoby na cztery bedą miały nadwzroczność. Pogarsza się równiez zdolność słyszenia dzwieków o wysokiej częstotliwości, a co trzecia osoba ma niedosłuch.
Płuca - dla płuc najgorszy czas następuje po sześćdziesiątce. Ich pojemność spada o 1/4 w stosunku do 35 roku zycia. Moze pojawić sie rozedma, zanikają pęcherzyki, maleje objętość klatki piersiowej. Ilość krwi tłoczonej przez serce maleje, co powoduje gorsze zaopatrywanie komórek w tlen i związane z tym zadyszki.
Krew i serce - do 60 roku zycia odkłada sie w naczyniach krwionośnych taka ilość cholesterolu i wapnia, ze pojawiają się zmiany miazdzycowe, które mogą powodować niedokrwienie mózgu.
Zwęzają się tętnice w nogach, co powoduje przebarwienia skóry oraz jej zaniki.
Skóra - Pierwsze zmarszczki mimiczne pojawiają sie juz po 25 roku zycia, wieksze zmarszczki około 35 roku zycia. Po piećdziesiatce skóra wiotczeje. Po sześćdziesiątce zanik gruczołów potowych zaburza termoregulację i naraza na udary cieplne.
Mięśnie - swoją najwiekszą masę (45% wagi ciała) maja w wieku 25 lat. Po 40-tce zaczynają słabnąć, po 75 roku zycia stanowia zaledwie 27% wagi ciała. Po sześćdziesiatce wydolność fizyczna spada do 65% wartości z trzeciej dekady zycia.
Narządy wewnetrzne - najbardziej zdegradowane są po siedemdziesątce.W dalszym ciągu maleje ilość krwi w organizmie. Ubytki w wątrobie i nerkach sięgają 30%, słabną zwieracze, zmniejsza się pęcherz moczowy.
Kosci - Szczytową gęstość maja do czterdziestki, potem zaczyna się powolny zanik masy kostnej. Zaczynają sie choroby stawów i bóle krzyza. Po siedemdziesiątce kobiety tracą do 40% masy kostnej, męzczyzni do 25%.
Oczywiscie nie starzejemy sie wszyscy jednocześnie, na gwizdek. Niektórzy z nas szybciej sie starzeją, inni wolniej. Niektórzy, oprocz typowych dolegliwości wieku starszego chorują na rózne choroby.
Tyle się mówi o sprawiedliwości na świecie - narzekamy , ze najczęściej jej brak.
Jest, jedna , niepodwazalna - to ta, ze wszyscy w końcu umrzemy, by przetrwał gatunek.
Pewnie dziwi Was ten post- swieta za tydzien, a ja o takich sprawach. Pisząc to mam przed oczami wiele tych starszych wiekiem babć i dziadków, którzy w swięta pozostana samotni, zapomniani lub po prostu niechciani - bo ich dolegliowści sa dla innych mocno uciązliwe.
anabell

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Zespół Aspergera

Czy wiecie, ze Albert Einstein oraz jeden z twórców wolnego internetu, Richard Stallman cierpieli na Zespół Aspergera? Do niedawna ja tez o tym nie wiedziałam.
Zespół Aspergera (ZA) nie jest chorobą, ale odmiennym stylem poznawczym. Umysł osoby z ZA zachowuje się tak, jakby zabrakło w nim połączeń między doznawanymi emocjami a systemem intelektualnym, który je rozpoznaje i nazywa. Osoba taka nie jest sobie w stanie wyobrazić co czują i myślą inni. Bez trudu pojmuje jak funkcjonuje komputer czy tez silnik, ale nie jak funkcjonuje człowiek.
Normalnie w ludzkim umyśle działa swego rodzaju program, który pozwala elementy układać w calość. Zbierane doświadczenia układaja sie w pewne reguły, na podstawie ktorych nadajemy znaczenie poszczególnym faktom. Umysł osoby z ZA tego nie robi.
Dwulatek z ZA z łatwością uklada puzzle przeznaczone dla dorosłych, poniewaz dostrzega więcej szczegółów i szybciej podejmuje decyzje. Ale nie widzi całości, więc z trudem przychodzi mu rozpoznawanie twarzy. Ta sama osoba, raz uśmiechnieta a raz nie, to dla niego dwie rózne osoby.
W codziennych rozmowach wyskakuja z niego, niczym z wyszukiwarki, całe bloki informacji skopiowane zywcem z przeczytanych encyklopedii lub ksiązek, a jesli pochodza z filmów- to wraz z intonacją. Dziecko takie nie uczy sie mowy z interakcji społecznych, tylko z lektur, więc jego słowa nie pasują najczęściej do sytuacji. Nie rozmawia, ale przemawia. Przez "Kubusia Puchatka" nie przebranie, bo nie rozumie emocji bohaterów, emocje to dla niego czarna magia.
80% dzieci z Zespołem Aspergera cierpi równiez na nadczynność psychoruchową (ADHD). Inaczej tez odbierają bodzce zmysłowe- przykrość sprawia im np. dzwięk nalewania wina do kieliszka lub szczęk sztućców i zatykaja uszy, ale mogą pasjonowac sie dzwiekiem owadzich skrzydeł czy tez dzwiekiem burzy, godzinami słuchać takich nagrań i o nich opowiadać. Nie czują głodu, trzeba im przypominać, ze pora by cos zjeść. Często trafiaja do szpitala z powodu niedozywienia. Mają obnizony poziom odczuwania bólu i moze sie zdarzyc, ze nie zasygnalizują zapalenia wyrostka robaczkowego. Często zle znoszą delikatny dotyk a jednocześnie wciskaja sie w ciasny kat, by poczuć swoje ciało. Cześciej niz inne dzieci cierpią na lęki i depresje. Roznią się miedzy sobą temperamentem - jedne są zdecydowanymi introwertykami, inne są ekstrawertyczne.
Oficjalnie szacuje się, ze jedna osoba na dwieście ma ZA, ale niektórzy badacze twierdzą, ze juz jedna na sto. Mówi się wręcz o epidemii tego zjawiska.
W USA osoby z Zespołem Aspergera mają indywidualny plan nauczania, zbudowany w oparciu o największe zdolności i realne mozliwości. W Polsce nawet szkoły integracyjne nie pomagaja w socjalizacji takiego dziecka, a diagnoza słuzy jedynie do usprawiedliwienia jego zachowań.
A dzieci te potrzebuja rówieśnikow, bo mają wyzszą niz przeciętna potrzebę bycia społecznie akceptowanym.
Przyczyny występowania ZA nie sa do końca poznane. Nie wszystko daje się wytłumaczyc genetyką. Psychoanalitycy sugerują,ze moze to być somatyczny mechanizm obronny na niesprzyjajace warunki. Pojawiła sie tez teoria, ze syndrom pojawia sie w wyniku zatrucia metalami cięzkimi. Nie ma jednak jednego standardu leczenia, bo kazdy przypadek jest indywidualny. Poza tym syndrom ten występuje niemal wyłacznie u chlopców.
Diagnozować nalezy juz dzieci roczne i juz wtedy podejmować terapię. W zabawie z terapeuta dziecko uczy się np. nawiązywania kontaktu wzrokowego.
To, co mozna wypracowac przez rok wczesnej terapii, z dzieckiem 12-letnim zajmie juz 3 lata. Starsze dzieci uczy się odczytywania emocji: kąciki ust skierowane w dół -smutek. Odgrywaja scenki. Cwiczą przyjmowanie i dawanie komplementów. Tych umiejetności nie nabyłyby samodzielnie,a to skazuje na izolację.
Wcześnie zdiagnozowana i poddana intensywnej terapii osoba ma szansę załozyć własną rodzine.
Badacz syndromu Hans Asperger napisał : " Niezachwiana determinacja i intelektualna przenikliwość, skrupulatność i skupienie się na jednym celu mogą prowadzić do wyjątkowych osiągnięć"

Zainteresowanych odsyłam do nr 5o Polityki z 13 XII 2008, dodatek "pomocnik Psychologiczny"

sobota, 13 grudnia 2008

"nie chcę, ale muszę"

Miałam nie pisac o stanie wojennym, ale w pewnym sensie zostałam sprowokowana przez wystepujących w mediach młodych krzykaczy.
W tamtych latach mój mąż bywał kilka razy w roku w ZSRR i juz w sierpniu 81 roku, znajomi Rosjanie, dziwili się, ze w Polsce takie zadymy, strajki i pytali się, czy nie skonczy sie to jakąś rewoltą. Na przelomie listopada i grudnia mąz znowu był w Moskwie i gdy jechał ktoregoś dnia taksówką, kierowca, ktory bez trudu rozpoznał w nim Polaka powiedział tak: "oj dobiorą sie wam do tyłków, juz nasze wojska stoja przy waszej granicy a Czesi tylko rączki zacierają i czekają na rewanz, a Niemcy tez z nami pójdą". Sądzę, ze taksówkarz byl współpracownikiem wiadomych słuzb, bo w tym zawodzie głównie takich zatrudniano w tamtym kraju.
Przyznam sie , ze ogloszenie stanu wojennego przyjelam z mieszanymi uczuciami- z jednej strony strach, a z drugiej ulga, bo to co się dzialo w Warszawie nie wyglądało ciekawie i bałam sie, ze krew się poleje. Juz pomijam te puste półki i hasło "im gorzej tym lepiej" krązące w Solidarności, ale naprawdę bałam sie jezdzić w dni, gdy miastem przeciagały marsze strajkujących.
A w piątek, 12 grudnia wieczorem ,mój maz z naszym przyjacielem przywieżli od znajomego rolnika połówke świni i na mnie padło dzielenie mięsa na 2 rodziny. Skończyłam tę zabawę około 23 godziny, a ze było juz pózno, maz odwiozł kolege do domu.Kolega chcial zadzwonić jeszcze przed wyjazdem do swego domu, by zona na niego czekała i otworzyla mu brame, w końcu mnie to zlecił. Usiłowałam zadzwonic, ale telefon milczał, brak było sygnału. Nie zrobiło to na mnie zadnego wrazenia,często się blokował.
Następnego dnia rano nasz domowy skowronek zażyczył sobie włączenia TV bo przecież był teleranek. Włączyłam, a tu tylko mroczki i chroboty, wyraznie brak sygnału. Zaczęłam wielce fachowo stukać w odbiornik, poruszyłam anteną i nic. Na szczęscie mąz nie był skory do rozbierania odbiornika na częsci. Włączyłam radio i akurat nadawano jakąś ponura muzykę, a po chwili gen. Jaruzelski wygłosił przemówienie. Wysłuchaliśmy z lekkim niedowierzaniem , a mąz skomentował- ten taksówkarz miał rację.
Najdotkliwszy był brak łączności. Nas to bardzo dotknęło, bo mała zachorowała, były kłopoty z wezwaniem lekarza, wywiązało sie zapalenie płuc z powikłaniami.
Widok transporterów na ulicach i zołnierzy pod bronia z lekka szokował, ale z czasem było mi zal tych młodych, marznących chłopców. Jezeli były do załatwienia jakieś sprawy po zmroku, to z domu wychodziłam ja, na zasadzie, ze kobiecie nic nie zrobią. Niestety często wyłączali prąd i wtedy było nieco mniej zabawnie.
Tzw godz. policyjna mało nas dotknęła, wszak z małym dzieckiem nie włóczy sie człowiek wieczorami . Dotkliwy był brak paliwa i łączności, nakaz posiadania przepustek gdy była potrzeba przemieszczania sie z miejscowości, w której sie zamieszkiwało. Cały czas bałam sie, zeby nie wywiązały sie jakies zamieszki zwiazane z wojskami stacjomującymi w Polsce. Na szczęscie mieli zakaz opuszczania koszar.
Teraz, po latach, uwazam, ze słuszna była decyzja generala Jaruzelskiego. On doskonale znał nastawienie Wielkiego Brata i wiedział, ze jeśli my sami swoimi siłami nie zaprowadzimy w kraju ładu, to oni z chęcia nam pomoga. Czesi tez radzi byliby wdepnąć do nas z "bratnią pomocą" w rewanzu za 68 rok.
Śmiesza i jednocześnie denerwuja mnie ci wszyscy, którzy twierdzą, ze Polska była krajem nielegalnym. Kochani, skoro nasz kraj byl nielegalny, to oddajcie swe dyplomy, doktoraty, mieszkania- one nie sa wasze, one są wszak nielegalne. Po co wam cos nielagalnego. Róbcie ponownie wszystkie dyplomy i doktoraty, starajcie się od nowa o mieszkania.
Mam tez prośbę do tych młodych krzykaczy- zacznijcie myśleć samodzielnie, nie pozwalajcie robić sobie wodę z mozgu. Ci, którzy w tamtych czasach wcale nie walczyli z systemem bo albo byli za młodzi albo nikt ich do tego nie zaprosil, maja dziś swego rodzaju kaca moralnego i starają sie opluć i zniszczyć wszystko co w tamtym okresie sie działo, jednocześnie kreując sie na bohaterów tamtego okresu.
Byłoby naprawde dobrze, gdyby młodzi ludzie , którzy są wszak przyszłościa kraju, skupili sie na tym by iść do przodu patrząc przed siebie, a nie z głową odwrócona do tyłu, słuchając podszeptów
sfrustrowanych anty-bohaterów tamtych dni.
W Polsce naprawde jest wiele do zrobienia. Szkoda, ze mając zdolnych ludzi marnujemy ten potencjał i zamiast razem zabrać sie do wytęzonej pracy ciagle wdajemy sie w jakies kłótnie,
wyszukujemy wyimaginowanych zdrajców, wznosimy mury nienawiści pomiedzy ludżmi.
Zamiast cieszyc sie, ze w bezkrwawy sposob udało sie osiągnać wolność, niektórzy usiłuja deprecjonować zasługi tych, którzy naprawde mieli udział w walce o tę wolność.
anabell

czwartek, 11 grudnia 2008

Bywa i tak...

Otrzymałam wczoraj list od swojej kolezanki, z którą "urwała" mi się korespondencja ponad 4 lata temu. Nie miała w Polsce bliskiej rodziny, wspólne kolezanki tez nie wiedziały czemu nie pisze - a tu proszę, nagle, niespodziewanie - mail. Niewiele brakowało bym nie otwierając przeniosła go do spamu, ale zaryzykowałam.
Owa kolezanka, nazwijmy ją Zosią, marzyła by zamieszkać w USA. Ciągle słyszałam od niej, ze tam i tylko tam, mozna zyć pełnią zycia, ze wspaniały kraj, wspaniali ludzie, niespotykana przyroda, pełnia swobód obywatelskich i wogóle- raj na ziemi.
Zosia tak bardzo chciała wyjechać i tak konsekwentnie dązyła do celu, ze w końcu wyjechała. Tu nic ani nikt jej nie zatrzymywał, zabrała swój majatek ruchomy i poleciała do Nowego Jorku.
Pierwszy rok był cięzki, myślałam nawet, ze wróci do Polski. Ale nie, nawiązała rozne kontakty, a ze była po dziennikarstwie "załapała się" do jakiejś gazety.
Potem nadchodziły entuzjastyczne maile, Zosia zaczęła jezdzić po Stanach, wyprowadziła sie z Nowego Jorku, zamieszkała w okolicach Denver. Potem listy dochodziły coraz rzadziej, pózniej napisała tajemniczo, ze kogoś poznała, ze wreszcie ma dla kogo zyć. Tak bardzo dla tego kogoś zyła, ze az przestała pisać. Słałyśmy do niej maile, ale pozostawały bez odpowiedzi. Pomyślałam nawet, ze moze spotkało ja coś złego, jakaś choroba albo i gorzej.
No a teraz - niespodzianka- mail i to z.....Australii.
Okazało się, ze Zosia poznała w Stanach pewnego chińskiego intelektualistę, absolwenta filozofii, który całkowicie przemeblował jej światopogląd i zycie. Ów Paul (urodzony w Stanach) jest bowiem wyznawca (czy tez moze zwolennikiem, bo to nie religia) filozofii Tao, której idee mają tyle wspólnego z tym, co sie dzieje w Stanach ile np. traktor z kołyską dziecka.
Nagle Zosia odkryła , ze pieniądze podatników sa wydawane na zbrojenia, ze wojna o ropę kuwejcką pochłonęła 60 miliardów dolarów i ze była to najbardziej wyniszczająca dla środowiska wojna w całej historii wojskowości. Administracja Stanów zarzuciła całkowicie finansowanie badań nad wykorzystaniem energii słonecznej, przekazano natomiast olbrzymie środki budzetowe ( z kieszeni podatników) na rozwój energetyki atomowej, naciskano na prowadzenie wierceń w poszukiwaniu ropy naftowej w nielicznych juz ostojach dzikiej przyrody, nawet w pasie wód przybrzeznych. Do parków narodowych wkroczyły poligony, zamieniając obszary dzikiej przyrody w prawdziwą dzicz. Staw F w Górach Skalistych (nazwany tak przez Korpus Inzynierski Armii USA) stał się "najbardziej zanieczyszczoną milą kwadratową na ziemi", a łańcuch "Bravo 20" w górach Nevady przedstawia iście ksiezycowy krajobraz po 50-ciu latach nieustannych ćwiczeń artylerii. A na polach Poligonu Jeffersona w Indianie (pow.90 mil kwadratowych) wystrzelono 23 miliony pocisków artyleryjskich, z których około 1,5 tys. jeszcze nie wybuchło, a wiele jest z nich pod ziemią i nie mozna ich zlokalizować.
W czasie, gdy Armia, za pieniądze podatników coraz intensywniej niszczy kraj, obywatele USA zabijają sie nawzajem z pistoletów z szybkością sześćdziesięciu czterech śmierci dziennie.
Amerykańskie szkoły wypuszczaja zgraje niedouków, którzy w rok lub dwa po ukończeniu szkoły są analfabetami. A nawet jeśli potrafią czytac i pisać to nie potrafia samodzielnie myślec ( tu mała moja dygresja- z tym myśleniem to nie tylko tam jest zle, u nas tez), ze wszyscy są zadłuzeni właśnie przez to, ze nie mysla, tylko ulegają złudnym reklamom.
I ten wyścig - o wszystko- coraz lepiej zarabiać, awansować za kazdą cenę, być coraz młodszym, ładniejszym, zgrabniejszym, miec coraz nowszy samochod itp. itd.
I dowiedziałam sie, ze USA to nie jest raj na ziemi, ze nie mogą i nie powinny byc wzorcem dla nikogo w świecie.
Nie mogąc pogodzić sie z tym co jest w Stanach, postanowili wyjechać do Autralii. Mieszkają tam juz ponad rok i jak na razie - są zadowoleni. Zosi podoba sie duzo mniejsze niz w Stanach "parcie na sukces". Australijczycy to tez mieszanka narodowościowa, ostatnio coraz więcej tam Chińczykow, no ale jej mąz nie uwaza sie za przedstawiciela tej narodowości. Obojgu podoba się, ze Australijczycy bardziej dbaja o środowisko, staraja sie zyc blizej natury i są dla siebie nawzajem sympatyczniejsi.
Ciekawa jestem jak się im ułozy zycie w Australi - czy to będzie juz ich miejsce docelowe?
Czas pokaze.

poniedziałek, 8 grudnia 2008

To takie smutne

Szłam dzis swoją osiedlową uliczką, a przede mna jakaś mama z małą dziewczynką. Dziecko mogło mieć ze trzy lata, ładnie ubrane, popychało przed sobą wózek z lalką. W pewnej chwili dziewczynka przystanęła, zaczęła coś wykrzykiwać i z całych swych dziecięcych sił okładać lalkę. Zatkało mnie, bo mała wkładała w to zajęcie wszystkie swe siły, a mama patrzyła na to mijając ją obojętnie. Po chwili zrównałam sie z dziewczynką , która nadal biła swą lalkę i zapytałam, czemu bije tę lalkę." Nie cie pać, niedobla!" I zaraz do lalki-"pupę bije, mas pać! Zrobiło mi sie glupio, mama dziecka szła spokojniutko dalej, więc zgadałam do dziecka- a jak lala ma na imię? " Ola"- mala popatrzyla na mnie podejrzliwie. Wiesz, powiedzialam, ja myślę, ze jak wezmiesz Olę na chwile na rączki i ją przytulisz, to ona szybko zaśnie. Mała łypnęła na mnie, wyciągnęła lalkę z wózka, przytuliła i zaczęła kołysać. Jej mama zawróciła i podeszła z takim jakims niemiłym jazgotem : no , co jest, chodz prędko i obrzuciła mnie wrogim spojrzeniem. Mała popatrzyla na mamę, potem na mnie, wiec tylko wydusilam z siebie - połóz lalę do wózka, juz zasnęła. Mała połozyła lalkę, okryła ją kocykiem i pomaszerowała przed siebie. Popatrzyłam na tę młoda kobietę a ona mi powiedziała -" juz nie wiem co mam robić, ona zawsze wrzeszczy na lalkę, gdy sobie wyobraza, ze lalka nie chce spać". Zapytałam sie więc (karcac sama siebie w myślach, ze się wtrącam) kto małą usypia w domu." Wieczorem mąz, bo twierdzi, ze ja ją rozpieszczam, a dziecko powinno usypiać bez kołysania i przytulania". A interesowała sie pani jak maz to robi?- zaczęłam drązyć temat. " Grozi jej, ze ja zbije, ale nie bije, tylko tak mówi". Nie wyrobilam i powiedziałam - przeciez dziecko powiela tylko to, co widzi i przezywa w domu! Nie pomyślała pani o tym, widząc jak dziecko traktuje lalkę? Kobieta popatrzyla na mnie zdziwiona -"tak pani myśli? No to co mam zrobić?" Ręce mi opadły, no ale nie mogłam jej tak zostawić. Spacerowałyśmy a kobieta opowiedziała mi trochę o sobie, dziecku i swoim małzeństwie. Jezeli kogos dziwi, ze zwierzała sie obcej osobie, to zapewniam, ze czasem łatwiej się zwierzyć komuś obcemu niz własnej mamie czy tez siostrze. Zresztą jej rodzina jest daleko stad, a ona w naszym mieście od niedawna. Skończyło sie tym, ze namówiłam ją na wizyte w poradni rodzinnej, w której pracuje moja znajoma pani psycholog.
Zrobiło mi sie bardzo smutno, bo znow uświadomiłam sobie, ze czasem całkiem blisko nas, w sąsiedztwie, są ludzie ktorzy potrzebują pomocy, a nie wiedzą do kogo się zwrocić i często z tego powodu moze dojść nawet do tragedii.
Lubie anonimowość wielkiego miasta, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, ze jego nowi mieszkańcy, którzy niedawno tu przyjechali, nie zawsze sobie daja rade ze swymi problemami, bo czuja sie tu zagubieni.
Mam nadzieję, ze moja nowa "sąsiadka" znajdzie pomoc a jej córeczka przestanie bić lalkę by usnęła.

sobota, 6 grudnia 2008

Coraz blizej swieta, coraz blizej swieta....

Dookoła słyszę narzekania, ze juz zaraz po pierwszym listopada wszystkich ogarnia świąteczny amok. Ci "wszyscy" to oczywiście handlowcy.
Trochę mnie te narzekania bawią, bo gdy byłam małą dziewczynką ( a było to w czasach głębokiego PRL) przygotowania do Świąt zaczynały sie juz w połowie pazdziernika. Do domu "przybywała" skadś cała, surowa szynka wieprzowa i zaczynał sie proces peklowania, który musiał trwac minimum 30 dni. Babcia "polowała" na bakalie, smazyła skorke pomaranczową, a dziadziuś przynosił do domu róznokolorowe papiery glansowane. Wyciągało sie pudła z ozdobami choinkowymi, przeglądaliśmy co sie jeszcze nada w danym roku na choinkę a co trzeba dokupić, względnie zrobić. Nie wiem, skąd dziadziuś czerpał wzory, ale naprawde robiliśmy masę zabawek sami. Był to bardzo miły dla mnie okres bo od małego lubiłam wszelkie prace manualne. Godzinami sklejałam kolorowe łańcuchy, robiłam bałwanki z krepiny, gwiazdki ze słomek, mikołaje z wydmuszek jajek, "złote" orzechy. A potem zabawki wędrowały do pudła i czekały na chwilę, kiedy będą rozwieszone na choince.
Bardzo długo nie mogłam wpaść na to, skad ta choinka się w domu bierze, bo nagle, w poranek wigilijny, na specjalnie do tego przeznaczonym niskim stołku, pojawiała się choinka, juz przystrojona we wszystkie zabawki i bombki i błyszcząca od celofanowych "włosów anielskich". Dla mnie to były jakieś czary- zasypiałam wieczorem- choinki nie było, budziłam sie rano i choinka juz byla. Jakimś dziwnym trafem wieczorem nagle zjawiały sie pod nią prezenty i.. zawsze byly to te zabawki lub ksiązki, o które prosiłam w listach do Mikołaja. Listy zostawiałam pomiędzy oknami, bo kiedyś to byly tzw. okna podwójne, rzecz dziś chyba nieznana.
Gdy juz miałam własną rodzinę starałam sie zachować przynajmniej cześć tych zwyczajów, które wyniosłam z domu. A więc mała pisała listy do Mikolaja, wpierw obrazkowe, potem juz literkami, robiłyśmy razem ozdoby na choinkę, potem razem chodziliśmy ją kupić i razem w trójke ubieraliśmy. I wiecie co, bardzo się ucieszylam, gdy wreszcie nie było klopotu z nabyciem roznych swiecidełek, kolorowych papierów i wcale mi (nawet dziś) nie przeszkadzają te liczne dekoracje choinkowe, których jest naprawde wielki wybor i wiele z nich jest całkiem gustownych.
Popatrzcie w sklepach na buzie dzieciaków, one są zachwycone- podobają im sie i aniolki i bombki i kolorowe łańcuchy. Myślę, ze nadal mozna urządzic dziecku magiczne świeta, tylko trzeba odnależć w sobie to dziecko, którym sie kiedyś było i powielić te wszystkie świateczne zwyczaje, ktore cieszyły nas w dzieciństwie.
I nie zasłaniajcie się komercja - ona nie przeszkadza, często my sami stajemy na przeszkodzie temu, by zrobic magiczne świeta. Bo jesteśmy zmęczeni, bo mamy zimową depresje, bo mamy za soba smutne doświadczenia.
A niedługo moja córka zostanie mamą i tez będzie urządzała dla swego dziecka magiczne świeta.
anabell

Dla pokrzepienia wystraszonych

Wiele osob jest wystraszonych procesem ocieplenia klimatu i dla nich cytuję to, co napisał p. Prof. Dr.Hab.Zbigniew Jaworowski z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie.

(...) Współczesne ocieplenie jest zwykłą fazą naturalnych zmian klimatu, jednym z niezliczonego szeregu poprzednich ociepleń. Niestety ta faza zaczyna się kończyć. (...) W skali Układu Słonecznego w roku 2008 obserwujemy dwa uderzające zjawiska: niezwykle niską aktywność Słońca ( w sierpniu wystąpił całkowity brak plam słonecznych-są one miarą tej aktywności), co zdarzyło się pierwszy raz od roku 1913, oraz silne ochłodzenie Ziemi, w ciągu pierwszych ośmiu miesiecy. Liczba plam słonecznych zmniejszała sie od roku 1998, a wraz z nią malała liniowo ich siła magnetyczna o 77 gausów rocznie. Średnia temperatura dolnej troposfery, mierzona z satelitów w okresie styczeń - sierpień 2008, obniżyła sie o 0,35 stopnia C w porównaniu z rokiem 2007. Jednak chłodzenie globu nie wystąpiło tylko w 2008 roku, trwa ono już 10 lat."

Nie moge sie oprzeć wrazeniu, że ilu badających zjawisko, tyle zdań w tej materii.
Wielu uczonych, którzy podzielają opinie prof. Jaworowskiego , uważa ,że wynik oznaczający ocieplenie klimatu, wynika z niewłaściwej metodologii i algorytmu obserwacji. W tych badaniach brak jest modelu matematycznego ewidendentnych zmian cyklicznych wyraznie widocznych w ciągach obserwacyjnych temperatury powierzchni Ziemi. Za pomocą takiego modelu możnaby oszacować czynniki ocieplenia: naturalny i antropogeniczny. Stosowanie tu modelu regresji liniowej lub aproksymacji wielomianem (choćby i wysokiego stopnia) jest po prostu nieporozumieniem.
Równiez wzrost poziomu dwutlenku węgla w atmosferze nie jest wyjaśniony jednoznacznie- część uwaza, ze jest on spowodowany ociepleniem klimatu, natomiast inni- ze jest przyczyną ocieplenia.
I bądz tu mądry "szary człowieku".
anabell

piątek, 5 grudnia 2008

Wyzszość owada nad kotletem

Wszyscy zastanawiają się jak uchronic świat przed efektem cieplarnianym, jaką produkować zywnosc, zeby zmniejszyc emisję dwutlenku węgla, a tu okazuje sie, ze jest dość prosty sposób-wystarczy zmienić menu.
Biolog dr Łukasz Łuczaj z Wyzszej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi od lat eksperymentuje z jedzeniem. Kto wie, moze za jakiś czas będziemy zmuszeni powrócic do konsumpcji owadow? O ile wyglad i smak owadów to rzecz gustu, o tyle ich wartości odzywcze nie podlegają dyskusji. Są bogate w bialko i nienasycone kwasy tluszczowe, niektore zawieraja wiecej węglowodanów niz ryby i wołowina. Mają niska zawartość cholestrolu a są w stanie dostarczyć więcej energii niż wołowina i ryby. Niektore z nich , np. larwy tropikalnych motyli bogate są w potas, wapń, magnez, cynk i witaminę B.
Ponadto jedzenie owadów jest ekologiczne. Nie trzeba wycinać lasów pod uprawę, nie trzeba produkować nawozów, ( nie będzie sie nimi zanieczyszczać środowiska) no a poza tym sa zimnokrwiste i nie zuzywają energii na podtrzymywanie stałej temperatury ciała, dlatego aby wyprodukować gram swojej masy, zuzywaja dziesiec razy mniej pozywienia.
Na europejskich stolach owady lądują w formie ciekawych przekasek, ale pół świata się nimi zajada.
Największą popularnościa cieszą się owady z rodziny szarańczowatych. W całej niemal Azji mozna je kupić na straganach grillowane i opiekane.
W Afryce przysmakiem sa smazone gąsienice i termity, a z larw motyli przyrządza sie sosy do mięs i ryb.
W Kolumbii przyrządza sie mrowki żniwiarki w postaci pasty lub jako dodatek do mies.
W Japonii przysmakiem są larwy pszczół w oleju sojowym, a meksykańskie dzieci zajadają sie konikami polnymi w czekoladzie.
Wszystkich zainteresowanych nowym, ekologicznym pokarmem odsyłam do ksiazki napisanej przez dr Ł.Łuczaja pt. "Podrecznik robakożercy" wydanej przez "Chemigrafia 2005"
Mozna w niej znależć równiez przepisy na prażone koniki polne oraz ważki po balijsku.
anabell

środa, 3 grudnia 2008

Warszawa " w pigułce" - ciekawostki

Warszawa zajmuje 517,2 km kwadratowych powierzchni, nie licząc Wisły.
Zameldowanych jest nieco ponad 1 mln 700 tys. osob, ale nie wiadomo , ile mieszka naprawde.
Największy obszar ma dzielnica Wawer, a najludniejszą dzielnicą jest Mokotow.
Codziennie dojezdza do pracy spoza Warszawy ok.100 tys. osób, a drugie tyle przyjezdza w sprawach służbowych i w interesach.
W ciągu doby wjezdza do Warszawy ok. 313 tysięcy samochodów osobowych.
Co 10 minut na ulicach stolicy zdarza się wypadek a umiera co 20 ofiara wypadku.
W ciagu doby komunikacja miejska przewozi ponad 2 mln pasazerow, przy pomocy 1700 autobusów, 876 tramwajow,15 -tu sześciowagonowych pociagów metra.
Do dyspozycji pasazerów sa taksówki w ilości 7962.
Na miasto spada rocznie 2400 ton zanieczyszczeń pyłowych.
Warszawa ma większą ilość bibliotek niz Rzym czy Paryz. Na 9 tys. osób przypada 1 biblioteka, a na 1 jej bywalca - 18 ksiązek.
W granicach miasta jest 40 zabytkowych pałaców oraz 56 muzeów.
Miasto ma 40 cmentarzy, na ktorych jest pochowanych wiecej osob niz zyjących aktualnie w mieście.
Na 10 tys. mieszkanców przypada 40 lekarzy i zaledwie 4 stomatologow.
A na 1 tys. mieszkańców przypada 6 łózek szpitalnych.
Kazdego dnia jest zawieranych w Warszawie 25 małzeństw, a rozwiązywanych - 10.
W Warszawie codziennie rodzi się 47 nowych mieszkańców, a odchodzi na zawsze - 52.
Do dyspozycji mieszkańcow jest 1462 adwokatow.
Warszawa ma 173 uczelnie, na których studiuje ponad 280 tys.studentów, w tym 3 tysiace
cudzoziemców.
Hoteli w Warszawie jest zaledwie 63 i mają one 18 187 łózek.
Kin jest 23, a banków-232. W 145 restauracjach mozna placic kartami kredytowymi.
Warszawa ma 3200 sklepow, łącznie z marketami i domami handlowymi.
A teraz rewelacja- przewodnik Lonely Planet rekomenduje Warszawę jako jedno z dziesięciu miast świata szczególnie wartych odwiedzenia
anabell

wtorek, 2 grudnia 2008

****

Doszłam dziś do wniosku, ze właściwie to ci wszyscy, którzy zostali ukarani mandatami za przekroczenie szybkości, za złe parkowanie, za jazdę bez biletu i wlaściwie wszyscy którym się nie podobają obowiązujace przepisy powinni PROTESTOWAĆ - tak jak dziś zrobili to - nie bójmy się tego słowa- PRZEMYTNICY.
Mowiac niezbyt elegancko, to w pale się nie mieści , zeby protestować przeciwko przepisom uniemozliwiającym przemyt. Ja rozumiem, ze brak pracy itp., ale dla nikogo nie jest tajemnicą, ze łatwiej przemycać niz uczciwie pracować.
W Polsce nie istnieje coś takiego jak etos pracy - u nas istnieje etos kombinatorstwa. Tylko frajer pracuje, mądry kombinuje, a jeśli już pracuje, to na "czarno".
Młodemu człowiekowi, tuz po dyplomie, proponowano pracę w biurze projektow, dając mu wynagrodzenie 1300 zł netto. I wiecie co na to powiedział? - to ja wolę iść na zasiłek , bo nie będę siedział 8 godzin w biurze i jakoś sobie na lewo zarobię. Nie pomogły tłumaczenia, ze "dorabiając" na lewo nie będzie pracował w swoim zawodzie, ze odchodzi od zawodu zamiast szkolic się i pogłębiać swa wiedzę, ze nie zdązy wypracować stazu do emerytury i że to jest niemoralne, nieuczciwe wobec tych, którzy płaca podatki. Chłopak juz kilka lat pracuje "na czarno" i śmieje się ze swoich kolegów, ktorzy siedzą po 8 godzin za biurkiem.
Ciągle wychodzi z naszego społeczeństwa to, ze większość nie dorosła do demokracji. Kiedyś był obowiązek pracy - kazdy dorosły obywatel musiał być gdzies zatrudniony. Nie było to moze najlepsze rozwiązanie, ale ograniczało ilość pracujących "na czarno" a "mrówek" przemycających towar zwłaszcza.
Do demokracji społeczeństwa dorastają latami i aby przyspieszyć ten proces nalezy od najmłodszych lat uczyć dzieci co to jest demokracja, na czym ona polega i ze państwo to my, wszyscy, a nie jacyś mityczni "oni". Nalezy uczyć, ze prawidłowe myslenie polega na tym, zeby myślec co my mozemy i powinnismy dać z siebie dla dobra ogółu, a dopiero potem - co powinno dac nam panstwo.
No tak i znow wyszlo szydło z worka- jestem nieprzystosowana do terażniejszości.
anabell

Gra Anioła

....."Wszystkie książki, każdy tom, ma swą duszę. Duszę swojego autora, a także duszę tych, którzy go czytali i o nim marzyli. Za każdym razem, kiedy książka przechodzi z rąk do rąk, kiedy ktoś nowy zaczyna ją czytać, jej duch rośnie i staje się potężniejszy".
Autorem tych słów jest Carlos Ruiz Zafon, pisarz hiszpański, ur. w Barcelonie. "Gra Anioła" to jego druga powieść. Pierwsza z nich, "Cień wiatru", stała się światowym megabestsellerem, wydanym w 14 mln egzemplarzy w ponad 5o krajach. C.R.Zafon jest miłośnikiem powieści dziewiętnastowiecznej, za swych mistrzów uwaza Dostojewskiego, Tołstoja Dickensa.
Akcja powiesci toczy się w Barcelonie lat dwudziestych i początku trzydziestych XX wieku. Opowiada o młodym pisarzu, żyjącym obsesyjna i niemożliwa miłościa i o niezwykłym zleceniu, które otrzymuje od tajemniczego wydawcy. Ma to byc ksiązka, jakiej dotąd nie było, a w zamian za napisanie jej ma otrzymać fortunę a moze i coś więcej.
Autor obdarowuje nas niezwykła intrygą, romansem, tragedią, niezwykłymi tajemnicami. Atmosfera powieści jest chwilami niesamowita, wartka akcja, prawie jak w kryminale, nie ma dłużyzn, a autor precyzyjnie prowadzi nas po labiryncie tajemnic. Poprowadzi nas poprzez ulice Barcelony do Cmentarza Zapomnianych Ksiażek, przypomni kilka życiowych prawd.
......."Magia nie istnieje, nie istnieje na świecie zło ani dobro poza tym,które sobie wyobrazimy, powodowani chciwością albo naiwnością.Czasem nawet szaleństwem."
Przed nami Mikołajki i Swięta , więc polecam tę ksiązkę. Będzie doskonałym prezentem.
Wydawcą jest WWL Muza SA, książka ma 604 strony, ma bardzo ladny,wyrażny druk, cena tez jest przystępna- 39,90 za tom w oprawie miękkiej.

niedziela, 30 listopada 2008

Mysli nieskoordynowane

Tak sie jakos zlozylo, ze musielismy wczoraj "wyladowac" w super markecie. Nie lubie tam bywac w soboty, no ale tak wypadlo.
Tłum sie klębił , radio wyło, a dzieci mu wtorowaly. Dzieciom to sie nie dziwie, gorąco, nudno i pełno zabawek , a w posiadanie ich nie mogly wejść. Wszyscy z ogromnymi wozkami, a my- pełny luz, mały koszyk w ręce.Przemknęlismy do z góry upatrzonego regału,zapakowaliśmy towar do koszyka i odwrót do kasy. Stanęliśmy w kolejce do kasy obsługującej klientow, ktorzy mieli "do 10 produktów". A w sąsiednich kasach kolejki nieprzeciętne. Z nudow zaczęłam patrzeć na te zaladowane po brzegi wozki i zastanawiać sie, ilu osobową rodzinę musiałabym mieć, zeby zawartość takiego wozka zuzyc w ciągu tygodnia. Wyszlo mi tak średnio-przeciętnie, ze minimum to musiałoby być 6 osób, w tym 2 chlopakow w wieku "wszystko-duzo-zernym". Do Swiat jeszcze daleko, wiec raczej nie byly to zapasy na swieta, ale takie na co dzien. A to wszystko dzieje sie w chwili, gdy wszyscy oczekuja ze strachem nadejscia krachu ekonomicznego, wszyscy narzekaja jak to im ostatnio sie pogorszylo, jakie to wszystko drogie i jak duzo trzeba wydawac na zywnosc.
Wracajac z marketu oczywiscie stalismy w korku. I wtedy drugi raz tego dnia cos mi sie rzucilo w oczy - te samochody wokol nas. To nie byly stare samochody, ale conajmniej 75% stanowily samochody nowe, a w kazdym razie nie starsze niz 2 lub 3 latki, ktorych cena zaczynala sie od 55 tys. zlotych. Pomijam juz, ze widzialam tez calkiem sporo samochodow, ktorych reklamy ogladalam w ubieglym miesiacu w TV. I znow sie zastanowilam - skoro u nas jest tak zle, to skad u licha, te samochody! I wiecie co - jakos nie przekonuje mnie to, co niektorzy pisza w swoich blogach, ze istnieje ogromne rozwastwienie ekonomiczne. Bywalam w krajach, o ktorych bylo wiadomo, ze sa biedne i rzeczywiscie bylo widac, ze kraj nie nalezy do bogatych. Samochody byly w przewazajacej wiekszosci stare, "srednia wiekowa" byla okolo 10 lat, ludzie ubrani skromnie, niektorzy nawet bardzo.
Mieszkam na osiedlu , ktorego domy zbudowano "z wielkiej płyty", a wiec wiadomo, ze zaden exlusiv. Osiedle sie juz mocno "postarzalo", srednia wieku mieszkancow poszla w gore. A mimo to, ilekroc TV lansuje jakis nowy samochod, w tydzien , lub nieco pózniej, zawsze znajdzie sie na uliczkach osiedla taki najnowszy model. Czy to dlatego, ze nam, Polakom tak zle sie powodzi?
Nie pisze tego z zazdrosci, ale zastanawia mnie, ze skoro jest tak zle, to skad to wszystko? Wiem, ze istnieja kredyty, no ale na rate kredytu tez trzeba miec pieniadze. Ci, ktorzy tak po brzegi napelniali towarem wozki w markecie tez mieli samochody , nie niesli zakupow do domu w plecaku. Wiec powiedzcie mi, czy naprawde Polska to ubogi czy tez bogaty kraj?
A gdy juz sie skoncza Swieta, to w smietniku na mojej uliczce i w wielu innych osiedlowych smietnikach beda cale stosy wyrzuconej zywnosci. I tak jest co roku, po kazdych swietach i dlugich weekendach. A jakie sa Wasze obserwacje? Ciekawa jestem.
anabell

sobota, 29 listopada 2008

Kobiety, meżczyzni i ....zakupy

Obiecałam, ze będzie ciąg dalszy, a wiec słowa dotrzymuję, choć to temat-tasiemiec. Tak sie jakos dziwnie składa, ze większość mezczyzn, właściwie niezaleznie od wieku, niecierpi zakupow. Zastanawialyśmy sie nad tym skad to sie bierze. I chyba wiemy- tak zostali w domu wychowani.
Zakupy robily mamy, nie ciagajac po sklepach swoich syneczkow, nawet gdy byli to juz duzi chłopcy. Przeciez mama najlepiej wiedziala jaki to rozmiar buta, spodni, bielizny itp. nosi
"dellfin". I rosl taki maly ksiaze, nie zastanawiajac sie zapewne, skad sie te nowe ubrania w domu biora.
Ale to nie dotyczylo tylko i wylacznie sfery ubran- nikt mu nigdy nie zawracal glowy tzw. "zakupami dla domu", czyli rosl w przekonaniu, ze cale wyposazenie domu "po prostu jest" i nawet nie podejrzewal, ze podlega co jakis czas wymianie. Jedna z kolezanek opowiadala, ze gdy poinformowala swego meza, ze trzeba wymienic scierki do naczyn, ten nie mogl sie nadziwic, ze one "juz je zniszczyla", u niego w domu nie kupowalo sie nowych scierek. Troche ja przytkalo z wrazenia i zaczela drazyc temat, pytajac sie, czy moze one byly dziurawe lub obszarpane. No nie, odparl maz, byly cale, nowe.
Czesc pań przejęła obowiazki swych teściowych w zakresie ubrań, i tym baaardzo duzym chlopcom same kupuja bielizne, koszule , skarpetki, swetry, a znam osobiscie taką troskliwa, ktora rowniez sama kupuje spodnie, buty i kurtki. I na ogol nie informuja mezow o tym, ze trzeba np. kupic nowa posciel czy tez inne wyposazenie, wiec znow im sie zdaje, ze to jakims cudem samo i za darmo trafia do domu. Oczywiscie jesli do domu trzeba zakupic jakis sprzęt AGD, to wpierw same pedza do sklepu, wybieraja, to co wydaje im sie najwlasciwsze, potem namawiają meza, by do konkretnego sklepu pojechal, pokazuja co sie najbardziej im podoba i potem mowi sie, ze zakupił np. nowa lodowke lub inny rownie uzyteczny sprzet.
Nieco inaczej wygladaja zakupy w zakresie nabycia sprzetu elektronicznego. Tu ONI bryluja, sami potrafia pojechac do sklepu, kupic, przywiezc i.. zainstalowac.
Ale z reguly mezczyzni nie rozumieja zupelnie, ze powinno sie miec wiecej niz jedną, jedyną pare butow, czy tez ze 2 pary spodni itp. Naczelna zasada mezczyzn glosi- buty kupuje sie wtedy, gdy te, ktore nosze maja juz dziure w podeszwie, a spodnie wtedy, gdy te moje ulubione same z tyłka spadaja, albo maja za duzo dziur. W zwiazku z tym zupelnie nie moga pojac po co nam kilka par butow, torebek, "x" bluzek, sweterkow itp. "niepotrzebnych rzeczy". Co zabawniejsze, nie jest to zwiazane z sytuacja ekonomiczna rodziny. ONI po prostu i zwyczajnie nie rozumieja po co komu nastepna bluzka, skoro dotychczasowej nic nie brakuje pod wzgledem jakosci, a zona ladnie w niej wyglada. Oczywiscie istnieja chlubne wyjatki - mezczyzni, ktorzy naprawde lubia robic zakupy i to nie tylko z zakresu elektroniki, ale nawet potrafia isc razem z zona do sklepu i pomoc jej w zakupie jakiegos nowego ciuszka. Sama znam takiego jednego. Oglada uwaznie wszystkie towary i nawet zupelnie trzezwo umie je ocenic. I dla siebie tez wszystko potrafi kupic. I ...przysiegam - wie co jest modne w danym sezonie! Ma wprawdzie inne wady, ale to nie jest tematem tego posta, wiec nie bede tego omawiać.
Jesli idzie o mego meza- nie jest najgorzej -daje sie zaprowadzic do sklepow, nawet sam wybierze co mu potrzebne, jedynym znanym mi koszmarem to zakup garnituru lub marynarki. Budowę ma jakąś taką nietypową - nie przypomina pana, ktory połknał dzieciom piłke, za to wszystkie marynarki sa dla niego za ciasne pod pachami. I jeszcze coś - z anielska cierpliwością podaje mi w sklepie kolejne pantofle do przymiarki. Ja po prostu jestem szczęściarą - czego i wam życzę.
anabell

piątek, 28 listopada 2008

ciag dalszy-tak jakby

Jezeli ktos liczy na poradnik, to sie przeliczyl, a jeszcze bardziej sie przeliczyl, jesli sądzi, ze napisze cos zabawnego. Specjalistami od zabawnych tekstow sa Jacek i Atina i nie zamierzam im "chleba odbierac"
Chyba najbardziej kobietom dokucza fakt, ze mezczyzni ich nie sluchaja. Otoz gdzies wyczytalam, ze glos kobiecy dociera do meskiego ucha tak samo jak ptasi spiew - oni nas slysza, maja nawet przyjemne odczucia z tym zwiazane, ale nie rozumieja slow. Ot, taki swiergot.
Jedna z mych kolezanek zauwazyla trzezwo, ze jakos w okresie "tokowania", gdy jej maz zabiegal o jej wzgledy, to wszystko slyszal i nawet rozumial co ona mowi. Moze najmniej slowo "nie", ale chyba nie do końca nie rozumial, bo dopytywal sie czemu "nie".
Osobiscie uwazam, ze wszystko zalezy od tego, w ktorym momencie cos do swoich mezczyzn mowimy. Jesli akurat siedzi przed TV i oglada np. mecz pilki noznej lub siatkowki, ewentualnie jakis film z gatunku "zabili go i uciekl" to mozna sobie oszczedzic otwierania ust. Taki ogladajacy TV maz, nawet jesli przez grzecznosc spojrzy na przeszkadzajaca mu zone i kiwa glowa (co oznacza, ze nas rozumie) to i tak ma sluch przestawiony na to, co sie dzieje na ekranie i nas nie slyszy- zupelnie. Nagle wylaczenie telewizora przez zone jest nie tylko niegrzeczne ale i rowniez bezcelowe - jest tak wsciekly, ze ma gwaltowny przyplyw gluchoty. Nalezy spokojnie poczekac az ow ogladany program sie skonczy, wyprowadzic meza ze stanu ogladania pytaniem o wynik meczu, a wtedy wpada w takie zdziwienie, ze az mu sie sluch poprawia i wtedy mozna "nadawac".
No ale zeby nie bylo tak prosto i milo, w co drugim przypadku zdarza sie, ze my wypowiemy kilka prosb naraz , a odpowiedz w postaci czynnej lub slownej otrzymamy co najwyzej w dwoch sprawach. W poprzednim poscie zapomnialam napisac, ze w ramach tych roznic miedzy obu plciami, wyszlo w badaniach, ze mezczyzni maja nizsza podzielnosc uwagi. Zabawne, bo to w przewazajacej liczbie oni prowadza samochody. Otoz, jezeli masz do swego meza wiecej niz dwie sprawy, musisz potraktowac go jak dziecko z zespolem ADHD. Wybierasz sprawe najwazniejsza, egzekwujesz jej wykonanie , a dopiero potem zlecasz nastepna. Jesli mi nie wierzycie polecam nastepujacy eksperyment - posadzcie swego ukochanego przed TV i poproscie by ogladajac to co lubi (bo zakladam, ze tylko takie programy sie oglada) wykonywal jednoczesnie jakakolwiek , prosta czynnosc manualna, no chociazby rozlupywal orzechy. Jestem pewna, ze co chwile "bedzie sie zawieszal" niczym przeciazony komputer. Bardzo lubie ogladac, gdy moj maz, ogladajac cos w TV jednoczesnie sie przebiera w tzw. psie ciuchy, bo musi sie wybrac ze psem na spacer. Zmiana 1 sztuki odziezy zajmuje mu srednio 10 minut,bo co chwile "zawiesza sie" w jakiejs posagowej pozie. Wiem , wiem, paskudna jestem.
W komentarzu do poprzedniego posta wyczytalam, ze mezczyzni tez chcieliby slyszec od zon, ze one doceniaja ich prace i to, ze my ( a przynajmniej czesc z nas) nie musimy pracowac, bo oni zarabiaja. No tak, ale z rozmow z mezczyznami jakos mi wyniklo, ze czesc z nich, gdy mu zona mowi, jaki to on wspanialy, ze zarabia tyle, ze ona nie musi, zaczyna sie zastanawiac dlaczego ona mu to mowi i ze ani chybi, chce cos sobie kupic, z cala pewnoscia drogiego i niepotrzebnego.
Stykiem tych trzech rzeczy- zakupami, kobietami i mezczyznami zajme sie innym razem.
anabell

czwartek, 27 listopada 2008

Babskie pogaduchy

Nie da sie ukryc, ze my, kobiety, lubimy sobie pogadac. A o czym - to troche zalezy od wieku pan, ktore na owe "pogaduchy" sie zejda. Gdy bylam zaraz po slubie to tematem byly : ciuchy,plany wakacyjne, troche obgadywania kolezanek, dokad sie wybrac w sobotni wieczor, na jakim sie bylo ostatnio filmie i jak wytrzymac z tesciowa, bo wszak zabralysmy jej ksiecia z bajki.
Gdy juz sie pojawily dzieci - glownym tematem byly problemy zwiazane z ich wychowaniem.A wiec- je lub nie chce jesc, zabkuje, choruje lub nie, chodzi lub jeszcze nie chodzi i wlasciwie wszystko co z dziecmi zwiazane. Tematy dzieci zdominowaly nasze pogaduchy na dobre kilka , a nawet kilkanascie . Wreszcie nadszedl czas, ze dzieci zostaly po raz drugi "odpępowione" i moglysmy troche mniej sie nimi ekscytowac. No i teraz o czym rozmawiamy? - o tym, ze trudno wytrzymac z mezczyzna. Kleska - no nie? Wiekszosc z nas dopiero teraz wpadla na mysl, ze mezczyzna to jakis inny gatunek biologiczny, bo niby mowimy tym samym jezykiem a nie mozemy sie zrozumiec. Mamy zal do naszych rodzicow, ze nie zaopatrzyli nas na starcie w instrukcje obslugi urzadzenia, zwanego mezczyzna. Ja to nawet nie mialam pojecia jak zupe ugotowac. Przyznam sie tu, bez bicia, ze gdy postanowilam ugotowac moja ulubiona zupe jarzynowa, to zadzwonilam do domu i nadalam taki tekst : mama, ja wiem, ze trzeba pokroic wloszczyzne i kartofle, no ale skad sie bierze ten plyn, w ktorym to wszystko plywa? Wyobrazam sobie jak sie dusicie ze smiechu, ale ja wyszlam z domu, w ktorym nie wolno mi bylo wchodzic do kuchni. Kuchnia i wszystko co bylo z nia zwiazane to byla dla mnie "terra incognita". Wynioslam z domu rozne inne umiejetnosci, np. umialam naprawic zelazko, zmienic wtyczke przy sznurze, nawet cos zlutowac, ale nie gotowac. No ale poniewaz kobieta moze wszystko zrobic, nauczylam sie gotowac i nawet to lubie. Ale najbardziej lubie w kuchni eksperymentowac i maz jednej z kolezanek mawia, ze ja to zawsze robie jakies kulinarne wynalazki. Dziwnym trafem mu smakuja.
No ale powrocmy do przedmiotu naszych narzekan - mezczyzny. Jaki ON powinien byc, bysmy byly z niego zadowolone? Wyglad zewnetrzny ma tu dosc male znaczenie. Generalnie, zeby byl wysokim facetem, by po czterdziestce nie wygladal jak kobieta u schylku ciazy i nie lazil po domu rozmemlany, bo sa wszak w handlu dresy i w nich mozna chadzac po domu. Nieduze wymagania, prawda? A co dalej?- zeby sluchal, co do niego mowimy. Bo my czasem mowimy wazne rzeczy a nie tylko narzekamy. By pamietal, ze zona to nie jest mamusia, ktora ( nie wiedziec dlaczego) zachwyca sie wszelkimi pomyslami synka. By docenil nasz wklad w zycie rodziny, bo praca w domu jest ciezka, niewdzieczna i dopoki jest systematycznie wykonywana to nikt jej nie dostrzega - po prostu przychodzi sie do czystego domu, jedzonko przygotowane, dzieci nakarmione,koszule wyprane i poprasowane- pelen komfort. Byloby milo, zeby mezczyzna zapytal sie chociaz jak sie ta jego zona czuje, jak minal dzien i moze nawet zachwycil sie walorami smakowymi tego co dostal do jedzenia. To chyba nie sa duze wymagania? Zeby myslal troche o domu- o tym co warto byloby zmienic, co trzeba naprawic -zeby nie byl tylko uzytkownikiem tego wspolnego M(ileśtam) ale jego wspolgospodarzem. Generalnie, zeby byl partnerem pod kazdym wzgledem. Oczywiscie kazda z nas ma inne zastrzezenia do mezczyzn , chociaz wiele jest b.podobnych, wiec wymieniamy sie doswiadczeniem jak przezyc z mezczyzna i sie nie zalamac. Ale o tym napisze innym razem.
Ciag dalszy nastapi...
anabell

środa, 26 listopada 2008

Rozrywkowe ciekawostki

Dzis rozrywkowo, bo życie smutne.
Pewien mieszkaniec Kielc obstawial w zakladach bukmacherskich mecze i ....wygrał.Za trafione wyniki otrzyma stawke, ktora postawil, pomnozona o ponad 189 tysiecy zlotych. Jest to najwyzsza obecnie przebitka na swiecie. A jaka to bedzie suma? Gdyby gral za 2 zlote to bylaby kwota 379.318,76 zl, jezeli postawil 10 zl - 1.896.593,80 zl, a jezeli postawil 100 zl - to dostalby
18.965.938.- zlotych.
W grudniu, na miedzynarodowa konferencje w Poznaniu, poswiecona zmianom klimatycznym na swiecie, dotrze samochod "SOLARTAXI", napedzany jedynie energia sloneczna. Tu wlasnie zakonczy swa podroz dookola swiata. Kierowca, pan Louis Palmer, wyruszyl w trase 3.07.2007 i poruszal sie maksymalnie z predkoscia 90 km/godz., nie wydajac ani 1 euro na paliwo i nie zanieczyszczajac srodowiska. Ten ekologiczny pojazd jest dwuosobowym trojkolowcem z przyczepa, na ktorej umieszczone sa baterie sloneczne.
A teraz bardzo niepokojaca wiadomosc. Na calym swiecie pszczoly zostaly zaatakowane wirusem IAPV, ktory powoduje ich masowe wymieranie. Zaatakowane nim pszczoly-robotnice opuszczaja ul i gina. Gina rowniez trzmiele. Na przelomie roku 2007 - 2008 choroba dotarla juz do Europy, wyginelo od 50 - 70% populacji pszczol. A musimy miec swiadomosc, ze 95 % upraw roslinnych zapylaja pszczoly i jesli ich zabraknie to:
zginie 75% gatunkow roslin,
ustanie produkcja pasz dla zwierzat,
czlowiek spustoszy oceany w poszukiwaniu zywnosci,
glod moze zabic setki milionow ludzi.
Czy w ten sposob natura chce zapobiec postepujacemu przeludnieniu planety?
Przed laty A.Einstein powiedzial: "Jesli z powierzchni Ziemi zniknie pszczola, czlowiekowi pozostana cztery lata zycia"
No tak, mialo byc wesolo.
A w Koszalinie lada dzien zostanie otwarty nowy super market TESCO i.... brakuje pracownikow ( to wlasnie jest polskie bezrobocie). Zgadnijcie, gdzie sa anonsowane ogloszenia o pracy? - w koszalinskich kosciolach. Po kazaniu ksieza oglaszaja, ze sa wolne miejsca pracy.
O tym, ze pewna wielopokoleniowa bohaterka filmowa ukonczyla 80 lat to z pewnoscia wiecie. Po raz pierwszy pojawila sie na ekranie 18 listopada 1928 roku. Przez te lata przechodzila male metamorfozy (drobny lifting), ale chyba nadal jest najbardziej lubiana Myszą na swiecie.
Zycze dostojnej jubilatce dlugich lat zycia na ekranie, bo kochamy Myszke Miki.
anabell

wtorek, 25 listopada 2008

Ciąg dalszy

Druga ksiązeczka jest "Plec i poznanie", autorstwa Doreen Kimury. To, ze na poziomie gonad wszyscy jestesmy tacy sami, bez zroznicowania plci pewnie kazdy wie. Plec zalezy od wyposazenia dwudziestej trzeciej pary chromosomow X i Y. Do tego, by z gonad wyksztalcil sie organizm zenski nie jest potrzebne specyficzne srodowisko hormonalne, ale aby powstał organizm meski na chromosomie Y musi znajdowac sie gen SRY. Naukowcy przyjmuja, ze wyjsciowa forma organizmu ssakow jest samica, a samiec jest tylko jej swoista odmiana. Okazuje sie, ze ta kobieta z zebra Adama to bajka.
W trakcie wielu badan okazalo sie, ze wlasciwie wszystkie nasze, ludzkie, umiejetnosci podporzadkowane sa hormonom i plec ma tu znaczenie.
Badania byly prowadzone w obrebie roznych grup wiekowych, przedszkolnej, szkolnej i wsrod doroslych. Okazalo sie, ze wiele naszych zdolnosci nie ma zadnego powiazania z wiekiem i wynikajacym z niego doswiadczeniem w danej dziedzinie.
Ogolnie rzecz biorac - nie ma takich dziedzin, w ktorych jedna z plci przegrywa z kretesem. Raczej nasuwa sie wniosek, ze zdolnosci poznawcze kobiet i mezczyzn uzupelniaja sie.
Np. - mezczyzni lepiej radza sobie z rozumowaniem matematycznym, ale kobiety sa lepsze w zadaniach obliczeniowych, mezczyzni lepiej orientuja sie w przestrzeni, lecz kobiety lepiej zapamietuja szczegoly i ich rozmieszczenie w terenie, sa bardziej spostrzegawcze.
W ksiazce tej omowiono tylko zdolnosci poznawcze obu plci w kontekscie ich biologii, ale nie omawiano roznic w psychice, ktore jak wiemy, sa znaczne.
Wydaje mi sie, ze powinny ją przeczytac kobiety, ktore tak bardzo pragna ze wszystkich sil udowodnic swiatu, ze moga byc znacznie lepsze od mezczyzn w wielu dziedzinach.
Po co takie podejscie, czy nie wystarczy nam swiadomosc, ze dzieki tym roznicom mozemy sie wlasnie uzupelniac?
anabell

poniedziałek, 24 listopada 2008

Przeczytalam ostatnio dwie ksiazeczki nie za bardzo rozrywkowe, z serii PIWu Biblioteka Myśli Wspólczeznej. Pierwsza z nich to prof. Marka Konarzewskiego "Na początku był głód". Profesor Konarzewski pokusil sie by przyblizyc czytelnikom spojrzenie na zmiany , jakie zaszly w diecie czlowieka, oczami biologa-ewolucjonisty.
Powszechnie wiadomo, ze zwierzeta jedza po to, by zyc. A my? Obserwujac Ameryke i Europe mozna dojsc do wniosku, ze zyjemy po to, by jesc. Na kazdym prawie kanale telewizyjnym wciskaja nam informacje o nowych "smakolykach", serwuja programy kulinarne lub informacje o tym, jak skutecznie sie odchudzic.
Okazuje sie, ze nasza fizjologia odzywiania sie jest w dalszym ciagu przystosowana bardziej do menu paleolitycznego niz do produktow z polek sklepowych.
Oczywiscie nasi praprzodkowie bardzo czesto cierpieli glod. Nie byli tak naprawde lowcami, nie mieli mozliwosci zapolowania na zwierzyne. Byli padlinozercami- sami nie potrafili upolowac, ale potrafili odgonic drapiezce od upolowanej przezen zwierzyny. Nawet w upale sawanny upolowane zwierze przez kilka godzin nadaje sie do konsumpcji. Oczywiscie nie zawsze sie to udawalo, zawsze jako uzupelnienie diety pozostawaly larwy roznych owadow, ptasie jajka, a nad woda malze morskie i rzeczne.
Gdy praprzodkowie nasi umieli juz wykonywac narzedzia, powoli stawali sie lowcami, z czasem calkiem sprawnymi. Nadal jednak dominowala dieta bialkowa, uzupelniana tylko okazyjnie dziko rosnacymi owocami.
Czasami, w okresach bardzo dlugotrwalego glodu z padlinozercow i lowcow przemieniali sie nasi przodkowie w ...ludozercow. Tak tak, to nie ponury zart. Odkryte w jaskiniach (europejskich tez) pozostalosci swiadcza dobitnie o tym, ze z kosci ludzkich wydobywano szpik kostny a kosci nosza specyficzne slady po kamiennych narzedziach, powstale w trakcie oddzielania miesa od kosci. Szczegolnie duzo takiego "materialu naukowego" znaleziono w jaskinii Moula-Guercy na prawym brzegu Rodanu, w departamencie Ardeche.
Przelomem w sposobie odzywiania bylo udomowienie zwierzat, co na dluzsza mete i tak nie wyszlo nam na zdrowie. Mieso dzikich zwierzat jest zdrowe, mieso zwierzat hodowlanych niestety juz nie, bo ma zbyt duzo tluszczu, a wspolczesne-zbyt duzo antybiotykow (drob i trzoda chlewna). Oczywiscie wraz z udomowieniem bydla i uprawa roslin zmienil sie diametralnie sposob zycia. Juz nie trzeba bylo uganiac sie za zwierzyna, skonczyly sie dlugie wyprawy "zbieraczy", wszystko bylo pod reka. Pokarm juz nie musial byc zdobywany -byl obok, nawet jesli w ktoryms roku nie byly duze plony.
I tym sposobem stalismy sie obzartuchami, zwlaszcza, ze nasza dieta z przewazajacej bialkowej zmienila sie w duzym stopniu w diete weglowodanowo-bialkowa. Do tego owe weglowodany sa wysoko przetworzone i w naszym organizmie zamieniaja sie w cukry proste.
Stad epidemia otylosci i cukrzycy typu II.
Wyglada to niestety niewesolo. I stad zalecenia - zmniejszajmy stopniowo ilosci zjadanego pozywienia, jedzmy weglowodany zlozone , zazywajmy wiecej ruchu.
Jakie to proste - prawda?
O drugiej ksiazeczce napisze nastepnym razem.

anabell

piątek, 21 listopada 2008

Bawaria -tym razem moje wakacje

Tak się składa, że od kilku lat bywam na wakacjach w Bawarii. Bardzo mi się tam podoba. Wszędzie jest czysto, schludnie, sympatycznie. Widoki piękne, w koncu jakby nie było alpejski krajobraz. Nie wszyscy wiedza, ze Bawaria jest w pewien sposob powiazana z Polską. Otóż polskie księżniczki byly wydawane za mąż za ksiażąt bawarskich. Najsłynniejszy ślub odbył sie w 1475 roku. Wtedy to ksiaże bawarski Jerzy Bogaty poślubił Jadwigę Jagiellonkę, córkę Kazimierza Jagiellończyka. Na pamiątkę tego wydarzenia odbywa się od 1904 roku impreza "Wesele w Landshut". Początkowo organizowano je co roku, a po II wojnie światowej co 4 lata.
Ja byłam tam w 2005 roku, a wiec uwaga- następne "Wesele w Landshut" juz 2009 roku, w lipcu. Landshut jest slicznym , starym miasteczkiem polozonym na Isarą. Zalozył je w 1204 roku książe bawarski Ludwik I. Dumą miasteczka jest najwyższa na świecie ceglana wieża bazyliki kapitulnej pod wezwaniem św.Marcina i Kastulusa. A w latach 1536 - 1543 wybudowano tutaj pierwszy pałac renesansowy po północnej stronie Alp. Niestety juz w 1503 roku wygasła męska linia potomkow i miasto w wyniku sporów o sukcesje zaczęło tracić swe znaczenie.
Te pamiątkowe obchody "wesela" sa fantastcznym widowiskiem, w którym biorą udzial niemal wszyscy mieszkańcy samego Landshut oraz kilku okolicznych miasteczek. Przez dwie równoległe ulice Landshut przeciąga bajecznie kolorowy pochód, liczący ok.1000 osób. Wszyscy sa poubierani w stroje z epoki,w ktorej to się działo. Pomyślałam sobie wówczas, że musiało to być naprawde niezwykłe na owe czasy wydarzenie. Jadwiga Jagiellonka podróżowała ze swym przeogromnym orszakiem okolo 1100 km. Oprócz całej kawalkady wozów "gospodarczych"
towarzyszyli jej oczywiście rycerze , dwórki, dworzanie, muzykanci. Przed wjazdem do Landshut
czekał na naszą księżniczkę orszak powitalny księcia Jerzego Bogatego, jej przyszłego małżonka.
Po połączeniu się orszaków podążyli razem , poprzez miasteczko na zamek Trausnitz, górujący nad miastem.
Do Landshut przyjechaliśmy około południa pociągiem regionalnym. Stamtąd kursował do centrum miasteczka autobus. Gdy dojechaliśmy na miejsce trochę poraziła mnie ilosc turystów.
Ludzi było mnóstwo, ciągle dochodzili nowi. Wzdłuż obu głównych ulic, po obu stronach chodniki były pełne ludzi. Ci, którzy przybyli wcześnie rano i zapewnili sobie miejsca siedzące siedzieli na samym skraju chodnika i mieli zagwarantowany doskonały widok. Inni, podobnie jak my, krążyli szukając jakiegoś miejsca , z którego byłoby coś widać. Nim pochód dotarł do nas, rozległ się przejmujący dżwięk piszczałek i bębnow. Potem zaczeły przesuwać sie grupy różnych "igrców", którzy co jakiś czas zatrzymywali się i dawali pokaz swych umiejętności. Jak juz pisałam wszyscy
byli ubrani w stroje z tamtej epoki. Za "igrcami" podążali rycerze, cześć konno ( ci byli w prawdziwych, stalowych zbrojach) , część per pedes. Serdecznie współczułam im, bo upał był ogromny, a oni "zapuszkowani". Uwage moja zwróciły stroje, które były niezwykle starannie wykonane, żadnych nowoczesnych tkanin, tylko len, wełna aksamit, naturalne futra. Nasza księżniczka jechała srebrnym wozem, ksiaże bawarski- złotym. Towarzyszyli im różni dostojnicy, wielu konno. Kobiety miały prześliczne suknie, uszyte z pełna dbałością o szczegóły.
Było bardzo kolorowo i radośnie, wyrażnie uczestnicy tego pochodu świetnie się bawili. Ciągle ktos podchodził do ludzi stojących na chodnikach, zagadywał, dopytywał sie, czy sie dobrze bawią. Przemarsz trwał około 2 godzin. Przyznam sie szczerze, ze byłam wykończona fizycznie, bo upał był koszmarny, a rzecz cała odbywała sie w południe. Dobrze, że chociaż przytomnie wzięłam kapelusz od słońca. Zapomniałam jeszcze napisać, ze cale miasto było przystrojone małymi chorągiewkami i dużymi chorągwiami a ponadto z okien wielu domów zwisaly szerokie wstęgi z namalowanymi różnymi herbami.
Po całej imprezie dowiedziałam sie, że oczywiście można wcześniej wykupić miejsce na specjalnie zbudowanej w tym celu trybunie jak i wykupić udział w przyjęciu na zamku. Ale nasz wypad do Landshut był nieco spontaniczny, więc było troche niewygód.
Ale wszystkim goraco polecam tą impreze. Więcej wiadomości można uzyskać na stronie internetowej www.landshut.de , bo jest nawet polska wersja językowa, dotycząca wielu aspektów życia w Landshut.
To nie był jedyny ślad obecności polskich księżniczek w Bawarii. Zwiedzajac rezydencję królewską w Monachium, podsłuchalyśmy z córka, jak przewodniczka niemiecka opowiadała
turystom,że pierwsza łazienka (taka z prawdziwego zdarzenia) powstala na życzenie polskiej księżniczki Teresy, która- o zgrozo!- kąpała się codziennie, wiec zażyczyła sobie własnej, prawdziwej łazienki.
Oczywiście to tylko malutki wycinek z moich pobytow w Bawarii, ale jeszcze o nich napisze.
Anabell

środa, 19 listopada 2008

Nie moje wspomnienia z wakacji

Musiałam wczoraj pokonac miejskim autobusem odległosc kilkunastu kilometrow. Na szczescie jechalam w porze "emeryckiej", czyli poza najwiekszym tlokiem.
Bez trudu znalazlam miejsce siedzace, a po chwili juz mialam zapewniona rozrywke. Za mna siedzialy dwie panie, wiek mniej-wiecej "wczesniejsza emerytura". Juz gdy siadałam przed nimi jedna z nich zwrocila moja uwage, bo przypominala mi - indianke.Skóre na twarzy miala mocno opaloną , do tego jakis intensywny makijaz, co jako zywo przypominalo barwy wojenne. Druga przypominala mi "krolowa sniegu"- porcelanowa cera, perlowe wlosy, blekitne cienie na powiekach. Panie caly czas nadawaly i to dosc glosno, wiec chcac-nie chcac sluchalam wakacyjnych opowiesci. Indianka opowiadala, jak to sie super bawila na tureckiej riwierze - "Ismail zamienił się z kolegami dyzurami i ciagle byl noca na recepcji. I wiesz, on sie w zimie ożenil i jego żona jest w ciaży, a on biedaczek, byl taki wyposzczony" - tu glos indianki zabrzmial namietnoscią. "No, ale przecież pracował w nocy" -zakwiliła krolowa sniegu. "Pracowaliśmy razem, na zapleczu recepcji, tam byla świetna , skórzana kanapa" poinormowala kolezanke indianka. "Ale wiesz, ja potem musialam caly dzien spac na lóżku nad basenem, bo byłam wykończona. Wierz mi, musiałam miec siłę na nastepne razy". "No a jak bylo na Twoim urlopie?- zapytała sie kolezanki. Krolowa śniegu wydala z siebie cos jakby przeciagly jęk a potem zaczęła opowieść. " W Bułgarii to było nawet nieżle, tylko te campingi jakieś marniejsze teraz, brudniej i drogo. Potem pojechaliśmy do Rumunii i wlaściwie wszystko było marnie. Chłopy uparły się żeby jechać w góry, potem nam ukradli, nawet nie wiem gdzie, torbe, a potem, juz w górach mapa nam się skończyla" "Jak to mapa się skończyła?" zadziwiła się indianka. "No bo zabłądziliśmy i nie mogliśmy znależć campingu, było już cholernie póżno i rozstawiliśmy namiot na dziko. Ja z Miśka spałam w namiocie,chłopy w samochodzie, a rano okazalo sie, że ich nie ma." "Jak to nie ma?' zdziwila sie indianka, "uciekli?" "No nie, ale pojechali szukac drogi, a my poszlyśmy troche do pobliskiego lasu, nawet jagody były, odeszlysmy nawet dosc daleko, a gdy wrocilyśmy nasz namiot byl zniszczony". "Zalewasz" zawyrokowała indianka. "Nikogo nie było w poblizżu, to kto wam zniszczył namiot?" -indianka była juz wyraznie zdenerwowana tą opowieścia.
"Niedzwiedz " - smutnym glosem odpowiedziała królowa śniegu. " Dobrze, ze zachcialo nam się sikać i że poszlysmy zbierac jagody i ze nas nie było, bo przeciez mógl nas zabić! Okazało sie. ze wjechalismy na zamkniety teren, wiesz, taki ich jakby park narodowy" . Niestety nie wiem co było dalej bo panie podniosly sie z miejsca i wysiadły.
A ja, idiotka, myślałam, ze miałam ciekawy urlop, bo byłam wBawarii. Ale nie było tam ani Ismaila ani niedżwiedzia.
Zaczynam żałować,że tak rzadko jeżdże tą trasą. Następny raz będę jechała dopiero po połowie stycznia. Może znów trafię na te same panie?
anabell

poniedziałek, 17 listopada 2008

Bliskie spotkanie trzeciego stopnia

Mialam dziś bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze służbą zdrowia. Owa instytucja winna nosić nazwe "służba dla zdrowych", bo trzeba mieć niezle zdrowie, by to przetrzymać. Gdy zapisują pacjenta do lekarza, wyznaczają godzinę wizyty, tylko nie wiem po co, bo odstępy miedzy pacjentami wynoszą 15 minut. A jesli pacjent musi przedstawić lekarzowi opis dolegliwości, ów musi go zbadać, wypisać recepte, wytlumaczyć jak stosować lek, opisać wszystko w karcie pacjenta i jeszcze w trzech różnych wykazach, to nawet mistrz w szybkim pisaniu i extra bystry lekarz nie zmieści sie w tych piętnastu minutach. Gdy dotarłam na 10,00 to wlaśnie wkraczał do gabinetu pacjent, który mial wyznaczoną wizytę na godz.9,00.
Gdy ktoś wpadł u nas na pomysł tzw. lekarza rodzinnego ( na wzór krajów zachodnio-europejskich) to wydawało się to całkiem niezłym rozwiązaniem Lekarz rodzinny, miał byc tym, który majac pierwszy kontakt z pacjentem, pokieruje go na odpowiednie badania, obejrzy wyniki tych badań a nastepnie, ,jeżeli uzna, że sam nie może pacjentowi pomóc, skieruje go do odpowiedniego specjalisty. Poza tym, w myśl zasady - lepiej zapobiegać niż leczyc- pokieruje profilaktyką. Nie wiem, kto i gdzie pokręcił, ale nic z tego nie funkcjonuje. Nikt nigdzie nie słyszy i nie stosuje profilaktyki. Lekarz rodzinny ma dość wybiórcza liste badań, na jakie może kierować pacjenta,reszte badań zleca specjalista, ktory jest zawalony pacjentami i moment od wykonania badan do czasu uzyskania diagnozy dochodzi często do 3 lub 4 miesięcy. Zaczynam podejrzewać jakieś celowe działanie - albo pacjent sie wścieknie i pójdzie prywatnie, albo spokojnie zejdzie i po problemie.
Zastanawiam się, komu nie zależy na prawdziwej reformie służby zdrowia i dochodze do smutnego wniosku, ze samym pracownikom owej słuzby zdrowia. Gdy przepisy niejasne, brak komputeryzacji, rzekomy brak funduszy, to korzystają z tego właśnie pracownicy służby zdrowia. Wyobrażmy sobie, że nasze male dziecko ma dziecięce porażenie mózgowe lub inną jednostke chorobową wymagającą rehabilitacji kilka razy w tygodniu, przez dlugi, dlugi czas. I wtedy okazuje sie, ze dziecko może dostac np. 20 zabiegów bezplatnie, a resztę .......resztą zajmuja sie prywatnie rehabilitantki w domu pacjenta, udzielajac zabiegow za pieniądze, oczywiście świadcząc swe usługi "na czarno". I zastanówcie się sami- czy są one zainteresowane jakimikolwiek zmianami w tym resorcie? Nie piszę tego bezpodstawnie, swego czasu w mojej rodzinie wydano masę pieniędzy na takie małe dziecko. Oczywiście efekty były, ale jako podatnik nie uważam, żeby to bylo w porządku.
Jestem daleka od krytykowania pani min.Kopacz i jej pomysłów, bo tak naprawdę jedyną dla nas informacją z tej dziedziny jest to, co usłyszymy przetworzone przez dziennikarzy. A czasem jeden wyraz zmienia sens całej wypowiedzi, a my wpadamy w drgawki z oburzenia.
Zreszta właściwie, to nie znam kraju, ktorego obywatele byliby zadowoleni ze swej łużby zdrowia. Narzekają prawie wszędzie. A dlaczego - bo tak naprawdę nie ma takiego państwa, ktore byłoby stać na w 100% bezpłatna służbę zdrowia, gdy wchodzą coraz droższe techniki diagnozowania i leczenia. Nad tym będą się biedziły nie tylko nasze władze.
Miejmy tylko nadzieję, że nie dojdą do wniosku - dobry pacjent to martwy pacjent.

sobota, 15 listopada 2008

Dlaczego?

Takie pytanie zadala mi koleżanka, gdy powiedziałam, że chcę założyć blog - odpowiedż dałam wymijającą - bo istnieje taka możliwość.Więcej nie drążyła tematu. A ja postanowiłam dać na to pytanie odpowiedż teraz. Może kiedyś przeczyta, nie wiem.
Rzecz cała zaczęła się, gdy wpadłam w permanentny dołek, spowodowany radosnymi wiadomościami na temat moich dolegliwości. Właściwie powinnam się cieszyć, bo okazało sie, że to nie były wymysły mojej chorej wyobrażni . Z drugiej strony to mała frajda mieć świadomość, że mój własny organizm wytwarza przeciwciała, ktore atakuja moje narządy i jest to nieuleczalne . A więc bedąc w takim dziwnym stanie ducha pozagladałam na blogi, zobaczyć co ludzie piszą. Po wielu, wielu przeczytanych blogach zaczęłam wracać do tych, które najbardziej przypadły mi do gustu, a z czasem ośmieliłam sie nawet wpisywać komentarze, dając nickAnna n.p.b. Polubiłam tę blogowa społeczność i postanowiłam do niej dołączyć zakładajac własny blog. O czym będę pisać - wlaściwie o wszystkim co mnie interesuje, co lubię i co mnie wścieka, może czasem znów jakiś wiersz mi wyjdzie? O wszechobecnej polityce chyba najmniej, bo sa wśród blogowiczów niemal zawodowcy w tej dziedzinie, a ja chwilami już " nie wyrabiam" i nie słucham radia, nie ogladam TV bo mam dość. Tak dla ścisłości - nie ogladam tego wszystkiego co oferuje TV w ramach publicystyki politycznej, bo jest tyle innych ciekawszych i poszerzających horyzonty programów. Płytoteke mam niezła, więc radio też mi do szczęścia nie jest potrzebne.
No to tyle o mnie na początek.

piątek, 14 listopada 2008

Betonowa dżungla

Za oknem zmrok , jak szary kot
czai się pod krzakami,
za chwilę, za nim przyjdzie noc.
Rtęciowki rozpraszaja mrok
błyskają światla aut,
szum opon opowiada sny,
czyjś śmiech, czyjś placz.
czasami krzyk,
karetki jęk przenika wskroś
taka jest betonowej dżungli noc.

Ten wiersz dedykuje Andrzejowi, ktory pisze piekne wiersze, ale wierzy we mnie i moje
"wierszowanie"


anabel