czwartek, 25 grudnia 2008

Święta, Świeta....

Zabawne, ale Święta zaczęły się u mnie już we wtorek wieczorem, gdy tylko sernik czekoladowy osiągnął temperaturę własciwą do konsumpcji. Mąż rzucił hasło "Swieta czas zacząc"i nastąpiła uroczysta degustacja sernika. Niestety udał się. Panie z pewnością zrozumieją mój bol- ten przyrost cm w obwodzie.
Jesteśmy w tym roku sami, dzieci nie przyjechały, bo jak podrózować, gdy na początku stycznia pojawi się nowy członek rodziny.
Zawsze w święta przypominają mi się przeżycia świateczne z lat ubiegłych, często nie w kolejności chronologicznej ani nawet w zależności od ich rangi. Taki świąteczny bigos ze wspomnień.
Nie zawsze było miło , radośnie i rodzinnie, ale takie jest zycie.
Najgorzej wspominam świeta z okresu, gdy prowadziliśmy z przyjaciółmi firmę. Tuz przed świętami wyjechał słuzbowo mąż, a mnie zawalono pudłami wyprodukowanego towaru, który musiał opuścic firmę i czekał na dalszy transport. Miałam zastawiony kazdy wolny kawałek podłogi , do tego kartony wydzielały jakiś niemiły zapach. W drugi dzień świąt nie wytrzymałam, zapakowałam córke do samochodu i pojechałam do znajomych. Nawet mi nie przeszkadzała śliskość pośniegowa i brak opon zimowych.
A były tez i jeszcze inne przygody około-świąteczne. Zaprosił nas do siebie mój brat, zapakowaliśmy prezenty (tam tez było dziecko) i w drogę, na Wybrzeze. Same święta były udane, dzieciaki przeszczęsliwe bo Mikołaj wyrażnie obrabował jakis duzy sklep z zabawkami (u naszych zachodnich sąsiadów), dorośli tez podostowali masę prezentów.Układ dni był taki jak w tym roku, więc postanowiliśmy wracać w niedzielę. W niedzielę , o 6 rano, mąż mnie i budzi i informuje mnie, ze -nie ma samochodu, zniknął. Oprzytomniałam natychmiast, podziałało lepiej niz poranna kawa. Samochód odnalazł sie 3,5 km dalej, rozbity na słupie. Ja wracałam z dzieckiem do domu samolotem, mąz samochodem pomocy drogowej z wozikiem na lorze. Te święta byl odbiciem przysłowia- "miłe złego początki".
A jeszcze wcześniej gdy nie mieliśmy jeszcze dziecka, to albo wyjezdzaliśmy w góry, albo byliśmy zapraszani do mojej ciotecznej babci. Ciocia była przeuroczą osobą, pełną wigoru i humoru, która w wieku 75 lat wyglądała co najwyzej na 50. Niestety kazda uroczystość byla związana z siedzeniem przy stole przez kilka godzin. U cioci nie było 12 potraw ale najwyrazniej 36 i kazdą nalezało spróbować, bo ciocia sama nakladała na talerz i pilnowała, by zadnej potrawy nie opuścić.
Po takiej orgii wracaliśmy per pedes przez całe miasto, z Saskiej Kępy na Mokotów i nie dość, ze bolały mnie wnetrzności to i nogi.
Bardzo lubiliśmy wyjezdzać w tym okresie w góry. Zadnych szaleństw z zakupami, szykowaniem itp. Cały dzień chodziliśmy po górach a wieczorem oczy same sie zamykały.
A teraz najmilsze świeta sa wtedy, gdy przyjeżdza córka z męzem.
Troche przy tym zamieszania,wymyślania co ugotować by obojgu dogodzić, ale mamy tak kochanego zięcia, ze jest dla nas po prostu drugim dzieckiem, kochanym tak jak to nasze pierwsze dziecko.
Nasze ukochane stare psisko ma w nosie wszystkie święta, jezeli nie przyjezdają dzieci- uwielbia bowiem mego zięcia, ktory natychmiast po wejściu do domu pada na podłogę i rozkłada na niej swe 190 cm wzrostu- pies wpada niemal w ekstazę, skacze po nim , piszczy, lize po twarzy i uszach. Bo nasz pies to mały, szorstkowłosy jamnik , który gdy kogos pokocha, to juz na calego.
Córka wtedy patrzy się na psa zdegustowana i zawsze nadaje tekst- on mnie zdradził, mamo.
Ale po 15 minutach pies przypomina sobie o istnieniu córki i wtedy juz jest pełna chata radości.
anabell

12 komentarzy:

  1. Witaj świątecznie,
    Każdy ma swoje wspomnienia, a te świąteczne zapadają na dłużej w pamięci.
    Ja z kolei zawsze marzyłem o świętach w podróży, gdy natura rzuca na szalę wszelką swą moc, unieruchamiając mnie w szczerym polu, zasypując mnie śniegiem, skuwając lodem ... i wtedy brnę w zaspach do najbliższego światła, zostaję przyjęty przez nieznanych mi ludzi, z którymi spędzam te dni ... Nie przeczę, to szalony pomysł na święta, zwłaszcza teraz, gdy klimat się ociepla.
    Ale pomarzyc zawsze można,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tak czytam o tym piesku, to przypomina mi się mój świętej pamięci kot Maciek. Byłem z nim tak zżyty, że każde rozstanie było istną męką. Na Wigilię dzieliłem się z nim opłatkiem. Potem wskakiwał na kolana i mruczał kocie kolędy. Kilka osób mnie za to krytykowało, ale zamykałem im usta przypominając św. Franciszka. W tym roku spędzam święta tylko z żoną. Może na Sylwestra spotkam się z rodziną w szerszym gronie. Niestety bez Maćka, bo od kilku lat znajduje się w kociej krainie wiecznych łowów na myszy. Ale i tak o nim pamiętam. Planuję wziąć nowego kota ze schroniska, ale zwlekam, bo żaden w 100% nie zastąpi Maćka. Ale i tak wezmę jakiegoś, bo bez kota w domu nie ma życia. Musi jakiś być.
    Gospo37

    OdpowiedzUsuń
  3. To był listopad, noc,jechałam z koleżanka jej oplem z Długopola Zdr. do W-wy.W pewnej chwili auto stanęło i nie ruszyło dalej.Stałyśmy kilka godzin nim nadjechała jakas cięzarówka.Nie miałyśmy holu,nasi wybawcy pojechali kilka km dalej do jakiegoś gospodarstwa po sznur.Doholowali nas do Sieradza, w którym ugrzęzłyśmy na kilka dni.
    Zero romantyzmu,zero ludzkiej życzliwości (za holowanie zapłaciłysmy) i kiepskie wrazenia. Wiesz, smooth, nie wierzę od tej
    pory w zyczliwość wobec obcych ani w to, ze przygarnęliby obcego pod dach, tak bezinteresownie, po ludzku.
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Gospo, wcale Ci sie nie dziwię, nikt tak dobrze nas nie rozumie jak nasze domowe zwierzątko.Mój jamnior ma juz 15 lat i oboje z mezem drżymy gdy tylko cos z nim nie tak.A on wyraznie się starzeje.Dom bez zwierzaka jest bardziej pusty niz dom bez dziecka,wez drugiego kota,pewnie, ze bedzie inny, ale tez kochany.
    Miłej reszty świąt, anabell

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że wezmę kota. Już jutro mam umówiony odbiór kociaka. Co prawda nie ze schroniska, ale z ogłoszenia w prasie. Przejrzałem gazety i zadzwoniłem. Jedno jest pewne: nazwę go Maciek. Tradycyjnie.
    Gospo37

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Anabell, przypomniałaś mi, że w dwóch wypadkach święta były z dzieckiem w drodze, a w jednym wypadku termin był na styczeń. Pamiętam zwłaszcza Sylwestra, który zarazem był jubileuszowymi urodzinami jednej z osób w rodzinie. I z jaka ulgą powitałam wtedy Nowy rok, że dziecko jeszcze grzecznie sobie czeka, bo poprzedni urodził się przed czasem. a zawsze lepiej, gdy się urodzi już w Nowym Roku.
    Ponieważ cała rodzina w jednym mieście i nie trzeba było podróżować, to nie odpuściłam żadnej imprezy świątecznej.
    Choć pewnego roku spotkała nas niemiła przygoda, Wychodzimy na podwórko, pakujemy się do samochodu, do samochodu, a patrzymy ukradzione wycieraczki. Pogoda ładna, nie tak daleko, no, trudno, jedziemy. Gdy przyszło wracać, okazało się że wali obfity śnieg. Na szczęście droga prosta, nie tak daleko, ale wysiadałam z samochodu mokra ze strachu.
    Po latach to takie różne wspomnienia opowiada sie jak anegdotki, ale gdy się działy, kosztowały trochę stresu.
    No jeszcze przed nami trochę dni odpoczynku.
    Pozdrawiam
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  7. Gospo, to fajna wiadomość, mam nadzieje, ze opiszesz kotka na blogu,kocie maluchy sa prześmieszne.Jeden post bez polityki bedzie miłym przerywnikiem. Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety moje dzieci sa o 1300 km od nas, wiec taka podróz samochodemlub samolotem odpada.Mam tylko nadzieje, ze ten chlopaczek nie pospieszy się.Termin normalny jest na 12 stycznia,rozwiązanie bedzie 7-go z uwagi na zle ulozenie.
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciałabym kiedyś wyjechać na święta. To nawet nie chodzi o zmęczenie przedświątecznym ruchem i świątecznym przejedzeniem. Marzą mi się święta w małej górskiej wiosce, kolędnicy... Choć jeden raz... Ale obawiam się, że nic z tego. Pozdrawiam serdecznie
    eurydyka

    OdpowiedzUsuń
  10. To bardzo mile marzenie, może jednak się spełni, czego Ci serdecznie zyczę.To wprawdzie nigdy nie była mała wioska a Zakopane, ale chodziliśmy całe dnie po dolinkach reglowych a o 8 wieczorem padalismy jak muchy i spalismy po 12 godzin, jak niemowlaki.Nawet mi tłumy nie przeszkadzały,nie łaziliśmy po Krupówkach, więc ich nie widzialam.
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam po świątecznej przerwie:)
    A ja kiedyś byłam przez Święta w górach. Śniegu dosłownie po pas (w ciągu jednej nocy napadało go tyle, że zasypało malucha i właściciel trochę czasu stracił zanim go zlokalizował w śnieżnych zaspach wokół domu), skrzypiał pod nogami i mienił się wszystkimi barwami tęczy od odbijających się choinkowych światełek.... Raczej nie będzie już możliwości ich powtórzenia. Ale masz rację - warto mieć takie marzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Effciu, góry,słońce,śnieg i świeta to bardzo dobre połączenie.
    Juz od lat nie byłam zimą w górach, bo nie mam szans na pochodzenie po nich.No a pojechać tylko po to,żeby popatrzec przez okno na góry, to nie ma sensu.Wiem dobrze, ze te cudowne chwile juz poza mna i nic tego nie zmieni, a troszkę szkoda.
    Mam nadzieje, ze juz troszkę odpoczęłaś po przedświatecznych wyczynach i szykujesz sie do super zabawy w sylwestra.
    Miłego Effciu, anabell

    OdpowiedzUsuń