sobota, 25 sierpnia 2012

XIII c.d.

Nie wiodło się Soni w liceum, oj nie. Łacina przyprawiała ją o mdłości, już sam widok nauczycielki
powodował smutek , była to bowiem pani w wieku mocno emerytalnym, malutka, drobniutka, bielutkie włosy ułożone w fale okalały drobną, lekko żółtawą, zasuszoną twarz. Gdy Sonia zobaczyła ją po raz
pierwszy pomyślała, że pani za chwilę zejdzie z tego świata. Pomimo swej  kruchości i dość zaawansowanego  wieku, łacinniczka  była bardzo wymagająca. A Sonia,  jak zawsze dotąd,  zupełnie nie przykładała się do nauki przedmiotów, które jej nie interesowały.
Przy okazji okazało się, że ma ogromne kłopoty z matematyką, bo miała  braki jeszcze z podstawówki. Do tego wszystkiego pani od matematyki była znienawidzona przez wszystkie uczennice, nawet te, które były naprawdę dobre z tego przedmiotu.
Niczego nie tłumaczyła, ciągle popędzała, wyszydzała, gdy któraś z uczennic zbyt długo zastanawiała się jak rozwiązać jakieś zadanie. Poza tym wymagała, by zadania tekstowe rozwiązywać w pamięci, bez zapisywania czegokolwiek. Sonia przed każdą lekcją matematyki dostawała bólu żołądka.
Na pierwsze półrocze jej oceny wyglądały dziwnie - dwója z łaciny, trzy z minusem z matematyki (klasówki ratowały Sonię- zostawiona sam na sam z kartką i matematyką  jakoś sobie radziła), trójka z fizyki,
 piątki z polskiego, rosyjskiego,chemii, biologii, plastyki, reszta przedmiotów na cztery.
Ciotka na wywiadówce nasłuchała się , że Sonia jest leniwa,  nieobowiązkowa, że ma braki z matematyki,
że jest odludkiem, że nie chce należeć do chóru szkolnego, a poza tym chyba zbliżyła się do dziewczynki, która była wyrzucona ze szkoły prowadzonej przez zakonnice i to pewnie ona ma na Sonię zły wpływ.
Obie pannice ciągle coś "spiskują" na przerwach i ciotka powinna Soni zabronić tych kontaktów.
Po powrocie do domu ciotka opowiedziała wszystko mężowi i razem porozmawiali z Sonią.
Wspólnie doszli do wniosku, że najlepiej byłoby od nowego roku szkolnego zmienić szkołę, a póki co, to dadzą Soni korepetycje z matematyki. Korepetycji miał udzielać student  III roku SGH.
Żadne z nich nie podejrzewało,  że był to pomysł nie do końca dobry. Pan Jureczek gdy sprawdził wiedzę
matematyczną Soni był załamany - matematycznie Sonia była  "zielona". Miał ją uczyć trzy razy w tygodniu. Dwa razy w tygodniu przychodził do Soni, do domu,  jeden raz Sonia chodziła do niego, do Akademika, bo inaczej brakowało czasu na lekcję.
W kwietniu ciotka została wezwana do szkoły - wychowawczyni poinformowała ją, że Rada Pedagogiczna
postanowiła usunąć Sonię z grona swych uczennic, bo dziewczyna chodzi do męskiego Akademika. Ciotka uśmiechnęła się uroczo i oznajmiła, że wie o tym, bo rzeczywiście raz w tygodniu Sonia chodzi tam na 14,30 na korepetycje, które trwają 45 minut.A można to potwierdzić, bo Sonia  wchodząc na teren Akademika
wchodzi tam legalnie a godziny wejścia i wyjścia są odnotowane na portierni.
Ale uczennicom nie wolno chodzić do Akademika !- wrzasnęła wychowawczyni. Niech pani idzie z nią do ginekologa, to zrozumie  pani co to za towarzystwo! -wrzeszczała dalej.
Ciotka usiłowała zachować spokój, choć miała chęć też  wrzasnąć. Wzięła głęboki oddech i spokojnie
powiedziała :  " wie pani, to się  świetnie składa, że ją wyrzucacie. Sonia nie jest szczęśliwa w tej szkole,
ta szkoła jest dla niej jednym, wielkim rozczarowaniem. A do ginekologa to niech pani sama się wybierze,
klimakterium pewnie pani w życiu przeszkadza."
Kuratorium  wyznaczyło Soni szkołę bardzo odległą od domu, w której Sonia zaczęła naukę od maja.
Wprawdzie dojazd zajmował jej półtorej godziny w jedną stronę, ale Sonia szybko polubiła nową szkołę.
Niestety nadal uczyła się łaciny, ale w tej szkole kadra nauczycieli była znacznie młodsza i miała lepszy
kontakt z młodzieżą.
Ciotka miała nadzieję, że Sonia spokojnie dotrwa tu do matury. Ale nad Sonią chyba wisiało jakieś fatum.