Nie wiodło się Soni w liceum, oj nie. Łacina przyprawiała ją o mdłości, już sam widok nauczycielki
powodował smutek , była to bowiem pani w wieku mocno emerytalnym, malutka, drobniutka, bielutkie włosy ułożone w fale okalały drobną, lekko żółtawą, zasuszoną twarz. Gdy Sonia zobaczyła ją po raz
pierwszy pomyślała, że pani za chwilę zejdzie z tego świata. Pomimo swej kruchości i dość zaawansowanego wieku, łacinniczka była bardzo wymagająca. A Sonia, jak zawsze dotąd, zupełnie nie przykładała się do nauki przedmiotów, które jej nie interesowały.
Przy okazji okazało się, że ma ogromne kłopoty z matematyką, bo miała braki jeszcze z podstawówki. Do tego wszystkiego pani od matematyki była znienawidzona przez wszystkie uczennice, nawet te, które były naprawdę dobre z tego przedmiotu.
Niczego nie tłumaczyła, ciągle popędzała, wyszydzała, gdy któraś z uczennic zbyt długo zastanawiała się jak rozwiązać jakieś zadanie. Poza tym wymagała, by zadania tekstowe rozwiązywać w pamięci, bez zapisywania czegokolwiek. Sonia przed każdą lekcją matematyki dostawała bólu żołądka.
Na pierwsze półrocze jej oceny wyglądały dziwnie - dwója z łaciny, trzy z minusem z matematyki (klasówki ratowały Sonię- zostawiona sam na sam z kartką i matematyką jakoś sobie radziła), trójka z fizyki,
piątki z polskiego, rosyjskiego,chemii, biologii, plastyki, reszta przedmiotów na cztery.
Ciotka na wywiadówce nasłuchała się , że Sonia jest leniwa, nieobowiązkowa, że ma braki z matematyki,
że jest odludkiem, że nie chce należeć do chóru szkolnego, a poza tym chyba zbliżyła się do dziewczynki, która była wyrzucona ze szkoły prowadzonej przez zakonnice i to pewnie ona ma na Sonię zły wpływ.
Obie pannice ciągle coś "spiskują" na przerwach i ciotka powinna Soni zabronić tych kontaktów.
Po powrocie do domu ciotka opowiedziała wszystko mężowi i razem porozmawiali z Sonią.
Wspólnie doszli do wniosku, że najlepiej byłoby od nowego roku szkolnego zmienić szkołę, a póki co, to dadzą Soni korepetycje z matematyki. Korepetycji miał udzielać student III roku SGH.
Żadne z nich nie podejrzewało, że był to pomysł nie do końca dobry. Pan Jureczek gdy sprawdził wiedzę
matematyczną Soni był załamany - matematycznie Sonia była "zielona". Miał ją uczyć trzy razy w tygodniu. Dwa razy w tygodniu przychodził do Soni, do domu, jeden raz Sonia chodziła do niego, do Akademika, bo inaczej brakowało czasu na lekcję.
W kwietniu ciotka została wezwana do szkoły - wychowawczyni poinformowała ją, że Rada Pedagogiczna
postanowiła usunąć Sonię z grona swych uczennic, bo dziewczyna chodzi do męskiego Akademika. Ciotka uśmiechnęła się uroczo i oznajmiła, że wie o tym, bo rzeczywiście raz w tygodniu Sonia chodzi tam na 14,30 na korepetycje, które trwają 45 minut.A można to potwierdzić, bo Sonia wchodząc na teren Akademika
wchodzi tam legalnie a godziny wejścia i wyjścia są odnotowane na portierni.
Ale uczennicom nie wolno chodzić do Akademika !- wrzasnęła wychowawczyni. Niech pani idzie z nią do ginekologa, to zrozumie pani co to za towarzystwo! -wrzeszczała dalej.
Ciotka usiłowała zachować spokój, choć miała chęć też wrzasnąć. Wzięła głęboki oddech i spokojnie
powiedziała : " wie pani, to się świetnie składa, że ją wyrzucacie. Sonia nie jest szczęśliwa w tej szkole,
ta szkoła jest dla niej jednym, wielkim rozczarowaniem. A do ginekologa to niech pani sama się wybierze,
klimakterium pewnie pani w życiu przeszkadza."
Kuratorium wyznaczyło Soni szkołę bardzo odległą od domu, w której Sonia zaczęła naukę od maja.
Wprawdzie dojazd zajmował jej półtorej godziny w jedną stronę, ale Sonia szybko polubiła nową szkołę.
Niestety nadal uczyła się łaciny, ale w tej szkole kadra nauczycieli była znacznie młodsza i miała lepszy
kontakt z młodzieżą.
Ciotka miała nadzieję, że Sonia spokojnie dotrwa tu do matury. Ale nad Sonią chyba wisiało jakieś fatum.
Ech, zawsze coś nie tak...
OdpowiedzUsuńCo to były za czasy, że nawet za korepetycje w męskim akademiku można było wylecieć ze szkoły! :)
OdpowiedzUsuńDziś za gorsze rzeczy nie ma konsekwencji.
Mam nadzieję, że mimo przeciwności Sonia jakoś sobie poradziła :)
ach, chwilę tylko mnie tu nie było a tu wydarzyło się tyle rzeczy! Trafić na zły zespół nauczycieli wcale nie było trudno. Czemu to dziecko aż tyle musiało przejśc?
OdpowiedzUsuń