piątek, 3 maja 2024

Córeczka tatusia - 125

 W ostatni wieczór pobytu  panowie  zorganizowali mini ognisko. Żeby  nie  zapaskudzić  plaży Wojtek z Michałem skombinowali  dość płaską metalową  skrzynkę i nieco drewna kominkowego. Dziewczyny dopytywały  się  skąd wzięli i ową skrzynię i drewno, na co Michał powiedział, że.....znaleźli i że gdyby po podwórkach hotelowych chodzili tacy zbieracze jacy chadzają po osiedlowych  warszawskich podwórkach, to tu po dwóch, najwyżej trzech takich "wycieczkach" byliby pewnie  krezusami. Ala się śmiała, że chyba miejscowi to mają  jakieś gigantyczne kominki, bo te kawałki  drewna  zapewne  by nie  zmieściły  się  w żadnym polskim kominku. Posiedzieli ponad  godzinę pogryzając migdały i orzechy,  a podsumowując  pobyt  stwierdzili, że na pewno tu jeszcze przyjadą i to raczej na pewno po sezonie, tak jak teraz, bo wszystko jeszcze  czynne, pogoda  wielce przyjazna, a nie ma "stonki szkolnej" i bardzo im  się tu podoba. Wszystkich zabytków nie  zwiedzili tym razem, więc będzie jeszcze  co zwiedzać, tylko wcześniej się zainteresują wyjazdem, bo woleliby nie jechać z Warszawy wpierw do Katowic i dopiero stamtąd lecieć  do Side.  Ale w przyszłym roku to Piotruś już będzie chodził do szkoły - zauważyła przytomnie Maryla. No to jego strata- beznamiętnie  stwierdził Andrzej. Większym problemem będzie  znalezienie jakiegoś letniska  dla nich blisko Warszawy i w ogóle  zorganizowanie im lata - rodzice nasi też powinni wypocząć przecież- stwierdziła  cichutko  Maryla.   

Sopot- można im wynająć dwa mieszkania w Sopocie- tylko trzeba się za to  zabrać  najdalej   w styczniu. A dlaczego  dwa? Zdziwił  się  Andrzej. No bo prawdopodobnie pojadą  również rodzice Michała z dziećmi. Dwa normalne, cywilizowane , kompletnie  umeblowane  mieszkania blisko plaży. Blisko do kolejki, blisko do plaży, pełna cywilizacja. Śniadania i  kolacje  w domu, obiady  można jeść w restauracji. Lunche w  plażowych barach  rybnych  - powiedziała Marta. Do plaży raptem 250 metrów, do kolejki elektrycznej 500m,   jest też nawet targowisko, więc tym samym  zaopatrzenie  w  zieleninę i owoce i nabiał. Tyle tylko, że nad  morzem  zawsze  wszystko później  dojrzewa,w barach  na plaży jest picie i ryby, restauracja niedroga,  mieszkania  w pełni wyposażone  kuchennie i  łazienkowo i jest nawet   cały  sprzęt do sprzątania.  Atrakcje na  wyciągnięcie  ręki, bo w różne  miejsca można  stateczkiem  popłynąć.  A jak pojedziecie w  dwie rodziny, to dzieciaki będą  "od  ręki" miały towarzystwo no i dorośli  też. Market  Lidla stosunkowo blisko, parking przy nim. No i jak pojadą  w dwa samochody to będą mieli parking w  budynku,  w którym będą mieszkać. Podejrzewam, że gdy  się  zacznie  wszystko załatwiać na początku roku to można  będzie  załapać  dwa  mieszkania w  tym samym budynku- informowała  Marta, a Wojtek jej przytakiwał.  Damy  wam wszystkie namiary,  a droga samochodem  to pestka bo już jest  autostrada.

Jesteś tego pewna? - spytała  Maryla. Jestem, bo byliśmy tam zaraz  po ślubie, no a to już jednak  nieco  czasu  upłynęło. Tam jest osiedle, w którym wiele osób kupiło mieszkania  właśnie pod  wynajem dla  letników. Są w pełni wyposażone, kuchenki elektryczne ( płyta ceramiczna), pełne  wyposażenie w gary i talerze,  są nawet i ścierki do naczyń, są też ręczniki, oczywiście i pościel, pralka jest także. Damy  wam  namiary telefoniczne, więc nim  wynajmiesz dowiesz  się o tym czym dane  mieszkanie dysponuje. To naprawdę fajne miejsce. Blokowisko, ale nie z wielkiej płyty, wieżowce  z windami i garażami, są nawet place  zabaw  dla dzieci koło  bloków. Część mieszkań jest  zajęta przez  tych, co tam  mieszkają  cały  rok. A wejście  na osiedle  kodowane, więc  dostaniecie  kod. Tylko sobie  psa  stamtąd  nie przywieźcie tak jak  my- zaśmiał  się Wojtek. 

No, ja  moich to na pewno w  tym układzie wyeksportuję  do Sopotu - stwierdził Michał. Oby tylko było pogodne  lato.  Plaża i dzieci to dobry układ - mają cały  czas  co robić. Bo gdy bywali w  wakacje u dziadków, to po 4  dniach już  wszystko  zaczynało  ich  nudzić i  dziadek musiał im  wymyślać atrakcje. No bo co  z tego, że ten ich ogród  był duży,  skoro nic  się  tam  nie  zmieniało.

No wiesz - w Sopocie  na pewno jest więcej atrakcji, nawet  sama wizyta  na  Molo w Sopocie  jest "ciekawa", bo stateczki  się  zmieniają,  przed podreptaniem na molo można  zaliczyć  lody, zawsze  można na jakiś  rejs się  wybrać, można raz na  cały  dzień wywieźć ich  na Hel i zaliczyć pokaz  w fokarium.  To sopockie osiedle jest blisko terenu wyścigów konnych, więc można im pokazać  wyścigi albo jakiś trening, pojadą samochodem na  cały  dzień do Gdyni do Oceanarium, na Skwerze Kościuszki mogą  zwiedzić okręt  wojenny, można też  stateczkiem  zwiedzić port  Gdański.   Spacerek  w Gdańsku też  będzie  się im  bardzo podobał.  Można  się też  sprężyc i pojechać  z nimi do Rozewia, żeby  zwiedzili latarnię morską.

Poza tym jeśli pojadą w  dwie  rodziny, to można dzieci rozdzielić, żeby atrakcje  były bardziej  dostosowane do wieku - starsze  pójdą np. zwiedzać okręty wojenne, a w tym  czasie   młodsze pogapią się jak zapaleńcy  ćwiczą rozwijanie i zwijanie  żagli na  Darze  Pomorza. Można wtedy wziąć   wszystkich do ZOO w Oliwie,  a że jest nieprzytomnie  wielkie to  młodsze nie muszą  wtedy  całego obskakiwać, tylko jego część i zaczekać na tych starszych w kawiarence.  Bo po  tym ZOO to  się nawet  dorośli nałażą  za wszystkie grzechy. Opera  Leśna  w Sopocie  też na pewno im  się  spodoba. A wasza księżniczka to będzie  miała  wtedy aż czterech chłopaków- w głowie się jej przewróci- śmiała  się Marta.  

Och, ona już ma przewrócone   w głowinie - śmiał  się  Michał.  Ale jest z nimi solidarna, nawet jeśli  nie ona  coś zbroiła  a tylko oni to ona mówi, że też brała w tym udział. Ale tak ogólnie  to dziadek ich już nieźle wytresował i orientują  się   czego  absolutnie nie  wolno robić i że Mireczek  ma  być tym starszym, mądrzejszym i gdy nie bardzo  wie,  czy to co zamierzają  zrobić jest  dozwolone to zawsze mają się  zapytać  dorosłych. Ostatnio dopytywał się kiedy on  będzie  dorosłym i  był niepocieszony, że jeszcze  sporo czasu  minie  nim on  będzie  dorosły. 

Największą radochę to mamy  zawsze gdy oni razem z nami oglądają swoje  starsze  zdjęcia i jedno małe mówi  do  drugiego małego :  "ooo, zobacz jaki byłeś  malusieńki"  a na zdjęciu jest "Pareczka" i naprawdę nie  wiadomo które jest które jeśli jest  to zdjęcie  czarno-białe, bo na kolorowym to widać, że  jedno ma różowe znaczniki na  ciuszkach  a  drugie  niebieskie.  W  sumie  to można  przy  nich umrzeć  ze śmiechu, bo gdy już było wiadomo, że będzie to "para  mieszana" to powiedzieliśmy  Mirkowi, że będzie  miał rodzeństwo i że ponieważ nie  mogliśmy  się  zdecydować czy on będzie  wolał mieć   brata czy  siostrę, to Ala, w  swej niewymownej dobroci urodzi dla niego i siostrzyczkę i  braciszka. A moi teściowie  to  naprawdę cudowni  ludzie i są dla mnie prawdziwymi  rodzicami, chociaż Ala tak naprawdę nie była ich  córką  a tylko synową.  Teść  zawsze   mówi,  że nie  wie czy jest jakiś   Bóg czy też nie, ale jego  zdaniem,  nawet jeżeli żyjemy na Ziemi w  swoistej symulacji komputerowej, to twórca tej  gry ma dobrze  w głowie poukładane, choć  chwilami można  odnieść  wrażenie że już zbyt rozbudował program i pionki zaczynają  żyć własnym życiem.  

A swego rodzaju potwierdzeniem teorii, że żyjemy  w czymś  w rodzaju symulacji  komputerowej jest to, że  na mojej drodze  znalazła  się Ala z rozpirzonym wózkiem Mirka i ja jej pomogłem bo wstawiłem wózek  do warsztatu i ją do domu z dzieckiem. Tłumaczyłem potem teściowi, że pomógłbym w ten  sposób każdej osobie, niezależnie od jej płci i  wieku,  której wózek z małym  dzieckiem  rozleciał by się na ulicy którą  akurat  szedłem, bo tak  mnie  wychowano w  domu,  ale teść  ma  własną teorię na ten temat.  I to, że Andrzej i Wojtek tak  się bardzo ze sobą zaprzyjaźnili też jest potwierdzeniem tej teorii, jak i  to, że Wojtek akurat mnie wybrał na  swojego promotora,  a przecież mógł wybrać kogoś innego.  

Nie mógłbym, bo z panem  profesorem K.K. nigdy  nie  mogłem  się  dogadać, bo dziadkowi  się  tylko wydaje,  że on  jest informatykiem -  dopowiedział Wojtek. Poza tym mnie  się  spieszyło a ty byłeś  tak miły, że  się  zgodziłeś  bez żadnych korowodów.

Powrót do Polski był równie męczący jak i wylot do Turcji, bo na lotnisku w Antalyi był niezły bałagan, ale jakimś cudem znaleźli się we  właściwym  samolocie lecącym do Katowic. W Katowicach  udało im  się  trafić bez problemu do hotelu, w którym  poprzednio nocowali, zjedli kolację i poszli spać. Rano szybko się  zebrali i bez  śniadania wyjechali do Warszawy. W dwie i pół godziny później byli już na  miejscu. Żegnając się i dziękując  sobie  wzajemnie  za to, że tak miło spędzili razem  czas rozjechali się do swoich  domów,  ale już  każda z par myślała  nad tym, by  się jak najprędzej znów  razem spotkać.

Na Martę i Wojtka czekało śniadanie i wyraźnie  stęskniony ojciec Wojtka, który im  doniósł, że na Sadybie wszystko  cały  czas było w porządku, on tam  bywał co drugi  dzień, a oboje rodzice Andrzeja  zdrowi i cali, podobnie  jak i obaj  chłopcy. I że przez te  dwa  tygodnie nasłuchał się  tylu peanów na cześć Marylki, że aż mu już to obrzydło.

Marta zaraz  z okazji rozpakowywania walizki wręczyła swemu teściowi spinki do mankietów koszuli i spinkę  do krawata. Teść obejrzał i powiedział - wyście  chyba oszaleli- to przecież złoto!  Zgadza  się, to białe  złoto, ale ty cały czas, odkąd  jesteśmy razem  dbasz o nas, rozpieszczasz  nas i tak naprawdę to powinieneś dostać  tyle  złota ile  sam  ważysz. A to są tylko drobiazgi.  Swojemu tacie to przywiozłam tylko spinkę  do krawata, bo on nie lubi koszul spinanych  spinkami, a dla Pati przywiozłam  broszkę "turecko-wenecką", bo oprawa złota a środek wyraźnie  rodem z Wenecji. I dla niej przywiozłam jeszcze  taki marmurowy posążek Izydy- każda z nas przywiozła taki posążek dla swej mamy lub teściowej, bo wszak Izyda jest opiekunką  domowego ogniska. Andrzej ma  dla rodziców złote  łańcuszki z ich inicjałami, nota bene  to mój projekt zawieszek, Ala i Maryla zdecydowały  się na pierścionki, a Andrzej w końcu  niczego nie  kupił, bo jak stwierdził, to on  nawet nie ma kiedy tego nosić- początkowo myślał o takim jak dla rodziców łańcuszku albo o męskiej  bransoletce, ale tak naprawdę to dla niego przy jego zawodzie to są zupełnie  nieprzydatne   akcesoria. Sobie też nic  nie kupiłam- mam  całą kasetkę różnych  złotych i srebrnych ozdóbek i wcale ich nie używam - praca  w laboratorium nie  sprzyja  temu. A sam pobyt w tym Side był jak najbardziej udany. Tylko podróż via  Katowice była trochę mało fajna. Szukałam dla swojego taty  jakiejś książki na temat historii tamtych terenów ale nie było nic  w ludzkim języku. Wyobraź sobie tatku, że twój rodzony  syn nauczył  się tańczyć i naprawdę   już mu to dobrze  wychodzi. Musimy tylko zadbać by znów  nie  wpadł w taneczny  analfabetyzm.

A teraz to może może ja się przelecę do rodziców  po Misię? Albo wpierw  zatelefonuję bo może jeszcze są w tak  zwanym rosole?  Lepiej zadzwoń wpierw  doradził Wojtek, który w tym momencie wszedł do  pokoju. Właśnie  wypakowałem  swoje  ciuchy i część wrzuciłem do prania, twoje też wyjąłem, ale nie wiem które z twoich dać do prania. Nie mogę  się oprzeć wrażeniu, że tam chodziłaś  cały  czas w jednej sukience lub prawie  goła. No nie przesadzaj, po mieście nie  chodziłam  goła a na plaży miałam  bikini. Po mieście  to chodziłam w sukience z rękawami, żeby  się  w drodze  nie przypiec jednostronnie. Nawet  się  raz  zapytałeś czy to aby nie jest nocna koszula, bo taka długa. No bo było gorąco,  a ty w czymś z  długim  rękawem.  No bo ja wierzę Arabom - oni uważają, że goła  skóra  bardziej się nagrzewa niż skóra okryta materiałem, a ja im  wierzę- w końcu to oni żyją na  bardzo gorących obszarach. Ta biała  sukienka jest z egipskiej, 100% gęsto tkanej bawełny i wcale  się  w niej nie pociłam.

                                                                                     c.d.n.