czwartek, 19 lutego 2009

Pogubiłam się

Czasami marzę o takim urządzeniu, które podłączone do telefonu, ostrzegałoby mnie czerwonym, migającym światełkiem - nie odbieraj, znów się zdenerwujesz.
Niestety, takie urządzonko nie istnieje, więc gdy zadzwonił telefon- odebrałam.
Zadzwoniła moja znajoma, żeby mi oznajmić, że od kilku miesięcy mieszka niedaleko ode mnie, rzut beretem, czyli 5 lub 6 przystanków autobusem, podała adres, swój telefon i wyraziła prośbę, , bym koniecznie do niej przyjechała, to wszystko mi wytłumaczy i opowie. Usiłowałam umówić się z nią za kilka dni, bo akurat niezbyt dobrze się czuję i funkcjonuję tylko dzięki silnym przecibólowcom, ale wyciągnęła z zanadrza broń w postaci szlochu, więc łyknęłam kolejną tabletkę i pojechałam, całą drogę zastanawiając sie, co sie dzieje.
Gdy dotarłam pod wskazany adres , jedyne co mi przyszło na myśl było- o, jaki ładny domek, to jednak znudziło im się mieszkanie daleko od Warszawy.
Po obsłużeniu kilku guzików i pogadaniu do kilku mikrofonów dotarłam do drzwi wejściowych, które po kolejnych moich wrzaskach do kolejnych mikrofonów, otworzyły się po naciśnięciu klamki.
Weszłam i zamarłam - przede mną stała kobieta, której jakoś nie mogłam dopasować do osoby, którą znałam wiele lat, a której nie widziałam ze 4 lata. Ale to jednak była Sonia, wystarczyło, że sie odezwała. Musicie wiedzieć, że Sonia jest ode mnie kilka lat młodsza, a stojąca przede mną kobieta wyglądała na sporo starszą ode mnie.
Czułam, jak jakaś gula podchodzi mi do gardła i siląc sie na uśmiech objęłam ją na powitanie.
Wiecie gdzie się najlepiej rozmawia? Wcale nie w salonie, ale w - kuchni. Sonia zrobiła kawę z czekoladą ( do diabła z kaloriami) i nim rzuciłam sakramentalne - co u ciebie? - zaczęła opowiadać, a ja starałam się zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Okazało się, że po 35 latach małżeństwa, nagle , mąż sprzedał cały swój majątek, (tak ,tak , swój majątek) dla niej zakupił nieduży domek w Warszawie oraz otworzył konto na hasło, a wszystko dlatego , że występuje o rozwód, on chce wreszcie chce pożyć, a nie bez przerwy harować koło sadu.
Ten wielohektarowy sad, piękny dom i wszystkie pieniądze otrzymał w spadku od swych rodziców, którzy mu go zostawili, pod warunkiem, że będzie to tylko jego, a żona zrzeknie się wszystkich ewentualnych roszczeń. Sonia uwielbiała swego męża, mieli dwójkę dzieci, mąż na nic nie skąpił, co rusz kupował jej jakieś prezenty, więc bez szemrania podpisała podsunięte jej przez teściów dokumenty.
Dzieci rosły, sad przynosił niezłe dochody, dzieci wyjechały na studia za granicę, Sonia była szczęśliwa, co jakiś czas organizowała dla znajomych ogrodowe party. Lubiłam do niej jezdzić - piękny ogród koło domu od frontu, za domem okazały warzywnik, olbrzymi sad, plantacja malin.
Wiedziałam, że to wszystko wymagało mnóstwa pracy od obojga
ale chwilami zazdrościłam jej tego obszernego domu, ogrodu, sadu.
Teściowie opuścili ten padół płaczu, dzieci pozakładały własne rodziny, a Tadkowi coś z lekka odbiło.
Zimą 2006 roku oznajmił, że wykupił dla siebie wycieczkę do Egiptu i Tunezji, a jej nie zaprasza, bo wie, jak ona zle znosi upały. On chce wreszcie zobaczyć Egipt, zobaczyć na własne oczy pustynię, wygrzać stare kości na słońcu.
Sonię z lekka zatkało, ale pomyślała, że przecież tyle lat tak ciężko pracował , więc powinien odpocząć.
Wrócił po miesiącu, zadowolony, opalony, nawet trochę opowiadał, ale jak na gust Soni, trochę za mało.
Zaczął znikać na całe dnie z domu, ale zawsze twierdził, że ma wiele spraw do załatwienia, bo chce zamienić sad na inny biznes, ale to wymaga dobrego rozeznania, szerokich, nowych kontaktów, aby jak mówił "nie wdępnąć na minę".
Soni zaczęło się to wszystko wydawać podejrzane, zwłaszcza że po domu i sadzie zaczęli kręcić się rzeczoznawcy, których Tadek bardzo pilnował, aby nie odpowiadali sami na pytania zadawane przez Sonię.
Rok temu bomba pękła - Tadek beznamiętnym głosem poinformował ją o swoich planach, dzieci poinformował o tym listownie, jako że mieszkają daleko od domu. Rozwód orzeczono już na pierwszej rozprawie, Tadek przedstawił sądowi dokumenty, mówiące o tym, jak pięknie i szlachetnie postapił wobec żony. Sonia wylądowała w psychiatryku. Zawalił się jej cały świat.
Dzieci nazwały ojca wstrętnycm chamem i cynikiem, zerwały z nim kontakty.
W czasie, gdy Sonia była w szpitalu, Tadek ją przeprowadził do nowego domu, zatrudnił jakąś pomoc domową, by utrzymywała dom w porządku i czuwała nad nim i malutkim ogródkiem.
Sonia jest w swoim nowym domu od kilku miesięcy, w dalszym ciągu chodzi na psychoterapię, bierze jakieś leki. Pozrywała stare przyjaznie i znajomości, ze starej "gwardii" wyróżnila dwie osoby- Dankę i mnie.
A Tadek - podobno już założyl nową rodzinę - ożenił się z panią ze dwa lata młodszą od własnej córki, która samotnie wychowuje dziecko, chłopczyka.
Z cała pewnością nie mieszkają w Polsce . Złośliwi twierdzą, że wyjechali do Egiptu bo tam niczyjego zdziwienia nie budzi widok mumii chodzącej po mieście ( on ma zaledwie 68 lat), ale inni twierdzą, że jego żona jest Włoszką i wyjechali do Włoch.
Sonia usiłuje wrócic "do normalności". Chce sprzedać ten dom, który jest dla niej za duży i który wciąż przypomina jej Tadka.
Chodzi na różnego rodzaju zajęcia terapeutyczne. Nigdy nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem, dziećmi, ogrodem. Córka proponuje, by Sonia choć na jakiś czas przyjechała do niej , do Stanów, ale Sonia nie chce stąd wyjechać.
Trzymałam się twardo u Soni, ani razu nie chlipnęłam, choć czułam się jak przy solidnym katarze.
Poryczałam się po wyjściu od niej. Dlaczego to ją spotkało? Taka solidna, czuła osoba została tak dotkliwie zraniona. Mąż, dzieci, dom były dla niej najważniejsze. Sama słyszałam , jak Tadek zawsze zwracał się do niej z czułością, chwalił się jej urodą i rozwagą, pracowitością i miłością
do dzieci.
Jak można przekreślic nagle 35 lat wspólnego życia? Czy miłość to jest coś, co znika nagle jak zdmuchnięty wiatrem płomyk świecy?
Jest mi smutno i ciężko. Pogubiłam się w tym wszystkim.
anabell