W dwa tygodnie po tym dniu, w którym Alina zwerbalizowała Teresie swe wątpliwości, czy Kris ją nadal kocha, Alina zadała to pytanie Krisowi, mówiąc na zakończenie, żeby Kris się dobrze zastanowił nad odpowiedzią nim ją udzieli. I nie musi na to pytanie odpowiadać "teraz/zaraz". I czy kocha ich synka, bo ona ma wrażenie, że synek obchodzi go równie mało jak i ona.
Kris spiorunował ją wzrokiem a potem stwierdził - chyba znów nie bierzesz leku i cię porąbało. Alina pokręciła przecząco głową - biorę lek regularnie, codziennie podczas śniadania, które jemy przy jednym stole. I chodzę raz w tygodniu na terapię. I nic mnie nie porąbało. Jeżeli przestałeś mnie kochać, albo kiedyś tylko wydawało ci się, że mnie kochasz to mi o tym po prostu powiedz. Nigdzie nie jest zapisane, że musimy być razem do końca naszego życia. Siedzimy przy jednym stole, mieszkamy w jednym mieszkaniu, ale ty, od jakiegoś czasu, mnie po prostu nie dostrzegasz. Nie interesuje cię również nasze dziecko. I myślę, że być może masz na boku jakąś panienkę, młodszą, zdrowszą i nie obciążoną braniem tabletek i dzieckiem.
I dlatego zadałam ci to pytanie czy nadal mnie i Tadzia kochasz. Bo jeśli nie, to będzie lepiej jeżeli nie będziemy ci razem z Tadziem bez przerwy wpadać w oczy i denerwować cię swą obecnością i się po prostu stąd wyprowadzimy, a z czasem my po prostu się oficjalnie rozejdziemy.
No to mnie w tej chwili ubawiłaś - roześmiał się Kris - ciekawe dokąd się wyprowadzisz, nie masz dokąd. Mylisz się, spokojnie powiedziała Alina - mam dokąd. Zmieniłam umowę podpisaną z facetem, który wynajmuje moje mieszkanie żoliborskie. Nie jesteś jedynym prawnikiem w tym mieście. I nie informowałam cię o tym, bo mamy wszak rozdzielność majątkową, która była zrobiona na twoje wyraźne życzenie. A nim się facet stamtąd wyprowadzi to mogę mieszkać z dzieckiem w mieszkaniu ojca Teresy.
Spiskujesz z nimi przeciwko mnie!- Kris podniósł głos. Nie krzycz, Tadzik zacznie się ciebie bać. Nie spiskuję z nikim przeciwko tobie, sam sobie wizytówkę wystawiasz. Przypomnij sobie się jak się zachowywałeś w Bieszczadach - byłeś dla wszystkich niemiły.
Nie miałem powodu by być dla nich miłym. Prosiłem Kazika i Tadeusza o pożyczkę, obaj mi odmówili twierdząc, że nie mają wolnej gotówki, bo mają pieniądze zablokowane na długoterminowych kontach. Prosiłem ciebie, byś sprzedała to żoliborskie mieszkanie, ale ty nie chciałaś go sprzedać. I przez to moje plany założenia kancelarii prawniczej spełzły na niczym.
Alina wzruszyła ramiona - sorry, ale skoro z ośmiu osób, które są rzekomo tym zainteresowane, żadna nie chce dać wkładu by taka spółka ujrzała światło dzienne, to dla każdego realnie myślącego człowieka jest to co najmniej dziwna sytuacja. Normalnie to jest tak, że osoby zainteresowane spółką zbierają się razem, sprawę omawiają, robią umowę, podpisują, każdy wpłaca jakiś wkład gotówkowy, ktoś jeden o naturze omnibusa nad tym wszystkim czuwa. Wytłumacz mi, dlaczego w tym twoim przypadku tak nie ma? Wiem, z doświadczeń mego ojca, że spółki nie zawsze są dobrym rozwiązaniem, nawet takie małe, tylko dwuosobowe. A taka spółka wieloosobowa to dopiero problem, bowiem trudno jest wszystko co się może wydarzyć przewidzieć a priori.
A skąd ty taka mądra się nagle zrobiłaś? Co ty wiesz o prawie? No niewiele, ale miałam z prawa ocenę bardzo dobrą, Tesia też. Nie studiowałyście prawa to skąd te bardzo dobre oceny? Obie skończyłyśmy pomaturalne studium ekonomiczne. Prawo było jednym z wykładanych przedmiotów. Tam było bardzo sporo nauki, nawet ekonomika przemysłu i technologia. To dlaczego w tym biurze projektów byłaś kreślarką? Bo lepiej płacili kreślarkom niż ekonomistkom, a poza tym wtedy oni poszukiwali kreślarek a nie ekonomistek i miałam możliwość zrobienia za darmo kursu kreślarskiego. I bardzo mi się ta praca podobała, pracowałam w jednej pracowni z młodymi ludźmi płci obojga, a nie z pięcioma mocno starszymi ode mnie paniami, które rozmawiały głównie o gotowaniu i sprzątaniu. A poza tym, o ile wiem, to żadna praca nie hańbi. Nie czułam się gorsza przez to, że nie jestem inżynierem a tylko kreślarką. Po prostu tam doceniano naszą pracę.
Kris wpatrywał się w Alinę, w końcu powiedział - zadziwiasz mnie, zmieniłaś się, gdzieś się nagle ukryła moja słodziutka, wesoła dziewczynka. Nie wiem, ale chyba za moimi plecami widujesz się z kimś kto cię buntuje przeciwko mnie.
Masz rację - powiedziała Alina - za twoimi plecami zaczęłam spotykać się sama ze sobą taką, jaka byłam nim poznałam ciebie. A poznałam ciebie w chwili gdy byłam po bardzo trudnych dla mnie przeżyciach, gdy przestałam brać lek, bo wydawało mi się, że nie jest mi potrzebny a biorąc go musiałam uważać na to co jem, bo po nim tyłam. Teraz go biorę, uważam na to co i ile jem, byłam u dietetyczki, nie mam oporu by mówić otwartym tekstem o tym, że mam "dwubiegunówkę". Masz rację - zmieniłam się, bo uświadomiłam sobie, że mama ukrywała przede mną fakt, że jestem chora na chorobę nieuleczalną. A po terapii dotarło do mnie, że przy samodyscyplinie mogę funkcjonować całkiem dobrze, można powiedzieć "normalnie". Mam szczęście bo cała rodzina twojego brata i ich przyjaciele wspierają mnie i nie uważają za wariatkę lub przygłupa. I jestem wieczystą dłużniczką Tesi, że skojarzyła, to co widziała u mnie wiele lat wcześniej z tym co się ze mną działo w ubiegłym roku. I przemyśl, proszę, w najbliższym czasie jakim uczuciem darzysz swego synka i mnie. Jeśli masz inną kobietę - to po prostu weź rozwód ze mną, idź do niej. Jeśli przestałeś kochać mnie i Tadzia - weź rozwód. Miłość też się przecież kiedyś ma prawo skończyć. Mam wrażenie, że najtrwalszym uczuciem ludzkim są zawiść i nienawiść.
Ooo, nawet filozofować potrafisz - wyzłośliwił się Kris. W liceum przecież mieliśmy propedeuptykę filozofii, więc nie rozumiem co cię tak dziwi - odpowiedziała Alina. Jestem zmęczona i chce mi się spać. Jutro dokończymy tę dyskusję. A rano muszę Tadzia zawieźć do naszej przychodni na szczepienie. Dobrze, że to całkiem blisko.
A ja? Co ty? o co ci idzie?- spytała Alina. Mam iść spać niedopieszczony? Przykro mi, niemal ci współczuję, ale po tych naszych rozmowach nie mam ochoty na pieszczoty a poza tym- mam okres. I idę pierwsza do łazienki - poinformowała go Alina i omijając jego wyciągniętą w jej kierunku rękę wyszła z pokoju. W łazience stała pod prysznicem zdziwiona faktem, że nawet nie zbiera się jej na płacz. Chyba po prostu przestałam go kochać - pomyślała. Zatelefonuję jutro do Fredka - rozwodził Teresę to może i mnie rozwiedzie, muszę się z nim spotkać i porozmawiać o wszystkim. Bo to się wszystko jednak skończy rozwodem. Gdy już suszyła włosy, do łazienki wszedł Kris mówiąc - przyszedłem by cię wytrzeć. Alina spokojnie odpowiedziała - już się wytarłam i już mam prawie suche włosy, za 2 minuty wyjdę z łazienki. A plecki mi umyjesz? - spytał przymilnie Kris. Nie, nie mam już siły, padam z nóg. Dobranoc. I wymaszerowała naga z łazienki. W sypialni założyła piżamę, wzięła z małżeńskiego łóżka swoją pościel i poszła się położyć na wersalce w living roomie. Nim Kris zakończył swe ablucje ona już spała.
Gdy Kris zobaczył, że Aliny nie ma w pokoju wyszeptał w ciemność- a to wredna małpa. Był wściekły, urażony, położył się i bardzo długo nie mógł zasnąć. Chyba się idiotka obraziła- pomyślał. Nie ma obawy, chyba nie ma jakiegoś innego faceta. Ciekawe kto jej pomagał w nowej umowie z najemcą i co wymodził. Chyba pomysł z rozdzielnością majątkową nie był najlepszy. Cholera jasna, wszystko mam ostatnio pod górkę! Co za pytania mi zadaje? Czy ją kocham? - sam nie wiem. Czy kocham dziecko? - wszak moje, co widać gołym okiem. Gdy zasnął dręczyły go idiotyczne sny, że jest w górach i pomylił szlak i zupełnie nie wie dokąd ma iść.
Gdy się obudził w mieszkaniu była grobowa cisza. Zerknął na zegarek i posłał zegarkowi mało wytworną wiązankę przekleństw. Było już kwadrans po godzinie dziewiątej, łóżeczko Tadzia było puste, miejsce obok w małżeńskim łożu nadal było pozbawione pościeli. No tak - pomyślał - coś mówiła o tym, że rano idzie z małym do przychodni. Hmm i taka na mnie obrażona, że poszła sama, beze mnie. No i dobrze, siedzenie w poczekalni z tymi wrzeszczącymi dziećmi wcale nie jest zabawne. Wstał, ogolił się, zjadł śniadanie, przejrzał wiadomości i uświadomił sobie, że coś długo trwa to szczepienie. Postał chwilę przy oknie patrząc w stronę widocznej stąd ulicy przy której była dziecięca przychodnia.
Przed jedenastą doszedł do wniosku, że musiało się coś złego wydarzyć i postanowił pójść do przychodni, bo może jest jakaś gigantyczna kolejka do szczepienia. W przychodni , w poczekalni było ze sześć kobiet z maluszkami, ale nie było wśród nich Aliny. Podszedł do rejestratorki, podał swoje nazwisko i zapytał, czy była tu rano jego żona z dzieckiem. Rejestratorka spojrzała w kartotekę i powiedziała - tak, pana synek już jest zaszczepiony. To świetnie- niby ucieszył się Kris. To bardzo grzeczny chłopaczek - pani rejestratorka pochwaliła Tadzia - jedno z nielicznych dzieci, które nie rozrabia. Kris nie za bardzo wiedział co powiedzieć i tylko wydukał - tak, czasami każde dziecko jest grzeczne.
Wyszedł z przychodni i rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nigdzie Aliny z dzieckiem. Może poszła od razu na zakupy, ostatnio bardzo samodzielna się zrobiła- pomyślał. Ruszył na pobliski bazarek, potem przeszedł się po markecie, zajrzał do sklepu mięsnego, przez szybę zlustrował wnętrze apteki, ale nigdzie nie spotkał Aliny z dzieckiem. Wracając zajrzał nawet do kawiarni i do cukierni. A może poszła do Teresy? Zatelefonował do Kazika, ale Kazik nie był zorientowany w sytuacji, bo tego dnia nie pracował w domu i już od ósmej rano był w Instytucie. W związku z tym zatelefonował do Teresy prosząc ją by dała do telefonu Alinę. Dałabym ci do telefonu Alinę gdyby tu była, ale niestety tu jej nie ma. Może jest z małym na szczepieniu? Ja z Alkiem mam termin dopiero na przyszły tydzień, w tym tygodniu są ustawione na szczepienia młodsze dzieciaczki.
Słuchaj, byłem w przychodni, nie ma jej tam, ale była rano i zaszczepiła małego. Ale nie przyszła do domu po szczepieniu. No to może od razu poszła na zakupy, rano zawsze jest mniejszy tłok w sklepach. Może minęliście się po drodze i ona już jest w domu- pocieszyła go Teresa. Zadzwoń do niej i spytaj się gdzie jest, dzwoniłeś? Dzwoniłem, ale nie odbiera. Dziwne- stwierdziła Teresa. A jest Kazik?- spytał Kris, bowiem zaczął podejrzewać, że jest oszukiwany. Nie ma, dziś jest cały dzień w Instytucie, wróci pewnie około 16, 30. No proszę, proszę, mój braciszek czasami pracuje. Przecież on cały czas pracuje, bo pisanie tego doktoratu to też praca - uświadomiła szwagra Teresa. No jasne, jasne. No to cześć i zły na cały świat rozłączył się.
A może poszła z małym na plac zabaw? - olśniła go ta myśl i prędko podążył w stronę placu zabaw. No ale dlaczego nie odbiera telefonu? Ze złością ponownie wybrał numer telefonu Aliny i ponownie się nagrał gdy nie odebrała. Plac zabaw o tej porze jeszcze był prawie pusty i nie było na nim ani Aliny ani dziecka. Zdenerwowany i zły złorzeczył w myślach Alinie - przecież ja ją kiedyś zabiję - ona ze mną po prostu pogrywa! W tej chwili zadźwięczał jego telefon - to dzwoniła Teresa, która go poinformowała, że telefonowała do Aliny, ale niestety Alina nie odebrała tego połączenia. I poprosiła, by Kris, gdy znajdzie Alinę i dziecko dał znać co się dzieje.
Kris nieomal kłusem ruszył do domu, bo skonstatował, że może przegapił jakąś pozostawioną tam informację. Był rano tak obrażony na Alinę, że niewiele poza własną złością do niego docierało. Gdy otwierał drzwi do mieszkania usłyszał dźwięk komórki....Aliny. Wróciła - pomyślał w pierwszej chwili. Zatrzasnął drzwi i ruszył do living roomu, ale nikogo tam nie było. W tym momencie znów usłyszał dźwięk komórki Aliny, który wyraźnie dobiegał z kuchni. Wpadł do kuchni, rozejrzał się dookoła i wtedy na stoliczku Tadzia, obok jego książeczki, zobaczył komórkę żony. Kurde, mógłbym jeszcze do sądnego dnia do niej dzwonić! Poszła bez komórki! Głupia larwa! Przejrzał w jej komórce historię połączeń, oczywiście były nieodebrane połączenia i od niego i od Teresy. No to nie pogrywa ze mną - dotarło do jego świadomości. Ale gdzie ona jest?
W niecałe pół godziny później zazgrzytał klucz w drzwiach wejściowych i stanęła w nich Alina, trzymając na jednej ręce śpiącego Tadzia, a w drugiej siatkę z zakupami. Kris szybko, ale bardzo delikatnie zabrał małego i zaniósł do jego łóżeczka, a Teresa poszła do łazienki. Gdy wyszła powiedziała do Krisa - zgubiłam gdzieś komórkę, ale nie mam pojęcia gdzie ją posiałam. Nie zgubiłaś - nie wzięłaś jej po prostu z domu. Została na stoliczku Tadzia, przy jego książeczce. Szukałem was w przychodni i po całym osiedlu. Muszę zatelefonować do Teresy, że jesteście oboje cali i zdrowi.
Ale dlaczego nas szukałeś? Bo gdy dochodziła jedenasta i ciebie z małym nadal nie było to pomyślałem, że może stało się coś złego, może jakaś reakcja alergiczna małego na szczepionkę i poszedłem do przychodni. Potem obleciałem wszystkie sklepy, zajrzałem nawet do kawiarni i cukierni, byłem na placu zabaw, zatelefonowałem do Teresy, bo myślałem, że jesteś z małym u niej. Poczekaj, powiadomię tylko Teresę, że jesteście. Dzwoniłem do ciebie i oczywiście nie odbierałaś. Teresa też do ciebie dzwoniła - trochę mnie pocieszyło, że od niej też nie odbierałaś. Gdy Kris wybrał numer Teresy, Alina odebrała mu telefon i gdy zgłosiła się Teresa powiedziała - już się znalazłam, zostawiłam komórę w domu. Wszystko jest w porządku. Na razie.
A ja wybrałam się z nim na Sadybę, podreptał trochę po parku, obejrzał czołgi, był na placu zabaw i zakochał się w huśtawce, potem byłam z nim w samie caerrfour'a i na koniec byliśmy w centrali rybnej, gdzie jak na złość pływały w oszklonym zbiorniku ryby, więc nie chciał się stamtąd ruszyć, no a po drodze z Sadyby to zasnął. Całe szczęście, że ten wózek jest wyposażony w ciepły śpiworek. Chciałam po ciebie zadzwonić, żebyś mi pomógł wjechać z nim razem do domu i wtedy odkryłam, że nie mam komórki. Trzeba wziąć wózek albo na balkon albo do wózkowni.
Alinko, chcę.... Alina przerwała mu - nic nie mów teraz, porozmawiamy o wszystkim może jutro, może za kilka dni, gdy oboje spokojnie wszystko przemyślimy. Jestem potwornie zmęczona i muszę się czegoś mokrego napić.
c.d.n.