wtorek, 20 lutego 2024

Córeczka tatusia - 87

 Marta po  spotkaniu ze swoim promotorem zaraz  napisała o tym do taty, do męża i do Andrzeja, ciesząc się  w duchu, że nie  musi tego rozsyłać w więcej  miejsc. No nieomal jakbym wydawała jakiś biuletyn- narzekała w myślach. Pierwszy zareagował Andrzej pisząc, że się bardzo  cieszy i że wyraźnie  dziś jest dobry  dzień bo: wszystkie zabiegi poszły śpiewająco,  jak na  razie to wszyscy pacjenci jeszcze  żyją a poza  tym rozmawiał z Londynem  i wyjazd został przesunięty na październik. A  z panią doktor dermatolog zobaczy  się następnego dnia i umówią  się na któreś popołudnie i oczywiście Andrzej też będzie na tym  spotkaniu, no  chyba, że Marta  sobie tego nie życzy. A spotkają  się na terenie...Kliniki, bo pani doktor raz  w tygodniu przyjmuje  tu  pacjentów dermatologicznych.

A poza tym to on następnego  dnia pod  wieczór wpadnie  do nich wracając z kliniki, bo.......stęsknił się za nimi. A masz jakiś pomysł na to, co chciałbyś  zjeść? możesz zamówić  coś, co u was bywa bardzo rzadko, a ty lubisz to jeść - odpowiedziała Marta. Bo wiesz - u nas to kolację podszykuje ojciec i jak znam życie, to gdy mu powiem, że ty będziesz na kolacji  a nie powiem  co chciałbyś  zjeść, to w nocy cię "ścignie" by  się dowiedzieć  co dla ciebie mam upichcić. 

A co będzie jeśli powiem, że marzą mi  się placki ziemniaczane?  No to fajnie, dawno nie  było, my też je lubimy- odpisała  Marta. A z czym je lubisz? Masz do wyboru - gulasz na prawie ostro,  czyli z łagodnym  curry, pieczarki duszone w śmietanie, kotlet mielony w mojej wersji, czyli b.cienki, bo włożony pomiędzy dwa placki ,  które wyglądają jak naleśniki?  

Andrzej odpisał  - uwielbiam twoje określenia kulinarne - prawie ostry bo z łagodnym curry - to określenie  to cała ty. Tyle  tylko, że ty jesteś łagodna z ostrym curry. Zrób to co ty lubisz, mnie  wszystko odpowiada z tej listy.  Nie bardzo zassałam co masz na myśli tak mnie kwalifikując - zaprotestowała Marta.  Zapytaj  Wojtka, on ci to wytłumaczy. A on jest u ciebie na etacie tłumacza? - dopytywała  się Marta.  Czasami tak, bo ja za mało cię znam. No tak - operowałeś wszak moją jamę brzuszną a nie mózg - zgodziła  się Marta. 

Potem całą korespondencję pokazała Wojtkowi, który po prostu bardzo się uśmiał. Bo ty go zawsze czymś zaskakujesz i biedaczek czasem nie bardzo wie czy ty aby nie powiedziałaś mu czegoś niemiłego, bo potrafisz mówić rzeczy niemiłe przyjaznym tonem a do tego z uśmiechem.  Ale jemu to jeszcze nic niemiłego nie powiedziałam przecież - stwierdziła Marta. No to pewnie palnęłaś coś niemiłego do kogoś innego a on jest dostatecznie bystry by to wyłapać. No może i tak- nie byłam miła dla tego lekarza, który kwestionował moją  wiedzę na temat mego organizmu.  Henio to tylko się pytał jak  się czuję a nie zaglądał mi pod koszulę czy też piżamę.

Nie powinno  cię  to dziwić, że facet  nie dowierzał temu co mówisz - większość pacjentów  ma dość dziwne wiadomości o funkcjonowaniu własnego organizmu i z reguły konfabulują. Poza tym byłaś po operacji usunięcia wyrostka pełnego ropy, więc  się pewnie bał,  że może jednak trochę tego świństwa tam zostało. 

No ale skoro Andrzej był pewny, że nic się nie rozlało poza tę cholerną ślepą kichę, no to jeśli nie  mnie, to powinien zawierzyć słowom Andrzeja - twierdziła Marta. A mnie nie było fajnie znów się rozbierać do gołego z tej kazionnej koszuli  i jeszcze się podśmiewał jak mogę  czuć, że mi brzuch zaraz  się rozpadnie, skoro nie mam brzucha lecz wręcz wklęśniecie  w tym miejscu- tłumaczyła  Marta mężowi. A na dodatek zachęcał mnie  to zjedzenia tego paskudztwa zwanego kleikiem. No podpadł mi facet na  całej linii.  

A co do tej jutrzejszej kolacji - optuję za gulaszem podanym  w małych miseczkach i plackach na oddzielnym talerzyku. Zaraz wsadzimy mięso do zalewy - lubię gdy  się to mięsko rozpływa w  dziobie. Kto będzie  chciał to sobie gulasz wywali na placki. Ja wolę gulasz zagryzać plackami.

Ciekawa jestem jaka jest ta pani dermatolog. Muszę  sobie  zrobić listę pytań i koniecznie w punktach wypisać co  chcę w tej pracy umieścić. Wyobraź sobie, że pan profesor  jest nieomal naszym sąsiadem bo mieszka na Ligockiej. Jego zdaniem to może być ciekawa ta moja praca. A w czasie okupacji to kawałek jego rodziny  mieszkał w  willi na Szustra i willa ocalała bo obok, za płotem, też w willi, mieszkali Niemcy i na ten kawałek ulicy  nie spadła  ani jedna bomba. I następna randka z nim będzie w "Zielonej Gęsi". Nigdy jeszcze tam nie byłam - dobrze, że nie w "Lunie" bo byłam tam dwa razy- pierwszy i ostatni zarazem.  Takiej lury jak tam serwowali to jeszcze nie piłam. Mam wrażenie, że dwa razy parzyli tę samą dawkę kawy. Miałeś szczęście, że nigdy tam nie byłeś, bo nie podejrzewam by takie paskudztwo podawano w Grazu. Już pomijam fakt, że nie  było tam wcale wentylacji i miejsce na "antresoli" groziło śmiercią  z braku powietrza.  A to już było gdy w kawiarniach nie fajczono papierochów. Ciekawe jak tam było, gdy palenie było dozwolone.

A w jakim wieku jest ten twój promotor? - spytał Wojtek. No nie wygląda młodo, ale jeszcze  się zalicza do wieku trolejbusowego, tak w pierwszej dziesiątce, jak nasi ojcowie. No ale może on tylko taki wyniszczony pracą bo wygląda od nich starzej. Cały czas  się dopytywał czy ja  aby naprawdę dobiegam trzydziestki, aż mu pokazałam swój dowód osobisty. A wiesz, tym razem to mam szczęście z tą uczelnią- jestem ostatnim rocznikiem, bo tu zostaną tylko studia licencjackie i po nich będą tylko studia podyplomowe, ale też nie tu  tylko pewnie u Koźmińskiego, więc w 100% płatne.  Te licencjackie to też pewnie będą płatne, ale nie wykluczone, że te osoby z najlepszymi wynikami będą dostawały stypendium, co nie  znaczy, że ono pokryje cały koszt nauki. 

Najprawdopodobniej rynek już jest nasycony kosmetyczkami, poza tym  zapewne wyposażenie zakładu kosmetycznego bardzo poszybowało w górę, teraz  jest cala masa sprzętu potrzebna i to wcale nie jest tani sprzęt. No i zostanie najzwyklejszą kosmetyczką wcale nie będzie proste. Dziewczyn  z Warszawy jest stosunkowo mało a te  spoza  miasta muszą przecież jeszcze wynajmować jakieś lokum, a to kosztuje. Założenie  własnego gabinetu  też nie jest ani proste ani tanie. Wynajęcie  lub kupno lokalu użytkowego to w każdym mieście spory wydatek. Twoja mama inwestowała kilka lat wcześniej, ale podejrzewam, że teraz  to już znacznie  więcej płaci za lokal niż na początku. Widziałeś przecież ile kiedyś było sklepów przy Marszałkowskiej - teraz połowa jest zamkniętych, bo czynsze podskoczyły a zarobki jakoś nie - teraz  to głównie jakieś  banki są. Jeśli się komuś udało w porę zrezygnować to uciekł  byle  dalej od  centrum. I dlatego nie bardzo rozumiem o co ma  żal do mnie, że nie paliłam  się by zostać kosmetyczką. Laboratoria kosmetyczne nadal będą produkować kosmetyki, bo do tego by je stosować nie jest potrzebny żaden lokal. Usiłowałam to kiedyś wytłumaczyć twojej mamie, ale powiedziała, że ja nie mam pojęcia o biznesie. Cieszę się,  ze względu na  nią, że ona ma.  Ja przeżyję bez pracy w jej prywatnym gabinecie.

Oczywiście można na cały sprzęt wziąć pożyczkę z banku i pewnie  sporo osób tak robi - ciekawe tylko czy do emerytury spłacą  całość. Śmiem w to wątpić. Szef  laboratorium  jest zdania, że taka zapaść to potrwa kilka lat, ale to laboratorium nie jest powiązane jakąś umową ze salonami  kosmetycznymi, ich produkty jak najbardziej można aplikować w domowym zaciszu - każdy produkt ma dokładny opis  do jakiego rodzaju skóry się nadaje i nie są to duże opakowania. Każdy z produktów zawiera  w opisie uwagę, co ewentualnie  może uczulić i zaleca dużą ostrożność przy stosowaniu.  Niektórym to  i  maska czekoladowa może zaszkodzić, chociaż to produkt jadalny i skądinąd  wielce odżywczy.

Jak to maska czekoladowa - zdziwił się Wojtek - nigdy nie widziałem maski z czekolady. To taka jadalna czekolada?  Tak, może być taka jadalna, ale musi  mieć powyżej 80% kakao. Bo taka czekolada zawiera flawonoidy, pierwiastki takie jak potas, wapń, fosfor, magnez, żelazo oraz masę witamin: A, B1, B2, C, D, E, K. Takie okłady  z czekolady regenerują  ciało, mineralizują, ujędrniają, odżywiają, działają przeciw starzeniu się skóry.  Taka maska pobudza mikrokrążenie, poprawia  elastyczność  skóry, redukuje  tkankę tłuszczową. 

Ja mam akurat przepis na maseczkę peelingującą na twarz - wystarczą 2 czubate łyżki stołowe kakao, (oczywiście kakao prawdziwe a nie jakiś słodzony rozpuszczalny erzac), 1 łyżeczka miodu, 1 łyżka oleju lnianego, szczypta  cynamonu, 1 łyżka mleka kokosowego.  A jeżeli  dodamy do tego 2 łyżki zmielonej kawy prawdziwej będziemy mieć świetny peeling do ciała. I po prostu tym wszystkim sobie masujemy ciało.Twarz to też ciało - jakbyś miał jakieś wątpliwości. Ale można  sobie  zrobić taką maseczkę i bez tej kawy.A do tego na osłodę zjadamy dwie malutkie kosteczki gorzkiej czekolady, takiej co ma minimum 80% kakao.

No widzisz- ty ciągle jesz tylko tę gorzką czekoladę i biorą  cię panowie  za nastolatkę - śmiał się Wojtek. A można taką maseczkę  zrobić bez oleju lnianego? Bo nie jestem pewien czy olej lniany jest smaczny. Nie wiem, bo nie próbowałam go jeść, ale myślę, że się go nawet nie poczuje wśród innych składników. A poza tym to nie jest do jedzenia tylko do stosowania na ciało. A olej lniany przyspiesza przemianę materii, ponoć ułatwia odchudzanie, działa też anty nowotworowo, reguluje poziom cholesterolu no i regeneruje skórę.   Ma po prostu  właściwe proporcje  kwasów Omega 3 do Omega 6.  Nawiasem mówiąc nie pożeranie słodyczy też ułatwia odchudzanie. Ale ani ty ani ja, ani Andrzej nie mamy potrzeby by  się odchudzać. Lena by mogła, ale coś podejrzewam, że Andrzej lubi takie, do których się można przytulić w każdym  miejscu bo gnaty nie sterczą. Ona do chudych to i przed ciążą nie należała - sądząc po zdjęciach. Zresztą mnie do chudych to też  trudno zaliczyć, mam czym oddychać i na  czym siedzieć, ale jej jest po prostu więcej niż mnie i to w obu płaszczyznach- i wzdłuż i wszerz.  

To  fakt - Andrzej się śmieje, że ja to ciebie chyba dlatego ciągle obejmuję nawet  w nocy, bo mogłabyś mi się zgubić w małżeńskim łóżku, o  czym  się przekonał gdy ty spałaś w tym fotelu w  szpitalu przed operacją. Zmieściłaś się podobno idealnie w tym fotelu.  

Po prostu było mi wygodnie leżeć na nim na lewym  boku  a nie siedzieć prosto - bo ja rozwiązywałam krzyżówki gdy on spał. Fajne były te fotele- takie klubowe. Wyobrażam sobie jak się jego kolega anestezjolog obśmiał gdy przyszedł budzić Andrzeja. Chyba nie  często lekarz w szpitalu  śpi na łóżku pacjenta a pacjent na fotelu zwinięty w kłębek.

Nie znam się na tym, ale w moim przekonaniu to personel takiej placówki powinien  mieć dużo lepsze warunki do odpoczynku - a tu to podobno te ich służbowe pomieszczenia  są tragicznie ciasne i jest ich  zbyt mało, chociaż  nie da  się ukryć, że i personelu stricte  medycznego brakuje. A i tak  podobno mają tu lepiej niż w innych szpitalach.

                                                                       c.d.n.