wtorek, 4 września 2018

Przyjaciółki- V

Mijały dni, miesiące, minął rok  od śmierci ojca Lusi i jeszcze pół roku i...
wreszcie blok, w którym mieli zamieszkać Dryblas, Lusia i jej mama został
oddany do użytku. Trzy pokoje z kuchnią i łazienką zajmowały raptem
powierzchnię około 54 metrów kwadratowych.
Co gorsze, posiadane meble (zresztą piękne) za nic w świecie nie pomieściłyby się
w tym nowym mieszkaniu.
Największy z pokoi miał zaledwie 16 metrów kwadratowych, pozostałe dwa po
siedem i dziewięć metrów,resztę metrażu zajmowała kuchnia, przedpokój i łazienka
z  WC. Było  jeszcze coś, co z czasem  miało urosnąć  do rangi problemu, bowiem
wg dokumentów spółdzielni mieszkaniowej właścicielem tego mieszkania był tylko
i wyłącznie Dryblas, a Lusia i jej mama osobami tylko z nim zamieszkującymi, bez
jakichkolwiek do niego praw.
Nowa od jakiegoś czasu przyglądała się uważnie Dryblasowi, którego zachowanie
wobec Lusi  po śmierci jej ojca uległo pewnej niemiłej zmianie. W towarzystwie
znajomych pozwalał  sobie wobec niej na kąśliwe uwagi w rodzaju: nie nakładaj
sobie  tyle na talerz bo ci tyłek urośnie  i na krześle się nie zmieścisz, nazywał ją
często serdelkiem lub robił uwagi typu: więcej ci nie naleję, bo się spijesz .
Gdy w którąś niedzielę,jeszcze przed przeprowadzką, grali w czwórkę w badmintona
na zasadzie dziewczyny contra  panowie i gdy Dryblas nagle wrzasnął "uważajcie
tłuścioszki, zaraz was nie będzie", Nowa przerwała grę, podeszła do niego
i warknęła: "bądz łaskaw zachować swe chamskie uwagi dla  towarzystwa ze swojej
półki i jak jeszcze raz powiesz o którejś z nas, że jest tłusta lub gruba, to dostaniesz
ode mnie po twarzy". Dryblasa zatkało a potem powiedział- przecież ja żartuję.
Ale Nowa nie odpuściła i tak przy okazji wypomniała mu kilka jego niezbyt
miłych słów pod adresem Lusi, mówiąc, że takie odzywki nie mają charakteru
żartów i są najzwyczajniej w świecie obrazliwe.
W kilka dni pózniej Nowa z Lusią spotkały się na mieście. Nowa przeprosiła
Lusię, że tak ostro zareagowała. Ale Lusia nie miała o to do niej żalu - okazało
się, że Dryblas często pozwala sobie na naprawdę chamskie odzywki, czego nie
było dopóki żył ojciec Lusi.
Bała się Lusia tej przeprowadzki na  nowe mieszkanie. Nagle odkryła, że to co
się podoba Dryblasowi to nie jej, że jemu jest wielce obojętne czy stół jest nakryty
obrusem czy ceratą a sztućce z powodzeniem mogą być takie jak w podrzędnym
barze mlecznym a kubki wcale nie muszą być ładne, porcelanowe, wystarczało by
miały uszko i nie więcej niż jedno wyszczerbienie.
Było jeszcze coś - szanowny małżonek czytał tylko i wyłącznie Express Wieczorny.
Czytanie książek zakończył wraz ukończeniem Technikum Ekonomicznego.
Widać lektury szkolne tak go znudziły, że nie zajrzał już potem do żadnej książki.
Nowa była zdruzgotana tym wszystkim co usłyszała.
Jeszcze przed ślubem Lusi Dryblas nie robił na niej pozytywnego wrażenia, bo tak
naprawdę nie było o czym z nim rozmawiać.
A Nowa miała ten feler, że lubiła różne dyskusje i na wiele tematów miała sporo do powiedzenia.Udział Dryblasa w dyskusji  ograniczał się do słów "no tak", "no nie",
"hehe". A jeżeli nawet cokolwiek z siebie wydusił były to truizmy wypowiadane
przez przedstawicieli aktualnej władzy.
Zapytany o to co  myśli o wydarzeniach  marcowych  na UW zacytował dokładnie
to co usłyszał w wiadomościach. Zero własnych przemyśleń, zero własnego zdania.
W ramach zwierzeń Lusia przyznała się, że początek jej znajomości z Dryblasem
wynikł z faktu, że ona napisała mu służbową notatkę (adresowaną do dyrektora),
dotyczącą pracy działu w którym Dryblas pełnił obowiązki kierownika działu
gospodarczego.  Lusia wysłuchała jego kilku wynurzeń na temat pracy tego działu,
dodała kilka uwag od siebie i napisała całkiem obszerną  notatkę.
I napisała ją na tyle dobrze i rzeczowo, że Dryblas z p.o. kierownika awansował na
kierownika owego działu gospodarczego.
Nowa słuchała tego i nie wierzyła własnym uszom- jak można się było zakochać
 w kimś takim?
Lusiu, powiedz mi czy Ty naprawdę byłaś w nim zakochana?- zapytała.  Lusia
chwilę milczała i powiedziała - nie wiem, ale byłam jedyną z pośród moich koleżanek,
która nie wyszła za mąż. Wszystkie już miałyście mężów, ty przecież też się wydałaś,
a ja nie mogłam nikogo znależć.
Luśka, ja to stanowczo za wcześnie wyszłam za mąż, zaledwie po ukończeniu 21 lat.
Mam szczęście, że trafiłam na naprawdę mądrego, inteligentnego chłopaka a też mi
jakoś nie łatwo w tym małżeństwie. Czasem się ze sobą nie zgadzamy ale się jednak
dogadujemy.
Lusia uśmiechnęła się - no właśnie, dogadujecie się bo się kochacie. A ja myślę, że
Dryblas poleciał na pieniądze mego taty. Myślał, że sobie beztrosko pożyje za mego
taty pieniądze. Niepotrzebnie mu moja mama dała  za frajer te dolary na M4.
Powinna była wpierw  mu je obiecać, że dostanie gdy mnie zapisze na  członka
spółdzielni  - to przecież jest to załatwienia dla współmałżonka, wpis to kwestia
kilkuset złotych.
Tak czy siak sama nie wiem co mam zrobić.  Jestem praktycznie bez pieniędzy, bo
tata ostatnio, jeszcze przed  tym nowotworem przeputał swoje oszczędności.
Wpierw bardzo dużo pieniędzy dał swej kuzynce, która miała kupić mieszkanie
w starym  domu, który był przeznaczony do rozbiórki, a jego lokatorzy mieli dostać
(za pieniądze) mieszkania w którejś ze spółdzielni.
I ona miała tatę u siebie zameldować na stałe, żeby i on się załapał na spółdzielcze
mieszkanie.
Kuzynka to mieszkanie kupiła, ale go nie zameldowała, zreszta nie miało to żadnego
znaczenia, bo dom nie poszedł do rozbiórki i nikt z lokatorów nie dostał się do
żadnej spółdzielni mieszkaniowej.
A pieniędzy oczywiście nie oddała, twierdzi, że nie ma, ale może kiedyś zrobi jakiś
biznes i wtedy zarobi na zwrot pieniędzy.
Matka z kolei jak znalazła te dolary i tę odrobinę złota to bezmyślnie wcisnęła dolary
Dryblasowi do ręki, sobie  zostawiła "na czarną godzinę" chyba 500, ja mam tę trochę
biżuterii, ale to i tak na nic nie starczy.
Sprzedamy te nasze meble, kilka sztuk to antyki, nie wiadomo kiedy to DESA sprzeda,
no a tam też trzeba jakoś się umeblować. Wyobraz sobie, że gdy wstawimy do
"sypialni" tapczan to właściwie wejdzie tam tylko jedna mała szafa ubraniowa i mały
regalik. Na nic więcej nie będzie miejsca.
Nowa uśmiechnęła się smutno - no a my nadal się tułamy po wynajętych pokojach.
Wpadnij Lusia jutro do nas, sama, to popatrzymy w pewną mądrą książkę.
Jest napisana przez  francuskich projektantów  wnętrz- podobno w Paryżu  jest masa
starych mikroskopijnych mieszkań i z tego co napisali i narysowali wynika, że nawet
kawalerkę można świetnie urządzić  dla małżeństwa z dzieckiem.
                                               c.d.n.