wtorek, 8 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść - II

Gdy przyjechali do domu Izy Tolek zatelefonował do swoich rodziców, że za chwilę wyruszy wraz z pewną miłą osobą do Sopotu i że rano wybierają się na  żaglówkę. Wyjaśnił też mamie, że ta miła osoba to Iza, z którą chodził razem jeszcze do szkoły podstawowej a potem razem w czasach liceum pływali po Wiśle. W ciągu 15 minut Iza spakowała swoje rzeczy, wzięła nawet  dwie  butelki  wody, zalała wrzątkiem kawę w termosie, zgarnęła nieco kabanosów, dwie przekrojone  kajzerki i wzięła dwa turystyczne kubki. W ostatniej chwili jeszcze dorzuciła paczkę herbatników i tabliczkę czekolady.

Najtrudniej było przejechać przez Warszawę, potem  już poszło jak po maśle. Na wszelki wypadek w Małdytach nabrali jeszcze  paliwa, wypili resztę kawy i zagryźli ją czekoladą.

Według Izy zdecydowanie za szybko jechali, ale Tolek prowadził pewnie, reflektory były dobrze ustawione, a najważniejsze, że ruch w kierunku Warszawy minimalny. O wpół do pierwszej w nocy dotarli do  domu  rodziców Tolka.

Całą drogę rozmawiali, Tolek wypytywał się gdzie  Iza pracuje, nie  wydziwiał, że jest kosmetyczką i że porzuciła po pierwszym roku studia na polonistyce. Doskonale rozumiał jej rozczarowanie tym kierunkiem  i to, że nie bardzo mogła sobie wyobrazić, że po tym kierunku będzie "panią od polskiego". Nie miała talentu pedagogicznego, nie lubiła dzieci, więc zrezygnowała ze studiów. Poza tym chciała się jak najszybciej usamodzielnić i zrobiła odpowiednie kursy by zostać kosmetyczką. Pierwsze pół roku po kursie pracowała za darmo w prywatnym zakładzie, ale  jak twierdzi opłacało się, bo bardzo wiele się nauczyła, otrzymała też od  właścicielki salonu świetną opinię oraz pomoc w dostaniu pracy w  znanej spółdzielni zrzeszającej kosmetyczki, fryzjerów oraz lekarzy. Teraz  miała już swoje własne klientki a za ścianą bez trudu dostępnych lekarzy różnych  specjalności oraz dobry salon fryzjerski. Lubiła swą pracę, miała też dostęp do najnowszych osiągnięć z dziedziny kosmetyki. Planowała z czasem stworzyć własny salon kosmetyczny. W mieście rosły jak  grzyby po deszczu nowe dzielnice i praktycznie w każdej salon kosmetyczny byłby mile widziany. Rozmawiała już o tym z prezesem jednej ze spółdzielni mieszkaniowych, który dobrze rozumiał, że na każdym owym osiedlu są potrzebne różne punkty usługowe.

O dziewiątej rano Izę obudziło pukanie do drzwi i głos Tolka dopytujący się co będzie piła na śniadanie. Tolek stwierdził, że śniadanie może, jeśli chce, mieć dostarczone  nawet do łóżka, ale Iza stwierdziła, że woli jeść przy stole i za 10 minut będzie gotowa, co nie oznacza, że ubrana już do wyjścia z domu.

Gdy wyszła z pokoju wpadła na Tolka, który na nią czekał pod drzwiami.Śniadanie zjedli w prywatnej kuchni a ilość przygotowanego jedzenia zdumiała wręcz Izę. Z wielkim niedowierzaniem patrzyła na Tolka pałaszującego takie ilości kanapek, które Izie wystarczyłyby na trzy  śniadania. Tolek jadł i jednocześnie  szykował prowiant "na drogę". W pierwszej  chwili pomyślała, że szykuje śniadanie i dla swych rodziców, ale gdy wszystko zostało spakowane w  pojemniki i schowane do termo torby zrozumiała, że to na drogę. Do mariny podjechali samochodem ojca Tolka, bo jak  tłumaczył Tolek lepiej by ten wypożyczony został w garażu.  Bo towarzystwo korzystające z parkingu w pobliżu mariny było różne a samochód na innej niż miejscowa rejestracji często padał łupem złodziei. Podświadomie idąc pomostem mariny Iza wypatrywała "Omegi", ale zatrzymali się koło niedużego jachtu kabinowego. O rany, to my tym będziemy pływać? Myślałam, że jak kiedyś  "omeżką". Jeszcze czymś takim  nie pływałam! Tolek roześmiał się  i powiedział- no to bierz się załogancie do taklowania,  załóż foka, ja obsłużę grot. Wypłyniemy kawałek  na silniku, potem postawimy żagle. 

Iza, a zrobiłaś stopień sternika? No a po co miałam robić sternika? Ty wyjechałeś a byłeś jedynym chłopakiem z którym miałam szansę dość regularnie pływać. Czy to znaczy, że potem już nie pływałaś?  No nie, pływałam kilka razy z  Wojtkiem na Holendrze na Zalewie, gdy skończyli regaty, potem kilka razy Słonką, raz Hornetem, ale po tym  jakoś mi ciąg do żeglowania przeszedł. I to wszystko. A poza tym nie lubiłam i nadal nie lubię gdy się komuś wydaje, że jeśli z nim jestem na żaglu  lub gdzieś w plenerze to jestem gotowa na podryw i "krzakoterapię". 

A pamiętasz Izuś jak się oboje pospaliśmy w Omedze? Dobrze, że kotwica nas utrzymała w miejscu bo byśmy spłynęli nie  wiadomo jak daleko w dół Wisły.  Iza parsknęła śmiechem - nic dziwnego, że się pospaliśmy, byliśmy po niezłej imprezie i mieliśmy szczęście nie tyle z tą kotwicą ale z tym , że tego dnia policja nas nie wypatrzyła. Bo była by niezła draka. Ja wtedy nałgałam w domu, że jadę na wycieczkę i dlatego mogłam po imprezie nie wrócić do domu tylko przetrwać na niej do rana i potem z tobą iść na łajbę. 

I nagle Tolek wybuchnął gromkim śmiechem, w końcu dusząc się od śmiechu powiedział - nie lubiłaś być podrywana, a ja właśnie cię podrywałem tym ciąganiem  na żaglówkę! Teraz i Iza  zaczęła się śmiać- no cóż  fajnie wyszło - ja tego nie odbierałam jako podryw i byłam szczęśliwa, a ty mnie podrywałeś i też byłeś szczęśliwy. Bardzo ich to rozbawiło. Płynęli  teraz na samych żaglach w stronę Półwyspu Helskiego.

W pewnej chwili Tolek zerknął na Izę i zapytał - a ty nadal nie lubisz blondynów? Bo kiedyś  powiedziałaś, że nie lubisz blondynów i naprawdę niewiele brakowało abym sobie zaczął farbować włosy, ale jakiś przytomny fryzjer wybił mi to z głowy. Izie wpierw szczęka opadła ze zdumienia a  potem wybuchnęła śmiechem i gdy się trochę uspokoiła to zapytała- a kiedy ja tak powiedziałam, bo zupełnie tego nie pamiętam.

Powiedziałaś to na prywatce u Zośki, a ja od razu wtedy wziąłem to do siebie i strasznie cierpiałem, że po tatusiu jestem takim platynowym blondynem. A, prywatka u Zośki? - powiedziałam tylko, że nie lubię włosów jasny blond, nie precyzując płci. Piłam to do Zośki, bo ciągle nam wciskała kit, że jej kolor jest w 100% naturalny a tak naprawdę ciągle te włosy traktowała przy myciu wodą utlenioną i płukała rumiankiem. Co prawda  ta woda utleniona to była tylko taka 3% a nie perhydrol. Tolek, litości, wtedy byliśmy raptem w siódmej klasie szkoły podstawowej. W tym wieku większość z nas wygłaszała przedziwne opinie. Przecież w liceum nadal byłeś platynowym blondynem a pływałam z tobą po Wiśle. Teraz też jesteś platynowym blondynem a płynę z tobą po zatoce. Nie sądzisz już chyba, że kolor  włosów ma jakieś niebagatelne znaczenie. Popatrz- dziś mam włosy czarne, kilka miesięcy wcześniej miałam je ciemno popielate a kiedyś miałam w kolorze czekolady. Raz były beżowo-różowe, jeszcze tylko zielonych nie miałam.Ale niezależnie od koloru  jaki mam na włosach to nadal jestem ja ze swymi takimi a nie innymi poglądami, wadami i zaletami,  które się nie zmieniają wraz z kolorem włosów. Wiesz co, zacumujmy gdzieś bliżej brzegu i napijmy się kawy i może coś zjemy?  Projekt Izy został przez Tolka przyjęty z wielkim entuzjazmem.

Zacumowali  gdzieś  pomiędzy Jastarnią Bór a Juratą, w miejscu w którym nie było możliwości spacerowania brzegiem zatoki. Tolek zajął się przygotowywaniem  jedzenia a Iza  z pewnym zdumieniem odkryła, że jest.....głodna. Było bardzo ciepło i Iza zdjęła bluzkę. Ale Tolek nadal paradował w zapiętej koszuli. Iza zerknęła na niego i spytała czy mu aby w tej koszuli nie jest za gorąco. 

Nie mam czego pokazywać, lepiej niech to zostanie przykryte - stwierdził półgłosem. Ale Iza nie odpuściła - podeszła do niego, pocałowała go w policzek i zaczęła rozpinać pomału guziki koszuli mówiąc - domyślam się że masz po tym wypadku jakąś przykrą pamiątkę, ale nie powinieneś tego przede mną ukrywać a słońce na pewno tylko pomoże a nie zaszkodzi. Skóra potrzebuje  słońca i świeżego powietrza. A ja nie boję się widoku blizn. Tolek stał z zamkniętymi oczami wstrzymując oddech. Iza zsunęła z niego koszulę. Nie wyglądało to ładnie, widać było brak troski o bardzo rozległe  i nieco poprzerastane blizny. Nie otwieraj oczu- powiedziała- muszę to pomacać, mów mi tylko kiedy czujesz dotyk. To ważne. W wielu miejscach nie czuł jej dotyku. 

Nie chciałem byś to widziała- wyszeptał. No to źle trafiłeś,  ja jestem dociekliwa. Przecież wiem, że miałeś wypadek, a skoro nie widać żadnych śladów to zapewne je ukrywasz. To proste jak dwa dodać  dwa. I wiesz, gdy wrócimy do Warszawy pójdziemy z tym do chirurga plastycznego. To jest bardzo zaniedbane, ale jak się nad tym popracuje to można wiele poprawić. Otwórz oczy i spójrz na mnie- jak widzisz nie zbladłam, nie zemdlałam na ten widok, nie uciekam z krzykiem i nie mam oporu by cię objąć  i się do ciebie  przytulić. I nie robię tego z litości - zapamiętaj to sobie. I schyl się trochę, w przeciwieństwie do ciebie nie urosłam przez te lata, a do tego jestem w klapkach a nie w szpilkach. Jutro sprawdzę w grafiku kiedy jest chirurg  plastyczny, to świetny specjalista. I uprzedzam cię, że będę cały czas przy badaniu. A potem będziesz mi musiał przyrzec, że będziesz robił wszystko to co lekarz  zleci. Tu nie jest problem natury estetycznej ale zdrowotnej. To już jest bardzo zaniedbane i naprawdę będzie wymagało sporo pracy a część blizn na pewno również interwencji chirurgicznej. Oczywiście w znieczuleniu ogólnym. Jeśli będziesz musiał być w tym czasie w Warszawie będziesz mógł mieszkać u mnie, miejsca jest dosyć. I obejmij mnie wreszcie, wiem, że tego chcesz, ja zresztą też.  A o tym wypadku opowiesz mi gdy będziesz na to gotowy, gdy się te traumę z siebie zrzuci to nawet blizny nieco miękną. 

                                                                 c.d.n.