czwartek, 22 sierpnia 2024

Córeczka tatusia- 152

 Wycieczka  do jaskiń  została podzielona  na  dwa  dni. Dzień przed  wyjazdem do Jaskini Demianowskiej Marta poinformowała   przyjaciół, żeby koniecznie  wzięli   na to zwiedzanie   jaskiń buty trekkingowe i  do plecaka albo ciepły sweter albo kurtkę. No ale po co ? przecież jest  gorąco - wszyscy  byli  zdziwieni.

Gorąco to będzie w autokarze i koło jaskini, ale w jaskini to będzie  zimno - tam nie ma  wszak słońca a póki co  nikt jaskiń  nie ogrzewa  centralnym ogrzewaniem. W jednej z jaskiń ściany  są pokryte  lodem i podobno- mówię podobno  bo tego nie  mierzyłam, to ściana  lodu ma 25 metrów  grubości i raczej  nie  wydziela z siebie  ciepła.  I raczej we  wszystkich jaskiniach jest zimno, bo nie  ma w tych jaskiniach źródeł geotermalnych.  Zrobicie jak będziecie  chcieli- dla mnie to możecie iść nawet w kostiumach kąpielowych. Był ktoś  z was w kopalni soli w Wieliczce?  

Ja  chyba  byłam i nie  wspominam tego mile- powiedziała  Ala -było tam  zimno. No właśnie - w tych jaskiniach też upału nie  będzie tylko chłód. I w tym  chłodzie pobędziemy około 2 godzin, bo tyle trwa  zwiedzanie. Ondrej spisał się na medal bo dołączył nas do wycieczki z polskojęzycznym przewodnikiem. Zbiórkę mamy w Tatrzańskiej Łomnicy, tam na parkingu zostawimy samochody. Możemy pojechać  dwoma samochodami  zamiast trzema- w jednym same dziewczyny,  w drugim nasza obstawa. Oczywiście nie ma  problemu jeśli  wolimy jechać  trzema samochodami.  A jakieś oświetlenie tam jest? spytała  Maryla.  

No na pewno i to nawet  z kolorami, żeby  było jeszcze ładniej. I teraz  pomyślcie spokojnie, czy naprawdę  chcecie  powlec  się na Rysy. Bo my z Wojtkiem   zdecydowanie  chcemy.  Oczywiście mówię to po to, bo ta  jaskiniowa  wycieczka w czasie  której  będziemy łazić w  sumie blisko 4 godziny powinna  nam dać odpowiedź, czy wyrobicie  kondycyjnie Rysy. Bo w górę powleczemy się  mniej więcej 4 godziny, odpoczynek  sobie  zrobimy  przed  samym  podejściem  na  szczyt w schronisku , czyli w  Chacie pod  Rysami. Stamtąd  na  szczyt to już tylko godzinka  drogi. Tylko w jednym  miejscu jest ciut trudniej,  ale  są  ułatwienia, klamry wbite  w ściankę, łańcuchy, liny. I tylko w jednym  miejscu ścieżka  jest blisko przepaści i to jest tylko jedno takie  trudniejsze miejsce,  dla psychiki  głównie. Ale nie ma problemu, bo idziemy z ratownikiem górskim, a szlak  jest dopuszczony  do  samodzielnego chodzenia   bez przewodnika. 

Jedyna niedogodność, że jest  wskazane by ruszyć z domu bladym świtem, ale teraz już o 4 rano świta. A ruszyć trzeba wcześnie bo potem jest sporo ludzi na trasie, co jest mniej fajne.  I  koniecznie  musimy się przed tą wyprawą ubezpieczyć i jak mówił Milosz to trzeba w tym ubezpieczeniu zastrzec, że ma objąć  również  ściągnięcie   delikwenta  z trasy w razie potrzeby helikopterem. To zdanie  jest ważne, bo taki transport jest cholerycznie  drogi , to kilkadziesiąt  tysięcy euro. I popatrzcie  czy macie miękkie skarpety i tak na  wszelki wypadek  dobrze jest je  włożyć lewą stroną  na  wierzch, żeby nas  nie poocierały szwy. I jak wolicie - jeden plecak na  wszystkie rzeczy i będzie  noszony na  zmianę, czy każda para idzie z własnym. 

W plecaku ma  być kurtka, czapka, zapasowe  skarpety,bidon z piciem,  wspomagające  kondycję  żarciuszko.  I jeszcze jedna  bardzo ważna  sprawa - żeby nikt  z was nie odstawiał chojraka -  trzeba meldować o każdym zachwianiu kondycji, nie  zarzynać się, nie  idziemy bić  rekordu czasowego, zawsze możemy po drodze nieco odpocząć  lub  wręcz  zawrócić. Podjedziemy w miejsce  oddalone mniej  więcej  11 km od  Szczyrbskiego  Plesa i tam zostawimy  samochody, więc jest jasne,  że  wrócimy w to samo  miejsce.  No i z uwagi na te  ułatwienia typu klamry , łańcuchy i liny to dobrze jest mieć na rękach (bez  względu na płeć) skórzane  rękawiczki. A jak będziemy w tym schronisku to trzeba tam pójść do toalety, bo jest stamtąd fajny widok   na Tatry. I oczywiście  naprawdę  się nie obrazimy na  was jeśli na Rysy nie pójdziecie. My chcemy iść, bo następny urlop to chcemy  spędzić  w Alpach. A tam góry  wyższe, szlaki dłuższe. Poza tym to ja już obskoczyłam w  Polsce Świnicę i Granaty i Kominy Tylkowe i co roku  robiłam  przejście z Doliny Chochołowskiej do Doliny  Małej  Łąki byłam na Kościelcu i nikomu go nie polecam, byłam na Kominach Tylkowych i to już  był wyczyn bo trawersowałam ścianę taką diablo wąziutką  ścieżką  i byłam cały czas pewna, że za moment  spadnę bo to wąziutka  ścieżka i cały czas  masz przepaść.. A  do tego  miałam złe buty bo  zwykłe tak  zwane pionierki, a nie takie  porządne trekkingowe  butki jak te  co teraz  mamy. No ale to było jeszcze przed  studiami.  Na  Giewoncie  nie  byłam i nie mam zamiaru kiedykolwiek na   niego wchodzić.  Na początku myślałam, żebyśmy zrobili Krywań- to ukochana  góra  Słowaków. Ale na Krywań się  dłużej idzie. Wtajemniczeni twierdzą, że z Krywania jest  najpiękniejszy  widok na całe Tatry.  Nie wiem czy  zauważyliście,  ale Polska ma  znacznie  mniejszą  część Tatr niż Słowacja. U nas  to z jednego miejsca  masz  furę  szlaków a tu to wszędzie jest daleko.  Ale mnie to  nie przeszkadza. 

Kilka dni później pojechali do  Jaskini Demianowskiej, a przed tą  wyprawą odwiedzili  sklep ze  sprzętem sportowym i  turystycznym.Zaopatrzenie  było świetne i wszyscy uzupełnili  swą garderobę. Bo, jak powiedziała Maryla - przecież  już  nie  rośniemy, to będziemy  miały to i na  następne takie wypady. I może  za rok my tez pojedziemy  z wami w te  Alpy? Oooo, to byłoby  bardzo, bardzo fajnie - ucieszyła  się Marta. Pojechalibyśmy, tak jak mówił  Miłosz, wpierw w Dolomity.  Ja nawet  wiem co on plótł o "trzech  siostrach"- to są takie  trzy góry obok  siebie, które dołem można obejść i to jest całkiem  spora  wycieczka. No i to "dołem" to już  są góry.  Ale  bardzo  możliwe, że  za rok  też zjedziemy na  Słowację - mnie osobiście  bardzo  się tu podoba . Fajnie  się mieszka u Ondreja. 

Ala uśmiechnęła  się - mnie to tak naprawdę obojętnie  dokąd pojadę, byle przez  jakiś czas nie  słyszeć na okrągło co które z dzieciaków  chce lub czego nie chce. Bo oni  na okrągło albo  coś koniecznie  chcą  albo za nic w świecie  nie chcą. I całe  szczęście, że nie chodzą  do przedszkola, bo przynajmniej  nie mam wciąż  szpitala  w domu. 

No popatrz, a nasze  dzieciaki ani razu  nie chorowały  w przedszkolu, zobaczymy jak będzie  gdy Piotrek pójdzie  do  szkoły. A jaki dumny, że pójdzie już  do szkoły! A fajnie, bo na tym starym osiedlu nie ma nadmiaru dzieci i będzie  normalnie  chodził  do  szkoły na ósmą - powiedział Andrzej. Przez moment się zastanawialiśmy  czy młodszego  nie posłać rok  wcześniej, ale  stwierdziliśmy, że nie ma potrzeby - niech idzie do szkoły normalnie, jako siedmiolatek.

No a wiecie już czy idziecie  na Rysy  z nami i Miloszem  czy wolicie  zostać na przykład w Szczyrbskim Plesie  nad jeziorem i co najwyżej odwiedzić tych co polegli w górach?-  zapytała Marta. Ala i Maryla spojrzały na siebie , a potem Maryla powiedziała. My dwie to zostaniemy na kwaterze, będziemy kury niańczyć. Ja mogę nawet Ondrejowi trawnik  skosić, jeżeli ma elektryczną kosiarkę. A nasi panowie chcą iść  z wami. Czyli pójdziesz  ty i czterech facetów  z tobą.  To łażenie  po tej jaskini uświadomiło mi, że mam  zerową kondycję. Bolą mnie kolana i mięśnie ud. Ostatnio mało chodziłam bo miałam nowe kadry do  szkolenia. A jak im  coś klepię to na  siedząco.  A ja niestety jestem wcześniej niż powinnam niedysponowana - powiedziała Ala. I to chyba  z powodu zmiany klimatu.  Jestem pierwszy raz od wielu lat w górach i chyba stąd taka  reakcja. Ostatni raz  byłam w górach jeszcze przed urodzeniem  Mirka .  Ale nasze  chłopy to chcą iść na Rysy - potem każdy  z nich  się  będzie  chwalić , że był w te  wakacje  na Rysach.  

Uuuu, to kiepsko. Bo będą  się musieli chłopcy dostosować do mojego tempa, a ja nie mam zwyczaju  się zarzynać  w górach. Chodzę tak, żeby się  za szybko nie  zamęczyć. Muszę to przemyśleć. Wojtek to jest przyzwyczajony do mojego tempa łażenia. Może oni po prostu poprują w górę własnym tempem a ja z Wojtasem swoim. Do rozmowy dołączyli  się mężowie, którzy  właśnie  wrócili z  wyprawy po owoce i różne przegryzki. Na  widok ilości zakupionych słodyczy i różnych  przegryzek Martę na moment  nieco zatkało i zapytała  się tylko, czy w sklepie jeszcze  coś zostało na półkach po ich  wizycie. Zapewnili ją, że jeszcze  sporo towaru  zostało i wyjaśnili, że "przecież w Polsce akurat takich słodyczy  nie ma a one im smakują. Marta im zaraz  przekazała   nowinę, że ich osobiste  żony nie  pójdą na Rysy, bo nie  czują się dobrze po tym dreptaniu "jaskiniowym". Andrzej pokiwał głową i powiedział - Maryla jest pierwszy raz  w  wysokich  górach- nie jeździła nigdy w góry i one  ją trochę przerażają.Nic wam nie mówiła, ale na Łomnicy była  cały  czas przerażona, nawet gdy siedziała  przy kawie i nie  wyglądała przez okno. Na tarasie tak była  mnie uczepiona jakby za moment  miał ją porwać wiatr. A  z drugiej  strony to na moje oko ma jakieś  niespożyte zapasy energii, sądząc po tym jak bardzo intensywnie pracuje w  szpitalu.  I mam  wrażenie że po prostu Rysy są jeszcze poza jej zasięgiem głównie w sensie mentalnym, bo fizycznie na pewno by podołała. Ale za rok na pewno pójdzie. Zostawimy z Michałem nasze  panie w schronisku nad jeziorem a my pójdziemy z  wami. One sobie podrepczą wolniutko na  cmentarzyk, powygrzewają  się lub posiedzą  w cieniu na leżakach, a jak się im  znudzi to wrócą jednym samochodem na kwaterę. Spędzą 8 godzin w "pięknych okolicznościach przyrody". Bo mam wrażenie, że powinniśmy się wyrobić w 8 godzinach. Według przewodnika  3,5 godziny pójdziemy w  górę, a droga   w dół zajmie nam tyle  samo bo wszak nie  będziemy w  dół zbiegać kłusem, jak mi to wytłumaczył Wojtek.  Zresztą, jak to wyczytałem najwięcej wypadków w  górach jest właśnie w trakcie schodzenia, bo kumuluje się zmęczenie i jednocześnie  zmniejsza  się uwaga i tym samym ostrożność.  

My chyba  jednak zostaniemy na kwaterze - stwierdziła  Ala. Te kury nam nie przeszkadzają bo są na oddzielnym wybiegu za gęstym żywopłotem, koguta teraz nie ma, więc  nic  nie będzie darło dzioba. A na obiad pojedziemy do tego hotelu turystycznego, tam dobrze gotują. Jak zechcecie - tak  zrobicie - stwierdził Wojtek. Ja w takim razie  dam znać Miloszowi jak się "rzecz ma cała" i dowiem  się u kogo mamy wykupić ubezpieczenie no i oczywiście  ustalimy z Miloszem którego dnia idziemy na  Rysy.

Milosz  pochwalił decyzję pań, bo skoro żadna  z nich nie  chodziła  dotąd po górach, to wycieczka na  Rysy mogłaby  by być  dla  nich okropną udręką a nie  ciekawą  przygodą. Milosz przejrzał komunikaty  meteorologów  na  najbliższe  dni i wybrał wtorek na termin  wycieczki. W poniedziałek  mieli  się spotkać w Tatrzańskiej Łomnicy by wykupić ubezpieczenie, a w dniu  wyprawy Milosz  miał po nich przyjechać o godzinie 6,00 rano swoim samochodem - jak tłumaczył to on ma abonament na parking, więc po co oni  mają jeszcze i za parking  płacić, który do tanich nie należał i po całym dniu parkowania nieźle wzbogaciliby kasę parkingu. Poza tym to parking co prawda płatny, ale jego strzeżenie jest pod  dużym  znakiem  zapytania i jak szczerze powiedział Milosz, że gdyby nie fakt, że jego wóz łatwo wszystkim wpada w oko bo jest pomalowany reklamami to on  wolałby go nie  zostawiać na tyle  godzin na takim parkingu - wszak przyjeżdżąją tu  bardzo różni ludzie i niestety  czasem samochody giną. Ja to jestem zdania, że tak naprawdę to nie powinni brać opłat  za taki parking, który tak naprawdę nie jest strzeżony, bo tę bramkę, gdy ktoś chce koniecznie zabrać samochód to spokojnie  pokona, poza tym ja mam wrażenie, że po prostu tu  działa  jakiś dobrze  zorganizowany gang, z rodzaju tych  co kradną samochody na zamówienie. Wymalowałem  swój samochód nie dla  celów reklamowych ale  dlatego, że gdyby go chcieli ukraść  to musieliby zainwestować w nowy lakier, a to spory  wydatek, a dopóki jest taki pomalowany to łatwo  go wszędzie  namierzyć, bo się rzuca  w oczy.

We wtorek o godzinie 6,30 rano przed  bramą posesji już   czekał na  swych turystów  Milosz. Śniadanie, zdaniem reszty wycieczki, zjedli nieco  dziwne, bo Marta zrobiła dla wycieczkowiczów czekoladową owsiankę ze  sporą ilością rodzynek i innych suszonych drobno pokrojonych owoców. Płatki owsiane były zmiękczone mlekiem kokosowym. Poza tym były w środku malutkie kawałeczki czekolady. I, choć  zdaniem Michała to ta owsianka wyglądała nieco  dziwnie to bardzo wszystkim smakowała i dla dziewczyn zostających  w domu niewiele  zostało - tyle,żeby spróbować.  My to codziennie jemy takie śniadanie - powiedział Wojtek. Wieczorem zalewamy  wszystkie  składniki albo jogurtem albo kefirem, wszystko elegancko  mieszamy i wstawiamy do lodówki w  zamkniętym pojemniku, na sam dół, do szuflad, tam gdzie mamy warzywa. Picie mamy cytrusowe z niewielką ilością  miodu i soli. Dla was  zrobiliśmy też takie - ono dobrze nawadnia i, co dość istotne, nie trzeba potem gorączkowo szukać krzaków.  Dla wszystkich Marta wzięła po pół tabliczki gorzkiej czekolady, rodzynki, daktyle, owoce goi, orzechy włoskie. W domu przed  wyjściem  przepytała co mają w plecakach i kazała im  dołożyć po parze  skarpet, mówiąc, że milej jest schodzić w nieprzepoconych skarpetach. Bo gdy po wejściu będą odpoczywać to zdejmą na trochę buty i  skarpety, przewietrzą  stopy i będzie im  się lepiej  szło w dół.  To taki zwyczaj?- spytał Andrzej.  Pewnie nie, ale ja to wypróbowałam na  sobie i wiem, że wtedy jakoś lżej się schodzi w  dół. Bo schodzenie w dół też jest męczące, bo cały  czas są mocno obciążone nogi i stopy. Dlatego ważne jest by mieć  dobre miękkie skarpety, koniecznie  bez  szwów. I dlatego mówiłam, żeby je założyć lewą stroną na wierzch, wtedy nie  wbijają się w ciało. O kurde - lapnął Andrzej - zaraz muszę sprawdzić jak je  założyłem - i szybko ściągnął buty. No debil ze mnie, całkowity debil- jęknął - jedną założyłem dobrze, a drugą źle. Marta, a skąd ty to wszystko wiesz, przecież  nie często chodzisz po górach?- zapytał Michał.  Tata mnie tak nauczył, bo jak był piękny i młody to wędrował po Tatrach ze swoimi kumplami. I nawet  się trochę wspinał i miał przyjaciół górali. I wszystko co wiem o górach to wiem od taty. I gdy będziemy na  Rysach to mu prześlę widoczek i tata zaraz poleci z tym do drugiego taty. Oni wszyscy są teraz jeszcze w pracy. A w ostatnią niedzielę byli nad Narwią, bo od 1 lipca  będą tam na urlopie.

                                                                           c.d.n.