niedziela, 11 lutego 2024

Córeczka tatusia - 85

 Dni toczyły  się w jakimś z góry , nie wiadomo przez co lub przez kogo  ustalonym trybie. Andrzej wynajął detektywa, który ustalił że Lena spotyka  się na placu zabaw z kobietą, która jest wynajętą opiekunką do dziecka. Opiekunka i jej pracodawcy są "Zielonoświątkowcami". To taka odmiana wiary w  sumie bliska katolicyzmowi, mają swój kościół przy ulicy Siennej a ich zasady religijne to jakby nieco lżejsza odmiana katolicyzmu, nie ma w ich zasadach wiary kultu Matki Boskiej, nie ma też  chrzczenia nowo narodzonych  dzieci, ochrzczony może być tylko ten, kto już jest świadomy tego w  co wierzy, ale chrzest nie jest obowiązkowy. Opierają  się o Biblię  kanonu  palestyńskiego, nie ma u nich celibatu. Głównie  się modlą i rozpatrują treści przekazywane w modlitwach - cokolwiek to znaczy. Dopuszczają jak najbardziej antykoncepcję ale nie aborcję, czyli dopuszczają działanie na etapie "przedzarodkowym", udzielają ślubów kościelnych  tym, którzy wstępują w kolejny  związek małżeński i są po rozwodzie a należeli przedtem do kościoła stricte katolickiego.

No to całe szczęście - skomentowała Marta rozmawiając o  tym z Wojtkiem - bo już podejrzewałam, że ich zasady są podobne do zasad Świadków Jehowy, a z tego co słyszałam to owa formacja coraz bardziej przypomina jakąś ześwirowaną sektę. No popatrz - nie miałam nawet bladego pojęcia, że mamy w stolicy Zielonoświątkowców i że oni mają regularny Kościół.  Nie mogę jednak  zrozumieć,  czemu Lena nie powiedziała Andrzejowi o tej znajomości. Jak dla  mnie to ich zasady wyglądają nawet całkiem  sympatycznie. Jeśli ktoś należy do osób, które lubią robić  coś  wspólnie  w większej  grupie to niezłe  miejsce. No ale  mnie do szczęścia wystarcza  najbliższa  rodzina i ogromnie  nie lubię  wszelakich "spędów".

Andrzej zastanawiał się co ma z tą świeżo nabytą wiedzą o kontakcie Leny zrobić - zbyt mało wierzył w "zdrowy rozsądek" Leny a i w uczciwość wszystkich Zielonoświątkowców także, zwłaszcza, że i w kościele katolickim nie  działo się najlepiej ani najuczciwiej. Oczywiście zastanawiał się wpierw  sam, ale dręczony brakiem pomysłu postanowił pojechać  do przyjaciół i  z nimi  sprawę omówić.

Mnie o to nie pytaj - stwierdziła Marta gdy Andrzej do  nich wpadł - nie byłam ani nie jestem związana z jakimkolwiek kościołem, choć jestem ochrzczona i nawet byłam w I Komunii i to był koniec moich kontaktów z kościołem - jaki by on nie  był. Ślub braliśmy tylko cywilny.  Ja to nawet do harcerstwa nie  chciałam należeć i nie należałam, nie jeździłam nigdy na jakieś kolonie, obozy itp. Ja po prostu źle  toleruję wszelkie  zgrupowania. Na balu maturalnym i studniówce też nie  byłam - może bym poszła gdyby Wojtek  był ze mną. Ale podejrzewam, że raczej byśmy poszli gdzieś sami ewentualnie z rodzicami. Ja po prostu dziwna byłam i jestem nadal. Nie lubię tłumu, dla mnie 10 osób to już tłum.  Nawet za dopłatą nie poszłabym na jakiś koncert rockowy gdzieś na  stadionie czy w jakiejś dużej hali. Oczywiście bywam w kinie, ale rzadko, bywam też w operze i filharmonii a tam ratuje  mnie fakt, że  w czasie spektaklu widownia jest ciemna a ja nie wychodzę  na przerwę w ten kręcący  się tłum i z rozkoszą siedzę w niemal pustej  sali. Po prostu jestem odludkiem - może dlatego, że często byłam sama w domu. Bo matka ciągle gdzieś "wyciekała" z domu, choć nie pracowała zawodowo. Poza tym to mam minimalne zaufanie do obcych mi osób i nie jestem tak zwanym towarzyskim stworzeniem.  A że nie jest to bardzo widoczne to po prostu dlatego, że sporo sama nad  sobą pracowałam. A mimo tego ty zauważyłeś, że Lena nie przypadła mi do serca - czyli znów  muszę nieco nad  sobą popracować by się bardziej kontrolować.

Andrzej wpatrywał się w Martę jak zahipnotyzowany a ona z uroczym uśmiechem powiedziała - ale ty mnie jakoś oczarowałeś tym, że tak się zająłeś Wojtkiem. Poza tym nie ukrywam, że cię uważam za swego prawdziwego przyjaciela. Wizualnie też mi odpowiadasz. I Wojtek o tym wie, nie mam przed nim tajemnic. Masz nad nim nawet pewną przewagę - wiesz jak wyglądam wewnątrz- on nie. 

No fakt - stwierdził Andrzej - ale z punktu widzenia chirurga to masz wszystko wewnątrz jak należy, tylko wyrostek  robaczkowy ci usunąłem - reszta jak była tak i jest na  swoim  miejscu, niczego nie przestawiałem, nie  było takiej potrzeby. Wojtkowi tylko trochę mięśnie poprzestawiałem, żeby  się wszystko lepiej razem trzymało. Nie wiedziałam , ba- nawet nie podejrzewałam, że mięśnie można ot tak poprzestawiać - stwierdziła Marta. No można jeśli trzeba - a ja uznałem że trzeba- zapewnił ją Andrzej. 

Ja to  chyba muszę cię kiedyś usadowić w teatrze żebyś  sobie obejrzała jakąś operację, ale muszę to omówić z szefem, bo nie jesteś z kręgu medycznego i wtedy gdy ktoś inny by operował to ja bym ci w teatrze wyjaśniał co lekarz  właśnie  robi. Jesteśmy  kliniką, więc często mamy studentów i oglądają z góry jak przebiega operacja. Wiele godzin spędziłem w ten sposób.  

Wojtek popatrzył się na oboje jak na takich co  się gdzieś po drodze minęli z  rozumem i powiedział - wam obojgu to chyba coś kompletnie  odbiło. Potem jeszcze Marta wpadnie na pomysł żeby pójść na medycynę. Nie ma obawy- pocieszył go Andrzej - już  nie zdążyłaby zrobić studiów i specjalizacji. Jak chcesz to mogę i ciebie na taki spektakl zaprosić.  No coś ty - albo bym  uciekł z wrzaskiem  albo zemdlał - stwierdził Wojtek. Nie mam  w  sobie ducha  oprawcy tak jak  Marta.

Marta popatrzyła na niego i powiedziała - gdybym nie  miała  ducha oprawcy to nie znalazłbyś  się w szpitalu i łaziłbyś do  dziś z tą przepukliną dziwiąc  się co ci jest. I gdybym w  szkole nie kazała  ci siedzieć z głową nie odchyloną do tyłu gdy ci Witek nos  rozwalił,  to byś  się udławił własną krwią, bo tak  ci kazała siedzieć nasza geografka.  A tak naprawdę to nie mogę pojąć dlaczego w programie  szkolnym nie ma czegoś takiego jak kurs pierwszej pomocy a te kursy, które  są  w ramach kursów na prawo jazdy są prowadzone na żenująco  niziutkim poziomie i jedyne czego się nauczysz to tylko to żeby zawsze wezwać pomoc - ciekawe tylko jak i  czym gdy jesteś w terenie   niezabudowanym i nie masz  zasięgu w komórce.

A skąd wiedziałaś , że nie należy siedzieć z głową odchyloną  do tyłu - zaciekawił  się Andrzej. Z encyklopedii zdrowia - mieliśmy ją  z tatą w domu i wtedy sporo wiedzy łyknęłam. A potem to stale bywałam w księgarni medycznej na Hożej. I zawsze  sobie  coś  ciekawego upolowałam. Mam wrażenie  że nie jest to  szkodliwe  hobby, że chcę wiedzieć jak prawidłowo powinien pracować ludzki organizm i z czym należy dość  szybko pokazać  się u lekarza. Szkoda, że nie  wyczytałaś tam, że powinnaś  była jednak zdawać koniecznie po raz  drugi na medycynę - podsumował Andrzej. Eeee, jakoś bez  siebie wytrzymamy, to znaczy ja bez ukończenia  medycyny a medycyna  beze  mnie - stwierdziła Marta.

A co do Leny - ja ją mało znam - nie  widujemy  się przecież  często. Tak "z lotu ptaka",  a tak właśnie wyglądają moje  z nią kontakty to dość trudno mi powiedzieć jaka ona jest -jak na razie to mam wrażenie, że nie docenia możliwości intelektualnych dzieci, a obaj twoi chłopcy to bystre dzieciaczki i można ich już teraz  sporo nauczyć, trzeba im wciąż dostarczać nowych wiadomości i nowych  wrażeń, pokazywać im otaczający ich świat i bardzo dużo im tłumaczyć, jednocześnie obserwując czy rozumieją. Oni mają spory potencjał. Jest wiele miejsc,  w które już można z nimi pójść i które będą im  się podobały. Można z nimi pójść do Muzeum Etnograficznego, do Muzeum Kolejnictwa, Muzeum Wojskowego. Nie trzeba od razu całego Muzeum z nimi oblecieć, bo to zbyt wiele  wrażeń na  jeden raz. I nie można ich na  co dzień traktować jak przygłupów bo to jeszcze małe  dzieci.  Trzeba im  dobierać odpowiednie zabawki i takie książeczki by kot był podobny do kota, kura do kury, słoń do słonia. Porozmawiaj o tym z moim teściem, on jest dobry w te klocki, a twoje dzieciaki go lubią i nazywają dziadkiem. Teść Michała też jest super jeśli idzie o wychów dzieci w  wieku przedszkolnym i też już wymyśla dokąd można z dzieciakami pójść żeby było dla nich ciekawie i mądrze.

Mówisz tak, jak siostra mojej teściowej - stwierdził  Andrzej. Ona twierdzi, że już teraz obaj powinni być włączani i wdrażani w różne prace domowe, choć nie  da  się ukryć, że to na  samym początku może  być dla dorosłych męczące.  

No właśnie - siostra twojej teściowej ma rację. Twój starszy to chyba od  września pójdzie do zerówki, a młodszy mógłby iść do przedszkola. Jeśli będzie w prywatnym to może być nawet nie cały dzień, ale np. do leżakowania poobiedniego, którego większość dzieci nie lubi. I mam wrażenie, że pobyt ich pod okiem siostry twojej teściowej dobrze im obu zrobi, o ile Lena nie będzie protestować, twierdząc, że to jeszcze maleństwa. Bo Lena - przepraszam, że to powiem, kocha ich taką przysłowiową małpią miłością, czyli całą  swą uwagę i czułość skupia na  dziecku. A w naturze, gdzie małpy żyją w stanie  dzikim wcale tak nie jest - owszem to małe jest uczepione cały  czas matki, ale gdy matka dojdzie  do  wniosku, że czas by maluch przestał ssać tylko jej pokarm to traktuje  swe małe bardzo brutalnie, potrafi nawet nim  ciskać o glebę. A potem wcale nie interesuje się czy coś je  czy nie. Bo życie jest w naturalnych  warunkach  po prostu brutalne i mają przetrwać najsilniejsze osobniki. My w ogrodach stwarzamy zwierzętom nienaturalne warunki bytowania, więc i one inaczej się zachowują niż w naturze.

A co do tych Zielonoświątkowców - sprowokuj sprytnie rozmowę z Leną na ich temat.  Możesz też dowiedzieć się w jakich godzinach ów przybytek działa i pojechać by obejrzeć kto tam bywa. Sądzę, że mają jakąś kancelarię czy jak to się w kościołach nazywa- za mało się na tym znam bo nie  chodzę do kościołów-  i na pewno ci powiedzą w jakim  czasie ów przybytek działa. 

Wiesz - jako osoba bezdzietna to za bardzo się na hodowli  dzieci nie  znam- na pewno lepszy jest w tej materii Michał i Ala, więc myślę, że możesz  się z nim śmiało skonsultować w kwestii wychowu dzieci, ma ich w końcu troje a jedno nie jest jego  dziełem, ale kocha je bardzo , tak samo jak własną produkcję. A  Michał  na pewno lepiej się orientuje w  wychowie dzieci niż ja  - ja tyle wiem co ze "słychu i widu" a nie z własnego doświadczenia.

Zaczynam się zastanawiać czy mam jechać czy może przełożyć na jakiś inny termin - jeżeli tylko będzie to możliwe  - cicho powiedział Andrzej  A co? - w innym terminie coś się  zmieni w twoim życiu osobistym? Do ich pełnoletności to jeszcze daleko, a jak mówi przysłowie  "małe  dzieci mały kłopot, duże  dzieci duży kłopot". Teraz  to ci jeszcze  teściowa i jej siostra spolaryzują Lenę i dzieci, a jak będzie  za rok to nie wie nikt.  Trzy miesiące to nie jest bajecznie  długi okres, przetrzyma Lena to jakoś bez ciebie w towarzystwie mamy i cioci i kuzyna. W nagrodę może będziesz ją mógł ściągnąć na ostatni tydzień swego pobytu do Londynu - tydzień dwie babcie  z dwójką dzieci spokojnie wyrobią, bo oni będę grzeczniejsi gdy nie  będzie koło nich zaplecza w postaci Leny. Dzieci zawsze  są bardziej pyskate czując oparcie w postaci mamy, która je rozpieszcza.

A Michał mnie nie wyśmieje gdy mu powiem, że potrzebuję jego porady?- spytał Andrzej.  Michał to najzwyczajniej w  świecie chodząca dobroć i porządność w ludzkim  ciele - powiedział Wojtek. Wierz mi - ja  z nim pracuję w jednym pokoju, a przedtem był moim promotorem. I będę szczęśliwy gdy będę mógł z nim pracować do  samej emerytury. I bardzo nam  się marzy wspólna firma, ale wpierw  muszę zrobić doktorat, a tego się nie da  zrobić w rok i Michał czeka na ten mój doktorat, a mógłby już z kimś innym  zorganizować to, ale umówił się ze mną i czeka na mnie. Nie  znam innych tak porządnych ludzi. Więc zapewniam  cię, że na pewno podzieli  się z tobą swoim doświadczeniem w kwestii hodowli dzieci, bo ma dwóch chłopców i jedną księżniczkę.

                                                                      c.d.n.