środa, 6 czerwca 2012

250. Epilog

W tym ostatnim odcinku powinnam uzupełnić pewne wątki.
Moja matka - tuż przed powstaniem warszawskim straciła swoją matkę, która w wieku 42 lat zmarła na  udar krwotoczny. Brat matki jeszcze w 1939 roku wraz z wojskiem polskim wylądował w Anglii, służył w RAFie, był w obsłudze naziemnej, wrócił po wojnie do  Polski z żoną Angielką i synkiem. Życie w powojennej, zrujnowanej Warszawie nie posłużyło im, jego żona wróciła z powrotem do Anglii.Ojciec matki wpadł w ręce Niemców podczas łapanki, jeszcze przed 1944r i został wywieziony do  niemieckiego obozu, gdzie zapadł na gruzlicę. Zmarł niedługo po powrocie do Polski.
Wojenna miłość moich rodziców była krótka, rozstali się gdy miałam 2 lata. Wychowywałam się u rodziców ojca, z matką miałam kontakt sporadyczny, o jej rodzinie nic nie wiem, choć miałam kontakty z jej bratem.
W maju 2009 roku napisałam opowiadanie "Klara", poświęcone mojej matce,  znajdziecie je na tym blogu.
Mój ojciec - wraz z kuzynem trafili do niemieckiego obozu  pod Berlinem. Po zdobyciu Berlina i wyzwoleniu obozu mój ojciec wrócił do Warszawy, kuzyn zaś stamtąd wyruszył do Belgii, tam zaopiekowała się nim jakaś pani, pomogła ukończyć studia, potem wyekspediowała go do USA. Umarł w Polsce, gdzie mieszkał ostatnie kilka lat życia. Mój ojciec po wojnie wyprowadził się z Warszawy na stałe.
Siostra mego ojca-  też wyprowadziła się z Warszawy , zamieszkała na Wybrzeżu. Jeden z jej synów to mój
ukochany brat cioteczny, a jego żonę kocham jak siostrę.
Bratowa  babci - podobno przez cały czas pobytu w Warszawie żyła myślą, jak to poskarży się wreszcie swemu mężowi jakie straszne życie  miała w Warszawie. Nie dana jej była ta przyjemność, bo  brat babci zmarł  jeszcze w czasie wojny w wyniku sepsy po pęknięciu wrzodu żołądka.. I pomyśleć, że był doskonałym chirurgiem, wiedział, że ma wrzód, który należało wcześniej wyciąć, ale nie miał do nikogo zaufania, że dobrze to zrobi. Może nic dziwnego, że miał ten wrzód - wojna, żona Żydówka, a on był tajnym komendantem AK w swoim regionie. Bratowa Babci zmarła niepocieszona w latach pięćdziesiątych,  ich dwaj synowie wyemigrowali,  jeden osiadł w Kanadzie, drugi w USA.
Kuzynka  dziadka i jej synowie - dzięki  babcinej pomocy przetrwali jakoś wojnę. Ich ojciec został w Anglii, synowie przez "zieloną granicę" przedostali się do niego, ich matka dołączyła do nich legalnie w latach 50-tych. Chłopcy ukończyli tam studia, starszy wyjechał do Kanady, ściągnął tam już wiekowych rodziców. Był naczelnym architektem Ottawy, zachował polskie nazwisko, nie ukrywał swego polskiego rodowodu. Zmarł kilka lat temu w w wieku 85 lat. Długo nie mogłam rozgryzć stopnia naszego pokrewieństwa i szukając go, poodkrywałyśmy wiele ciekawych rzeczy.
Przez cały czas stanu wojennego przysyłał nam (nie proszony o to) pewexowskie paczki, wyjaśniając, że czuje się zobowiązany, bo im pomagała moja babcia. I o tym, że im pomagała dowiedziałam się właśnie od niego, nie od babci.
Dom, w którym się wychowywałam stoi nadal, ale mnie jakoś tam nie ciągnie . Wreszcie jest odnowiony, rany po kulach wreszcie poznikały. A był to bardzo ładny dom, obłożony płytami z piaskowca.
Dziś już od dawna nie  żyją moi dziadkowie, ich rodzeństwo,  moi  rodzice, brat mojej matki, siostra  mego ojca i jej mąż.
Coraz więcej świeczek do zapalania, coraz więcej wspomnień. Chciałabym by pamięć o tych, których
kochałam, przetrwała jak najdłużej, by moja córka przekazała ją swym dzieciom.