środa, 16 grudnia 2009

189. Podły proceder

Zapewne wszyscy słyszeliście o ograniczaniu przyrostu naturalnego
w Chinach.W dużych miastach wolno mieć jedno dziecko, na wsi dwoje,
o ile pierwsza urodziła się dziewczynka.

W każdym mieście działa biuro planowania rodziny, którego pracownicy
są uprawnieni do wydawania skierowań na aborcję i sterylizację.
Osobom posiadającym więcej dzieci niż to wynika z zezwolenia, grozi
kara finansowa w wysokości ich sześciokrotnego rocznego dochodu.
Dotychczas w małych miasteczkach i na wsiach, gdy rodzice nie byli
w stanie uiścić kary za ponadnormatywne potomstwo, urzędnicy zabie-
rali im zwierzęta i część dobytku.

Powszechnie uważa się,ze małe dzieci, a głównie dziewczynki są po-
rzucane przez rodziców, którzy nie są w stanie zapłacić kary.
Dzieci trafiają do sierocińców, a stamtąd do zagranicznych adopcji,
większość do Stanów Zjednoczonych. Rodzice adopcyjni płacą sierociń-
com po 3 tysiące dolarów za każde dziecko.Nic dziwnego,że tak docho-
dowy interes skusił wielu nieuczciwych urzędników biur do spraw
adopcji.

Z wielu małych miejscowości napływają skargi rodziców, że są zmu-
szani do oddania dzieci do sierocińca lub dzieci te są im siłą za-
bierane przez urzędników do spraw adopcji. Kiedyś zabierali inwen-
tarz żywy lub martwy, teraz - dzieci.
W małych miasteczkach prawie każdy zna kogoś, komu odebrano dziecko.
Prawo wprawdzie nie upoważnia funkcjonariuszy do odbierania dzieci
rodzicom, ale okazuje się, że w praktyce pracownicy ośrodków plano-
wania rodziny to grupa silniejsza niż bezpieka.

Międzynarodowe organizacje zajmujące się adopcją dzieci mają zastrze-
żenia co do sposobu , w jaki Chiny przekazują dzieci do adopcji, bo
zjawisko to przerodziło się w rynek sterowany podażą i popytem. Wg
ekspertów chiński system adopcyjny wymaga pilnych reform i dokładnej
kontroli przepływu pieniędzy płynących z adopcji.

Wielu amerykańskich rodziców adopcyjnych ma teraz niemały problem
natury moralnej. Adoptowali chińskie dzieci, bo mówiono im, że to
dzieci porzucone, które zginą na ulicy, jeśli nie udzieli im się
pomocy. Teraz mają podejrzenie,że to nie były dzieci porzucone
przez rodziców, ale dzieci zabrane rodzicom wbrew ich woli. Oni te
dzieci kochają, chcą by miały kontakt z chińską kulturą (wiele
dzieci chodzi na lekcje kultury chińskiej), ale nie wyobrażają sobie
by nagle kilkuletnie dziecko odesłać do Chin. Są zdecydowani powie-
dzieć dzieciom skąd się wzięły w ich domu, niektórzy podejmują
próby odnalezienia rodziców biologicznych swego adoptowanego dziecka,
by mogło ono w przyszłości utrzymywać z nimi kontakt.

A biologiczni chińscy rodzice twierdzą,że teraz , po upływie kilku
lat chcieliby wiedzieć,gdzie jest ich dziecko, zobaczyć jego zdjęcie
i przekazać dziecku,że tęsknią za nim i nigdy go nie porzucili.

Osobiście nie wierzę w możliwość szczęśliwego rozwiązania tych spraw.
Władze chińskie wprawdzie zapewniają,że winni porwań zostali ukarani,
ale kara to było wpisanie nagany do akt kilku urzędników, a proceder
był prowadzony w wielu miejscach, przez wielu ludzi.

Od początku lat 90. ponad 80 tysięcy chińskich dzieci trafiło do
adopcji zagranicznej.
Mam nadzieję,że wszystkie trafiły do odpowiedzialnych i kochających je
ludzi. Z pewnością mają lepsze warunki niż miałyby w swych ojczystych
stronach. Ale moim zdaniem wyrządzono im i ich rodzicom wielką, nie
do naprawienia krzywdę.

(na podst.art.B.Demick, Los Angeles Times)